redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
Przeczytano: 569 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


XXI Flora London Marathon
Autor: Jan Stasiczek
Data : 06-04

LONDYN - wrażenia z wyjazdu oraz z uczestnictwa z XXI Flora Londyn Marathon.

ETAP 1: Wstęp

Właściwie to dopiero od przeszło pół roku zaliczam się do zacnego grona biegaczy, którzy pokonali dystans 42,195 km, jednak owo uczucie przyjemności odczuwane po skończeniu biegu maratońskiego pcha mnie coraz to bardziej do kolejnego startu (do tej pory 3 zaliczone maratony). Połknąłem bakcyla sportowego bardzo głęboko... Marzę w przyszłości o występie w jednym z najbardziej prestiżowych maratonach w New Yorku, Bostonie, Paryżu i Londynie. Cóż... czasem marzenia się spełniają (jednak trzeba im trochę pomóc oczywiście) o czym sam się przekonałem gdyż oto jestem już po starcie właśnie w XXI Flora Maraton w Londynie.
Na bieg wybrałem się dzięki pomocy znajomego biegacza seniora Mariana Foka (43 skończone maratony oraz 3 biegi 100km - wiek 65 lat!!!) niezwykle wesołego i energicznego jak na swój wiek pana. Same plany wyjazdu na początku nie układały się pomyślnie. By wystąpić w takim maratonie jak Londyński nie wystarczy wysłanie odpowiednio wcześnie zgłoszenia startowego. Chętnych do biegu jest bardzo dużo (podobno 4-5 na 1 miejsce) dlatego przyjęto w Anglii system losowania chętnych do biegu. Część osób z tzw. elity ma zapewnione miejsce startowe w biegu natomiast pozostali biegacze wysyłają swe zgłoszenia i ...czekają na wynik losowania. Po pewnym czasie (1-2 miesiące przed startem) organizatorzy przesyłają informację pocztą, iż albo jest się szczęśliwym posiadaczem numeru startowego albo ... spróbuj za rok.

Wiedząc o takim mechanizmie selekcji postanowiłem, skorzystać z usług biura Martaon Services International z Piły. Owe biuro posiada stuprocentowe miejsca startowe na bieg Londyński. Niestety, dzwoniąc do biura na początku grudnia dowiedziałem się, że 13 pewnych zgłoszeń już zostało rozesłanych w Polskę. Trudno- myślę sobie to by i tak było jak w bajce gdybym od razu spełnił swe marzenia po jednym telefonie. Aż tu nagle przed Świętami Bożonarodzeniowymi dowiedziałem się, że jedna z osób rezygnuje i mogę jechać za nią. No to jednak mam szczęście- pomyślałem! Dostałem zgłoszenie jeszcze pod koniec grudnia. Startowe kosztowało 50 funtów (oficjalnie=360 zł) jednak naleźało wpłacić 400 zł na konto biura w Pile. Teraz pozostało tylko trenować.

ETAP 2: Przygotowania do biegu.

Była końcówka grudnia, zaś ja już od początku grudnia zabrałem się do pracy ostro. Przygotowanie do maratonu zajęły mi około 4.5 miesiąca (od grudnia do kwietnia), przez które biegałem od 350 do 490 km miesięcznie. Dawałem z siebie wszystko żyjąc moim pierwszym wyjazdem na tak prestiżowy maraton. Takie myślenie naprawdę działa. Zostało ono wzmocnione poprzez posłanie przez organizatora oficjalnego katalogu sportowego Flora Londyn Maraton (na początku lutego) oraz poprzez posłanie w marcu oficjalnej karty z numerem startowym (26773).
Motywacja i obroty rosły z dnia na dzień. Sam się łapałem na tym, iż podświadomie odliczam dni do startu w biegu. Prawie obchodziłem "Studniówkę" przed maratonem, potem tylko jeszcze 3, 2 miesiące i ... Miesiąc przed startem "zafundowałem" sobie, jak każą wielcy taktycy biegów maratońskich, sprawdzian na dystansie półmaratonu. Z braku oficjalnego biegu półmaratońskiego w mej okolicy biegałem sprawdzian na ....stadionie. No cóż dla chcącego i zmotywowanego nie ma rzeczy niemożliwych!!! Wypadałem dobrze bijąc swój rekord życiowy o 3 minuty (1:25.29). Znów urosło morale niebotycznie. Chciałem bardzo pobić swój rekord z Poznania (a propos: udał się bardzo maraton w Poznaniu! Gratulacje! Znów tam pojadę w tym roku! Mała prośba tylko o dokładne odmierzanie kilometrów na trasie! To bardzo ważne dla wszystkich biegaczy!) wynoszący 3:10. Wynik 1:25 na sprawdzianie potwierdził teoretycznie moje możliwości na wynik rzędu 2:56-3:00. Więc cóż było robić. Wyluzowałem w kwietniu oraz zafundowałem sobie dietę ubogowęglowodanową przed maratonem (tzn. od poniedziałku do czwartku przed startem). Cóż to była za męka.
Akurat trafiło na Święta Wielkanocne... . Stoły uganiały się od mazurków, ciast i innych smakołyków, a tu trzeba się ograniczać!!! [Rada dla moich następców! Nawet wbrew pozorom takie coś jak gorący kubek także zawiera węglowodany!! (przeczytajcie skład na etykiecie!)]

ETAP 3: Witamy w Londynie!

W końcu nadszedł upragniony dzień wyjazdu!!! Czwartek 19.04.2001 godzina 15:45. Przejazd z powodów ekonomicznych odbył się autobusem i zajął "tylko" 26 godzin. Choć mógłby być bardziej atrakcyjniejszy, gdyby odcinek łączący Francję z Anglią pokonywany był promem. Niestety mieliśmy pecha i pokonaliśmy go Eurotunelem. Także przeżycie, ale trochę mniejsze. Dla ciekawskich wyjaśniam, iż do tunelu się bezpośrednio nie wjeżdża. Samochody, autobusy, motocykle, tiry wjeżdżają na specjalne platformy (rodzaj pociągu) które po torach przemieszczają się tunelem. Sama podróż tunelem trwała 0.5 godziny. W końcu jest nasz punkt docelowy. Stolica niegdyś imperium brytyjskiego - Londyn.
Przyjechaliśmy o godzinie 16:00 i jak dowiedzieliśmy się 3 dni przed wyjazdem: musimy sami dotrzeć do hotelu!!! (wcześniej istniała wersja, iż organizator wysyła przewodnika na miejsce przyjazdu autokaru i on nas odtransportowuje do hoteliku). No cóż było robić. Dotarliśmy z pewnymi problemami na miejsce. Tu także mała niespodzianka: obiecano nam pokoje 2 osobowe, a dano nam pokoje 6 osobowe w dodatku zamieszkane przez Afrykanów!!! Standard pokoi pasuje do słowa "spartański", choć i tak te słowo jest użyte z dużym wyprzedzeniem! Wreszcie dostajemy "już" swój pokój o godzinie 22:30 !!! Po prostu sprawa kwaterunku naszego nie była do końca dograna pomiędzy kierownictwem hotelu, a biurem z Piły.{Marathon Servises International p.Henryk Paskal) Radzę na przyszłość wszystkim korzystającym z usług w/w biura dokładnie wypytać się o warunki kwaterunkowe jakie oferuje biuro, by nie być srodze rozczarowanym na miejscu (w sytuacji gdzie trzeba te warunki przyjąć!) oraz wymagać kopii posłania przez biuro pieniędzy do miejsca docelowego!!! Zdarzyło się bowiem, iż te pieniądze nie doszły (a organizator czyli biuro pana H. Paskala z Piły miało na to prawie miesiąc czasu!!!) i chciano nas z hotelu wyrzucić. To tyle na marginesie wyjazdu, czyli lepiej się 2 razy upewnić, niż raz srodze rozczarować!

Piątek spędziliśmy na targach sprzętu sportowego w London Arena potwierdzając swój udział, pobierając numery, chipy oraz różne gadżety sportowe. Na co należało zwrócić uwagę na targach to na ogrom propozycji sprzętu sportowego oferowanego przez znane firmy sportowe niestety modele przeważnie nie do zdobycia w Polsce. Tu nasuwa się spostrzeżenie, iż wszystkie nasze sklepy sportowe oferujące "buty do biegania" (np. sieć placówek ATHLETHIC Foots) niestety nie oferuje typowo butów do biegania, a jedynie do chodzenia. Mnóstwo różnego rodzaju modeli różnych firm widzieliśmy po raz pierwszy w Londynie. A przecież istnieje popyt na takie modele (o czym świadczy np. coraz liczniejsza rzesza osób odwiedzających witrynę www

.noc.com.pl ). Bardzo licznie oblegane było m.in.: stoisko z promocyjną sprzedażą różnych modeli butów (ceny butów obniżone o 1/2 a nawet o 2/3 ceny!) oraz stoisko firmy ASICS gdzie można było spotkać, wziąć autograf lub zrobić sobie zdjęcie z mistrzynią olimpijską z Seulu Rosą Motą! A propos na targach pojawił się też polski akcent! Na stoisku z zaproszeniami na różnorakie międzynarodowe biegi było także zaproszenie na HANSAPLAST POZNAŃ maraton!- gratuluję pomysłu i promocji biegu - na pewno w tym roku frekwencja będzie większa!

ETAP 4:MARATON-u czas zacząć!

W końcu nadszedł upragniony dzień startu. Wraz z całą grupą Polaków (zakwaterowanych w naszym hoteliku-w sumie 7 osób) wyruszyliśmy na podbój Londynu - każdy z nadzieją polepszenia swego wyniku sportowego. Dojazd na stację Greenwich, gdzie był start do biegu odbył się bez przeszkód, ale już w metrze czuło się ogrom przedsięwzięcia pod nazwą Londyn Flora Maraton. Całe metro pełne było maratończyków. Po wyjściu z niego zaczęła się pielgrzymka sportowa na miejsce startu. Każdy z biegaczy niósł ze sobą worek ze swym naklejonym numerem startowym by go oddać na starcie na ogromne tiry - szatnie [Każdy z nich był przeznaczony dla 1000 biegaczy]. Tirów było około 30, które po starcie przemieściły się na metę, gdzie po biegu można było dostać swój worek pokazując tylko swój numer startowy. Wszystko przebiegało bardzo sprawnie. Miałem obawy jedynie o pojawienie się kolejek do ubikacji. Startowałem w Budapeszcie jesienią ubiegłego roku i tu dał się ewidentnie odczuć brak wystarczającej ilości ubikacji. W Londynie jednak organizatorzy dopilnowali wszystkiego. Jakież było moje zdziwienie kiedy to zobaczyłem szpaler pachnących (to nie żart!) kabin toaletowych. Sto ich stało "murem" po stronie lewej oraz 100 po stronie prawej. ŻADNYCH KOLEJEK Mości biegacze!!!

a) start

Sam start, by uniknąć ogromnego tłumu sportowców odbywał się jednocześnie w 3 miejscach, w 3 rejonach oznakowanych jako strefa czerwona, zielona i niebieska w przepięknym The Greenwich Park, w którym znajduje się m.in. sławne Królewskie obserwatorium astronomiczne. Trasa biegu jest taka sama dla 3 miejsc startu, które łączą się po niecałych 5 kilometrach w jedną wspólną trasę.
Przed startem należało wejść w tłum ustawionych biegaczy w swojej strefie pokazując swój numer, na którym był także malutki numerek. Im wyższy ten numerek tym miejsce w sektorze dalej od linii startu. Bezpośrednio przed startem miały miejsce pokazy lotnicze, spadochroniarskie i inne. Sama pogoda była trochę niewyraźna. Wiało trochę
zaś niebo było bardzo zachmurzone. Obawialiśmy się najgorszego, iż po 2-3 km lunie deszcz i trzeba będzie pokonać maraton w strugach deszczu. Ja wchodząc w swą strefę szczęśliwie brnąłem za jakimś Węgrem który agresywnie i skutecznie przepychał się ku pierwszej linii. W ten sposób udało mi się dopchać do około 3 linii biegaczy. Do startu 5 minut. Atmosfera rośnie, powoli biegacze zrzucają swe folie ochronne, niepotrzebne bluzy na bok, by za chwileczkę zostać sprawnie doprowadzony na właściwą linie startu. Cisza ... Słychać walenie serc, ostatnie słowa otuchy przed biegiem i ... do biegu daje znak potężny wystrzał armatni. Ruszamy!

b) na trasie

Ogólnie trasa biegła z peryferii (jak oczywiście można tak nazwać dzielnicę Greenwich) do centrum Londynu. Na początku biegu jako że trasa jest trochę z górki biegnę dość szybko i po pewnym czasie szukam punktu odniesienia swego tempa. Poszukuję tablicy z napisem 1 km, bądź znaku na asfalcie, ale ... bezskutecznie. Zapomniałem przecież że jestem w Anglii, gdzie obowiązuje ruch lewostronny i, no właśnie, jest inny system miar i wag. Zrozumiałem to momentalnie na pierwszym punkcie kontrolnym, którym był znak z napisem 1 MILA!!! No to wszystko było jasne. Oznakowanie trasy było w milach i tylko co 5 km były znaki informujące o systemie kilometrowym. Chwała organizatorom za to iż przy KAŻDEJ MILI [!!-przydało by się to także w Polsce] był duży zegar z aktualnie upływającym czasem!!! Podobnie przy 5,10,15, itd. kilometrze!!!
Na taki system mil nie byłem przygotowany. Pierwszą milę przebiegłem o dużo za szybko, drugą za wolno. Nie mogłem wpaść we właściwy rytm. W końcu tempo się wyklarowało. Na samej trasie po prostu tłumy ludzi. Przy starcie kibice otwierali szampana i częstowali biegających, inni nieustannie dopingowali. Myślałem także jak rozwiążą organizatorzy sprawę pójścia za potrzebę podczas biegu. I tu mnie zaskoczyli gdyż często były rozstawione tablice informacyjne co ile metrów jest następna kabina. Żadnego załatwiania się pud murkiem czy drzewkiem. Służba medyczna była do dyspozycji biegaczy na całej trasie.
Organizatorzy pomyśleli nawet o tak prozaicznym problemie biegacza jakim jest często bieg w stroju, który powoduje obdarcie pachwin i okolic pod pachą Co pewien odcinek na trasie stały osoby, często policjanci trzymający w foliowych rękawiczkach porcję maści łagodzącej podrażnienia. Ciekawym rozwiązaniem było
dla mnie udział osób biegnących na określony czas. Wyglądało to w ten sposób, iż te osoby miały nalepiony z tyłu fluorescencyjny krążek z wypisanym wynikiem końcowym (np. 3:00 lub 3:30) i wiadomo było iż trzymając się ich tempa można taki wynik osiągnąć.
Inną ciekawostką było ustawienie na trasie biegu namiotów, przebiegając pod którym biegacze zostali zroszeni zimna wodą dla ochłody. Jako ze temperatura nie była wysoka chętnych nie było zbyt dużo ale pomysł naprawdę rewelacyjny. Na trasie także nie było problemu z punktami odżywczymi ustawione były bardzo często co 3-4 mile. Można na nich znaleźć produkty sponsorów więc wodę mineralną VITTEL oraz napój Energetyczny Liquid Power, a także inne rzeczy (owoce, cukierki itd.). Wzdłuż trasy stały tysiące osób, grały różnego rodzaju zespoły, można było słyszeć różna muzykę od Ricci Martina do słynnych fragmentów z muzyki poważnej. Na prawdę dodawało to animuszu i energii. Zapominało się o bólu i o tym że do mety jeszcze tak daleko. W końcu wbiegam na znany Tower Bridge (20 km). Spoglądam na zegarek 1:23. Myślę że trochę za szybko, ale wytrzymam to tempo. Biegnę dalej. Polówkę przebiegam z czasem 1:27.44. No to idziemy na 2.56-2.58 myślę sobie choć odczuwam już pierwsze oznaki zmęczenia. Poszczególne mile mijały już w coraz to wolniejszym tempie. Zaczynam słabnąć. Nie patrzę na innych zawodników -ja już nie walczę o czas, walczę tylko o dobiegniecie. Czas płynie coraz wolniej podobnie jak owe przeklęte angielskie mile.
Mijają mnie moi 2 koledzy życząc bym się trzymał Uf ..Wreszcie wbiegam na ulice Vicotira Embankment nad brzegiem Tamizy. To już tylko 2-2.5 km. Ulica ta wiedzie wzdłuż brzegów rzeki, aż do słynnej wierzy z zegarem Big Ben, gdzie skręca w prawo w stronę Sain Jamses Park. Tu została usytuowana meta biegu nieopodal pałacu Buckingham. Biegnę coraz wolniej. Już dawno minęli mnie biegacze z naklejkami oznaczającymi tempo 3:00, potem 3:15. Jest źle ale nie staję Widzę słynny pałac Buckingam podobno w oknie była królowa Elżb

ieta II! Myślę sobie, że chyba nie widziała mojego wycieńczenia zaś z drugie strony jestem paskudnie na nią, że przesunęła jeszcze tą metę o 195 metrów. Dla człowieka, który jest wykończony każdy metr, ba jard, a nawet cal jest na wagę złota!

c) meta

W końcu jest meta umiejscowiona w Parku na alei the Mall pomiędzy Pałacem Buckingham, a przepięknym Łukiem Admiralicji. Dostaję medal [piękny, duży i ciężki!], obsługa odpina mi chipa, otrzymuję torbę z żywnością, wodę, koszulkę finiszera, ktoś okrywa mnie folią i ... siadam na krawężniku. Na metę wpadają kolejni szczęśliwi maratończycy. Dopiero widząc wyniki w prasie (The Times podawał kompletne wyniki w odcinkach po ok. 8.000 osób w ciągu 4 kolejnych dni) można dostrzec jaki to tłum maratończyków wpadał na metę! W ciągu 35-40 sek bieg kończyło czasem po 100-120 osób!!!. Siedzę, wstaję, znów siadam. Powoli zmierzam do tira po moje rzeczy. Z otrzymanego worka wyciągam aparat i uwieczniam się na mecie z obok stojącym policjantem i ... znów siadam. No cóż bieg ukończyłem jak się potem okazało jako jeden z 32.000 biegaczy! Biegu niestety nie ukończyło 5.000 osób. I myśleć ze w największym polskim maratonie kończy bieg 800 osób... Dochodzę do siebie. Myślę sobie tyle miesięcy trenowania, a tu taki wynik. Ogarnia mnie złość jak rozpamiętuję ile to wyrzeczeń mnie ten bieg kosztował. Mówię sobie to już ostatni mój bieg! Nigdy więcej takiego wysiłku! Wstaję i zmierzam na umówione przed biegiem miejsce zbiórki naszej ekipy. Są wszyscy oprócz jednego biegacza. Nastroje kolegów raczej dobre. Część osób poprawiła swoje życiówki, część pobiegła w ich granicach.

Czekało nas jeszcze tego dnia jedno miłe wrażenie. Udział w polskiej mszy św. Po której ksiądz poświecił m.in. nasze medal i nasz trud włożony w ten maraton. Potem małe spotkanie na plebani z polonią polską. Był przysłowiowy polski pączek, kawa itd. Wieczorem oczywiście musieliśmy uczcić nasz sukces (mniejszy czy większy, ale każde ukończenie bieg maratońskiego to nie lada sukces) w angielskim pubie jak każe tradycja. U niektórych z nas nie skończyło się tylko na jednym małym piwku!!!

Serdeczne gratulacje raz jeszcze chciałem przekazać dla kolegów, których poznałem w Londynie. Powoli dochodzi do mnie i ten fakt iż ja też powinienem się cieszyć. Bo przecież ukończyłem mój 3 maraton właśnie borykając się od 30-go kilometra z narastającym zmęczeniem. Nachodzą mnie wieczorem po biegu o różne myśli. a m.in. i taka No to gdzie następny maraton? Maraton jednocześnie z jednej strony znienawidziłem, zaś z drugiej nabrałem do niego
szacunku. Dostałem od życia kolejną lekcję pod tytułem: Maraton. Wniosek wyciągnąłem z niej następujący. Lepiej biec początek biegu o 5 sek. Wolniej na każdy kilometr od zakładanego tempa biegu, niż 3 sekundy za szybko. Bieg maratoński uczy pokory, zaś ja życzę wszystkim biegaczom -internatom i nie tylko samych życiówek!

Z natury dziennikarskiej podam wyniki biegu osiągnięte przez nas w Londynie:

Wygrał będący nadal w rewelacyjnej formie, zwycięzca jesiennego biegu nowojorskiego Abdelkader El Mouaziz z Maroka z czasem 2:07.11 (poprawiając swą życiówkę o 22 sekundy!!!]. Zeszłoroczny zwycięzca, Portugalczyk Antonio Pinto ukończył bieg na miejscu 3 z wynikiem 2:09.36. Drugie miejsce zajął kenijczyk Paul Tergat z czasem 2:08.15.
Miejsca naszej ekipy były następujące:
-Radosław Piasecki 2:35.25 (22 lata, jeszcze raz gratuluje życiówki!!!) -miejsce najwyższe z Polaków bo 94 [!?]
-Władysław Przybył 2:50.40; miejsce między 401, a 500,
-Andrzej Ślązak 3:05,08; pomiędzy 1301 a 1400,
-Andrzej Pawlicki 3:26,16, pomiędzy 3501 a 3600,
-Czesław Radziwon 3:36, pomiędzy 5001 a 5100,
-Marian Fok 5:33 lat 65!!! , szczere gratulacje raz jeszcze!
-Autor Jan Stasiczek 3:30.02 pomiędzy 4101 a 4200.

A propos: Na koszulce otrzymanej na mecie polecam biegaczom sentencje:

THE MARATHONS RUNNER HAVE ONE LESS THING TO DO IN LIFE!!!

Koszty: Startowe 50 funtów, spanko (np. Millennium Hostel, gdzie spaliśmy za 10 funtów za noc w pokoju 6 osobowym z łóżkami piętrowymi, 35 funtów za 2 osoby za noc- warunki prymitywne ale w miarę tanio - ogromna zaleta bliskość stacji metra KENSAL GREEN).



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768