Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [91]  PRZYJAC. [91]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Magda
Pamiętnik internetowy
Ziorko do ziorka

Magdalena R-C
Urodzony: --------
Miejsce zamieszkania: hożuf
817 / 949


2014-05-07

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Częste starty. (czytano: 453 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://mijo1207.wrzuta.pl/audio/1sF7TBUJG78/bednarek_-_chodz_ucieknijmy_...

 

Ograniczyłam straty z wielu różnych powodów i chyba żaden z nich nie był decydujący.



Czas/kasa/odległość.
Może zabrzmieć głupio, ale jeżeli mam tracić dwa dni z powodu biegu, który zajmuje mi jakieś 2-5 godzin, to myślę że to lekko "niehalo". Oczywiście, w dużych miastach jest co robić, dlatego wyjazdy na Maraton Warszawski obfitują w przeżycia kulturalne, ale jak się trafi na jakąś pipidówkę, to tak trochę tego czasu żal.
Nie mówiąc o kosztach, bo to i startowe, i dojazd, i nocleg. A czasami jak nie ma możliwości, to konieczność jedzenia w knajpach, czyli też droższa wersja wyżywienia.
Pewnie, że można na kanapkach, albo wzorem innych mogę wsuwać zimny makaron z plastikowych pojemników, ale nie jestem aż tak zdesperowana. Jedzenie musi być smaczne i dawać mi siłę.
Odległość niejako wiąże się z czasem i wydatkami, a czasami tworzy jedyne w swoim rodzaju absurdy. Np gdybym chciała jechać do Szklarskiej, to straciłabym na to 8h PKSemi. Chyba że dysponowałabym samochodem, to nawet w 3h jestem na miejscu. Te 8h to zarwana noc, a w zasadzie dwie, jeżeli nie chcę tracić zbyt wiele dnia i czasu.


Poziom sportowy.
Jeżeli mam biegać byle jak i męczyć się zawsze, to wolę tego nie robić wcale. To wolę iść do parku pobiegać, może wreszcie się dobrze przygotować, zrobić jakiś progres, albo chociaż nie zdychać na mecie i nie kuśtykać po biegu.
Ile można pokonywać maraton w tempie spacerowym? mnie to już nie bawi.
Tak, są dwa (a może jeden?) maratony, które zawszę pobiegnę, bo wiem że nawet bez przygotowań, z marszu, pokonam je nawet nie ocierając się o limit. To tak jak zawsze być na urodzinach przyjaciela. Ale żeby startować wszędzie gdzie się da i zawsze z tym samym wynikiem? Nie, dziękuję.


Ludzie.
Kiedyś gdy jechało się na większość biegów, to znało się większość ludzi. I to nie tylko po mordce. Znało się imiona i wiedziało się gdzie kto biegł i z jakim wynikiem. Że ma fajną/niefajną żonę/męża, jak mają na imię dzieci, w jakiej firmie pracuje. Znaliśmy się.
Teraz tego nie ma. Idziemy w tysiące na liniach startowych.
Nowi nie znają starych zasad, już nie ma mówienia do wszystkich po imieniu, bo przecież jesteśmy równi.
Nie ma tego poczucia wspólnoty, wszczepiliśmy do biegania najgorsze z przywar- dzielenie na prawdziwych i nieprawdziwych, ważnych i nieistotnych, lepszych i gorszych.
I nawet tutaj nie brakuje chamów i pieniaczy. Dałbyś czasem takiemu w pysk, ale na forum to trudno spoliczkować.
Ci, którzy kiedyś nam towarzyszyli, również upadają. Rozsypują się silne kiedyś więzi. Rozbijają się o głupi upór, czasem pieniądze, albo czyjeś niebywałe szczęście do zrażania do siebie ludzi. A czasem to my się zmieniamy w sposób, którego nie akceptują inni.


Przejadło mi się.
Na dłuższą metę ciągłe startowanie robi się nudne.
Fajnie mieć czasem wolny weekend, cóż czasami trzeba iść do pracy/szkoły, ale ja lubię sobie też czasami po prostu pobimbać.
Bo niby gdzie jest napisane, że trzeba? Po co? Co to ma dać? Jak jest fajne, to oczywiście można od czasu do czasu, ale jeżeli będzie za często to chyba straci na uroku?


Mam plan.
Jeżeli już się za coś brać, to tak do prządku.
Ja bym chciała się po prostu dobrze przygotować do maratonu. Oczywiście, starty mogą być częścią planu, ale burzą jego harmonogram. Poza tym jeśli w czasie startu, gdy się przecież gna, bo najczęściej jest to start kontrolny, można sobie zrobić krzywdę. Nie stać mnie psychicznie na kolejne rezygnowanie z porządnych przygotowań tylko dlatego, że głupio złapałam kontuzję albo jakiś uraz.
Uważam, że niestartowanie te kilka miesięcy to niezbyt duże wyrzeczenie w zamian za spokój na warszawskim starcie.


Nie, bo nie.
Kiedyś sama wpadłam w sidła częstego starowania, wystarczy spojrzeć na moje starty w 2008 roku. Jesienią organizm odmówił posłuszeństwa, na trasie kaliskiej setki.
Nie chciałabym się znowu czuć tak jak wtedy. I nie chodzi o dyspozycję przemęczonego ciała. Raczej o stan psychiczny z niego wynikający.
Nie jestem osobą, która łatwo poddaje się nałogom, więc gdy tylko obserwuję u siebie jakąś niezdrową skłonność, biorę ją w kierat i odstawkę.

Nie muszę. Po prostu nie muszę.
Że co, że niby wszyscy to robią? nie lubię robić tego co wszyscy.
Że z przyjaciółmi się spotkam? jeżeli spotykam się z nimi tylko na biegach, to raczej kiepsko to świadczy o naszej "przyjaźni".
Że tylko na biegach można się sprawdzić? a co chcesz sprawdzać, jeżeli nie masz kiedy trenować, bo ciągle tylko startujesz?
Że można powolutku? powolutku zaliczyłam już tyle biegów, że teraz chciałabym szybciutko.




Fakt, że czasami tych startów brakuje. Trochę gorzej się później startuje w tym upragnionym biegu, bo się człowiek odzwyczaja, zapomina o ważnych drobnostkach, niuansach. Musi się pilnować, żeby nie popełniać błędów debiutanta.

Tak jak teraz mnie kusi, żeby wystartować w paru chociaż połówkach w ramach "długich wybiegań". Przeglądam kalendarz, liczę kasę, patrzę na swojego psa- wszystko to trzeba połapać.
Serce się rwie- do Rudawy, do Szklarskiej, do Opola.
A później drapię się po głowie i zamykam karty kolejnych biegów. Nie.
Muszę być cierpliwa.
W ten sposób tego nie osiągnę.



Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga







 Ostatnio zalogowani
szakaluch
17:54
lemo-51
17:10
42.195
16:44
janusz9876543213
16:32
Siemach
16:30
saul
16:27
Admirał
16:08
Bartaz1922
15:43
przemek300
15:39
roszada
15:18
Wojciech
15:00
CZARNA STRZAŁA
14:39
arturgadecki
14:34
SzyMen
14:26
qbuś
14:05
flatlander
13:50
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |