2013-05-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Piękny i Przystojny (czytano: 448 razy) (POPRAW WPIS , ZMIEŃ ZDJĘCIE , USUŃ ZDJĘCIE)
Podróż do Ostrołęki kosztowała mnie wiele emocji. Już w Legionowie biłem się z myślami czy nie zawrócić.
Tak się złożyło że zawsze biegi które dla mnie coś znaczą atakują moje tętno już na długo przed samym startem.
Mój szef nazwał mnie dzisiaj – Pan Pospieszalski.
Ponoć dlatego że działam tak szybko że zawsze trzeba po mnie coś zbierać
Jak przyznał pasuje mu to i co muszę przyznać mi też, bo tak samo biegam, wstaje, jem, pije, jeżdżę… kuna, wydra, jeżozwierz
Biuro zawodów według potwierdzonych prognoz miało być czynne do 10.30
o 10.00 byłem głęboko w… Pułtusku, 50 kilka kilometrów poza światem i cywilizacją.
Gdy obtrąbiłem już wszystkich niedzielnych kierowców (ukłon dla płci pięknej i słabej za kółkiem) i dokonałem zamachu na wszystkich przydrożnych realizatorów grafiki kryminalnej o 10.33 dotarłem do wiecznego miasta ustępującemu urokowi tylko Imperium Romanum.
Choć to Banki kłaniają mi się zazwyczaj w pas (call center nie traci dnia ni godziny) tym razem że święcą..
I tu pokłony dla organizatora biegu – na słowo honoru 3 przemiłe niewiasty w biurze zawodów wydają mi pakiet startowy. Zapłaci Pan po biegu.. naprawdę godne
Moje doświadczenia z Ostrołęką do tej pory nakazywały zachować umiarkowaną (wybiła północ jak to piszę – więc to znak że nie powinienem kończyć zdania, więc umiarkowaną… ;-)
Pogoda godna mistrzów – leje jak z cebra, a w mojej duszy spokój. Wiem po co tu przyjechałem.
Po ostatnich doświadczeniach z Linii – sypię głowę popiołem.
Na kilka sekund przed wystrzałem startera niebo tonie w whiter shade of pale. Żarciki, pogoda ducha w biegaczach – bezcenne.
206 osób podskakuje z niecierpliwością czekając na start – Aż na końcu języka mam – „Kto nie skacze ten z Policji – hop, hop, hop ;-)
Tym razem jednak morda w kubeł, dziś z pokorą do siebie i do gwiazd na niebie.
Po 300 metrach odkleja mi się od tyłka numer startowy (221 jeśli ktoś znalazł), po 600 zrywam go i zostawiam na pamiątkę Miejskim Zakładom Komunalnym.
2 km – 7:00 – zaczynam się bać – za mocno, biegnę w grupie – chciałbym rzucić propozycję paktu floty zjednoczonych sił, ale ostatni okręt odpływa w siną dal.
Z drugiej strony zawsze wolałem biec sam, nie wiem czemu ale męczyłem się w tym zespole.
Oczywiście wolałbym zostawić ich za sobą wraz z zawadiackim uśmiechem, ale bohater romantyczny zwykł ginąć śmiercią tragiczną, więc – Cierpienia młodego Wertera zostawiam na sobie na bieg Rzeźnika.
10 km – 41.10
15km 1:02:44 – jest życiówka,
16 km – tyle biegam do biura i na tyle jestem przygotowany gryźć asfalt.
Od 18 km gryzę siebie, przechodniów, służby policji, antyterrorystów, staruszkę na pasach.
Nowy rekord mojego świata - 1:28:55
Chciałbym napisać że wszystko mnie boli,
ale prawda jest tak ze napier..ala
Życiówkę poprawiam o 13 minut.
Jak to zwykł mawiać mój kumpel – też Kaszub – jak po 30 coś nic cię nie napier..ala to znaczy że nie żyjesz.
Ja czuję..
że jestem piękny i przystojny
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Truskawa (2013-05-15,08:12): Piękna życiówka. Gratulacje. A co do zakończenia tekstu, to skoro tak piszesz znaczy, że tak jest. :)) Patriszja11 (2013-05-15,08:36): Wszystko mi się zgadza, mam tylko jedną uwagę do tego tekstu zapomniałeś dodać że jesteś też wysoki i bogaty ;-) snipster (2013-05-15,09:34): hehe ;) ale pocisnąłeś pierwsze dwa kilosy że hoho :) Truskawa (2013-05-15,12:20): Patrycja, nie mogę ze śmiechu. :)))
|