Jezioro Narie utkwiło mi w pamięci z lat szczenięcych, gdyż rokrocznie spędzałem tam wakacje, w ośrodku "Kormoran" niedaleko Bogaczewa. Z ówczesnej perspektywy Narie było jak morze, ogromne, 18 wysp i końca nie widać...
33 kilometry niby nie maraton, trochę więcej niż półmaraton... rok temu odpuściłem sobie te zawody ze względu na przygotowania do debiutu w maratonie, ale w tym roku po prostu musiałem pojechać, choć nie do końca zdawałem sobie sprawę co mnie czeka ;-)
Sobotni poranek, pobudka o 5.30, lekkie śniadanko, kontrola sprzętu i ... okazuje się że nie włożyłem wkładek do butów po usuwaniu soli z Jarosławca ;-)) Całe szczęście że sprawdziłem.
Droga do Kretowin minęła szybko na biegowych opowieściach z kolegą Wieśkiem vel. Brychu ze SZWLA, który przybył dzień wcześniej ze Stargardu Szczecińskiego. Po zalogowaniu się w biurze zawodów, spacerek nad wodę i obowiązkowa kawka.
![](../foto/_ilust/2009/kreart91.jpg)
Przed startem standard – truchtanko i rozciąganie w oszczędnej formie i obowiązkowe „krzaczki”. Ruszyliśmy punkt 10.15, planowałem spokojne tempo maratonu, mając przed oczami górki o których tyle słyszałem. Tuż po starcie zorganizowaliśmy z Adarem, mały autobusik na złamanie 3 godzin.
Biegło się świetnie, pogoda idealna, lekkie zachmurzenie i wiaterek pomagały, jednak z każdą kolejną górką, zaczynały się przypominać czworogłowe uda.
Biegnąc w grupce było łatwiej oderwać myśli od zmęczenia, pomagały też piękne widoki na trasie i doping nielicznych ale niesamowitych kibiców.
Na 14 km mieliśmy spotkanie z „zemstą Teściowej”, jakieś 600 metrów pod górę i nachylenie 10% wg. znaków... i tak non stop, w górę i w dół. Po 24 km lekki kryzys, zwalniam trochę, zostaję w tyle, niektórzy idą pod górki czego zaczyna domagać się również moja głowa. Nie poddaję się, wiem że mam szansę wykonać plan, Przyjaciele trzymają kciuki, nie mogę odpuścić...
![](../foto/_ilust/2009/kreart92.jpg)
Na trasie oprócz punktów przygotowanych przez organizatora, spotykamy niesamowitych ludzi, podających wodę ,dopingujących, to niesamowicie pomaga, jest dobrze, przybijam piątkę chłopcu na wózku i biegnę dalej...
Po 27 km zaczynam zbliżać się do kolejnych osób, mobilizując je sam się nakręcam, wiem że już nie odpuszczę, skupienie i do przodu...
Ostatnie 3 km lekko przyspieszam, zabiera się ze mną kilka osób, wzajemnie się nakręcamy, do mety już blisko. Wpadamy na piasek, ostatni zakręt i meta. Wasyl strzela fotki, chwytam pakiet i schodzę nad wodę. Zdejmuję buty i wchodzę do wody jak większość biegaczy...
"Proszę pana a co pan robi??" słyszę z tyłu.
Dziewczynka wielce zdziwiona moim strojem kąpielowym się pyta – Wchodzę do wody – Odpowiadam.
A dlaczego??? – Bo się zmęczyłem...
A Dlaczego??? – BO BIEGŁEM...
A GDZIE??? – DOOKOŁA JEZIORA...
A DLACZEGO???? – ...nie potrafię odpowiedzieć...
![](../foto/_ilust/2009/kreart93.jpg)
Świetna impreza – zawsze będę tu wracał...
Pozdrawiam Wszystkich, szczególnie tych z którymi biegłem – Dzięki.
|