Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [55]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kokrobite
Pamiętnik internetowy
Widziane z tyłu

Leszek Kosiorowski
Urodzony: --------
Miejsce zamieszkania: Jelenia Góra
195 / 300


2012-01-01

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Śladem cietrzewia i rycerzy Kunegundy (czytano: 601 razy)



Oby cały rok był biegowo tak kolorowy, jak tydzień na przełomie 2011/12. W świąteczny poniedziałek pobudka o świcie i od szóstej bieganie po 5-kilometrowej asfaltowej pętli wokół stawików, Stadionu Ludowego, McDonalda i salonu mercedesa w Sosnowcu. Jeszcze było cicho, ciemno i pusto, dopiero gdzieś po godzinie pojawili się pierwsi spacerowicze z psami. Wyszło powolne 17 km (dzień wcześniej było szybsze 27, nogi trochę pamiętały).

Wtorek – dycha terenowa, momentami błotnista, już na swoim terenie. Środa bez biegania. Czwartek – na piwie z kolegami, w tym z majorem armii USA (choć z urodzenia jeleniogórzaninem), jego niektórych opowieści z Iraku nie dało się słuchać bez znieczulenia się, na szczęście ciuchy biegowe na to spotkanie wdziałem, więc po wszystkim auto zostawiłem i poleciałem biegiem do domu – ponad 6 km nocą. Nie jest to żaden wyczyn - człapanie po piwie, ale komfort ograniczony. Nie polecam.
Piątek – spokojna łatwa dycha.
Sobota – spełnienie marzenia na biegówkach, czyli trasa Jakuszyce – Świeradów – Jakuszyce. Powrót trasą nazwaną przez nadleśniczego Izerskim Szlakiem Cietrzewia.
Dotychczas najdalej w kierunku Świeradowa dobiegłem do Polany Izerskiej – bodaj trzy lata temu, błądząc za Chatką Górzystów. Tym razem do Polany doleciałem planowo, tym bardziej, że spora część trasy z Rozdroża pod Cichą Równią, czyli z systemu tras Biegu Piastów, miała ślad, który założył akurat skuter z mężem szefowej Chatki Górzystów za kierownicą.

Swoją drogą, miałem szczęście – wpakowałem się na ten szlak, gdy jeszcze śladu nie było, nie mając gwarancji, że ktoś go zrobi (choć przed sezonem to obiecywano). Leciałem więc przez kilka minut w śladzie zrobionym przez innych biegaczy, gdy nagle z przeciwka, zza ośnieżonych drzew, wyłonił się skuter z urządzeniam do wyciskania porządnych torów. To się nazywa mieć szczęście!

W takich luksusowych warunkach ten kawałek trasy pokonywałem pierwszy raz – tak szybko, jak nigdy. Przy rozwidleniu trasy na Chatkę i Polanę ślad poleciał na Chatkę, więc dalsze tempo wędrówki – na Polanę i ku Stogowi Izerskiemu, miałem wolniejsze, bo tu torów nie założono. Za Polaną spotkałem sympatycznych znajomych panią Kasię i pana Jurka, pani Kasia akurat zaliczała efektowną glebę, ale dzielnie wstała o własnych siłach.

Na Polanie na szczęście zabłądziłem. Dzięki temu poleciałem inną trasą niż z powrotem. Nie skręciłem w lewo, pobiegłem prosto w dół, strasznie szybko, krzyczałem z daleka do pieszych, żeby uważali. Wylądowałem na drodze ze Świeradowa na Stóg Izerski. Czekało mnie parokilometrowe podejście po szlaku pieszym, nierównym, wydeptanym. Po drodze wzbudziłem małą sensację na nartostradzie towarzyszącej kolei gondolowej. Musiałem ją przeciąć. Zjazdowcy gapili się na mnie jak na profana, który wdarł się do ich księstwa.

To w ogóle zabawne, że droga dla pieszych, biegnąca do schroniska, przecina nartostradę. Po drugiej stronie parę matek z małymi dziećmi na sankach i w wózkach pytało mnie, czy mogą iść przez nartostradę. - Przecież nie macie innego wyjścia! - odparłem.

Dotarłem na przełęcz Łącznik – 1066 m n.p.m. Tu już zima w pełnej krasie. Wszystko oszronione. Przepięknie. To był najwyższy punkt wędrówki. Drogą Telefoniczną (lekko w dół) zjechałem na Polanę, potem do Chatki, gdzie pragnąłem piwa, ale ludzi było tyle, że dałem sobie spokój – poleciałem w stronę Orla, ale przed nim (bo do zmroku było jeszcze sporo czasu) odbiłem do mostu granicznego i wróciłem, minąłem Orle w prawo w górę do lasu, a potem poleciałem prosto do Jakuszyc. 5 godzin, 39 kilometrów.

Niedziela – z kolegami na Chojnik i Żar. Dwie godziny, sporo podbiegów, genialne panoramy. Na Żarze byłem pierwszy raz. Widok na Chojnik z Kotliną Jeleniogórską w tle pierwszorzędny. Podczas drugiej godziny biegu czułem ołów w nogach – wychodziła sobotnia długa wycieczka na biegówkach.

Częścią trasy było dwukrotne okrążenie zamku Chojnik. Robert powiedział, że jak to zrobi, będzie miał szczęście w 2012, więc my z Krzyśkiem również polataliśmy w kółko (też chcemy szczęścia!:-). Polecieliśmy śladem rycerzy z XIV wieku, którzy okrążali zamek, by zdobyć względy pięknej panny Kunegundy (tyle, że oni na koniach). Rycerze ginęli, aż znalazł się śmiałek z Turyngii, który okrążył zamek na swoim rumaku, ale... Kunegundą wzgardził. Dał jej nauczkę, by nie narażała już rycerzy na niebezpieczeństwo.

Tak się tą zniewagą przejęła, że rzuciła się z okna w przepaść.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Truskawa (2012-01-01,20:40): Ups... a ja się dość leniłam przez ten tydzień.. :) A coś czuję, że chyba z aparatu nici, bo zdjęć z Twoich tras nadal nie ma. Szkoda ale poczekam. :)
wiesław (2012-01-01,20:44): Leszku, toś się naganiał jak chart -), ale z tym Chojnikiem to sobie odpuść, bo Cię jeszcze ta Kunegunda dopadnie i ....-)))
kokrobite (2012-01-02,08:26): Truskawko, pod choinkę kupiłem sobie bilet na samolot na maraton w Mediolanie. Aparat musi zaczekać na następną okazję.
kokrobite (2012-01-02,08:27): Wiesiu, coś w tym jest, co piszesz, duch Kunegundy mnie gonił :-)
jacdzi (2012-01-02,13:00): Alez aktywnosc!!! Dobry znak na Nowy Rok.
kokrobite (2012-01-02,19:22): Się rozkręcam :-)







 Ostatnio zalogowani
42.195
16:54
tomasso023
16:48
alex
16:35
cumaso
16:11
Wojtek23
16:04
jantor
14:37
lemo-51
14:33
INGL66
13:54
arturM
13:54
Gapiński Łukasz
13:44
irek998
13:42
kostekmar
13:40
why_me
13:23
Baart1980
12:50
Jawi63
12:41
miras
12:28
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |