Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [6]  PRZYJAC. [141]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kryz
Pamiętnik internetowy
Opowieści dziwnej treści.

Krzysztof Ryzner
Urodzony: 1960-01-27
Miejsce zamieszkania: Jarosław
159 / 311


2016-05-21

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
15.05.2016 – 15. PZU Cracovia Maraton (czytano: 260 razy)



15.05.2016 – 15. PZU Cracovia Maraton
Zawsze zadawałem sobie pytanie, ile biegnąc mogę naprawdę wytrzymać. Ile naprawdę mogę biegać, aby organizm mój mógł dobrze funkcjonować i aby bieganie sprawiało mi przyjemność, radość i bym tego nie robił na siłę. Nie robił tego tylko i wyłącznie dla wyniku. Choć jak muszę przyznać, jak dla każdego z nas wynik ma przecież naprawdę duże znaczenie …
Już kiedyś biegałem 4 maratony w 4 kolejne niedziele i w każdym następnym miałem lepszy wynik. Ale było to na poziomie 3.40 - 3.30. W tym jednak roku postanowiłem przebiec pięć maratonów w kolejno po sobie następujące niedziele. Nie wiem jak to wyszło, ale jak się okazało dokonałem wpłat i rejestracji właśnie w taki sposób, że pięć kolejnych niedziel miałem zajętych. Choć muszę przyznać, że nie był to mój cel … i potem tego się też trochę przestraszyłem …
Kolejno Łódź, Warszawa, Jelcz – Laskowice, Lublin i teraz właśnie przyszedł czas na Kraków. Wyniki w Warszawie ( 3.14 ) i w Jelcz – Laskowicach ( 3.18 ) nie powiem, ale nieco mnie zaskoczyły in plus. Jednak start w Lublinie ( 3.44 ) pokazał, że organizm ma też swoje prawa i zaczyna się buntować. Już nie pamiętam kiedy tak strasznie się męczyłem. Przypomniałem sobie jak kiedyś cierpiałem biegnąc maraton. Dlatego też o start w Cracovia Maraton trochę się martwiłem. Tak na dobrą sprawę nie wiedziałem co o nim myśleć. Jak pobiec. Jak się zachować. Jak zareagować na sygnał, który dostałem od organizmu na trasie w Lublinie. Co prawda Maraton Lubelski nie należy do łatwych, ale przecież biegałem i w biegach trudniejszych …
Biorąc pod uwagę, że przyjazd do Krakowa był powiązany z wizyta u syna postanowiłem tam przyjechać już w piątek. Tym bardziej, że w Nocnym Biegu na 10 km startowała moja żona. Sam start na dziesiątkę i bieg to nieustanna walka z nasilającym się deszczem. Jednak z wyniku moja żona była naprawdę zadowolona.
Sobota to spacery po Krakowie i kibicowanie koledze Andrzejowi, który startował w Maratonie na rolkach.
Start w niedzielę do maratonu wyznaczono na godzinę 9.00. Rano tradycyjny posiłek zgodnie ze moim schematem i dotarcie na Krakowski Rynek wraz z synem, który też startował w tym maratonie.
Nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje, ale znowu miałem kłopoty. Zdając bagaże do depozytu okazało się, że nie mam przypiętego numeru startowego i dopiero interwencja osoby przyjmującej depozyt uświadomiła mi ten fakt. Jakoś nie zastanawiałem się nad taktyka do tego maratonu, bardziej skupiłem się na moim synu Kubie i jego starcie. Tak, że dopiero kilka minut przed biegiem myślałem o własnej osobie.
Jakoś przed samym startem nie za bardzo potrafiłem się zorientować gdzie stoję. Jednak jak się okazało stałem zaraz za balonikami na 3.15. Zdawałem sobie jednak sprawę, że jest to strefa nie na ten dzień. Jednak sam start i kolejne metry pokazały się, że tempo, które podyktował „ zając ” biegnący na ten czas jest odpowiednie w tym dniu dla mnie. Zamieniłem z nim zaraz na początku biegu kilka słów i okazało się, że biegnie pierwsze 20 km na czas 1.34.05 i potem po połówce nieco przyspieszy.
Jak się okazało na 3.15 biegło dwie grupy. Ja biegłem właśnie w tej wolniejszej. Sądzę, że był to dobry pomysł, bo połączenie tych grup w jedną powodowało by duży ścisk, szczególnie na punktach z napojami i jedzeniem.
Był to w mojej ocenie jeden z lepszych „ zająców ” z którymi było mi dane kiedykolwiek biegać.
W trakcie biegu okazało się, że trasa maratonu była nieco zmieniona, a zatem trochę inna niż w roku ubiegłym. Jednak maraton ten jest dla mnie biegiem, w którym lubię startować. Tradycyjnie też biegło mi się w nim bardzo dobrze. Jakoś tak biegnąc sam nie wiem kiedy minęła mi połowa dystansu. Może dla tego, że trasą w większości znałem i wiedziałem co się mogę po niej spodziewać.
Jak się okazało ½ maratonu przebiegliśmy grupą w czasie 1.38.30.
Wtedy prowadzący grupę postanowił nieco przyśpieszyć, tak jak wcześniej wspominał. Nieco jest pojęcie względnym. Przyśpieszenie nawet o kilka sekund na kilometr jest dużym wyzwaniem dla biegaczy. Tak jak można było sądzić grupa zaczęła się powoli zmniejszać. Jednak ku mojemu zaskoczeniu w dalszym ciągu udawało mi się utrzymywać w tempo tej grupy. To, że biegliśmy szybciej dało się też zauważyć bo odległość do „ zająca ” na 3.15, który prowadził pierwsza grupę zaczęła się zmniejszać.
Wszystko co do mnie układało się dobrze do około 32 km. Tam ma punkcie z piciem zostałem nieco przyblokowany. Wytrącenie z tempa biegu oraz zagapienie się kosztowało mnie stratę około 20 - 25 metrów do prowadzącego grupę. Jednocześnie podbieg pod wzniesienie, które znajdowało się około 2 km przed Tauron Areną nie pozwalało mi dojść uciekającą grupę. Nie byłem po prostu w stanie przyśpieszyć.
Jednak w dalszym ciągu walczyłem. Może nie przyspieszałem, ale też nie słabłem. Wreszcie upragniony nawrót w okolicy Tauron Areny i bieg w stronę Rynku w Krakowie.
Wreszcie bulwary nad Wisłą, tak nielubiane i ściana czołowa wiatru.
40 km – dociera do mnie, że biegnę na czas poniżej 3.20. Ostatni kilometr to bieg w szpalerze wiwatujących kibiców. Naprawdę to co robili na ostatnim kilometrze wynagradzało chyba każdemu trud całego maratonu. Prosta spod Wawelu i dobieg na Rynek … upragniona meta.
Niestety nie wiedziałem jaki czas osiągnąłem ponieważ stojący zegar był nieczytelny i o wyniku dowiedziałem się dopiero z informacji jaka mi przyszła od Organizatorów na telefon.
Wynik 3.17 był chyba jednym z większych zaskoczeń biegowych jakie dane mi było doświadczyć w tym roku. No może większym był czas na Orlenie ( 3.14 ).
Od razu nasunęło mi się pytanie. Jakie są naprawdę moje możliwości. Jak reaguje mój organizm. Jak szybko możne się regenerować. Przebiegnięty tydzień wcześniej Maraton w Lublinie i jego doświadczenie pozwalały mieć pewne wątpliwości. Czy tam nie był właśnie mój kres. Kres moich możliwości. Czy maraton w Krakowie nie należało odpuścić.
Wynik w Krakowie był tym bardziej cenny bo nie osiągnąłem go w biegu na granicy swoich możliwość. Nie biegłem na maxa. Bałem się o to jak organizm może zareagować na trasie. Czy nie odmówi posłuszeństwa …
Zaraz po biegu wracając do domu nasunęła mi się taka myśl. Wielu z nas czyta naprawdę wiele o tym jak należy biegać i trenować. Rady te myślę, są naprawdę cenne bo pochodzą od wybitnych biegaczy. Jednak ludzie Ci biegali na poziomie np. 2.10.
W moim przypadku jak mi się wydaje i jest to tylko moje zdanie, najlepsze rady i spostrzeżenia daje nam własny organizm. Tylko trzeba się go uczyć, rozumieć, umieć i chcieć słuchać … Często słyszę jak biegacze ślepo naśladują to co pisze ktoś w książce. W moim przypadku to nie do końca się sprawdza …
W ten sposób udało mi się zakończyć pierwszą część sezonu. Teraz lekki odpoczynek i potem powolne przygotowania do jesiennej jego części ….

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora







 Ostatnio zalogowani
staszek63
11:04
młodyorzech
10:50
wacul
10:49
marekcross
10:42
Leśny Dziadek
10:34
stanlej
10:25
Arti
10:23
makwi
10:14
MEDA
10:06
Wojciech
09:46
Ola*
09:35
jarecki112
09:18
GriszaW70
09:12
Stonechip
09:02
Januszz
08:47
Admin
08:41
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |