redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO
  Dyscyplina  
  Status  Wątek zamknięty ogólnodostępny
  Multi-Forum  Półmaraton Jurajski - To mógłby być zwykły bieg !!!
  Wątek założył  Admin (2008-06-18)
  Ostatnio komentował  stanwoj7 (2009-06-28)
  Aktywnosc  Komentowano 1210 razy, czytano 7020 razy
  Lokalizacja
 Rudawa k.Krakowa
  Sponsor watku  
  Podpięte zawody  XVI EKO Jurajski Półmaraton Małopolska Biega
  IV Jurajski Półmaraton o Puchar Starosty Krakowskiego
  XI Półmaraton Jurajski
  V Jurajski Półmaraton o Puchar Starosty Krakowskiego
  XVII EKO Jurajski Półmaraton
  VI Jurajski Półmaraton
  XII EKO Jurajski Półmaraton
  VII Jurajski Półmaraton
  XIII EKO Jurajski Półmaraton
  14. EKO Jurajski Półmaraton
  VIII Półmaraton Jurajski
  XV EKO Jurajski Półmaraton Małopolska Biega
  IX Półmaraton Jurajski
  X Półmaraton Jurajski
Wątek wielostronicowy, wyświetlana strona:    
1  2  3  4  5  6  7  8  9  10  11  12  13  14  15  16  17  18  19  
20  21  22  23  24  25  26  27  28  29  30  31  32  33  34  35  36  37  38  39  
40  41  42  43  44  45  46  47  48  49  50  51  52  53  54  55  56  57  58  59  
60  61  

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH



Kowal
Dariusz Kowalski

Ostatnio zalogowany
2013-06-10
08:47

 2009-06-15, 08:09
 
2009-06-15, 08:01 - Jasiek napisał/-a:

Ja się jeszcze nie odnalazłem po wczorajszej imprezie - dusza wciąż tuła się po Rudawie!... więc póki nie zbiorę do kupy porozrzucanych po jurajskich dolinkach cząstek siebie, tylko podziękuję "Ekipie Ostatniej Minuty" za te niezapomniane chwile!... Jesteście żywym dowodem, że bieganie służy nie tylko poprawie kondycji fizycznej, ale również jednoczy ludzi, budując trwałe przyjaźnie, i przede wszystkim jest doskonałą zabawą! :)))

P.S. Oprócz medalu przywiozłem z Rudawy wytatuowany słońcem podkoszulek! :)
Ja zaś resztę niedzieli starałem się spędzić trzymając głowę w zamrażalniku. Z racji niemania czapeczki z lekka przypaliwszy sobie glackę.

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (2 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (2 sztuk)


tytus :)
Leszek Szopa
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
2024-03-29
15:05

 2009-06-15, 08:19
 
ja w przeciwieństwie do Ciebie, czapkę mam zawsze

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (52 wpisów)

 



_Adams_
Michał Adamowski

Ostatnio zalogowany
2013-09-04
18:13

 2009-06-15, 08:38
 
Witam Wszystkich!

Wczorajszy bieg byłbez dwóch zdań rewelacyjnym! Zarówno organizacyjnie, jak i biegowo! Jestem pod wrażeniem tej imprezy i serdecznie pragnę wszystkim organizatorom za nią podziękować! W przyszłym roku będę polował na to żeby zapisać się w pierwszej setce na bieg :)

Niech organizatorzy nie odbiorą tego źle, ale chciałbym napisać swoich kilka "ale" co do biegu, który wg mnie był rewelacyjny! :)
Napisze tylko kilka rzeczy które mogłby zostać poprawione w przyszłym roku:
- rodzice jak chcieli przyjechać, to mieli problemy z trafieniem od północy Rudawy (brak oznaczeń w tamtych miejscach); dojazd natomiast od strony Krakowa był rewelacyjny!!
- można by ustawić chociaż jeden ekran na trasie z odliczaniem czasu (np przy pomiarze na dziesiątym kilometrze trasy)
- można by pomyśleć i troszeczke lepiej skonstruować paliki, na których były napisane kilometry. Tak żeby były i lepiej widoczne i nie wyginał ich wiatr.

Pozdrawiam.

  NAPISZ LIST DO AUTORA




Ostatnio zalogowany



 2009-06-15, 08:45
 
Rudawa nie zawiodła!! Jestem bardzo zadowolona z zawodów!! Nawet życiówkę z Dąbrowy poprawiłam o minutę :)
Niesamowicie pozytywnie zaskoczyły mnie masaże, na które czekałam tylko jakieś 20 minut, a Panie po prostu przywróciły moje mięśnie do życia! Dziękuje :)
Atmosfera jak zwykle radosna, trudność trasy nie przyćmiła biegowej radości!!
Oby tak dalej, co rok Rudawa będzie gościć w moim biegowym kalendarzu.
Pozdrawiam organizatorów i biegaczy!

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (35 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (12 sztuk)


golon
Mateusz Golonka
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
---


 2009-06-15, 09:12
 
Dla mnie wszystko było rewelka - ognisko było super :-)
Tylu przyjaciół spotkałem w Rudawie jak nigdy :-)
Trasa ciężka dużo podbiegów i zbiegi - nabiegałem 1h 25min 21sek - 51miejsce w Open i 4 wśród studentów zabrakło 10sek tylko do 3miejsca niestety może za rok się uda :-)
Widoki piękne na trasie były :-) Było znakomicie i co rok będę wracał do Rudawy :=) Dziękuję masażystkom od razu po biegu poszedłem na masaż i po nim nogi czułem jakbym miał nowe :D
Dziękuję Organizatorom za wszystko !!!
Do zobaczenia w przyszłym roku na Półmaratonie Jurajskim

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (172 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (55 sztuk)


Kedar Letre
RADOSŁAW Ertel
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
---


 2009-06-15, 09:15
 
2009-06-14, 19:04 - shadoke napisał/-a:

Mnie chyba spuchły uszy..
I trochę mnie suszy.
Ale i tak Was lubię
i na koniec powiem: DZIĘKUJĘ!!


Impreza super zorganizowana, trasa cudowna..nic tylko biegać, biegać, biegać:)

P.S.
JUtro napiszę cos bardziej sensownego:)
Jak mówiła Gaba: -"z nami nie jest lekko" :)
Na pozbycie się nas nie miałaś żadnych szans.Choćbyś na kolanach błagała.No chyba ,że depnęłabyś po 3.01/km.

Mam nadzieję ,że nóżki już doszły do siebie a my nie będziemy bohaterami koszmarów, które po tych 3 godz. spędzonych razem mogą Cię nawiedzać jeszcze przez jakiś czas :)

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (81 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (22 sztuk)


Kedar Letre
RADOSŁAW Ertel
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
---


 2009-06-15, 09:18
 
2009-06-14, 19:02 - mamusiajakubaijasia napisał/-a:



Nie wiem, czy oglądanie mnie to takie szczęście;)

A łatwo mnie było zobaczyć, bo zgodnie z zapowiedzią biegłam w "Ekipie Ostatniej Minuty", a w dodatku miałam nick wypisany na koszulce:)

Z tego co działo się w Rudawie wczoraj i dzisiaj jestem bardzo kontenta:)

Dziękuję wszystkim moim przyjaciołom i znajomym, którzy zechcieli mnie odwiedzić, spędzić u mnie noc, zjeść śniadanie czy ciasto pobiegowe:)

Macie do nas nieustające zaproszenie:)
(tylko proszę o wcześniejszy anons)

Ognisko, choć zupełnie inne niż w zeszłym roku, bardzo udane:)
Krysiu, Radku...Wy wiecie:)
Wiemy,wiemy!!!

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (81 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (22 sztuk)

 





Ostatnio zalogowany



 2009-06-15, 09:39
 
Duch Rudawy żyje! Pomógł mi ukończyc ten trudny bieg. Widzę, że nie tylko ja mam indiańską twarz, heheheheh.
Dzięki wielkie za całą imprezę, organizację i wspaniały bieg. Był to dla mnie wspaniały debiut na tym dystansie.

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (10 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (5 sztuk)


Kedar Letre
RADOSŁAW Ertel
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
---


 2009-06-15, 09:45
 
Impreza ( jak już ktoś wcześniej wspomniał) KLIMATYCZNA.
Wiecej napiszę w blogu i zaznaczam ,że najprawdopodobniej będzie to blog dla wytrwałych.O tym biegu nie da się napisać krótko.
No dobra, może i sie da,ale ja odczuwam potrzebę długaśnego opisania wszystkich swoich wrażeń.

PRZEPRASZAM wszystkich za moją kwaśną i z pozoru niezadowoloną minę po biegu.
Jak minęła euforia związana z biegowymi przeżyciami dopadło mnie po prostu zmęczenie.
W nocy z piątku na sobote spałem dość krótko, w nocy z soboty na niedzielę "spałem" godzinę ( jedną godz).Później żarówka z nieba no i choć się starałem to mnie tak jakoś przytłoczyło.
Przytłoczył mnie jeszcze na koniec mój synek, który również zmęczony zaczął wyprawiać różne numery. Np. wypijanie z walających się po trawie puszek resztek piwa,lub oblizywaniu ohydnych ,również walających się widelców i noży (BLEEEE).

DZIĘKUĘ WSZYSTKIM za to ,że byli i stworzyli tak wspaniałą atmosferę

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (81 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (22 sztuk)


Radom
Jakub Radomski

Ostatnio zalogowany
2023-11-24
11:09

 2009-06-15, 10:30
 Wyniki
Są juz wyniki biegu. Przysłał Bogdan Sądel.

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (4 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (5 sztuk)


