Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [18]  PRZYJAC. [278]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Truskawa
Pamiętnik internetowy
Biegam, więc żyję.

Izabela Weisman
Urodzony: 1972-02-
Miejsce zamieszkania: Żory
332 / 483


2012-06-11

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
1:0 dla Rzeźnika (czytano: 1016 razy)

 

Znacie to zdanie „Bieszczady to masywne masywy, zalesione lasami?” Oczywiście zaśmiewałam się z tego do łez aż do piątku. Od piątku wiem, że dzieciak, który popełnił to zdanie napisał najlepszą możliwą charakterystykę tej części Karpat. To jest kwintesencja, sedno sprawy. Można się śmiać ale nic lepszego o Bieszczadach nie da się napisać.

W zasadzie to Bieszczady nie zrobiły na mnie wrażenia. Na pierwszy rzut oka wyglądały jak Beskidy, tylko brakowało tych wszystkich domów, które w Beskidach są wszędzie. Pomyślałam sobie jednak, że tak to właśnie jest kiedy wciąż słyszysz „Bieszczady, Bieszczady” i zaczynasz spodziewać się gór ze złota. A to nie tak! Do tego jednak doszłam gdzieś tam na Małym Jaśle. Jak widać wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Póki co wjeżdżamy z Marcinem do Komańczy i nie to, że jestem zawiedziona ale jakoś tak bez entuzjazmu patrzę na góry po których niedługo będę śmigać. No piękne to one wcale nie są – myślę sobie dość głupawo.

W Cisnej Ania Arseniuk nieco rozjaśnia nam zawiłą numerację domostw ale i tak muszę pytać Krysi „gdzie oni są”. Są. Machają kończynami z balkonu i dzięki temu wiem, że następny dom to nasza kwatera. Mamy niewiele czasu na zaniesienie bagażu do chałupy, bo zaraz trzeba iść do biura odebrać pakiety i przygotować przepaki. Robimy to u Krysi w sypialni. Jestem całkowicie oszołomiona, nie bardzo wiem o co z tymi przepakami chodzi ale daję radę. Mądra dziewczynka w końcu jestem to co mam sobie nie poradzić. Potem idziemy jeszcze raz do biura zanieść graty i zasiadamy przy stole, żeby rozładować jakoś stres. Jest fajnie ale w łożku i tak przewracam się chyba z 1000 razy zanim w końcu zmorzy mnie sen.

1:30 otwieram oko i myślę sobie co za kretyn nastawił budzik na środek nocy! Spać! „Wstawaj misiu, idziemy do autobusu i lecimy na start!” Za wiele do ubrania to ja nie mam, bo przezornie śpię w legginsach i koszulce biegowej. Wrzucam na siebie tylko dres, buty, czapkę i czołówkę”. Plecak gotowy, o śniadaniu nie myślę. Nie byłabym w stanie przełknąć ani kęsa. Wychodzimy w ciemną noc, a noce w Bieszczadach są naprawdę ciemne! I widać gwiazdy, pod warunkiem, że akurat po niebie nie szwendają się chmurzyska. W autobusie stoimy. Mirok się śmieje i mówi, że nie ustąpi miejsca, na co odzywa się kolega obok „może chce pani usiąść?” O mmmmatko.. myślę.. nie jest dobrze. Muszę wyglądać naprawdę staro jeśli facet chce mnie wpuścić na swoje miejsce. Uśmiecham się blado i mówię, że dzięki. Postoję, ale czuje się trochę dziwnie. No cóż.. czterdzieści lat minęło.. :))))

Kiedy dojeżdżamy do Komańczy osada śpi w najlepsze. Nawet ryneczek jest ciemny i zaczynam sobie myśleć, że to chyba będzie jakiś dziwny start. Ale nie, po jakimś czasie zapalają się lampy i odzywają się bębny. Krew zaczyna mi pulsować w żyłach i chcę już biec. Czuję, że jeśli noga mnie nie zwiedzie to będzie mój dzień.

W końcu możemy się ustawić na starcie i wio! Strzał z jakiejś fuzji czy czegoś podobnego przywraca mnie do rzeczywistości. Biegniemy z Krysią i od razu na pierwszych metrach widzę, że Krysia ma moc. Krok ma lekki, sprężysty i generalnie energia wycieka z niej jak z reaktora atomowego. Ja biegnę ciężko ale nawet do głowy nie przychodzi mi myśl, że nie dam rady. Jakoś tak od początku wydaje mi się, że zaczęłyśmy trochę za szybko. Moja maszyneria rozgrzewa się bardzo wolno ale potem działa bez zarzutu, a tu Krysia dyktuje tempo na zaliczenie. Wiem, że powinnam zacząć wolniej ale się dostosowuję. W sumie nic takiego, bo po dyszce i tak wskoczyłam na obroty ale początek był nieco ciężkawy. W ogóle to byłam pewna, że będę mogła podziwiać Bieszczady w czasie biegu, a póki co jest ciemno więc patrzę pod nogi. Kiedy robi się jasno i tak nic się nie zmienia. Nadal patrzę pod nogi żeby nie wyrznąć pyskiem w Matkę Ziemię. Ewentualnie patrzę na Krysię, która cały czas biegnie przede mną i autentycznie, bez zazdrości podziwiam eleganckie ruchy koleżanki. Pierwszy przepak to zaledwie szesnaście kilosów, a mi się wydaje, że to cały dzień drogi. Nie myślę jednak o tym. Odpycham takie myśli od siebie. Krysia patrzy na mnie i mówi, że to w końcu 1/6 trasy. Nie komentuję. W ogóle mało mówię. Jedynie Marcinowi , który pojawił się na przepaku z Ikusiąi Karoliną skarżę się na nogę. Uzupełniamy z Krysią wodę, energię i znikamy w lesie. Przed nami odcinek o podobnej długości ale zdaje się, że limit jest nieco większy, bo nie ma żadnego asfaltu na którym można sobie podgonić. W sumie niczego to nie zmienia. Jest ciężko. Rzeźnia – myślę sobie. Nazwa trafiona jak żadna inna. Prawdziwa rzeźnia. Jak się wkrótce okazuje największa rzeźnia dla mojej prawej nogi. Zaczyna dokuczać tak, ze nie da się już o niej nie myśleć. Nie chce mi się gadać, zresztą Krysia idzie kawałek przede mną a ja mimo, że staram się nie myśleć o nodze to nie potrafię, Każdy krok to ból od kostki aż do kolana. Jest jak jest. Idziemy dalej i tyle. Trochę śmieszyło mnie, że najmniej noga bolała kiedy szłyśmy pod górę, na zbiegach bardzo uważałam żeby nie pogorszyć sprawy ale bolało paskudnie. Najgorsze były jednak płaskie odcinki. Wtedy miałam ochotę pieprznąć nogę w krzaki i zapomnieć, że kiedyś miałam dwie, na dodatek obie zdrowe. Powoli dochodzimy do Cisnej. Tutaj zaspany Marcin wita mnie szerokim uśmiechem. Przebieramy się z Krysią w suche, pachnące rzeczy, jemy, pijemy, Marcin rozśmiesza nas historią z pierwszego przepaku. Mówi, że idzie sobie facet, a tu chłopaki zasypują pana tekstami „gdzie ma parę – nie ma pary, idzie sam, ale ty nie możesz iść sam, gdzie masz numer – ale ja nie mam numeru, ja jestem TURYSTĄ!” Smiejemy się z Krysią i zbieramy do dalszej drogi. Przed nami cztery i pół godziny do Smereka. Staram się nie myśleć o tym co się dzieje z nogą. Po prostu idę.

Małe Jasło nie chwaląc się łykamy z Krysieńką na raz i zostawiamy na długo wszytkich tych, których tam wyprzedziłyśmy. Owszem, znowu wyprzedzą nas ale naprawdę po długim czasie. Wszystko przez to, że nie bardzo mogę zbiegać. Wiadomo. Noga. Staram się choć trochę obejrzeć te Bieszczady i kiedy tak robię „zdjęcia”, bo cały czas patrzę pod nogi, głowa na chwilę w górę i cyk „zdjęcie”, znowu pod nogi, i znowu rozglądam się i cyk”zdjęcie”. Po każdym takim „zdjęciu” czuję, że zaczynam zakochiwać się Bieszczadach. Kiedy skończę, będę już zadurzona po uszy, ale póki co jestem u góry, Wasyl pstryka nam foty, Krysia wypycha mnie do przodu bo mam numer na piersi.. to znaczy na brzuchu, a najbardziej podoba mi się chłodny wiatr, który odświeża i stawia na nogi. Złazimy jakoś z góry i dochodzimy do drogi Mirka. I to jest droga, która ostatecznie zabiła mi nogę. Koszmarnie długi i twardy odcinek drogi zabił mi nogę na amen. Przed Smerekiem zostałam przy drodze a Krysia poleciała po samochód, który dowiózł mnie do przepaku. Dla mnie i z powodu mnie dla Krysi, przygoda z Rzeźnikiem się zakończyła. Najbardziej bolało mnie z tego powodu serce. Miałam kluchę w gardle i ostatecznie zrobiłam się nietowarzyska. No jakoś tak żal mi było, że nie dałam rady i że wymiękłam. Może nie bolałoby tak, gdyby zabrakło mi kondycji bo wtedy nie ma już o czym mówić. Nie przygotowana to kij jej w oko. Ale tu padła noga! Jej niewielki fragment, który okazał się równie ważny jak to co było w niej zdrowe. Do dzisiaj mi przykro, ale za rok mam zamiar się odegrać.

Najdziwniejsza rzecz stała się w sobotę rano kiedy wyjeżdżaliśmy z Cisnej. Powiem wprost „żal mi dupę ściskał” bo Bieszczady nagle okazały się tak piękne jak słyszałam. Nagle ktoś je odczarował i stały mi się bliskie jakbym przynajmniej mieszkała tam od urodzenia. Coś w tych górach jednak jest.. Może te „puste przestrzenie” o których mówił Marcin, kiedy przypomniał mu się tytuł piosenki Pink Floyd. Nie wiem w sumie ale chcę tam wrócić. To akurat wiem i tak zrobię. Amen. :)


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Gerhard (2012-06-11,11:25): To teraz już trochę więcej wiemy o Bieszczadach. A co do turysty na pierwszym przepaku - kto normalny przychodzi tam na 6 rano? O której i skąd musiał wyjść?
Truskawa (2012-06-11,11:28): Taki sam świr jak ta banda co od 3:20 latała po górach :)))
snipster (2012-06-11,11:57): masywne masywy wypełnione tajemniczymi mocami ;) bieg z bólem od początku nie jest fajny... szkoda, ale następnym razem będzie wybornie smakować ;)
kudlaty_71 (2012-06-11,12:23): ...hmmm...zgodnie z powiedzeniem "co nas nie zabije to nas wzmocni"...za rok to Ty Iszko "zarżniesz" Rzeźnika :D...
DamianSz (2012-06-11,12:24): Jakbym tam nie był to moze bym i sie zachwycił tym co napisałaś ,-) ale byłem i wcale mnie tam nie ciągnie z powrotem, a już na pewno nie żeby biegać - o ile Rzeźnika można nazwać biegiem ? Oczywiście to sprawa gustu. Fajnie, ze tylu ludziom to sprawia przyjemność. Szybkiego powrotu do pełnej sprawności życzę.
Mijagi (2012-06-11,12:26): Iza, za rok powalczymy znowu!
tygrisos (2012-06-11,12:37): Gratulacje odwagi, za rok będzie lepiej :)) Jak nie, jak tak !
tytus :) (2012-06-11,12:39): u mnie 2:0 dla Rzeźnika, ale póki co wczorajszy Jurajski wyleczył mnie z biegania, tzn muszę najpierw wyleczyć kolano aby dalej biegać
miniaczek (2012-06-11,12:40): głowa do góry:) za rok w tytule bloga napiszesz "1:1..."
ikusia (2012-06-11,13:39): Izunia walczyłaś jak Lwica - ja jestem pełna podziwu i wiem, że za rok bez kontuzji spokojnie dasz rade
kokrobite (2012-06-11,13:42): Na Twoim miejscu też byłbym bardzo rozczarowany. Na szczęście za rok też jest Rzeźnik :-)
ultramaratonka (2012-06-11,14:00): Za rok dołożysz Rzeźnikowi na 2:0 i zrobisz hardcora!!! A tak serio, to musisz wrócić na Rzeźnika, żeby zobaczyć widok z połonin, bo to jest (moja) kwintesencja Bieszczad.
Truskawa (2012-06-11,14:16): Szukam Bartek ale nigdzie mnie nie ma na zdjęciach. :)
Truskawa (2012-06-11,14:17): Chyba tak Ania. Po czymś takim nie da się nie tęsknić i nie chcieć tam wrócić. :)
Truskawa (2012-06-11,14:17): Następnym razem Piotrek na pewno nie bedzie tak bezrtosko. Już wiem jak boli Rzeźnik i na myśl o drodze robi mi się słabo, ale mam nadzieję, że meta wynagrodzi wszstko. :)
Truskawa (2012-06-11,14:18): Mam nadzieję, że zdrowie mi pozwoli na to żeby go zarżnąć. Remisem się jednak nei zadowolę. Mowy nie ma. :)
Truskawa (2012-06-11,14:20): Oczywiscie, że tak! Ja nie mogę się doczekać. :D
Truskawa (2012-06-11,14:20): Trochę marudzisz Damek ale może i dobrze. Każdy ma przecież swoje własne zdanie i jeśli Ty tak to widzisz to masz do tego pełne prawo. Co do biegu to nie wiem.. myślę, że zwycięzcy marszem tego nie zrobili. :))
Truskawa (2012-06-11,14:21): Jaka tam odwaga Maciek. Zrobiłam to bo byłam nieświadoma. O odwadze pogadamy za rok. :)))
Truskawa (2012-06-11,14:22): O zeż w mordę Tytus. Kolano?? :/
Truskawa (2012-06-11,14:23): Miniuś, to moze ja już bloga całego napiszę na przyszły rok... :))))
Truskawa (2012-06-11,14:25): Ika, ja naprawdę jestem pewna, że to jest do zrobienia. Muszę jednak posłuchać Eli i nie mogę mieć śladu kontuzji, bo potem to niestety wyłazi. Chociaż.. Mirek Dyk ze skręconymi kostkami doleciał do mety.. Sama nie wiem momentami co o sobie myśleć.
Truskawa (2012-06-11,14:26): Jak fajnie Leszku, że to napisałeś. Rozczarowanie jest ogromne ale za rok.. :DD
Truskawa (2012-06-11,14:27): Ewa, odkąd po raz pierwszy się dowiedziałam, że jest coś takiego jak połonina, to było moje marzenie zeby ją zobaczyć. W tym roku jeszcze się nie udało. :)
ultramaratonka (2012-06-11,14:36): Iza, może zrób tak - wybierz się w Bieszczady specjalnie po to, by spokojnie wdrapać się na połoniny. Zakochasz się w tym widoku. A na Rzeźniku będziesz lecieć jak na skrzydłach, by znów je zobaczyć :-)
Truskawa (2012-06-11,14:53): Planujemy właśnie taki wypad na jesień ale tym razem już koniecznie z dziećmi. :)
dario_7 (2012-06-11,15:05): Zgadzam się z evi - mi Bieszczady kojarzą się przede wszystkim z połoninami ;))) A największą ich zaletą jest to, że leżą "na końcu świata" i przez to nie są zadeptane jeszcze dokumentnie... Zdrowiej jak najszybciej i pokaż tym górom swoją moc za rok! Pozdrowionka! :)))
adamus (2012-06-11,18:01): A mnie Skarbie, Biesy oczarowały od pierwszego wejrzenia. Jak tylko w Dukli skręciliśmy w lewo i naszym oczom ukazywały się góry od horyzontu po horyzont, za to bez żadnych domostw!!! Przeciwieństwo naszych Beskidów, kocham takie niezamieszkałe przestrzenie:))) I za rok tam znowu wrócę!!!
papaja (2012-06-11,19:40): Chcę w Bieszczady! Kocham te kapuściane góry i nie byłam tam chyba 3 lata. Jadę jesienią. Postanowione. Dzięki za inspirację :)
Hepatica (2012-06-11,21:37): Iza coś Ci już tam mówiłam, coś pewnie Ci jeszcze napiszę, a i może uda mi się coś powiedzieć:))). Bieszczady były, są i będą:). Niezmiennie aż po koniec Świata cierpliwie będą czekać na swoich odkrywców i co najwyżej czasami pokapryszą chimeryczną pogodą... Masz odpowiedni zapas sił, masz odpowiednia sprawność i co najważniejsze masz ambicje i wolę walki!!! Wyleczysz nogę i zdobędziesz je lekkim dydkiem- szybciej nawet niż wdrapałaś się na Małe Jasło:))). Ponoć najbardziej cenimy to, co nie przychodzi nam tak łatwo:). TRZYMAJ SIĘ I ZADBAJ O NÓŻKĘ!!!:)))
tytus :) (2012-06-11,23:24): Papaja, przywieź orzechy, laskowe
Inek (2012-06-12,00:37): Myśleliśmy o Tobie w Rudawie, cieszy, że tak szybko dochodzisz do siebie :))
Truskawa (2012-06-12,07:41): Darek, właśnie nie wiem czy to do końca tak jest z tym niezadeptaniem. Zabraliśmy na stopa trzy przemiłe dziewczyny i one powiedziały, że na Wetlińskiej był tłum! :))
Truskawa (2012-06-12,07:41): Aha! I że to był taki nieprzygotowany tłum i nawet w kroksach ktoś był. :)))
Truskawa (2012-06-12,07:42): To fakt. Brak domów robi baaaardzo dobre wrażenie i zatyka. Ale to miałam w drugą stronę to zatykanie. :)
Truskawa (2012-06-12,07:43): To jak takie coś połamane powie Ci na szlaku cześć to będę ja Aśko. No chyba żebym wyzdrowiała do tego czasu.. :)))
Truskawa (2012-06-12,07:44): Dziękuję Inek. Mam nadzieję, że za rok pobiegniemy sobie razem. :)
papaja (2012-06-12,07:49): A jeśli zobaczysz postać zgiętą w pół pod leszczyną to będę ja - zbierająca orzechy, laskowe :)))
Truskawa (2012-06-12,07:50): Ale te orzechy to będziesz z buków zbierała? :))))
Truskawa (2012-06-12,07:51): a nie, nie! napisałaś pod leszczyną.. to tam są leszczyny? bo ja to wszędzie buki widziałam :))))
papaja (2012-06-12,07:57): W razie czego te orzeszki bukowe też da się zjeść :)
Truskawa (2012-06-12,08:02): uhm.. to chyba czas spróbować. :D
Rufi (2012-06-12,08:39): Już mówiłysmy - jak cokolwiek boli chociaż ciut to odpuszczać rzeźnika
Truskawa (2012-06-12,09:24): Calkowiecie sie z Tobą zgadzam, choć oczywiscie jest jedno małe "ale". Łatwo odpuścić kiedy biegasz sama. A tu obiecujesz komuś od roku, ze z nim polecisz i potem rozkładasz rączki i mówisz, że Ci przykro. To zawsze dziwnie wygląda i nie jest prosto powiedzieć "nie biegnę".
jagódka (2012-06-12,14:26): Iza tym razem on Ciebie, ale za rok Ty mu pokażesz:))A teraz lecz girkę :)) I cóż doskonale rozumiem, że najchętniej to byś ja w pewnym momencie odkręciła:) Ja tak mam do dziś,że też nie ma zapasowej na wymianę;))))
wiosna (2012-06-12,16:33): Wszystkie góry są piękne, a Biesy są piękne inaczej niż wszystkie inne. A my z młodą też się przeczołgamy po rzeźnicku za rok.Wylecz nogę.
Truskawa (2012-06-13,08:20): Karolina, a która u Ciebie nie działa? Bo może np. mogłybyśmy sobie wypożyczać te zdrowe girki na zawody. :)))
Truskawa (2012-06-13,08:21): W sumie to prawda, ze wszystkie góry sa piekne, tylko czasami oczekiwania przewyższają stan zastany. Na szczęście szybko mi to minęło. :)
Kkasia (2012-06-13,08:32): kurcze...może trzeba było "pieprznąć nogę w krzaki"? żartuję... nie będę pocieszać, bo czuję Twój ból... Ale cóż, może te Biesy i Czady po prostu chcą Cię znów mieć u siebie za rok?
Kkasia (2012-06-13,08:40): a obecnie jak się czuje szanowna nóżka?
Truskawa (2012-06-13,08:43): A dziękuję, obecnie szanowne kopyto wraca do siebie. Wczoraj zażyło pierwszej krioterapii i zobaczymy co będzie sie działo dalej. :)
Maria (2012-06-13,12:32): Oj Iza kuruj kopytko,bo z główką widzę że wszystko w porządku:))))
Truskawa (2012-06-13,12:40): jasne, główka biega. :))
=Andrzej= (2012-06-14,01:22): ...to twoje serce napisało ...super lektura! Pozdrawiam A.
Truskawa (2012-06-14,07:37): Chyba tak :)
Marysieńka (2012-06-14,11:42): Znam to uczucie, kiedy super przygotujesz się do biegu, kiedy wierzysz, że wszystko będzie ok a tu nagle "strzela" maleńka cząstka nas i trzeba powiedzieć koniec....z doświadczenia wiem, że innej decyzji nie mogłaś podjąć....też zakochałam się w Bieszczadach:))
renia_42195 (2012-06-14,12:07): Iza, zdrówko ważniejsze, a Rzeźnikowi przywalisz w przyszłym roku :)))
agawa (2012-06-15,13:13): Odwagi to rzeczywiście Ci nie brakuje :))))
Truskawa (2012-06-16,07:49): A czy Ty moja kochana ruda Marysiu, biegniesz może za rok Rzeźnika? :)
Truskawa (2012-06-16,07:50): Odwagi albo głupoty Aga. Jednje z tych dwóch rzeczy na pewno ma sporo albo i w nadmiarze. :)))
Truskawa (2012-06-16,07:50): Mam nadzieję Reniu. To jest mój cel na przyszły rok. :)
Truskawa (2012-06-16,07:52): Ja sie bardzo ucieszyłam jak Cię zobaczyłam. :) Mam nadzieję, że uda nam się tam spotkać za rok? :D







 Ostatnio zalogowani
Wojciech
23:41
andreas07
23:24
marz
23:15
marczy
23:07
Snake
22:58
Isle del Force
22:24
Artur z Błonia
22:14
jakub738
22:06
tko
21:53
chris_cros
21:50
anielskooki
21:41
stanlej
21:33
42.195
21:29
Shrek
21:21
entony52
21:18
BOP55
21:13
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |