|
POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH
| | | | |
| 2010-11-16, 00:04
2010-11-15, 23:58 - emka64 napisał/-a:
Badania wykazały, że 40% mężczyzn miało pierwszy kontakt seksualny pod prysznicem.
Pozostałych 60% w wojsku nie służyło.
|
| | | | | |
| 2010-11-16, 00:09
2010-11-16, 00:04 - Magda napisał/-a:
służyłeś? |
| | | | |
| | | | | |
| 2010-11-16, 00:41
2010-11-16, 00:09 - emka64 napisał/-a:
robiłem badania |
| | | | | |
| 2010-11-16, 07:51
2010-11-16, 00:41 - Magda napisał/-a:
pod prysznicem? |
Z badań wyszło, że 45 stopni, to kąt największej donośności. |
| | | | | |
| 2010-11-16, 08:02
2010-11-15, 23:58 - emka64 napisał/-a:
Badania wykazały, że 40% mężczyzn miało pierwszy kontakt seksualny pod prysznicem.
Pozostałych 60% w wojsku nie służyło.
|
Jest w tym coś prawdy... w wojsku nie byłem i pierwszego kontaktu pod prysznicem nie przeżyłem. Jestem w 60-ciu procentach ;) |
| | | | | |
| 2010-11-16, 14:15
jechał facet samochodem, a że samochód dobry, szybki, to sobie nie żałował. Mimo, że było mokro i ślisko, to na liczniku 150 km/h...180...220...250... aż tu nagle zakręt, a za zakrętem furmanka...
Nic się nie dało zrobić, nastąpiło jedno wielkie rozpierdziu, z furmanki drzazgi, konie latają w powietrzu, woźnicy urwało nogi. Facet zatrzymał się po kilkuset metrach, patrzy, o ku..a, ale jatka...
Nic to, myśli, może ktoś przeżył i trzeba mu pomóc. Podchodzi bliżej, a tam konie z bebechami na wierzchu, ledwo dyszą. Trzeba je jakoś dobić, po co mają się męczyć. Złapał za siekierę, która wypadła z furmanki, podszedł do jednego konia, potem do drugiego i pozarąbywał na śmierć.
Stoi cały ociekający krwią, zauważył woźnice. Woźnica cały w strachu szybko przykrył kocem urwane nogi i mówi:
Panie, patrz pan, a mnie to nawet nie drasnęło... |
| | | | | |
| 2010-11-16, 14:21
facet zobaczył na ulicy kobietę z mega super biustem. Podbiegł do niej i pyta:
- czy dasz mi ugryźć jedną pierś za stówę?
- wal sie pan !
- to może za tysiąc ?
- nie jestem dziwką !!
- a za 10.000 zł ??
Kobieta pomyślała, że to jednak spora sumka i warto ją zdobyć.
- dobra, ale nie tutaj.
Poszli w ciemny zaułek, gdzie kobieta rozebrała się od pasa w góre pokazując najpiękniejsze piersi na świecie...
Facet zaczął je lizać, pieścić, ssać i całować, ale nie gryzł. W końcu kobieta sie zniecierpliwiła
- no gryzie pan czy nie !
- nie, trochę drogo... |
| | | | |
| | | | | |
| 2010-11-17, 14:09
W sklepie ze sprzętem sportowym babka ogląda różne towary. W końcu
wskazuje na jeden i mówi do męża: - Jak mi to kupisz, będę wyglądać jak
nastolatka. - Kochanie, to jest bieżnia, a nie maszyna czasu. |
| | | | | |
| 2010-11-21, 06:29
Grupa 40-latków zawzięcie dyskutuje gdzie by tu się spotkać
na obiad. W końcu ustalają, że najlepiej będzie spotkać się
w restauracji FELIX ponieważ tamtejsze kelnerki mają
bluzeczki z głębokimi dekoltami a wódka nie jest droga.
10 lat później gdy członkowie grupy mają po 50 lat, grupa
spotyka się ponownie i znowu dyskutuje gdzie się umówić.
W końcu ustalają, że najlepiej się spotkać w restauracji
FELIX ponieważ jest tam bardzo dobre jedzenie i duży wybór
win.
10 lat później, gdy mają po 60 lat, grupa znów się spotyka
i dyskutuje gdzie się umówić. Zapada decyzja, że najlepiej
spotkać się w restauracji FELIX ponieważ można tam zjeść w
spokoju, w dodatku restauracja jest dla niepalących.
10 lat później mają po 70 lat, znów się spotykają i
dyskutują gdzie się umówić. W końcu ustalają, że najlepiej
spotkać się w restauracji FELIX ponieważ w tamtejszej
restauracji jest wjazd dla wózków inwalidzkich.
10 lat później członkowie grupy mają po 80 lat znów się
spotykają i dyskutują gdzie tu pójść. W końcu postanawiają
że najlepiej spotkać się w restauracji FELIX.
Zgodnie uznają, że pomysł jest wspaniały bo jeszcze nigdy
tam nie byli.
|
| | | | | |
| 2010-11-21, 10:08 Od Edka z Edmonton dostałem
Kaznodzieja wygłasza niedzielne kazanie na temat przebaczenia. Po płomiennej przemowie pyta zgromadzonych:
- Ilu z was, bracia, przebaczy swoim wrogom?
Połowa wiernych podnosi ręce do góry. Niezadowolony kaznodzieja kontynuuje kazanie. Mija 20 minut i znowu pyta:
- Ilu z was, bracia, przebaczy swoim wrogom? Tym razem zgłasza się jakieś 80%. Kaznodzieja jeszcze zawiedziony wraca do kazania. Mija kolejne 30 minut. Kaznodzieja znowu pyta:
- Ilu z was, bracia, przebaczy swoim wrogom?
Ponieważ wszyscy już myślą o obiedzie, wszyscy podnoszą ręce do góry. Wszyscy z wyjątkiem staruszki z drugiego rzędu. Kaznodzieja pyta:
- Dlaczego pani nie chce przebaczyć wrogom?
- Nie mam żadnych.
- Jakie to niezwykłe! Ile pani ma lat?
- 93.
- Niech pani wyjdzie na środek i powie wszystkim jak to możliwe, żeby w takim sędziwym wieku nie mieć żadnych wrogów.
Staruszka nieśmiało wychodzi na środek, bierze mikrofon i mówi:
- Przeżyłam wszystkich sukinsynów!
|
| | | | | |
| 2010-11-22, 20:49
My, dzieci toksycznych rodziców.
Kochani Moi.
Dostałem poniższą ciekawostkę. Coś w tym jest.
Sądzę, że najwięcej – PRAWDY.
Był inny świat…
Ja, moi bracia i reszta naszej ulicy spędzaliśmy
dzieciństwo na obrzeżach małego miasteczka-właściwie na
wsi. Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni
się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny.
Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są
patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy
patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło
nam spędzi nasz wiek dziecięcy. Wspominany z nostalgią
nasze szalone lata 80-te:
Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić
się na licznych w naszej okolicy budowach. Gdy w stopę wbił
się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem.
Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka
nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że
pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy).
Nie chodziliśmy do przedszkola. Rodzice nie martwili się,
że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy
jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.
Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał
czy się spociliśmy.
Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą
służył czosnek, herbata ze spirytusem i pierzyna. Dzięki
temu nigdy nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy.
Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic
stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie
wsadził babci do wariatkowa za raczenie dzieci spirytusem.
Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy
jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie
bała się że zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo
zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście
na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem.
Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał
nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a
ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec
z sąsiadem wypijali wieczorem piwo-jak zwykle.
Nikt nie pomagał nam odrabiać lekcji, gdy już znaleźliśmy
się w podstawówce. Rodzice uważali, że skoro skończyli już
szkołę, to nie muszą do niej wracać.
Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas
dorośli. Nikt nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie
potrzebował specjalnych lekcji aby się tej sztuki nauczyć.
Zimą ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze
przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo
lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż
wszyscy się trochę baliśmy. Dorośli nie wiedzieli do czego
służą kaski i ochraniacze.
Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny
pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa
rodzinnego.
Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję
(wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie
skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy
pomocą dydaktyczną, a policja zajmowała się sprawami
dorosłych.
Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku.
Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu,
nie trafiał do poprawczaka.
W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli
do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu
spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać.
Pies łaził z nami-bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał,
nikt nie zwracał nam uwagi.
Raz uwiązaliśmy psa na "sznurku od presy" i poszliśmy z nim
na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec
powiązał nas na sznurkach i też wyprowadził na spacer.
Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze.
Mogliśmy dotykać innych zwierząt. Nikt nie wiedział, co to
są choroby odzwierzęce.
Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do
wiatru, żeby się nie obsikać lub "tam" nie zaziębić. Każdy
dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył, po tej
czynności, rąk.
Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z
laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali
się jej kłaniać, mówić dzień dobry i nosić za nią zakupy.
Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić dzień dobry.
A każdy dorosły miał prawo na nas to dzień dobry wymusić.
Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się
głośno śmiał, gdy nam się gęby powykrzywiały. Trzymaliśmy
się z daleka od fajki dziadka.
Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam
sąsiad. Ojciec postawił mu piwo.
Do szkoły chodziliśmy półtora kilometra piechotą. Ojciec
twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły; on chodził pięć
kilometrów.
Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść
lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.
Współczuliśmy koledze z naprzeciwka; on codziennie musiał
chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli
oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również.
Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata,
zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz.
Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i
sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść.
Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności.
Nikt nam nie liczył kalorii.
Żuliśmy wszyscy jedną gumę, na zmianę, przez tydzień.
Nikt się nie brzydził.
Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze
strumienia. Nikt nie umarł.
Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami.
Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd.
Musieliśmy całować w policzek starą ciotkę na powitanie -
bez beczenia i wycierania ust rękawem.
Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą.
Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem.
Nikt nas nie chronił przed złym światem. Idąc się bawić,
musieliśmy sobie dawać radę sami.
Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie
same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.
Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi
przechodnie i koledzy ze starszej klasy. Rodzice chętnie
przyjmowali pomoc przypadkowych wychowawców.
Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie
wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód.
Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci
według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać
patologicznymi rodzicami. Dziś jesteśmy o wiele bardziej
ucywilizowani.
My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że
wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas dobrze
wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD,
bakterii, dysleksji, dysgrafii, dyskakulii, psychologów,
znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i
lekcji baletu.
A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!
Powyższy tekst to – jak sądzę – wspomnienia jakiegoś
trzydziesto-czterdziestolatka.
Ja swoje dzieciństwo przeżyłem w latach 60-tych i 70- tych
ubiegłego wieku. Potwierdzam, że było jw. a nawet jeszcze
ciekawiej!
Np. m.in.:
Piło się mleko kupowane luzem, tzn. nalewane w mleczarni z
bańki do przyniesionego naczynia. Mleko nie było
pasteryzowane ani homogenizowane. Wszyscy przeżyli.
Wychowywania przez sąsiadów też doświadczyłem.
Za strzelanie z procy do wróbli dostałem kilka soczystych
klapsów od sąsiadki. Pobiegłem z płaczem do mamy i
poskarżyłem się na panią S. Mama spytała: Za co? No to się
przyznałem. Mama “poprawiła” po pani S. Tylko mocniej.
W szkole za naganne zachowanie dostawaliśmy od nauczyciel
tzw. łapy (walił drewnianą linijką w otwartą dłoń), ale
nikt nie zawiadamiał kuratorium lub milicji (a tym bardziej
rodziców) o znęcaniu się nad dziećmi. Prasa też o tym nie
pisała. A ja i inni koszmarnych snów nie mają.
Łaziliśmy po dachach, wspinaliśmy się na drzewa – wysokie.
Nikt nie spadł, nikt się nie zabił, ani nie połamał.
Jeśli ktoś był nieukiem, zostawał na drugi rok w tej samej
klasie. Tadek J. powtarzał nawet pierwszą klasę. Janusz B.
nie tylko nie dostał promocji z czwartej do piątej klasy,
ale cofnięto go do trzeciej. Nic mi nie wiadomo, żeby z
tego tytułu nasza szkoła poniosła jakieś konsekwencje
za “niski wskaźnik efektywności nauczania”.
W pierwszej klasie podstawówki było nas 46 szt.
Wychowawczyni nie miała żadnych kłopotów z utrzymaniem tego
towarzystwa w stanie ciszy i wytężonej uwagi.
W starszych klasach (5 do 7) za pewne przewinienia pan
profesor W. zadawał do przepisania regulamin szkolny (za
małe przewinienie 3x za duże nawet 10x). Opóźnienie, lub
niewykonanie kary w terminie powodowało jej podwojenie.
Na giełdzie gotowe regulaminy chodziły po 3-5 zł.
Co odważniejsi wkładali do środka jakieś zapisane kartki ze
starego zeszytu; albo puste. To było duże ryzyko, bo
niekiedy pan profesor zamiast -jak zwykle – przedrzeć plik
kartek z przepisanymi regulaminami, sprawdzał ile, co i jak
jest napisane. Ale rzadko Nikt nie narzekał.
W liceum obowiązkowo nosiło się mundurki (garnitury),
tarcze na rękawie (z nazwą i ew. numerem szkoły) i czapki –
inne dla każdej szkoły. (Nie tylko do szkoły – po szkole
też!)
Po 20:00 nie wolno się było pokazać na ulicy (to było
bardzo poważne wykroczenie), ale nikt nie pisał do
rzecznika praw... (nie było takiego, ale gdyby był, to też
nikt by się nie skarżył).
A my... Mimo wszystko czuliśmy się wolni i szczęśliwi!
|
| | | | | |
| 2010-11-22, 21:03
Wchodzi kogut do łazienki..........
a tam kurki zakręcone:))) |
| | | | |
| | | | | |
| 2010-11-22, 22:41
| | | | | |
| 2010-11-24, 18:19
| | | | | |
| 2010-11-24, 22:42
Konik Polny i Mrówka
Wersja tradycyjna
Mrówka pracowała w pocie czoła całe upalne lato.
Zbudowała solidny dom i zebrała zapasy na srogą zimę.
- "Głupia mrówka" - myślał konik polny, który okres kanikuły
spędził na tańcach i hulankach.
Kiedy nadeszły chłody i deszcze, mrówka schowała się w domu
i skosztowała zapasów.
Konik polny umarł z głodu i zimna.
Wersja współczesna
Mrówka pracowała w pocie czoła całe upalne lato.
Zbudowała solidny dom i zebrała zapasy na srogą zimę.
- "Głupia mrówka" - myślał konik polny, który okres kanikuły
spędził na tańcach i hulankach.
Kiedy nadeszły chłody, mrówka schowała się w domu i
skosztowała zapasów.
Drżący z zimna i głodny jak wilk konik polny zwołał
konferencję prasową, na której zadał pytanie:
- Dlaczego na świecie są mrówki z własnym domem i pełną
spiżarnią, podczas gdy inni muszą cierpieć głód i nie mają
dachu nad głową?!!
TVN, Polsat i Telewizja Polska pokazują zdjęcia sinego z
zimna konika polnego i siedzącej przy kominku zadowolonej
mrówki.
Po programie Elżbiety Jaworowicz cała Polska jest
wstrząśnięta tak drastycznymi nierównościami społecznymi.
- Jak to możliwe - pyta Monika Olejnik patrząc prosto w
oczy - że w środku Europy na początku trzeciego tysiąclecia
jest jeszcze tyle niesprawiedliwości?!! Dlaczego konik
polny musi tak cierpieć?!!
Rzecznik prasowy OFKP (Ogólnopolskie Forum Koników Polnych)
występuje w głównym wydaniu Wiadomości i oskarża mrówkę o
nacjonalizm, szowinizm i konikofobię!
Maciej Czereśniewski wraz z nowo powstałym zespołem śpiewa
protest song "Nie łatwo być konikiem".
Piosenka błyskawicznie zdobywa pierwsze miejsce na listach
przebojów.
Lider na krajowym rynku jednorazowych chusteczek notuje
rekordowy wzrost sprzedaży.
Koniki polne zapowiadają zlot gwiaździsty w Warszawie w
pierwszym dniu kalendarzowej zimy.
Frakcja młodych koników polnych przed domem mrówki
organizuje pikietę pod hasłem "Każdy chce żyć".
Te same koniki zakładają Samoobronę i LPR - Ligę Pasożytów
Rzeczpospolitej.
Stowarzyszenie Życie i Pracowitość publikuje na stronie
internetowej memoriał o większej liczbie aktów przemocy w
domach, w których mrówki mają klucze do spiżarni.
Zaproszony do studia cyklicznej audycji "Co z tą Polaną?"
charyzmatyczny przywódca Partii Polnej pyta, czy nie warto
sprawdzić w jaki sposób mrówka osiągnęła tak wysoki status
w kraju, w którym jest tak dużo biedy?;
- "Należy wprowadzić podatek, który wyrówna szanse
wszystkich mrówek i koników" - postuluje.
Prezydent wraz z żoną w specjalnym oświadczeniu zapewniają
obywateli, że zrobią wszystko co w ich mocy, aby przywrócić
wiarę w prawo i sprawiedliwość.
Następnego dnia parlament w trybie przyśpieszonym uchwala
ustawę, która nakazuje wszystkim mrówkom przekazać w formie
podatku nadmiar zapasów do Centralnego Spichlerza.
...20 lat później...
Konik polny zjada resztę zapasów mrówki.
W telewizorze, który kupił za pieniądze ze sprzedaży
jedzenia widać nowego przywódcę, który rozpromieniony mówi
do wiwatujących tłumów, że bezpowrotnie mijają czasy
wyzysku i teraz nareszcie zapanuje prawo i sprawiedliwość.
|
| | | | | |
| 2010-11-25, 10:12
To o koniku i mrówce to najlepsze, co do tej pory czytałem w tym temacie. Dzięki :) |
| | | | | |
| 2010-11-25, 14:41
To i ja dodam swojego ulubionego (no może jednego z wielu).
Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Jeden bocian już tak. Niech mi więc nikt nie wmawia, że rozmiar ptaka nie ma znaczenia. |
| | | | |
| | | | | |
| 2010-11-25, 22:15
- Otwierać! Milicja!
- Nie zamawialiśmy milicji, tylko prostytutki!
- Ale to sąsiedzi nas wzywali!
- Sąsiedzi wzywali, to niech sąsiedzi ruch@ją.
|
| | | | | |
| 2010-11-25, 22:18 Tak rodzi się agresja
- Wiesław, coś taki markotny?
- Nie wiesz?! Benek nie żyje!
- No coś ty?! Jak to?!
- Wrócił przedwczoraj do domu, wypił, położył się do łóżka, zapalił szluga, pościel się zajęła;
- I spalił się?!
- Nie. Zdążył okno otworzyć i wyskoczyć.
- I połamał się na śmierć?
- Nie. Straż wezwał. Strażacy rozciągnęli takie koło z gumy i na tam skoczył.
- Pękło?
- Nie. Jakoś tak się od tego odbił i z powrotem wskoczył do chałupy.
- I się spalił.
- Nie! Odbił się od framugi i spadł;
- Rozbijając się?
- Otóż nie!. Stał tam wóz strażacki. Z plandeką. Trafił w to, odbił się i znowu wskoczył do okna.
- Zginął?
- Nie. Spadł, odbił się znów od tej gumy i wleciał do mieszkania!
- Żeż w ryj! To jak ten Benek zginął?!
- Zastrzelili go, bo ich zaczął wk***iać. |
| | | | | |
| 2010-11-26, 17:46 Piżama
Dziadkowie goszczą wnuczkę lat 16!
Po kąpieli przemyka się nago od łóżka
-babcia pyta a dlaczego tak?
-to jest teraz taka modna piżama odpowiada wnuczka
Za kilka dni...
babcia lezy nago w łóżku
-dziadek -co to jest?
-to jest teraz taka modna piżama odp.babcia
-dlaczego nie wyprasowana? pyta dziadek
Pozdrawiam
|
|
|
|
| |