Wśród kobiet Dominika Wiśniewska-Ulfik od dłuższego czasu przyzwyczaiła nas, że nie ma w Polsce równorzędnej rywalki. Może się okazać, że znajdzie się takowa za niespełna 2 tygodnie podczas anglosaskich mistrzostw Polski w Międzygórzu. I nie będzie to Ania Celińska, która korzysta obecnie z prawa do przysługującego jej urlopu dla poratowania zdrowia.

Na drugim miejscu dobiegła do mety Danuta Piskorowska, będąca jeszcze na etapie rekonwalescencji po majowej operacji kolana. Operacji będącej aktem nadzwyczajnej odwagi cywilnej, bo przeprowadzonej w tej samej klinice, w której pacjentowi wycięto zdrową nerkę, zaś samej zawodniczce zoperowano przepuklinę w niewłaściwym miejscu. Na trzecim - następna rekonwalescentka – Ewa Majer, która zamierzała w tym trudnym starcie sprawdzić, czy jej ścięgno Achillesa jest już w stanie używalności. Test wypadł pomyślnie. Nie ukrywając zadowolenia z tego faktu, zawodniczka po zejściu ze szczytu na Halę Miziową, zacierając ręce powiedziała „No to teraz, za tydzień – maratonik”.

240	250	276	383	219	359	320	327	275	303
2006	2007	2008	2009	2010	2011	2012	2013	2014	2015
	+4%	+10%	+39%	-43%	+64%	-11%	+2%	-16%	+10%
Historia frekwencji OPEN

Po czym... udała się na dłuższe rozbieganie, bo przecież 10 kilometrów choćby na najtrudniejszej trasie to stanowczo za mało dla czołowej polskiej górskiej ultraski.

Liderka Montrail Ligi Biegów Górskich Dominika Bolechowska w oczekiwaniu na ogłoszenie wyników zorganizowała mszę dla chętnych uczestników. Żeby nie było - to ksiądz celebrował, a Dominika zadbała o przeprowadzenie projektu „Msza dla biegaczy na Hali Miziowej”.

Poza mistrzostwami weteranów odbyły się też mistrzostwa strażaków i to osobno ochotników, jak i zawodowych oraz górników.

Po skończonej imprezie uczestnikom pozostał powrót do domu, co dla niejednego było zapewne trudniejsze od samego biegu ze względu na mocno niewydolny system polskiej komunikacji drogowej. W szczególności na wyrazy uznania, albo współczucia zasługują ci, którzy zapuścili się pseudoautostradę A4 pomiędzy Opolem i Wrocławiem. A następnego dnia, nad ranem po dachu i parapetach Schroniska na Hali Miziowej zabębnił deszcz, który ponoć pada tam do tej pory.

To się nazywa wstrzelić się z pogodą w organizację imprezy. Mówi się od tym nie od dziś, ale wygląda na to, że spiritus movens imprezy Stefan Kalinowski ma jakieś konszachty z wiadomymi siłami.

Wyniki: www.gorskiebieganie.pl/upload-files/Wyniki_-_Pilsko_2015.pdf