Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [364]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Krzysiek_biega
Pamiętnik internetowy


Krzysztof Bartkiewicz
Urodzony: 1975-04-05
Miejsce zamieszkania: Toruń
151 / 193


2014-01-19

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Bieganie na tle najdrożyszych sportów świata (czytano: 1488 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: finanse.wp.pl/kat,1033693,title,Dakar-czyli-najdrozszy-sport-swiata,wid,16335627,wiadomosc.html

 

Jeżeli ktoś uważa że bieganie jest drogim sportem, to proszę zobaczyć ile kosztuje uczestnictwo w rajdzie Dakar czy też przygotowanie do sezonu Justyny Kowalczyk. Jak u nas wpisowe ktoś podniesie do 30PLN na 10km to już jest wielkie oburzenie - no bo wcześniej było bez wpisowego lub wynosiło tylko symboliczne dajmy na to 10pln, podczas gdy w innych sportach wpisowe liczy się w tysiącach euro. Sam uwielbiam patrzeć na relację tego rajdu, ale jego udział pozostanie tylko marzeniem:) Poniżej materiach jaki znalazłem na Wirtualnej Polsce i nie odpowiadam za jej treść, daję link do oryginału.


Sam wpis do rajdu to dla motocyklisty 14 800 euro, w przypadku ekipy samochodowej to już minimum 26 tys. Nawet 40 tys. muszą zapłacić jadący ciężarówkami.

Ponadto opłacić trzeba też udział mechaników i innych członków załogi. Koszt za osobę waha się od 8,7 tys. do 12 tys., w zależności kiedy opłatę się wniesie. Ponieważ ekipa musi mieć swoje auta serwisowe, zapłacić trzeba kolejne tysiące. Ceny wyznaczone przez organizatorów wahają się od 2,5 tys. za zwykłe 4x4 potrzebne do obsługi motoru czy quadu, przez 4,5 tys. za samochód transportowy lub kampera, aż po 50 tys. za tira. Wszystkie ceny są oczywiście w euro.

Za te pieniądze organizatorzy nie zapewniają zbyt wiele. Opłacone zostanie ubezpieczenie OC, GPS, opieka medyczna i przede wszystkim transport auta z portu we Francji do Ameryki Południowej i z powrotem. No i udział w największym rajdowym widowisku świata. Za resztę kierowcy muszą płacić już sami.


Także Polak Rafał Sonik nie musi szukać sponsorów. Choć nie ma go na liście najbogatszych "Wprost" czy "Forbesa", to tajemnicą poliszynela jest jego majątek wart co najmniej kilkadziesiąt milionów złotych. Sonik pieniądze zarabia na deweloperce, a od pięciu lat wydaje właśnie na Dakarze.

Na tegoroczne zawody quadowiec zabrał: samochód campingowy (4,5 tys, euro), ciężarówkę (4,5 tys. euro), dwa quady (15 tys. euro), dwa zapasowe silniki oraz mnóstwo drobnego wyposażenia. No i aż 11 osób ekipy wspierającej.

- W skład drużyny wchodzą m.in. fizjoterapeuta, dwóch mechaników, kierowca mana, kierowca campera, quadowiec wspierający na trasie oraz dwie dziewczyny, które Rafał wziął aby przyjrzały się Dakarowi, bo chcą w nim startować w przyszłości - tłumaczy Kajetan Cyganik, który wspiera organizacyjnie start Sonika w Polsce.

W tym roku Sonik dodatkowo zabrał ze sobą też...księdza. Ponieważ kierowca i biznesmen jest także filantropem, więc w ramach tej ostatniej działalności wziął do Argentyny twórcę fundacji Siemacha ks. Andrzeja Augustyńskiego.

Dla Sonika dodatkowy bilet lotniczy to pikuś. Koszt samych opłat startowych na Dakarze to wydatek rzędu 150-200 tys. euro. A to dopiero początek. W rajdzie nie można wystartować z marszu. Potrzebne są wielomiesięczne przygotowania i starty w innych podobnych zawodach.

- To też są koszty, które obowiązkowo trzeba ponieść. Dodatkowo poza startami doliczyć trzeba na przykład jazdy przygotowawcze po pustyniach. Ekipa co roku jeździ do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. W tym roku był to wypad pięciodniowy - tłumaczy Cyganik.

Kosztuje też cała logistyka: przeloty, wizy, dokumenty, itp. Mechanicy, którzy przecież nie są panem Zdzisiem z warsztatu na końcu ulicy, też swoje kilka tysięcy euro wziąć muszą.


