redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
morito
Jacek Karczmitowicz
zgierz
Tygodnik Zgierski

Ostatnio zalogowany
---
Przeczytano: 244/25411 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:9.5/4

Twoja ocena:brak


Jeden to NIC, a jednak tak dużo
Autor: Jacek Karczmitowicz
Data : 2007-06-13

Jedynka! Najmniej pożądana nota w szkole. Wybierając się na piątą już edycję NIC Maratonu organizowaną w Ustroniu nie wiedziałem, że przez kilka dni zmuszony będę upajać się magią tej cyferki.

Muszę przyznać, że w Ustroniu znalazłem się przez przypadek. Naszym /moim i żony/ celem był start w Rzeźniku. I wszystko byłoby ok, ale w związku ze strajkami służby zdrowia został przyspieszony termin zabiegu mojej mamy. Wiem brzmi to paradoksalnie, ja również tego nie mogłem zrozumieć ale... Faktem się stało, że w czasie naszej walki na bieszczadzkich połoninach mama była w szpitalu i nie mieliśmy, gdzie podrzucić córki i wtedy wyskoczył Janek z NIC maratonem, gdzie miał być zorganizowany serwis dla rodziców o wysokim stopniu odjechania na czas biegu!!! I stało się.



Rys.1 - małe stwory można było pozostawić organizatorom...



Dojechaliśmy do stacji w Koluszkach, gdzie działał JEDEN megafon na całej stacji z uszkodzoną membraną i umieszczono go gdzieś koło Skierniewic, żeby nikt nie mógł zrozumieć o co chodzi. Nagle przyjechał nasz pociąg do Pszczyny. Tu na własne oczy się przekonaliśmy, że infrastruktura komunikacyjna w Polsce musi się szybko rozwijać żeby za jakieś 30 lat dorównać Kolei Tybetańskiej. W końcu jakimś cudem dotarliśmy do Wisły, do gospodarstwa agroturystycznego, gdzie miała być nasz baza na najbliższe dni.

Warunki super, jednak późna pora nie nastrajała nas do wycieczek i po podróży z przygodami, gdy za oknem ledwo się szarzało poszliśmy spać. Jak wcześnie poszliśmy spać, tak wcześnie wstaliśmy. Przed samym wyruszeniem na miejsce zbiórki – startu zdecydowałem się biec z plecakiem. Zapowiadał się upalny dzień i mimo, że nie planowaliśmy ścigania, plecak w pełni zabezpieczał nas logistycznie na całą trasę biegu. Pod Czantorią panował już miły gwar, no i działał serwis dla dzieci rodziców o wysokim stopniu odjechania...



Rys.5 - mapa trasy



O ile mnie pamięć nie myli dostaliśmy numery 22 i 23 na oba ramiona i już byliśmy gotowi do walki. Przed startem jeszcze zorganizowano krótką odprawę i do boju czyli stokiem narciarskim na Czantorię. Przyznam się szczerze, że ten odcinek poświęciłem na dopasowywanie plecaka, i mniejsze, i większe potrzeby. Więc do samego końca kolejki na Czantorię nawet nie pomyślałem o tym żeby choćby potruchtać, a moja żona się wyrywała do przodu. Ostatecznie stację kolejki zdobyłem bodaj jako jeden z ostatnich.

Na szczycie samej Czantorii już tak źle nie było. Zameldowałem się tam po 48 minutach, co mieściło się w stanach średnich moich planów. Potem już było tylko lepiej. Niestety w okolicach Soczowa załapaliśmy się na burzę z przytupem i całkiem zdrową ulewą. W sumie na podbiegach to nawet fajnie było ale zbiegi były tak śliskie, że trzeba było je pokonywać ostrożnym marszobiegiem.



Rys.3 - ostatni rzut oka na trasę...



Natomiast zbieg z Stożka Wielkiego to był koszmar z uwagi na całe mnóstwo śliskich korzeni. Ale nieformalny półmetek na przełęczy Kubalonka osiągnęliśmy w czasie rewelacyjnym. No i wydawało się, że to co najtrudniejsze mamy już za sobą. Niestety, zbiegając z Kubalonki, jakimś cudem /wyrąb drzew, a wraz z nimi oznaczeń szlaku/ zgubiliśmy szlak. Droga prowadziła w dół i myśleliśmy, że jest ok... Jednak droga była dość nieprzyjemna do biegu, nawierzchnię stanowiły płyty betonowe z takimi otworami. Dobiegliśmy do drogi i żona zaczęła narzekać na ból w kostce. Okazało się, że ma ją dość znacznie opuchniętą i będąc przekonani, że jesteśmy na drodze w Nowej Osadze zaczęliśmy się kierować w kierunku Ustronia - nagle widzimy, że z tamtego kierunku biegnie Agnieszka MIZERA i Jacek RUDY. Okazało się, że wracamy na Kubalonkę i podobnie jak oni zabłądziliśmy.

Oni pobiegli dalej szukać trasy, a my poszliśmy na przystanek autobusowy. Okazało się, że w dzień świąteczny z tego przystanku kursuje JEDEN autobus do Ustronia i przyjedzie za 15 minut. Cud. Jak wsiedliśmy do autobusu dopiero mogliśmy zorientować się jak walimy po nozdrzach. Kierowca okazał się bardzo wyrozumiały, pasażerowie trochę mniej i tak już bez większych przygód dotarliśmy do mety. Wbrew obawom dzieciaki nie przesunęły Czantorii na stronę Czeską i panował tu nastrój wyczekiwania: kto jeszcze zabłądzi. Okazało się, że 11 osób pokonało trasę umownego maratonu, jednak nie bez przygód. Natomiast 12 osób zrezygnowało i co ciekawe wszyscy na odcinku wydawało się najłatwiejszym czyli między Kubalonką a Czuplem. Jak się okazało zabójcze dla nas okazały się budowa skoczni w Malince i wyrąb lasu za Kubalonką.



Rys.2 - głębia krajobrazu...



Impreza okazała się super zabawą i prawdziwą studnią anegdot, które jeszcze przez wiele lat będą krążyć wśród biegaczy i żyć własnym życiem. Cykl imprez koleżeńskich organizowanych przez Naziemców & co. jest wspaniały i oby częściej takie "chałupnictwo" mogło konkurować ze "wspaniałymi", odwiedzanymi przez tysięczne rzesze biegaczy komercyjnymi przedsięwzięciami. Takie biegi emanują ciepłem i są naznaczone osobowością animatorów takiego biegu. Po prostu zbiera się grupa biegaczy i chcą razem pobiegać. I to wszystko, a przy tym ile wspaniałej zabawy. Jestem im bardzo wdzięczny za możliwość uczestniczenia w tak wspaniałym biegu.

Post Scriptum

Zostaliśmy w Wiśle do niedzieli razem z rodziną Jansa. Po biegu wypiliśmy nieJEDNO piwo. Jak się okazało o JEDNO Brackie /JEDNO z trzech/ za dużo. Chorowałem do samego rana. Planowany na piątek bieg na Baranią Górę został przełożony na sobotę. W sobotę wyruszyłem na JEDEN tylko trening, którego celem miała być Barania Góra. Prawie się udało;-))) Do szczytu pozostało może z 10 minut. W niedzielny poranek Jans odwiózł nas na stację w Głębcach. Spóźniliśmy się JEDNĄ minutę na JEDEN rozsądny pociąg z połączeniem do Łodzi. Kto mógł przypuszczać, że pociąg z Głębiec do Wisły Uzdrowiska jedzie 32 minuty!!!



Rys.4 - finisz !!!



Na skutek wielu dziwnych zbiegów okoliczności spędziliśmy na dworcu w Głębcach 3h i wtedy złapaliśmy ponowny kontakt z Jansem i rozpoczęliśmy pogoń za połączeniem. Czyli w 25 minut do Bielska Białej. Zdążyliśmy! Dokładnie na JEDNĄ minutę przed odjazdem. Potem już standard czyli Koluszki z JEDNYM głośnikiem z którego nic nie słychać. A zapomniałbym, niemiłe przygody staram się zapominać, na stacji w Koluszkach była JEDNA kupa i ja JEDNĄ nogą w nią wdepnąłem, tak fajnie, że obryzgałem sobie JEDNĄ z łydek!

Czułem się jak trędowaty bo mimo padającego deszczu ludzie jakoś nie chcieli stać pod daszkiem obok mnie. Jak zwykle zainteresowany dowiaduje się jako JEDEN z ostatnich. I znów nie wiadomo skąd przyjechał pociąg do Łodzi. Autobusy już nam pouciekały i sposobem kombinowanym dotarliśmy do domu w JEDNYM kawałku. NIC Maraton w Ustroniu był JEDNYM w swoim rodzaju i chciałbym jeszcze kiedyś móc w nim uczestniczyć. Dla mnie, żony i córki to była JEDNA BOMBA.

Jacek "Morito" Karczmitowicz
Zgierz 13.06.2007r.



Komentarze czytelników - 16podyskutuj o tym 
 

Basieczka

Autor: Basieczka, 2007-06-14, 09:29 napisał/-a:
była opcja 16km - następnym razem poprawie się. Daj znac gdzie biegniemy w najbliższym czasie.

 

morito

Autor: morito, 2007-06-14, 10:34 napisał/-a:
Nastepnym razem pobiegniemy w Ustroniu i pobiegniesz z nami maraton. A jesli nie to nastepnym razem ... etc;-)))

 

morito

Autor: morito, 2007-06-14, 10:41 napisał/-a:
Heniu jak zobaczylam Malinke to sie rozplakalem. Jaki tam piekny stadion z zapleczem postawiono. Naprawde super. Tylko po co? Okazuje sie, ze nie mozna na malince zbudowac skoczni bo sie ziemia obsuwa. Tak to jest jak mysli sie sercem a nie glowa;-(((
Co do Malysza. Mam do mnie zadzonila w drodze do zebym zrobil zdjecie jego domu. NIe zrobilem bo nie bylem bo szanuje prawo ludzi do prywatnosci i nie nadaje sie na paparazzi.

 

jakubs77

Autor: jakubs77, 2007-06-22, 19:06 napisał/-a:
data kolejnego górskiego NICa ustalona została na środek września. Dokładnie niedziela 16.09.2007. Trasa nie zmieniona...

 

morito

Autor: morito, 2007-06-22, 19:49 napisał/-a:
Sprawdz moja date urodzenia;-(((

 

Autor: agnieszka_, 2007-06-22, 21:05 napisał/-a:
Zrobisz sobie miły urodzinowy prezent:)

 

morito

Autor: morito, 2007-06-22, 22:59 napisał/-a:
Wlasnie o to chodzi, ze juz sobie zrobilem;-)))

 

jakubs77

Autor: jakubs77, 2007-06-23, 11:26 napisał/-a:
czy w wolnym tłumaczeniu mam rozumiec: 'dopisac morito do listy'? Lista powoli rodzi się na http://biegajznami.pl/forum/viewtopic.php?t=18280

 

morito

Autor: morito, 2007-06-23, 13:42 napisał/-a:
Wydaje mi sie, a wlasciwie nam, ze o tym czy przyjedziemy czy nie bedziemy mogli powiedziec po 10 wrzesnia. Niestety 16 wrzesnia jest impreza ktora jest WIELCE konkurencyjna. A wszystko zalezy od tego jak bede sie czul i czy bede mial ochote na wyzwania 8 wrzesnia wieczorem. Jak pamietacie z watku na biegaj ... ja bylem za 23 wrzesnia. Ale wokolo mnie /nas/ swiat sie nie kreci i musimy sie nad tym zastanowic. Pierwotnie planowalismy przyjazd do Wisly na 18 wrzesnia. Ale jst jeszcze sporo czasu i wszystko zalezy od mojego samopoczucia 8 wrzesnia popoludniu;-)

 

jakubs77

Autor: jakubs77, 2007-06-27, 18:50 napisał/-a:
No to trzymam kciuki, zebys(cie) jednak dali rade i dotarli na start.

 




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768