ciutek
Maciej Mierzwa

Ostatnio zalogowany
2020-08-24
20:08

 2009-06-15, 10:49
 
Przepraszam za tyle słów i to jeszcze nie rymowanych, ale musiałem:
Siedziałem w samochodzie, rozwalony na tylnych siedzeniach, wyluzowany i wypoczęty, wiedziałem, że przede mną jeszcze kawał drogi, choć nie wiedziałem, gdzie jadę, ale przecież nie to jest najważniejsze w tej podróży. Chwilę później i tak straciło to jakiekolwiek znaczenie, ale nie, nie była to żadna tragedia, żaden wypadek, po prostu obudziłem się i stwierdziłem, że owszem leżę rozwalony, wyluzowany i wypoczęty, ale w swoim własnym łóżku, a na zegarku mniej więcej 6.41 i jakieś 26 sekund. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to że jest to wczesna godzina i mógłbym jeszcze pospać, druga, to że jest dzień moich urodzin, więc jest pięknie, a trzecia, to że dziś półmaraton w Rudawie, więc jest jeszcze piękniej i z uśmiechem na ustach wyskoczyłem z łóżka, by zrobić sobie śniadanie.
Nie będę opowiadał, co zjadłem, bo potem wszyscy chcieliby jeść to samo na przedstartowe śniadanie, by potem uzyskiwać tak dobre wyniki jak ja, ale powiem, że po śniadaniu poczułem się jeszcze lepiej i wskoczyłem do łóżeczka, by poleniuchować chwil kilka. W końcu dziś są moje urodziny, więc dlaczego nie mam sobie pozwolić na odrobinę lenistwa? Niestety nie mogłem pozwolić sobie na za wiele, bo spodziewałem się rychłego telefonu od Kazima, z którym miałem jechać do Rudawy. Tym razem z łóżka już nie wyskoczyłem, bo byłem cięższy o solidne śniadanie, ale wstałem z godnością i zacząłem się ubierać. Na szczęście spakowany byłem już dzień wcześniej, bo chwilę później rzeczywiście rozdzwonił się telefon, a w słuchawce usłyszałem głos Kazima i wiedziałem, że nie mam za wiele czasu. Szybko założyłem buty, zarzuciłem plecak i po chwili siedziałem w samochodzie obok Kazima. Co prawda nie rozwalony na tylnych siedzeniach jak we śnie, ale też całkiem wygodnie, no i przede wszystkim wiedziałem jaki jest cel mej podróży – Rudawa! Wcześniej jednak podjechaliśmy jeszcze po trzeciego, czyli Pawła, z którym miałem zamiar przebiec dziś całą trasę półmaratonu.
Na miejscu byliśmy koło 9, sprawnie kierowani przez panów odzianych w odblaskowe kamizelki zaparkowaliśmy na rozległym parkingu pośród setek innych aut. Szybko przebraliśmy ciuchy startowe i rozpoczęliśmy krótką rozgrzewkę. Już w czasie rozgrzewki więcej namachaliśmy językiem niż nóżkami, ale to już widać miał być taki dzień, bo i potem było podobnie. Rudawa to jednak specyficzne miejsce, można tam spotkać wielu dobrych znajomych i nie sposób przejść obok nich obojętnie nie zamieniwszy słowa. Jeszcze przed startem udało nam się namierzyć dwie nasze koleżanki, które miały nam towarzyszyć na rowerach, a zagadaliśmy się tak, że mało brakowało, abyśmy się spóźnili na start. Oczywiście Kazim porzucił nas już wcześniej, bo on musiał w tej wielkiej grupie biegaczy zgromadzonej na starcie, znaleźć sobie dobre miejsce wyjściowe, by już na starcie nie stracić zbyt wiele – w końcu był w poważnej drużynie i musiał się dobrze spisać. Niestety na pole position było już za późno, ale zawsze można nadrobić na dystansie, w końcu to nie Formuła 1 i jakoś wyprzedzać się da i to nie tylko na prostej startowej. My z Pawłem stanęliśmy skromnie z tyłu grupy, za nami tylko niezwykle głośna grupa biegaczy w popisanych pisakiem podkoszulkach. Nazywali się grupa ostatniej minuty, czy coś takiego – troszkę zrobiło nam się smutno, bo przeraziła nas ta ich ostatnia minuta, nie chcieliśmy patrzeć na to zbiorowe samobójstwo i ruszyliśmy szybko do przodu. Szybko? No troszkę przesadziłem, spokojnym spacerkiem, bo biec jeszcze się nie dało, ale już po chwili rozwinęliśmy skrzydła i wzbiliśmy się w górę, czyli na pierwszy męczący podbieg. W okolicach miejscowego cmentarza pożegnaliśmy grupę ostatniej minuty, sądząc, że to pewnie cel ich podróży i pobiegliśmy dziarsko dalej. Jak się okazało sytuacja na biegu nie zmieniła się w stosunku do rozgrzewki, nadal mnóstwo znajomych i głównie praca językiem, bo oto mijamy najstarszego uczestnika biegu, naszego dobrego znajomego pana Janka Stachowa, oczywiście choćby z szacunku dla wieku nie wypadało nie zamienić zdań kilku, ale i bez tego szacunku zawsze z przyjemnością rozmawiamy przy okazji częstych mijanek na kolejnych biegach. Właśnie podczas tej rozmowy dowiedzieliśmy się, że pan Janek dzień wcześniej przebiegł inny półmaraton po górach i to w czasie 2.18, i w tym zwietrzyliśmy swoją szansę na wyprzedzenie go w dzisiejszym biegu. Akurat droga schodziła w dół, więc wyciągnęliśmy nogi i pognaliśmy w dół w zawrotnym tempie, zostawiając z tyły naszego miłego „przeciwnika”. Parę pagórków dalej, pojawiły się przed nami kolejne znane nam sylwetki – to Leśny i Ewa Bo. Co za miłe spotkanie, tym bardziej, że Ewy nie widziałem już wieki całe. Przywitaliśmy się wylewnie i oczywiście pogadaliśmy chwilę, z Leśnym już po raz kolejny, bo widzieliśmy go zaraz po starcie, gdy nie mógł się zdecydować, czy pobiec w miarę szybko do mety, czy jeszcze chwilę zadekować się z tyłu stawki i pogadać z przyjaciółmi. Te problemy decyzyjne miał niemal do 10km, bo mniej więcej w tamtych rejonach przyspieszył jednak lekko i zostawił nas w tyle. My ciężko pracowaliśmy na dwa fronty, bo oprócz licznych rozmów z licznym gronem przyjaciół biegowych, niemal cały czas zagadywaliśmy nasze koleżanki na rowerach, a w zasadzie już tylko jedną z nich, bo druga ruszyła ostro za Kazimem, by i jemu zrobić kilka zdjęć w tej pięknej jurajskiej scenerii, tym bardziej, że przecież pogoda była cudowna i widoki rzeczywiście niesamowite. Zwłaszcza koło tego 10km, gdzie oprócz towarzyszącego nam już od dłuższego czasu widoku Lasu Zabierzowskiego, pojawił się kolejny zachwycający widoczek – Brama Bolechowicka. W takich warunkach naprawdę łatwo zapomnieć o zmęczeniu, a tu jeszcze za 10km kolejny miły punkt programu, czyli punkt żywieniowy. Są banany, jest woda, jest izotonik, ale czegoś mi brakuje, więc pytam miłą kobietę o ciasto. Robi zdziwioną minę i mówi, że ciasta nie ma, ale nim zdążyłem się tym faktem zmartwić, towarzyszący jej pan zrobił w tył zwrot i sprintem pobiegł pod drzewka, skąd za chwilę powrócił taszcząc wielkie pudła ze słodkimi waflami, które znałem już z zeszłego roku i czekałem, aby zjeść je z radością i w tym roku. Smakowały równie dobrze jak te poprzednie, których smak miałem przecież wciąż w pamięci. Na punkcie spędziliśmy z Pawłem dobrych kilka minut, ale jak tyle dobra wystawiają na stołach, to jak się ruszyć?
Lekko ociężali ruszyliśmy do przodu i z niepokojem zauważyliśmy, że jakiś biegacz podrywa naszą koleżankę – przynajmniej tak nam się wydawało, a niepokój wynikał głównie z jego postury – był potężnie zbudowany! Ale już po chwili niepokój zamienił się w radość – to Krzysiek, którego poznaliśmy na I Jurajskim Półmaratonie! Miło było powspominać poprzednie lata i poprzednie starty, tym bardziej, że droga akurat zaczynała wznosić się gwałtownie w górę, więc dobrze było jakoś odwrócić swoją uwagę od tego średnio miłego faktu. Na tym samym wzniesieniu udało nam się też spotkać Toyę, więc znów znalazły się powody do kolejnych pogaduszek. Na szczęście każda górka kiedyś się kończy i znów można biec w dół, a tu wyprzedza nas sympatyczna koleżanka z teamu Entre.pl. Zwracamy jej uwagę, że po pierwsze wyprzedza nas na zakręcie, a to niebezpieczne, a po drugie, robi to po wewnętrznej, czyli zupełnie inaczej niż stary, polski mistrz żużla Edward Jancarz, który zawsze wyprzedzał po zewnętrznej! Dziewczyna kwituje nasze uwagi sympatycznym uśmiechem i tyle ją widzieliśmy, a droga, zgodnie z powiedzeniem mego kolegi znów zaczyna się wznosić w górę i to ostro. Tu spotykamy ponownie Ewę Bo, która dzielnie walczy ze swoim niedawno operowanym kolanem. Jednak najgorsze dla niej ma nastąpić dopiero za chwilę, gdy zakręcimy w lewo i stroma droga zacznie nas prowadzić do Doliny Będkowskiej. Dla kogoś z zepsutym kolanem taki spadek terenu to prawdziwa droga przez mękę! Jakaś dobra dusza przebiegając, zostawia Ewie maść przeciwbólową, więc jeszcze pomagam przy smarowaniu i ruszam w pogoń za moim przyjacielem Pawłem, który w tym czasie oddalił się troszkę gnany w dół nieubłaganą siłą ciążenia. Oczywiście dogoniłem go na punkcie żywieniowym, gdzie jak zwykle zabawił dłużej. Ja tym razem skromnie: dwa kawałki banana, dwa kawałki wafli i dalej przed siebie, a przede mną pojawiła się znów Toya ze swoim kuszącym kucykiem wystającym spod czapki. Tym razem nie wytrzymałem i delikatnie za niego pociągnąłem. Wbrew moim obawom nie nakrzyczała na mnie jak robiły to koleżanki z podstawówki, ale uśmiechnęła się miło i poprosiła o więcej. Powiedziałem, że musiałaby mnie wyprzedzić, a o to będzie trudno, bo przecież pojadłem, popiłem i teraz pełen sił gnam do przodu. Jak się miało okazać za chwil kilka troszkę się jednak pomyliłem. Zresztą w naszych rejonach stawka często się mieszała, raz jeden był troszkę z przodu, raz drugi, to my kogoś wyprzedzaliśmy, to ktoś nas wyprzedzał, bo jednym lepiej się biegnie pod górkę, a innym z górki. Dwie sympatyczne dziewczyny biegnące razem wyprzedzałem chyba ze sześć razy! Nadal było niezwykle fajnie, ale powoli zaczęło się coś zmieniać, czyli jakby wdało się delikatne zmęczenie. Zbliżaliśmy się do 18km, tam nasze cyklistki zrobiły nam jeszcze serię zdjęć i oddaliły się na metę, aby zająć dogodne pozycje do robienia zdjęć na finiszu. Nagle zapanowała cisza, a my po raz pierwszy pomyśleliśmy o tym, że skoro tyle kilometrów już za nami, to chyba jesteśmy zmęczeni. Przeszła nam ochota na rozmowy i w tej dziwnej ciszy biegliśmy dalej, wiedząc, że zbliża się najbardziej nie lubiany przez nas odcinek, czyli kluczeniem ulicami Rudawy. Co prawda po jakimś czasie z powrotem wraca się do znanej nam dobrze drogi głównej, ale to kluczenie pod koniec jakieś takie męczące. Potem już tylko wystarczy przebiec nad torami i skręcić w ostatni zakręt tej trasy, od razu robi się lepiej, gdy przed nami ostatnia prosta. Niestety tam byliśmy świadkami prawdziwej tragedii – jakiś chłopak słaniał się już na nogach, nawet usiadł na asfalcie, ale podniesiony przez innych biegaczy próbował zrobić jeszcze parę kroków. Do mety było jeszcze jakieś 300 metrów, ale chłopak z powrotem znalazł się na asfalcie. Wyglądał naprawdę nie najlepiej, tak zejściowo i troszkę nas to przeraziło, zatrzymaliśmy się wraz z innymi, aby mu jakoś pomóc, ale akurat nadbiegła jakaś kobieta, która była lekarzem i rozpoczęła akcję, która wyglądała na przemyślaną i fachową, więc stwierdziliśmy, że nic tu po nas i czas na ostateczny finisz. Tak, bo już widać metę, przed nią stoi Kazim(już wypoczęty, przebrany i z pustą puszką piwa!) i dopinguje nas do finiszu. Początkowo nieśmiało, ale w końcu zaczynamy walkę na ostatnich metrach – zwycięsko wychodzi z niej nasz kolega sprzed lat, czyli Krzysiek, tuż za nim na metę wpada Paweł, a ja za nimi, czyli jak się okazało 1038! To chyba całkiem niezły wynik – w każdym razie medalowe miejsce, bo zaraz za metą włożono na mą szyję piękny medal, czyli byliśmy w czołówce! Ściskamy sobie dłonie w podzięce, zadowoleni, że tak dobrze nam się biegło i tak pięknie walczyło na końcu. Uśmiechnięci i radośni zmierzamy na spotkanie z resztą naszej grupy, a ja słyszę głos spiker oznajmiającego, że do mety dobiegła Ewa Bo, czyli wszystko dobrze z jej kolanem i jest na mecie! Gdy chwilę później robiliśmy sobie grupowe zdjęcie z medalami, usłyszeliśmy, że na mecie zameldował się najstarszy uczestnik biegu, czyli jednak zgodnie z przewidywaniami udało się nam go tym razem wyprzedzić! Ale teraz to już z powrotem nie nasz „przeciwnik”, tylko kolega z tras, więc cieszymy się, że jest i po raz kolejny nie możemy wyjść z podziwu, że gość, który ma na karku ósmy krzyżyk, potrafi tak zasuwać.
Meta za nami, więc nie ma już gdzie biec dalej, no to nie pozostaje nic innego jak przebrać się i ustawić w kolejce po kiełbaski i piwo, a tu niespodzianka, bo ledwie odebraliśmy od pięknookiej dziewczyny te smakołyki już wezwani zostaliśmy na scenę, gdzie organizatorzy przygotowali niespodziankę. Wyróżnienie dla osób, które miały to szczęście i biegły we wszystkich dotychczasowych edycjach jurajskiego biegu. Na szczęście kolejka po pamiątkowy dyplom była spora, więc zdążyłem zjeść kiełbaskę, a piwo zostawić pod dobrą opieką. Potem już zaczyna się wręczanie nagród, upominków, wyróżnień i pucharów różnego rodzaju. Może i trwa to dobrą chwilę, ale z drugiej strony jest to miłe, bo naprawdę wiele osób czuje się docenionych, gdy staje na tej scenie i zajmuje miejsce na podium! Oczywiście przed sceną wszyscy znakomicie się bawią, a że tradycyjnie pogoda dopisuje, to cała impreza zamienia się w taki sympatyczny piknik i tylko żal, że się to wszystko kończy, trzeba się żegnać z wszystkimi przyjaciółmi i znów rok czekać, by przyjechać do tej gościnnej miejscowości i, jak to mówi organizator Andrzej Bukowczan, wystartować w tym wsiowym biegu! A z rozległej rudawskiej łąki odjeżdżamy znów naszym starych samochodem, co oznacza, że nagroda główna i tym razem nie dla nas, ale przecież to nie najważniejsze. Najważniejsze jest to, że za nami wspaniały dzień i to dzień moich urodzin, i muszę powiedzieć, że niezwykle miły był to dzień dzięki wam wszystkim!
Dziękuję i do zobaczenia za rok!!!

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (2 wpisów)


ciutek
Maciej Mierzwa

Ostatnio zalogowany
2020-08-24
20:08

 2009-06-15, 10:58
 
Aaa! Zapomniałem dodać, że ta dziwna grupa w popisanych podkoszulkach przebiegła dwa razy koło cmentarza i wcale tam nie pozostała, co więcej wytrzymała 180 minut w biegu i jeszcze zadowolona i równie głośna jak na początku, dotarła do mety biegu :)))
Pozdrowienia dla wszystkich z Grupy Ostatniej Minuty!

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (2 wpisów)

 



Dalija
Dalia Kampa (Delewska)
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
2024-01-24
11:42

 2009-06-15, 10:58
 
2009-06-15, 06:55 - mamusiajakubaijasia napisał/-a:



Mam dokładnie tak samo - "Czerwona jak cegła, rozgrzana jak piec.." :))

I mała fotozagadka:
Kto się odnajdzie na tym zdjęciu?
ja sie odnalazłam :))

aaa też czerwona na twrazy jestem :))
to było superr bieganie na 3h ;))
aa mnie tam od trąbienia nic nie boli :D

  NAPISZ LIST DO AUTORA


Dalija
Dalia Kampa (Delewska)
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
2024-01-24
11:42

 2009-06-15, 11:03
 
2009-06-15, 10:58 - ciutek napisał/-a:

Aaa! Zapomniałem dodać, że ta dziwna grupa w popisanych podkoszulkach przebiegła dwa razy koło cmentarza i wcale tam nie pozostała, co więcej wytrzymała 180 minut w biegu i jeszcze zadowolona i równie głośna jak na początku, dotarła do mety biegu :)))
Pozdrowienia dla wszystkich z Grupy Ostatniej Minuty!
a dziękujemy i ja też sle pozdrowienia dla grupy ostatniej minuty i dla reszty :))

  NAPISZ LIST DO AUTORA




Ostatnio zalogowany



 2009-06-15, 15:05
 
Ludzie, myślicie że Bukowczan odsypia jeszcze co go nie słychać??? A może już kombinuje kolejne autko???

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (10 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (5 sztuk)




Ostatnio zalogowany



 2009-06-15, 15:14
 
2009-06-15, 10:49 - ciutek napisał/-a:

Przepraszam za tyle słów i to jeszcze nie rymowanych, ale musiałem:
Siedziałem w samochodzie, rozwalony na tylnych siedzeniach, wyluzowany i wypoczęty, wiedziałem, że przede mną jeszcze kawał drogi, choć nie wiedziałem, gdzie jadę, ale przecież nie to jest najważniejsze w tej podróży. Chwilę później i tak straciło to jakiekolwiek znaczenie, ale nie, nie była to żadna tragedia, żaden wypadek, po prostu obudziłem się i stwierdziłem, że owszem leżę rozwalony, wyluzowany i wypoczęty, ale w swoim własnym łóżku, a na zegarku mniej więcej 6.41 i jakieś 26 sekund. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to że jest to wczesna godzina i mógłbym jeszcze pospać, druga, to że jest dzień moich urodzin, więc jest pięknie, a trzecia, to że dziś półmaraton w Rudawie, więc jest jeszcze piękniej i z uśmiechem na ustach wyskoczyłem z łóżka, by zrobić sobie śniadanie.
Nie będę opowiadał, co zjadłem, bo potem wszyscy chcieliby jeść to samo na przedstartowe śniadanie, by potem uzyskiwać tak dobre wyniki jak ja, ale powiem, że po śniadaniu poczułem się jeszcze lepiej i wskoczyłem do łóżeczka, by poleniuchować chwil kilka. W końcu dziś są moje urodziny, więc dlaczego nie mam sobie pozwolić na odrobinę lenistwa? Niestety nie mogłem pozwolić sobie na za wiele, bo spodziewałem się rychłego telefonu od Kazima, z którym miałem jechać do Rudawy. Tym razem z łóżka już nie wyskoczyłem, bo byłem cięższy o solidne śniadanie, ale wstałem z godnością i zacząłem się ubierać. Na szczęście spakowany byłem już dzień wcześniej, bo chwilę później rzeczywiście rozdzwonił się telefon, a w słuchawce usłyszałem głos Kazima i wiedziałem, że nie mam za wiele czasu. Szybko założyłem buty, zarzuciłem plecak i po chwili siedziałem w samochodzie obok Kazima. Co prawda nie rozwalony na tylnych siedzeniach jak we śnie, ale też całkiem wygodnie, no i przede wszystkim wiedziałem jaki jest cel mej podróży – Rudawa! Wcześniej jednak podjechaliśmy jeszcze po trzeciego, czyli Pawła, z którym miałem zamiar przebiec dziś całą trasę półmaratonu.
Na miejscu byliśmy koło 9, sprawnie kierowani przez panów odzianych w odblaskowe kamizelki zaparkowaliśmy na rozległym parkingu pośród setek innych aut. Szybko przebraliśmy ciuchy startowe i rozpoczęliśmy krótką rozgrzewkę. Już w czasie rozgrzewki więcej namachaliśmy językiem niż nóżkami, ale to już widać miał być taki dzień, bo i potem było podobnie. Rudawa to jednak specyficzne miejsce, można tam spotkać wielu dobrych znajomych i nie sposób przejść obok nich obojętnie nie zamieniwszy słowa. Jeszcze przed startem udało nam się namierzyć dwie nasze koleżanki, które miały nam towarzyszyć na rowerach, a zagadaliśmy się tak, że mało brakowało, abyśmy się spóźnili na start. Oczywiście Kazim porzucił nas już wcześniej, bo on musiał w tej wielkiej grupie biegaczy zgromadzonej na starcie, znaleźć sobie dobre miejsce wyjściowe, by już na starcie nie stracić zbyt wiele – w końcu był w poważnej drużynie i musiał się dobrze spisać. Niestety na pole position było już za późno, ale zawsze można nadrobić na dystansie, w końcu to nie Formuła 1 i jakoś wyprzedzać się da i to nie tylko na prostej startowej. My z Pawłem stanęliśmy skromnie z tyłu grupy, za nami tylko niezwykle głośna grupa biegaczy w popisanych pisakiem podkoszulkach. Nazywali się grupa ostatniej minuty, czy coś takiego – troszkę zrobiło nam się smutno, bo przeraziła nas ta ich ostatnia minuta, nie chcieliśmy patrzeć na to zbiorowe samobójstwo i ruszyliśmy szybko do przodu. Szybko? No troszkę przesadziłem, spokojnym spacerkiem, bo biec jeszcze się nie dało, ale już po chwili rozwinęliśmy skrzydła i wzbiliśmy się w górę, czyli na pierwszy męczący podbieg. W okolicach miejscowego cmentarza pożegnaliśmy grupę ostatniej minuty, sądząc, że to pewnie cel ich podróży i pobiegliśmy dziarsko dalej. Jak się okazało sytuacja na biegu nie zmieniła się w stosunku do rozgrzewki, nadal mnóstwo znajomych i głównie praca językiem, bo oto mijamy najstarszego uczestnika biegu, naszego dobrego znajomego pana Janka Stachowa, oczywiście choćby z szacunku dla wieku nie wypadało nie zamienić zdań kilku, ale i bez tego szacunku zawsze z przyjemnością rozmawiamy przy okazji częstych mijanek na kolejnych biegach. Właśnie podczas tej rozmowy dowiedzieliśmy się, że pan Janek dzień wcześniej przebiegł inny półmaraton po górach i to w czasie 2.18, i w tym zwietrzyliśmy swoją szansę na wyprzedzenie go w dzisiejszym biegu. Akurat droga schodziła w dół, więc wyciągnęliśmy nogi i pognaliśmy w dół w zawrotnym tempie, zostawiając z tyły naszego miłego „przeciwnika”. Parę pagórków dalej, pojawiły się przed nami kolejne znane nam sylwetki – to Leśny i Ewa Bo. Co za miłe spotkanie, tym bardziej, że Ewy nie widziałem już wieki całe. Przywitaliśmy się wylewnie i oczywiście pogadaliśmy chwilę, z Leśnym już po raz kolejny, bo widzieliśmy go zaraz po starcie, gdy nie mógł się zdecydować, czy pobiec w miarę szybko do mety, czy jeszcze chwilę zadekować się z tyłu stawki i pogadać z przyjaciółmi. Te problemy decyzyjne miał niemal do 10km, bo mniej więcej w tamtych rejonach przyspieszył jednak lekko i zostawił nas w tyle. My ciężko pracowaliśmy na dwa fronty, bo oprócz licznych rozmów z licznym gronem przyjaciół biegowych, niemal cały czas zagadywaliśmy nasze koleżanki na rowerach, a w zasadzie już tylko jedną z nich, bo druga ruszyła ostro za Kazimem, by i jemu zrobić kilka zdjęć w tej pięknej jurajskiej scenerii, tym bardziej, że przecież pogoda była cudowna i widoki rzeczywiście niesamowite. Zwłaszcza koło tego 10km, gdzie oprócz towarzyszącego nam już od dłuższego czasu widoku Lasu Zabierzowskiego, pojawił się kolejny zachwycający widoczek – Brama Bolechowicka. W takich warunkach naprawdę łatwo zapomnieć o zmęczeniu, a tu jeszcze za 10km kolejny miły punkt programu, czyli punkt żywieniowy. Są banany, jest woda, jest izotonik, ale czegoś mi brakuje, więc pytam miłą kobietę o ciasto. Robi zdziwioną minę i mówi, że ciasta nie ma, ale nim zdążyłem się tym faktem zmartwić, towarzyszący jej pan zrobił w tył zwrot i sprintem pobiegł pod drzewka, skąd za chwilę powrócił taszcząc wielkie pudła ze słodkimi waflami, które znałem już z zeszłego roku i czekałem, aby zjeść je z radością i w tym roku. Smakowały równie dobrze jak te poprzednie, których smak miałem przecież wciąż w pamięci. Na punkcie spędziliśmy z Pawłem dobrych kilka minut, ale jak tyle dobra wystawiają na stołach, to jak się ruszyć?
Lekko ociężali ruszyliśmy do przodu i z niepokojem zauważyliśmy, że jakiś biegacz podrywa naszą koleżankę – przynajmniej tak nam się wydawało, a niepokój wynikał głównie z jego postury – był potężnie zbudowany! Ale już po chwili niepokój zamienił się w radość – to Krzysiek, którego poznaliśmy na I Jurajskim Półmaratonie! Miło było powspominać poprzednie lata i poprzednie starty, tym bardziej, że droga akurat zaczynała wznosić się gwałtownie w górę, więc dobrze było jakoś odwrócić swoją uwagę od tego średnio miłego faktu. Na tym samym wzniesieniu udało nam się też spotkać Toyę, więc znów znalazły się powody do kolejnych pogaduszek. Na szczęście każda górka kiedyś się kończy i znów można biec w dół, a tu wyprzedza nas sympatyczna koleżanka z teamu Entre.pl. Zwracamy jej uwagę, że po pierwsze wyprzedza nas na zakręcie, a to niebezpieczne, a po drugie, robi to po wewnętrznej, czyli zupełnie inaczej niż stary, polski mistrz żużla Edward Jancarz, który zawsze wyprzedzał po zewnętrznej! Dziewczyna kwituje nasze uwagi sympatycznym uśmiechem i tyle ją widzieliśmy, a droga, zgodnie z powiedzeniem mego kolegi znów zaczyna się wznosić w górę i to ostro. Tu spotykamy ponownie Ewę Bo, która dzielnie walczy ze swoim niedawno operowanym kolanem. Jednak najgorsze dla niej ma nastąpić dopiero za chwilę, gdy zakręcimy w lewo i stroma droga zacznie nas prowadzić do Doliny Będkowskiej. Dla kogoś z zepsutym kolanem taki spadek terenu to prawdziwa droga przez mękę! Jakaś dobra dusza przebiegając, zostawia Ewie maść przeciwbólową, więc jeszcze pomagam przy smarowaniu i ruszam w pogoń za moim przyjacielem Pawłem, który w tym czasie oddalił się troszkę gnany w dół nieubłaganą siłą ciążenia. Oczywiście dogoniłem go na punkcie żywieniowym, gdzie jak zwykle zabawił dłużej. Ja tym razem skromnie: dwa kawałki banana, dwa kawałki wafli i dalej przed siebie, a przede mną pojawiła się znów Toya ze swoim kuszącym kucykiem wystającym spod czapki. Tym razem nie wytrzymałem i delikatnie za niego pociągnąłem. Wbrew moim obawom nie nakrzyczała na mnie jak robiły to koleżanki z podstawówki, ale uśmiechnęła się miło i poprosiła o więcej. Powiedziałem, że musiałaby mnie wyprzedzić, a o to będzie trudno, bo przecież pojadłem, popiłem i teraz pełen sił gnam do przodu. Jak się miało okazać za chwil kilka troszkę się jednak pomyliłem. Zresztą w naszych rejonach stawka często się mieszała, raz jeden był troszkę z przodu, raz drugi, to my kogoś wyprzedzaliśmy, to ktoś nas wyprzedzał, bo jednym lepiej się biegnie pod górkę, a innym z górki. Dwie sympatyczne dziewczyny biegnące razem wyprzedzałem chyba ze sześć razy! Nadal było niezwykle fajnie, ale powoli zaczęło się coś zmieniać, czyli jakby wdało się delikatne zmęczenie. Zbliżaliśmy się do 18km, tam nasze cyklistki zrobiły nam jeszcze serię zdjęć i oddaliły się na metę, aby zająć dogodne pozycje do robienia zdjęć na finiszu. Nagle zapanowała cisza, a my po raz pierwszy pomyśleliśmy o tym, że skoro tyle kilometrów już za nami, to chyba jesteśmy zmęczeni. Przeszła nam ochota na rozmowy i w tej dziwnej ciszy biegliśmy dalej, wiedząc, że zbliża się najbardziej nie lubiany przez nas odcinek, czyli kluczeniem ulicami Rudawy. Co prawda po jakimś czasie z powrotem wraca się do znanej nam dobrze drogi głównej, ale to kluczenie pod koniec jakieś takie męczące. Potem już tylko wystarczy przebiec nad torami i skręcić w ostatni zakręt tej trasy, od razu robi się lepiej, gdy przed nami ostatnia prosta. Niestety tam byliśmy świadkami prawdziwej tragedii – jakiś chłopak słaniał się już na nogach, nawet usiadł na asfalcie, ale podniesiony przez innych biegaczy próbował zrobić jeszcze parę kroków. Do mety było jeszcze jakieś 300 metrów, ale chłopak z powrotem znalazł się na asfalcie. Wyglądał naprawdę nie najlepiej, tak zejściowo i troszkę nas to przeraziło, zatrzymaliśmy się wraz z innymi, aby mu jakoś pomóc, ale akurat nadbiegła jakaś kobieta, która była lekarzem i rozpoczęła akcję, która wyglądała na przemyślaną i fachową, więc stwierdziliśmy, że nic tu po nas i czas na ostateczny finisz. Tak, bo już widać metę, przed nią stoi Kazim(już wypoczęty, przebrany i z pustą puszką piwa!) i dopinguje nas do finiszu. Początkowo nieśmiało, ale w końcu zaczynamy walkę na ostatnich metrach – zwycięsko wychodzi z niej nasz kolega sprzed lat, czyli Krzysiek, tuż za nim na metę wpada Paweł, a ja za nimi, czyli jak się okazało 1038! To chyba całkiem niezły wynik – w każdym razie medalowe miejsce, bo zaraz za metą włożono na mą szyję piękny medal, czyli byliśmy w czołówce! Ściskamy sobie dłonie w podzięce, zadowoleni, że tak dobrze nam się biegło i tak pięknie walczyło na końcu. Uśmiechnięci i radośni zmierzamy na spotkanie z resztą naszej grupy, a ja słyszę głos spiker oznajmiającego, że do mety dobiegła Ewa Bo, czyli wszystko dobrze z jej kolanem i jest na mecie! Gdy chwilę później robiliśmy sobie grupowe zdjęcie z medalami, usłyszeliśmy, że na mecie zameldował się najstarszy uczestnik biegu, czyli jednak zgodnie z przewidywaniami udało się nam go tym razem wyprzedzić! Ale teraz to już z powrotem nie nasz „przeciwnik”, tylko kolega z tras, więc cieszymy się, że jest i po raz kolejny nie możemy wyjść z podziwu, że gość, który ma na karku ósmy krzyżyk, potrafi tak zasuwać.
Meta za nami, więc nie ma już gdzie biec dalej, no to nie pozostaje nic innego jak przebrać się i ustawić w kolejce po kiełbaski i piwo, a tu niespodzianka, bo ledwie odebraliśmy od pięknookiej dziewczyny te smakołyki już wezwani zostaliśmy na scenę, gdzie organizatorzy przygotowali niespodziankę. Wyróżnienie dla osób, które miały to szczęście i biegły we wszystkich dotychczasowych edycjach jurajskiego biegu. Na szczęście kolejka po pamiątkowy dyplom była spora, więc zdążyłem zjeść kiełbaskę, a piwo zostawić pod dobrą opieką. Potem już zaczyna się wręczanie nagród, upominków, wyróżnień i pucharów różnego rodzaju. Może i trwa to dobrą chwilę, ale z drugiej strony jest to miłe, bo naprawdę wiele osób czuje się docenionych, gdy staje na tej scenie i zajmuje miejsce na podium! Oczywiście przed sceną wszyscy znakomicie się bawią, a że tradycyjnie pogoda dopisuje, to cała impreza zamienia się w taki sympatyczny piknik i tylko żal, że się to wszystko kończy, trzeba się żegnać z wszystkimi przyjaciółmi i znów rok czekać, by przyjechać do tej gościnnej miejscowości i, jak to mówi organizator Andrzej Bukowczan, wystartować w tym wsiowym biegu! A z rozległej rudawskiej łąki odjeżdżamy znów naszym starych samochodem, co oznacza, że nagroda główna i tym razem nie dla nas, ale przecież to nie najważniejsze. Najważniejsze jest to, że za nami wspaniały dzień i to dzień moich urodzin, i muszę powiedzieć, że niezwykle miły był to dzień dzięki wam wszystkim!
Dziękuję i do zobaczenia za rok!!!
Ciutek, a powiedz to do rymu!

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (120 wpisów)


Kazim
Kazimierz

Ostatnio zalogowany
2024-04-30
09:31

 2009-06-15, 17:37
 
A miał Ciutek pisać o koniach książkę ale to opowiadanie rewelacja. Może zaczniesz jednak o rasach biegaczy? :)Serio!!! Na następną Rudaawę aż rok będzie trzeba czekać? :(

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (9 sztuk)

 



shadoke
Iwona Z.

Ostatnio zalogowany
2020-06-07
18:45

 2009-06-15, 18:45
 
2009-06-14, 19:52 - Klama napisał/-a:

Bardzo fajna impreza!!! Dzięki wszystkim, biegaczom, którzy nas kijkarzy mobilizowali (Tusik i ekipa)w szczególności (piwa w sklepie zabrakło). Uznania dla licznie zgromadzonych kibiców, byli bardzo mili. Wszyscy, czyli nasz 6 Grzmiących kijkarzy dała radę i jesteśmy zadowoleni.
Bieganie z "Grzmiącymi Kijami" to czysta przyjemność:):)

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (100 sztuk)


shadoke
Iwona Z.

Ostatnio zalogowany
2020-06-07
18:45

 2009-06-15, 18:47
 
2009-06-15, 08:01 - Jasiek napisał/-a:

Ja się jeszcze nie odnalazłem po wczorajszej imprezie - dusza wciąż tuła się po Rudawie!... więc póki nie zbiorę do kupy porozrzucanych po jurajskich dolinkach cząstek siebie, tylko podziękuję "Ekipie Ostatniej Minuty" za te niezapomniane chwile!... Jesteście żywym dowodem, że bieganie służy nie tylko poprawie kondycji fizycznej, ale również jednoczy ludzi, budując trwałe przyjaźnie, i przede wszystkim jest doskonałą zabawą! :)))

P.S. Oprócz medalu przywiozłem z Rudawy wytatuowany słońcem podkoszulek! :)
A ja mam słoneczne podkolanówki:):)

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (100 sztuk)


Ewa Bo
Ewa Boczkowska www.dystans.krakow.pl

Ostatnio zalogowany
2018-02-21
23:31

 2009-06-15, 19:11
 
Wszystko było super ładnie, tylko dlaczego mnie nie było na estradzie razem z Wierszokletami???
bo o tym, że tam byliście dowiedziałam się ze zdjęcia zamieszczonego przez Gabrysię :)
...trudno... chyba gapa jestem i nie słyszałam..

Pozdrawiam wszystkich przyjaciół i do zobaczenia za rok
Było fantastycznie!!


  NAPISZ LIST DO AUTORA

Wątek wielostronicowy, wyświetlana strona :
1  2  3  4  5  6  7  8  9  10  11  12  13  14  15  16  17  18  19  
20  21  22  23  24  25  26  27  28  29  30  31  32  33  34  35  36  37  38  39  
40  41  42  43  44  45  46  47  48  49  50  51  52  53  54  55  56  57  58  59  
60  61  


POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH





Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768