Gdy podliczymy te wszystkie koszty w excelu już powinna się wyświetlić kwota rzędu 250 tys. euro dla motocyklisty oraz 300 tys. dla kierowcy samochodu. A to sumy w ogóle nie uwzględniające ceny sprzętu: auta czy motoru i niezbędnych części zapasowych.

- Na Dakar jedzie quad za ok. 50 tys. euro. Do tego bierzemy warte mniej więcej tyle samo części zapasowe, z których bez najmniejszych problemów można by złożyć jeszcze jeden pojazd. No i oczywiście ok. 60 kompletów opon - mówi członek teamu Rafała Sonika.

Ekipa techniczna codziennie wymienia m.in. komplet filtrów, olej. Spory koszt to benzyna, bo nie tylko quad przemierza dziennie po kilkaset kilometrów, ale też cała ekipa. Organizatorzy rajdu paliwa nie zapewniają, tankuje się więc na zwykłych stacjach benzynowych. W przypadku samochodów rajdowych jest już nieco inaczej. One spalają po kilkadziesiąt litrów na każdą setkę. I to dwu-trzykrotnie droższego paliwa rajdowego, którego byle gdzie się nie zatankuje. Tylko ono kosztować może nawet 100 tys. zł.

Oczywiście kierowcy aut mają też droższy sprzęt. Koszt pojazdu Krzysztofa Hołowczyca wynosi około miliona euro.
- Krzysztof Hołowczyc jest kierowcą fabrycznym Monster Energy X-raid Team, więc nie ponosi żadnych kosztów związanych ze startem. To on dostaje wynagrodzenie z tytułu kontraktu kierowcy - mówi WP.PL Anna Kapusta z Hołowczyc Management.

Popularny Hołek dzięki temu nie musi się martwić praktycznie o nic.
- Ekipa X-raid na Dakar liczy ok. 100 osób, ale obsługują oni 10 aut: cztery fabryczne Monster Energy X-raid Team Peterhansel, Roma, Hołowczyc, Terranova i pozostałe sześć klientów X-raid - tłumaczy Kapusta.

Jednym z takich klientów jest uczeń Hołowczyca z Lotto Team, Martin Kaczmarek. Lotto nie udzieliło WP.PL informacji, czy auto jest kupione czy tylko wynajęte na potrzeby młodego rajdowca.

- Koszt wynajęcia Mini All 4 Racing wraz z pełną obsługą techniczną to około 600. tys - 1 mln euro, w zależności od specyfikacji auta i zakresu obsługi - tłumaczy asystentka Hołowczyca.

Nasz najlepszy kierowca rajdowy, dodatkowo współpracuje jeszcze z dwoma drużynami. Pieniądze dostaje od Lotto Team oraz dodatkowo jest członkiem Poland National Team, czyli nieformalnej reprezentacji Polski w rajdach terenowych.

- Ideą reprezentacji jest w długiej perspektywie czasowej rozłożenie kosztów uczestnictwa w Dakarze na więcej osób. Część aut dostawczych może być przecież wspólnych. Na razie jednak to dopiero początki. Może w kolejnych latach współpraca się zacieśni i przyniesie rzeczywiste oszczędności - przyznaje Kajetan Cyganik.

Ani Orlen Team, w barwach którego jeżdżą Jacek Czachor, Marek Dąbrowski, Jakub Przygoński czy Adam Małysz, ani Lotto Team nie chcą ujawniać sum, jakie przeznaczają na start w najtrudniejszym rajdzie świata. Nieoficjalnie mówi się, że Orlen wydaje około 6 mln zł, a do Argentyny, nie licząc kierowców i pilotów, wysyła zaledwie 12 osób. Trzeba jednak pamiętać, że na kasku Małysza jest jeszcze logo jego innych sponsorów: Red Bulla oraz Generali. Z kolei nasz najlepszy motocyklista Kuba Przygoński ma zagwarantowanych mechaników po stronie KTM, czyli fabrycznego zespół swojego motocykla.

Drugi z polskich sponsorów Dakaru, czyli Lotto wydaje mniej, bo ma tylko Hołowczyca (zespół fabryczny), jego ucznia Martina Kaczmarskiego oraz Jarosław Kazberuk i Roberta Szustkowskiego. Taki sponsoring to koszt rzędu 3-4 mln zł. Dakar dla finansującego się z własnej kieszeni i praktycznie bez sponsorów Rafał Sonika to ok. 2,5 mln zł. Może nawet więcej.

To oczywiście budżety skrojone na potrzeby zwycięstwa lub co najmniej czołowych miejsc w rajdzie. Rafał Sonik od kilku lat jest bowiem w czołówce quadowców. Nie bez powodu Hołowczyc jedzie w jednym teamie i tym samym autem co słynni Stephan Peterhansel czy Nani Roma.

Amatorzy, którzy chcą się "pobawić" w Dakar i go tylko ukończyć, wydać mogą znacznie mniej. Oszczędną, czy wręcz dyskontową cenę proponuje firma Rally Management Services. Twierdzi ona, że dla motocyklisty ze Stanów Zjednoczonych (dochodzi więc koszt transportu sprzętu) jest w stanie zorganizować udział w rajdzie za ok.75 tys. dolarów, czyli około 230 tys. zł.



Co ciekawe, koszty startu w Dakarze są zupełnie oderwane od nagród za zwycięstwo. Zwycięzca rajdu wśród ciężarówek otrzyma 5 tys. euro, a wśród motocyklistów 25 tys. euro. Łączna kwota nagród wśród kierowców samochodów to 58,5 tys. euro, a wśród motocyklistów i quadowców - 156 tys. euro. Dla porównania organizator rajdu francuska firma Amaury Sport Organisation z samych tylko wpisowych zgarnia rok rocznie kilka milionów euro.

Dla uczestników wyścigu dużo ważniejsza od nagród finansowych jest satysfakcja z samego ukończenia zawodów czy słynna złota statuetka Beduina. Pieniądze liczą natomiast sponsorzy. O Dakarze, gdy na początku nowego roku nie odbywa się zbyt dużo prestiżowych zawodów sportowych, mówi bowiem cały świat.

Na Facebooku stronę rajdu polubiło już blisko milion internautów. Na samej trasie kierowców obserwuje ok. 4,3 mln osób. Informacje z rajdu docierają do miliarda telewidzów w 190 krajach. Szacunkowa wartość tylko samego czasu antenowego poświęconego na relacja z Dakaru to blisko 400 milionów dolarów. Czym przy tym jest więc parę milionów złotych?

Dakar 2014 w liczbach:

9 374 km – pokonają samochody

9 188 km – pokonają ciężarówki

8 734 km – pokonają motocykle i quady

657 km – najdłuższy odcinek specjalny samochodów i ciężarówek (4. dzień – z San Juan do Chilecito)

631 km – najdłuższy odcinek specjalny motocykli i quadów (10. dzień – z Iquique do Antofagasty)

911 km – najwięcej km do pokonania jednego dnia (5. Dzień – z Chilecito do Tucuman)

438 – pojazdów na starcie Dakaru

175 – liczba motocyklistów

151 – liczba samochodów

71 – liczba ciężarówek

60 – wiek naszego najstarszego zawodnika, Grzegorza Barana

41 – liczba quadów

36 – edycja Rajdu Dakar

23 – wiek naszego najmłodszego kierowcy, Martina Kaczmarskiego

18 – liczba Polaków na starcie

13 – liczba etapów

2 – etapy maratońskie

A ILE PRZYGOTOWANIE DO SEZONU KOSZTUJE JUSTYNĘ KOWALCZYK?




18 mln zł - tyle wynosi tegoroczny budżet Polskiego Związku Narciarskiego. Choć związek opiekuje się kilkoma tysiącami sportowców, to 15 proc. tej kwoty trafi do Teamu Kowalczyk.

Letnie obozy, zimowe wyjazdy, trenerzy, fizjoterapeuci, serwismeni, sprzęt treningowy - to wszystko olbrzymie koszty. Ponieważ nasza najlepsza biegaczka jako potencjalna medalistka olimpijska traktowana jest przez resort sportu priorytetowo, więc ministerialna dotacja dla niej w 2013 roku sięgnie 1,83 mln zł. To jednak nie wszystko. Nawet blisko 2 mln zł rocznie to dla drużyny Kowalczyk za mało. Około miliona złotych dorzuca więc jeszcze sam PZN. To pieniądze pozyskane od sponsorów. W sumie związek rocznie musi więc wysupłać nawet 2,7- 3 mln zł, z czego niecałe 2 mln pochodzi z ministerialnej dotacji. Sporo? Nie, gdy sprawdzi się, na co dokładnie idą te pieniądze.

- Dziś z Justyną Kowalczyk współpracują zatrudnieni przez związek trener Aleksander Wierietielny i jego asystent Rafał Węgrzyn. Do tego dochodzą serwismeni Are Mets i Pepe Koidu z Estonii, nasz Mateusz Uciak oraz Ulf Olsson ze Szwecji - tłumaczy Grzegorz Mikuła, sekretarz generalny PZN.

Ostatni z wymienionych dołączył do drużyny w tym roku. Wcześniej pracował z ekipą norweską, więc tani nie był. To jednak inwestycja stricte pod olimpijski start.
- Ulf jest znanym specjalistą, szczególnie od przygotowania nart do stylu łyżwowego. Zawody Pucharu Świata w Soczi w ubiegłym sezonie pokazały, że by na najwyższym poziomie przygotowywać narty mamy trochę za mało ludzi. W Rosji było tak, że w pewnym momencie nartami do stylu klasycznego zajmował się tylko jeden serwismen, bo reszta miała inne ważne obowiązki. Jak się to później skończyło, wszyscy wiemy. Justyna nie miała odpowiednich nart i nie ukończyła biegu. Dlatego jeszcze jedna osoba jest dla nas tak bardzo istotna - mówi cytowany przez oficjalną stronę biegaczki trener Aleksander Wierietielny.

Szwed już wcześniej pracował z kadrą i Kowalczyk, ale w 2009 roku zabrakło dla niego pieniędzy. Przed Soczi dodatkowe środki się znalazły. Nieoficjalnie mówi się, że jest Olsson zarabia kilka tysięcy euro miesięcznie. Kontrakt podpisano tylko na okres zimowy. Poza nim Szwed pieniądze dostaje tylko wtedy, gdy uczestniczy w treningach czy konsultacjach z Kowalczyk.

Trenerzy i pracownicy serwisu to nie wszystko. Pieniądze od PZN dostają także fizjoterapeuci. Ze związkiem współpracuje dwóch masażystów, na każde zawody jeździ co najmniej jeden z nich. Od niedawna wspierają ich także specjaliści z jednej ze współpracujących z PZN firm z branży medycznej.

Dotacja ministerialna i środki związkowe idą nie tylko na wynagrodzenie dla Teamu Kowalczyk. Ogromne koszty generują także przeloty i zakwaterowanie. FIS, czyli organizator zawodów narciarskich, podczas imprez opłaca noclegi i dojazdy jedynie zawodniczki oraz osoby towarzyszącej, czyli trenera. Za resztę teamu płaci związek.

To między innymi dlatego tańsi w utrzymaniu są nasi skoczkowie. Roczne utrzymanie kadry kosztuje ok. 1,5 mln zł. Dlaczego tak mało? Bo FIS zwraca pieniądze za przeloty i zakwaterowanie zawodników z czołowej 50 rankingu. A ponieważ nasi skoczkowie ostatnio radzą sobie coraz lepiej, więc kosztują związek coraz mniej.

- Trzeba pamiętać, że drużyna Justyny pracuje nie tylko w sezonie zimowym. Biegaczka trenuje niemal cały rok. To my opłacamy te zgrupowania - mówi sekretarz generalny PZN.

Ponieważ pieniądze trzeba rozliczyć, więc plan treningowy trener zawodniczki musi napisać przed początkiem okresu przygotowawczego. Musi zawierać liczbę wyjazdów, miejsca, informacje ile osób będzie uczestniczyć w zawodach czy treningach. Następnie plan jest analizowany i z racji pozycji sportowej Justyny Kowalczyk najczęściej bez większych problemów przyjmowany.

Dzięki temu biegaczka może przygotowywać się do sezonu np. w Nowej Zelandii, w hiszpańskich górach Sierra Nevada czy estońskim mieście Otepaa. A jedno zgrupowanie to nawet 100-150 tys. zł.

Spore pieniądze pochłania też sprzęt potrzebny do treningów. Choć narty czy stroje Justyna dostaje w ramach umów sponsorskich czy barterowych, to jest sporo sprzętu, który trzeba kupić. Grzegorz Mikuła mówi, że na przykład ostatnio ekipa Kowalczyk potrzebowała roweru stacjonarnego.

- Dziś jesteśmy w światowej czołówce pod względem organizacji. Nie mamy tu raczej na co narzekać. Oczywiście pieniądze u takich Norwegów są większe, ale wynika to choćby z kwestii związanych ze kosztami życia w tym kraju. Poza tym u nich zawodników jest dużo więcej. To dlatego mogą sobie pozwolić na te ich słynne autobusy i ciężarówki do przewozu sprzętu - tłumaczy.

Nawet trzy miliony rocznie jakie pochłania Justyna Kowalczyk to pieniądze, które jednak nie są wydawane na marne. Choć trudno to policzyć, to sukcesy naszej biegaczki sprawiają, że o Polsce słychać na całym świecie. Patrząc na finanse Team Kowalczyk, zawsze można zauważyć pewne zalety. Nikt u nas nie wydaje pieniędzy na bardzo drogie leki na astmę.


Po przeczytanie dwóch powyższych artykułów, to wpisowe na Antarktydę (9 tys. euro) gdzie pobiegnie w tym roku prawdopodobnie trzech Polaków, czy Marathon Des Sambles (ok 4 tys euro) wydaje się bajecznie tanie:)

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


harpaganzwola (2014-01-20,13:58): No tak, tylko w rajdach startują sami zamożni ludzie (bądź mający sponsorów). Trzeba zobaczyć ile załóg startuje w rajdach a ile w biegach (znacznie więcej). J. Kowalczyk to inny temat. Zejdźmy na ziemię, wielu ludzi startuje w zawodach jako ich hobby (za które muszą ponieść koszty), nigdy nie wygrywają żadnych nagród, nie mają zwrotów startowych z klubów, itp. Wielu biegaczom ledwo starcza pieniędzy na utrzymanie się a co dopiero jeszcze dokładanie do swojego hobby. Oczywiście każdy delikwent może poprosić organizatora o zwolnienie z wpisowego w sytuacji braku środkow do życia bądź trudnej sytuacji finansowej. Nie jest to prosta sytuacja, dla wielu start w zawodach jest jak nałóg a finanse są w tym przypadku bardzo ważne
Krzysiek_biega (2014-01-20,18:28): Zgadza się Robercie, z tym że ja nie wyobrażam sobie pchać się tak gdzie mnie zwyczajnie na to nie stać. W bieganiu widzę niektórzy starają się wymusić na organizatorach jakieś przywileje. Ja od dłuższego czasu np buty do biegania kupuje głównie za granicą i nie robię z tego jakiś problemów że u nas są one znacznie droższe-zwyczajnie zlekceważyłem polskich dystrybutorów. Jeżeli dla mnie jest za drogie startowe to zazwyczaj dobieram sobie inny dogodny start na który sobie mogę pozwolić. Hobby kosztuje.
harpaganzwola (2014-01-21,09:46): My to inny temat, mamy trochę inny system, startujemy tam gdzie mamy okazję coś wygrać i często jest tak, że jeśli nam się za bardzo nie powiedzie to przynajmniej wygramy nagrodę (choćby miejsce na podium w kategorii wiekowej) dającą choćby zwrot kosztów dojazdu bądź wpisowego. Oczywiście startujemy tam gdzie korzystniej, nie wystartujemy w zawodach gdzie będziemy musieli zapłacić za wpisowe powiedzmy 50-60zł/10 km ponieważ są biegi znacznie tańsze. Nie wiem czy zauważyłeś ale w biegach bardzo masowych wpisowe jest wielkie a w biegach kameralnych często bardzo niskie. Wielu biegaczy startuje tam gdzie jest renoma biegu, dużo biegaczy i nigdy im się nie udaje choćby raz coś wygrać. Każdy organizator może wprowadzić wpisowe wg własnego uznania a biegacz nie powinien narzekać bo to organizator decyduje a uczestnik ocenia czy wybrać taki produkt czy nie.
Krzysiek_biega (2014-01-21,19:37): Zobacz Robert że kluczowa jest reklama, znajdź mi masowy bieg który nie jest reklamowany. Opłaca się dziś zainwestować kasę w organizacje biegu i wyłożyć słona na kampanie reklamową. Ja z racji pracy (wojsko) mam obecnie ograniczone możliwości zarówno pod względem treningu jak i startów. Dziś bieganie dla wielu to hobby i wydatki, dla innych biznes...
suchy (2014-01-27,09:59): 11 900 euro wpisowe za start w North Pole Marathon.
Krzysiek_biega (2014-01-27,16:14): Dzięki Piotr to chyba najdroższe wpisowe o jakim słyszałem







 Ostatnio zalogowani
Lektor443
02:00
Arti
23:10
JW3463
22:23
Bartuś
22:22
janek1
22:15
GriszaW70
22:13
andreas07
22:05
Robert Przepiórka
22:02
fundacja_daszrade
21:53
Seba7765
21:48
maste
21:47
BOP55
21:28
fit_ania
21:17
kubawsw
21:05
ab
21:03
stanlej
20:59
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |