redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
  WIZYTÓWKA  GALERIA [8]  PRZYJAC. [11]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Pamiętnik internetowy



Urodzony:
Miejsce zamieszkania:
1 / 1


2013-04-23

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
maraton (czytano: 711 razy)
(POPRAW WPIS , ZMIEŃ ZDJĘCIE , USUŃ ZDJĘCIE)

 


Ostatnie kilometry
Po 35 km wszystko sprowadzało się już tylko do tego, żeby się nie zatrzymać. Mięśnie jednak miały dosyć, „czworogłowce” zmieniły się kamienie i stanowczo odmawiały dalszej współpracy. Na lewej stopie czułem, że kształtuje się pęcherz rekordowej wielkości. Jedyną dobrą wiadomością było to, że energetycznie czułem się wciąż dobrze. Do 30 km razem z Boratem przez cały czas mijaliśmy kolejnych zawodników i przesuwaliśmy się stopniowo w klasyfikacji z miejsca pod koniec pierwszej steki do czołowej pięćdziesiątki, a następnie czterdziestki. Gdy minął mnie jednak drugi zawodnik, zdałem sobie sprawę, że rozpoczyna się zjazd po równi pochyłej. Nie patrzyłem już jednak na zegarek, przestałem zwracać uwagę na kibiców, wypatrywałem już tylko stadionu. Z opublikowanego przed biegiem profilu trasy wynikało, że po 38km będzie lekko w dół i tej myśli postanowiłem się kurczowo trzymać.

Maraton
W tym jednym słowie drzemie moc oraz historia, które pociągają każdego, kto przebiegł w życiu choćby kilka kilometrów. Maraton stanowił marzenie, które towarzyszyło mi, od kiedy zacząłem biegać, więc, gdy 21 kwietnia 2013 r. stanąłem na starcie Orlen Warsaw Maraton, miałem poczucie, że w końcu zamykam pewien etap życia. Czy byłem odpowiednio przygotowany do przebiegnięcia 42 km? Byłem przygotowany słabo, ale jednocześnie przypuszczałem, że może być tak, że lepiej już przygotować się nie dam rady.

Przygotowania
W styczniu tygodniowy kilometraż przedstawiał się następująco: 100km, 114km, 85km, 35km (przeziębienie), 83km. Wykonywałem w tym okresie prawie wyłącznie rozbiegania, trochę rytmów, najdłuższy trening – 24km.
Luty był stosunkowo najlepszy: 107km, 103km, 102km, 114km. Cztery razy drugi zakres (12-14km), trzy razy zabawa biegowa (20-25x1’), trzy długie wybiegania (25km, 28km, 26km).
Marzec wpadł słabiutko, zaabsorbowały mnie nadmiernie sprawy zawodowe: 79km, 103km, 29km, 90km. Cztery razy drugi zakres (12-14km), trzy długie wybiegania (30km, 30km, 23km).
Kwiecień: w ostatniej chwili dwa tygodnie poprzedzające tydzień maratonu przetrenowałem solidnie – 82km i 128km. Zrobiłem trening tempowy 5x2km, podbiegi 15x100m oraz cztery długie wybiegania (23km, 25km, 31km, 29km).

Na trasie
Na starcie stałem pogodzony z losem. Cieszyłem się, że w końcu biegnę maraton, jednak wiedziałem, że jestem tempowo nieźle przygotowany, ale raczej na bieg maksymalnie 30-kilometrowy. Mentalnie szykowałem się na ostrą walkę z bólem na ostatnich kilometrach. W strefie spotkałem też Borata, który, jak się okazało, planował rozpocząć w zbliżonym tempie, postanowiliśmy zatem lecieć razem i to była generalnie dobra decyzja, bo zawsze lepiej się biegnie się razem, jeden drugiego zawsze trochę „ciągnie” do przodu.
Do 30km biegło mi się wręcz rozkosznie. Trochę straciliśmy co prawda biegnąć dosyć długie odcinki pod silny wiatr, ale wciąż czas był niezły. Około 25km zacząłem wręcz nieśmiało myśleć, że uda się dowieźć tempo biegu około 3:50/km do samego końca. Energetycznie było też nadspodziewanie dobrze. Zgodnie z zaleceniami Radka Dudycza, od którego kupiłem suplementy firmy Enervit, pochłonąłem po jednym żelu na 10 i 20km oraz koncentrat na 30km.
Sprawdziła się jednak stara prawda, o której mówią „stare wygi”, że maraton rozpoczyna się po trzydziestce. Około 32-33km poważny kryzys dopadł Borata i zmuszony byłem go zostawić. Niestety niedługo potem mięśniowo zacząłem wysiadać także ja i zacząłem stopniowo zwalniać. Wtedy też minął mnie drugi, a następnie trzeci zawodnik. Miałem dosyć, ale nie byłem gotów, żeby się poddać. Wciąż liczyłem na dobry czas, więc zaciskałem zęby i krok po kroku zmniejszałem dystans dzielący mnie od mety. Gdy zacząłem już tracić nadzieję i straciłem rachubę kilometrów, ujrzałem daleko przed sobą Stadion Narodowy. Ponuro oszacowałem dystans na kilka kilometrów. Niewiele pamiętam z tego, co się działo potem. Biegłem przez jakiś most, w dole płynęła jakaś spora rzeka, jednak ja nie miałem już ochoty spoglądać na boki i niczym zahipnotyzowany wpatrywałem się w plecy zawodnika biegnącego przede mną. Gdy zbiegłem z mostu zrozumiałem, że to już ostatnie metry. Nie dysponowałem jednak już nawet resztkami sił, żeby zerwać się jeszcze do jakiegoś większego wysiłku. Znowu ktoś mnie wyprzedził. Trudno, whatever. W końcu długa prosta, a na niej zegar i najpiękniejsze słowo na świecie – „meta”. Mijam ją w czasie 2:44:10. Jest pięknie.

Międzyczasy
5km – 18:39
10km – 37:14 (18:35)
15km – 55:55 (18:41)
25km – 1:34:53 (38:58)
30km – 1:54:07 (19:14)
35km – 2:13:54 (19:47)
40km – 2:34:44 (20:50)
Meta - 2:44:10

Po biegu
Na mecie dołączyłem do Daniela, który tego dnia nie poprawił swojego rekordu życiowego, ale wywalczył znakomite 5 miejsce w klasyfikacji Mistrzostw Polski. Borat dotarł na metę pół minuty po mnie, więc także i on dzielnie walczył do samego końca i pobiegł poniżej 2:45. Zamieniłem też słowo z Radkiem, który po raz kolejny potwierdził swój maratoński kunszt, zdobywając piąty w karierze medal Mistrzostw Polski na tym dystansie.

Dziś chodzę po schodach jak energiczny dziewięćdziesięciolatek i planuję już kolejny maraton na jesień.



Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


snipster (2013-04-24,09:51): Gratulacje, świetny wynik :)








Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768