redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
Przeczytano: 468/1100926 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:9/1

Twoja ocena:brak


Tough Guy - twardziel z Chełmży!
Autor: Piotr Olchawa
Data : 2014-02-26

No właśnie i tu narzuca się pytanie. Brytyjska gazeta The Guardian napisała odnośnie tego biegu - tysiące odważnych czy głupich? Biorąc pod uwagę, że ukończyłem ten jak go nazywają, jeden z najtrudniejszych biegów na świecie (biegu tak naprawdę było niewiele) to i może odważny, ale z drugiej strony hipotermie jaką miałem po ukończeniu tych zawodów to pokusiłbym sie o stwierdzenie, że głupi.

No, ale zacznę od początku. W Internecie natknąłem się na stronę tego biegu o przetrwanie, po obejrzeniu kilku filmików na YouTubie, doszedłem do wniosku dlaczego nie?! Przez 12 lat mojej przygody z bieganiem zaliczyłem wiele imprez na różnych dystansach, latka uciekają, życiówki już raczej nie zrobię, więc może coś nowego. Tak więc w październiku wysyłam zgłoszenie, płacę ponad 200 funtów (moje najwyższe wpisowe w życiu) no ale za atrakcję zawsze trzeba słono zapłacić. Zacząłem przygotowania pod kątem Tough Guya. Trening biegowy normalny jak zawsze, basen, siłownia, trochę krosów i biegu z przeszkodami. Jeszcze wtedy nie myślałem, że o czymś zapomniałem. Zbliża się termin zawodów, dzień przed tym biegiem, oglądam po raz kolejny filmiki w internecie i po zawodach dochodzę do wniosku, że telewizja (a w tym przypadku internet) kłamie!



Na żywo wygląda to zupełnie inaczej, to jak oglądanie dobrego koncertu muzycznego na żywo lub w domu. Tak więc 26 stycznia w niedzielny poranek wyjeżdżam razem z silną grupą wsparcia (w osobie mojej żony, syna i bratanicy z mężem) do odległego o ponad 200 kilometrów Wolverhampton. Na miejscu wiatr i ulewny deszcz, który i tak nie ma większego znaczenia, ponieważ podczas biegu będę ciągle mokry (w porównaniu z pagoda w Polsce -20 stopni Celsjusza to jest super). Odbieram numer startowy, który uprawnia mnie do startu z przodu (przecież tyle zapłaciłem za startowe) i powoli nadchodzi czas na rozgrzewkę. Po trzydziestu minutach truchtu gimnastyki rozciągającej,ustawiam się na starcie, gdzie atmosfera jest tak gorąca, że nie czuję zimna. (adrenalina daje znać o sobie) Strzał z armaty i zaczęło się.

Nie wiem jak to się stało (chyba przysnąłem w blokach) ale po 200 metrach zbiegu z górki jestem w okolicach dwusetnego miejsca, więc powoli zaczynam przesuwać się do przodu. Zaczynają się pierwsze przeszkody, rów z wodą (bardziej przypominającą bagno), belki i tak około kilometra. Następnie przeszkody 2-3 metrowe, trochę biegu po trawie i zaczęło się. Podbiegi pod stromą górkę około 50 metrów i zbiegi i tak 10-12 razy. Dalej trochę biegu po "Polach Śmierci", czyli przeszkody, siatki i woda. Zdążyłem trochę wyschnąć, ale i tak nadal z zimna nie czuję stóp. Dobiegam do rowu z wodą długości około 100 metrów gdzie zaczyna się slalom czyli zejście ze skarpy do wody i wejście na skarpę.

Następnie wysokie na 15 metrów drewniane wieże ustawione pod kątem 45 stopni. Przebiegam przez małe pole, gdzie wiszą sznurki pod napięciem (nie mam pojęcia jakim) Zaliczam następną wieżę i zaczynam przejście przez wodę ok 500m, gdzie na początku woda sięga mi do kolan, a w połowie sięga mi do klatki piersiowej. Dalej błoto i przeszkody z belek oraz przejście po linach nad siatkami. Jestem niskiego wzrostu, więc mam małe problemy a na dodatek całe moje ciało jest zmarznięte i sztywne. Wchodzę do tunelu z opon samochodowych z zejściem do wody, jejku myślę, że może powinni zmienić nazwę tego biegu na "Przetrwanie w zimnej wodzie i błocie", bo 80% to błoto.

Dochodzę do tunelu zwanym "Wietkong”, gdzie jest ciemno i ciało obijane jest przez pałki takie jak kij do bejsbola a na dodatek są również sznurki pod napięciem. Słyszę przeraźliwy krzyk innych biegaczy, jakby ktoś ich torturował, albo obdzierał ze skóry. Otrzymuję następną dawkę energii (a mówią, że elektryka prąd nie tyka, z racji mojego zawodu) Wychodzę na zewnątrz po zaliczeniu betonowego tunelu, następnie kolejna przeprawa po linach z zejściem do wody, gdzie czeka mnie najgorsze, czyli kilkukrotne nurkowanie pod belkami. Daję radę, ale tylko dlatego, że jestem już prawie w amoku. Po wyjściu wchodzę na drewnianą rampę i zaliczam skok do wody z 2 metrów.



Nie pamiętam dobrze tego momentu, ale wychodzę na brzeg. Biegnę przez pole rozrzuconych zużytych opon (jakiś wulkanizator chyba miał ich w nadmiarze) ale i tak nadal nie mogę rozgrzać swojego ciała, nawet kiedy przebiegam obok palonej się słomy. Kolejna przeszkoda to 70 metrów czołgania się pod drutem kolczastym w błocie (ostatnio robiłem to 27 lat temu w wojsku). Jestem już blisko mety, ponieważ widzę zegar z czasem, ale czeka mnie jeszcze kolejne wejście na wyślizganą górkę i zjazd po gumowej macie, nad którą wiszą sznurki pod napięciem w dół do małego jeziorka. Wciągam się po lince i jestem na mecie!!! Ukończyłem ten ekstremalny bieg o przetrwanie, ale tak naprawdę to nie pamiętam co było dalej (tylko z relacji rodziny, która mnie bardzo wspierała), bo hipotermia całkowicie zabiła mój system pamięci.

Gdyby nie pomoc mojej żony, która zabrała mnie pod spartański prysznic, znajdujący się w szopie z sianem to chyba nadal bym się tam kąpał i przebierał. Dłonie tak mi się trzęsły z zimna jak nigdy w życiu, że miałem problem z wypiciem gorącej czekolady. Trzęsiawka ustępuje po około 30 minutach jazdy w ciepłym samochodzie. Dochodzę do siebie. Tak więc ukończyłem ten 15-sto kilometrowy szalony bieg na 217 miejscu z czasem 2.13.16s i na 28 miejscu w kat. V-40. Według nieoficjalnych danych wystartowało ok 4-4,5 tyś zawodników, a bieg ukończyło dokładnie 2275 osób. Zwycięzcą został 18-nastolatek z Niemiec Charles Franzky o szczupłej sylwetce i wzroście ok 1.90m w czasie 1.29.21s GRATULACJE!!! Szczerze mówiąc liczyłem na lepszy czas i miejsce, ale nie myślałem, że zostanę częściowo pokonany przez bardzo zimną wodę. Po głowie chodzi mi już rewanż na tej bardzo trudnej trasie w wersji letniej 17km w terminie lipcowym.

Mam nadzieję, że zimna woda nie będzie moim wrogiem. Tak więc byłem, przeżyłem i zwyciężyłem z moim ciałem i umysłem. Czy tak naprawdę jestem teraz twardzielem? – Nie wiem, ale wiem, że ludzkie ciało i umysł potrafi wiele znieść.



Komentarze czytelników - 7podyskutuj o tym 
 

Kamus

Autor: Kamus , 2014-02-26, 10:48 napisał/-a:
Udowodniłeś,że:
"Chamżyńska krew to nie maślunka"!!!
( gwara rodem z miasteczka Chełmży)
Pozdrawiam

 

ronan51

Autor: ronan51, 2014-02-26, 12:36 napisał/-a:
raczej trudno to nazwać biegiem ale podziwiam za chart ducha,sam raczej nie wezmę udziału bo nie lubię zimnej wody?ha ha ha

 

Mahor

Autor: Mahor, 2014-02-26, 18:02 napisał/-a:
Za 200 funtów wpisowego woda na trasie powinna być podgrzewana.Zgadzam się na zimny prysznic po biegu. :-)

 

13

Autor: 13, 2014-02-26, 18:52 napisał/-a:
Piotr Jesteś wielki

 

Autor: Ryszard N, 2014-02-26, 20:58 napisał/-a:
Gratulacje,...
Zawody jak zauważyłeś z bieganiem nie wiele łączy, w mojej ocenie bliżej tej imprezie do obozu przetrwania dla kandydatów do Legii Cudzoziemskiej,...:-)

 

Krzysiek_biega

Autor: Krzysiek_biega, 2014-02-26, 21:59 napisał/-a:
LINK: http://www.toughguy.co.uk/

Polecam zaglądnąć na stronę internetową biegu, robi wrażenie:)

 

kpaw58

Autor: kpaw58, 2014-03-16, 10:01 napisał/-a:
Podziw,szacun.Chełmżyniak może i potrafi.Jesteś Wielki.

 




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768