redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
adam_er
Adam Rzędzicki
Police
niezrzeszony

Ostatnio zalogowany
2024-01-20,11:28
Przeczytano: 632/213183 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:8.2/5

Twoja ocena:brak


Maraton Myszki Miki i Bahama Mama... cz.1
Autor: Adam Rzędzicki
Data : 2012-02-06

"Podróżujemy więcej, szybciej, dalej, ale zamiast wspomnień coraz częściej przywozimy slajdy..." - W. Szymborska.

Po "zimowych" maratonach na Gran Canarii i na Cyprze, na początku roku szukałem jakiejś ciekawej oferty biegowej na styczeń 2012 i dość szybko znalazłem coś, co mi się bardzo spodobało...

Okazało się, że w dwie kolejne niedziele da się zaliczyć dwa piękne maratony: 8 stycznia Walt Disney World Marathon, a 15-go stycznia – Sunshine Indurance Marathon Bahamas. Można by jeszcze i trzeci – w ostatnią niedzielę stycznia w Miami, ale taka wersja finansowo, niestety, byłaby już bardzo trudna do ogarnięcia :-)

Chociaż... w tym czasie na Florydzie odbywa się akurat zbiór pomarańczy i mandarynek (płacą 8-10$ na godzinę), więc można by się załapać :-) Ale już poważnie...

Po sprawdzeniu ofert cenowych dotyczących lotów i hoteli wiedziałem już, że eskapada w okrojonej, dwumaratonowej wersji da się ugryźć. Następny tydzień to ustalenia, kto się z nami zabierze i standardowa logistyka przedwyjazdowa - wstępny plan podróży, booking samolotów i hoteli (wynajem samochodu i szczegóły można zostawić na później) i w połowie marca wyprawa była dopięta na przysłowiowy ostatni guzik.

Lecimy w 3 osoby – Tomek z Poznania, Grażka – moja wspaniała małżonka i ja.
Trochę się nam dłużyło do wyjazdu, ale w międzyczasie zaliczyliśmy jeszcze kilka bliższych wypadów samochodem (Zurich, Bruksela i Frankfurt nad Menem), teraz jeszcze tylko Święta, Sylwester i nadeszła upragniona pora wyjazdu.

Wcześniej obawialiśmy się, że aura, która o tej porze roku w każdej chwili może spłatać figla, znów da znać o sobie, dlatego zdecydowaliśmy się na lot odpowiednio wcześniej, jednak pogoda na lot okazała się wspaniała i 4-go stycznia po godz. 18-tej czasu lokalnego wylądowaliśmy w Orlando International Airport.

Przywitało nas bezchmurne niebo (słoneczko, niestety, już się schowało) i temperatura około 20 stopni.

Podróż była dość męcząca (z Poznania via Frankfurt w sumie ponad 14 godzin), więc po przyjeździe do znajomych w Indialantic (około 60 km od Orlando) mieliśmy na dziś dosyć wrażeń. Trochę rozmów, kolacja i przyszedł czas na w pełni zasłużony odpoczynek.

Jak zwykle na wyjeździe, naszym zamiarem było obejrzeć i przeżyć jak najwięcej, dlatego pobyt zapowiadał się zdecydowanie intensywnie. A więc do rzeczy...

Orlando i okolice

Floryda jest najcieplejszym stanem USA, nawet w styczniu, w środku zimy, chociaż noce bywają chłodne, temperatura w dzień potrafi przekroczyć 30 stopni, o czym mieliśmy się przekonać już niebawem. Już pierwsze śniadanie z naszymi przyjaciółmi z Indialantic przypomniało nam, że jesteśmy w Stanach ;)

Żadnych domowych śniadań „na cześć” gości zza oceanu, w zamian za to pojechaliśmy do Sun on the Beach - lokalu, z którego na co dzień korzystają gospodarze, bo jest kilkaset metrów od domu, jedzenie jest dobre i tanie, wszyscy się znają i można przy okazji wymienić się aktualnymi ploteczkami :)

Zamówiliśmy tradycyjne amerykańskie śniadanie: jajecznica, bekon i tost. Do tego bez ograniczeń kawa "po amerykańsku" (fuj...) Panowie poprosili dodatkowo o miejscowe piwo (smakowo również bez żadnych rewelacji, więc później piliśmy raczej Budweisera i podobne). Śniadanko okazało się smaczne i obfite.

Po śniadaniu przyszedł czas na eksplorację Florydy. Na początek nasi Gospodarze zaplanowali St. Augustine – najstarsze miasto w kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych.

St. Augustine

St. Augustine to miasto w północno - wschodniej Florydzie, założone w 1565 roku. Jest najstarszym, funkcjonującym miastem i portem w kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych.

Spacer po mieście zaczynamy od King Street i dochodzimy do skweru przy rogu Sevilla Street. Widzimy okazały budynek Lightner Muzeum w stylu hiszpańskiego renesansu, dawniej hotel Alcazar. Po drugiej stronie ulicy wyłania się monumentalny Ponce de León Hotel, będący obecnie częścią Flagler College. Oba budynki są także unikalne z tego powodu, iż są jednym z najwcześniejszych przykładów budynków na świecie, wylewanych z betonu.

St. Augustine jest przepiękna, moglibyśmy tu spędzić jeszcze jeden dzień, ale niestety, czeka na jeszcze prawie trzy godziny drogi, więc jeszcze tylko spacer do Castillo de San Marcos - ukończonego w roku 1695 najstarszego fortu w Stanach Zjednoczonych, drobny posiłek i niestety, pora wracać.

W Indialantic jesteśmy już o zmroku. Wcześniej Ewa wspominała o jakiejś niespodziance, teraz się dowiadujemy, że sąsiad przygotował barbecue i że jesteśmy zaproszeni. I to jest ta niespodzianka :-)

Barbecue to tutaj rodzaj przyjęcia na świeżym powietrzu, zupełnie podobny do naszego grilla. Mięsa takie same, sałatki i napoje również. Można porozmawiać, powymieniać poglądy. W międzyczasie, zanim "napoje" zaczęły robić swoje :-) Udało się nam wstępnie ustalić plan na jutro. Jedziemy do Cape Canaveral i po drodze zahaczymy jeszcze o jakieś ciekawe miejsca.

Cape Canaveral

Z domu do Cape Canaveral mamy niecałe 50 km, więc nie spieszymy się zbytnio. Po drodze zatrzymujemy się w Cocoa Beach - kultowej miejscowości nad oceanem, będącej mekką surferów, kitesurferów i wszystkich innych, uprawiających sporty wodne. Spacerujemy po plaży, pijemy ka-wę, kupujemy drobne upominki i jedziemy dalej.

Cape Canaveral to przylądek i miasto o tej samej nazwie. Na przylądku znajduje się John F. Kennedy Space Center – kosmodrom amerykańskiej Agencji Kosmicznej NASA, który do niedawna był miejscem startów załogowych lotów kosmicznych, obecnie pełni także rolę atrakcji turystycz-nej, odwiedzanej corocznie przez prawie milion turystów. Kupujemy bilety i wchodzimy do środka. Program zwiedzania organizatorzy przygotowali na kilka godzin, można między innymi zasiąść za sterami i popilotować prom Atlantis. Oczywiście na symulatorze :-)

Ponieważ wiele atrakcji jest płatne ekstra, bez problemów można by tu stracić kilkaset "baksów", a tego nie planowaliśmy :-)

Czas nas goni, więc oglądamy rakiety, zahaczamy o muzeum, zatrzymujemy się chwilę przy tablicy pamiątkowej, poświęconej pilotom - ofiarom katastrofy Challengera z 1986 roku i wychodzimy.

Na Florydzie znajduje się duża ilość terenów podmokłych i bagien, zamieszkałych przez mnóstwo aligatorów, krokodyli, węży, żółwi i innych "strasznych" zwierzaków.

Później, jadąc w stronę Key West, o mało nie przejechaliśmy dużego (ok. 40 cm) żółwia, który akurat spacerował w poprzek drogi...

Natomiast "wynalazek" na fotce 11 (na oko ok. 3 m długości) wygrzewał się w rowie przy drodze w pobliżu Kennedy Space Center, kilka metrów od naszego samochodu... Nie przejął się zupełnie tym, że zatrzymaliśmy się w odległości ok. 10 metrów (a może tylko udawał...)

Przy drogach jest mnóstwo tablic ostrzegających turystów nie tylko przed wchodzeniem do wody, ale nawet zbytnim zbliżaniem się do brzegu, bo może się to skończyć bardzo przykro (nie dla krokodylka oczywiście...

Niestety, wszystko co miłe, szybko się kończy. Z żalem musimy pożegnać naszych przyjaciół z Indialantic – Ewę i Wiktora. Jutro przenosimy się do Orlando. Tam czeka na nas Walt Disney World, zwiedzanie miasta i oczywiście upragniony maraton. Nie możemy się już doczekać!

Klimaty Orlando

Przyjeżdżamy raniutko, bo dziś sobota i program mamy wyjątkowo napięty. Trzeba odebrać wynajęty jeszcze w Polsce samochód, zakwaterować się w hotelu i pozwiedzać trochę miasto oraz - obowiązkowo – Walt Disney World i "nawiedzić" biuro maratonu. W międzyczasie jeszcze trzeba by coś zjeść, a gdzie relaks przed jutrzejszym maratonem? Chyba będzie musiał poczekać... ;)

Jedziemy na lotnisko, gdzie jest nasz Car Rent. Oznakowanie dojazdu wspaniałe, więc nie mamy żadnych problemów z dotarciem do biura. Tam również miłe zaskoczenie. W tej samej cenie (jakaś promocja...) dostajemy samochód w klasie wyższej, niż zamawialiśmy. Miłe. Z kilkunastu egzemplarzy, które mamy do wyboru, wybieramy rocznego Mitsubishi Galant i jedziemy do hotelu.

Hotel, zawsze jeśli jest to możliwe, wybieram w pobliżu startu i mety maratonu (na Bahamach do linii startu mieliśmy ok. 100 m), ale w Orlando tak się nie dało. Ceny za pokój w Walt Disney World, blisko startu, zaczynały się od $250 za noc. Niestety, to nie nasza półka :-) W zamian za to zdecydowałem się na sieć Travelodge (Hotel Podróżników), przy International Drive – jednej z głównych ulic Orlando. Wybór był trafiony w 100 procentach, co widać na fotce. Fotkę zrobiłem z tarasu hotelowego. Szczególnie w nocy otoczenie robiło niesamowite wrażenie.

Zbliża się południe, jedziemy do Walt Disney World. WDW to olbrzymi (ok. 80 km kwadratowych) kompleks rozrywkowy, położony niedaleko Orlando. Tworzą go 4 rozległe parki tematyczne: Magiczne Królestwo (Magic Kingdom), Epcot, Zwierzęce Królestwo Disneya (Disney"s Animal Kingdom) i Studia Disney-MGM.

Japońscy i niemieccy turyści na "eksplorację" WDW przeznaczają minimum 7-10 dni a my tydzień mamy na całą Florydę, więc z przyczyn oczywistych program musi być "troszkę" okrojony... :-)

Najpierw Epcot i biuro maratonu. Formalności (łącznie z pakietem startowym) to kilkanaście minut, potem spacerek po targach.

Niestety, tak reklamowane na styczeń w USA "low prices" tutaj nie zawitały... Robimy rundkę i wychodzimy przejechać się chociaż po części olbrzymich terenów WDW.

Nie jesteśmy w stanie objechać wszystkiego (trzeba by na to całego dnia), więc wybieramy Magic Kingdom, które odwiedza rocznie ponad 15 mln turystów.

Jednodniowy bilet wstępu do wszystkich obiektów WDW dla osoby dorosłej to $63, ponadto mamy nie więcej, niż godzinkę czasu, więc rezygnujemy z tej przyjemności na rzecz przejazdu samochodem. Okna w samochodzie można otworzyć (jest ok. 20 stopni), dlatego z fotkowaniem, przynajmniej z daleka, nie powinno być więk-szych problemów.

Jesteśmy oczarowani. Z samego Magic Kingdom można by zamieścić co najmniej kilkanaście fotek, ale publikacja ma swoje prawa, więc będzie ich mniej :-) Jutro będę biegł przez wszystkie najciekawsze miejsca WDW a Grażka na pewno również zrobi ciekawy fotoreportaż. Jak się okazało, tu miałem rację, co widać na kolejnych zdjęciach :)

Wyjeżdżamy z WDW, może przed zmrokiem uda się przejechać jeszcze po Orlando... Jednak zmrok zapada dość szybko. Zatrzymujemy się na Robinson Street przy parku Eola, przy zachodzącym słońcu fotografuję centrum miasta z drugiej strony jeziora i jedziemy na kolację oraz zasłużony odpoczynek, bo, żeby być o 4-tej rano na starcie (taki jest wymóg orgów, start wyznaczyli na godzinę 5-tą), musimy z domu wyjechać najpóźniej o 2:30...

Walt Disney World Marathon 2012

Wstajemy przed 2-gą, małe śniadanko i w drogę. Temperatura 10 stopni. Tomek, niestety nie biegnie, przed wyjazdem złapał paskudną infekcję i jeszcze jest na antybiotykach. Mamy szczerą nadzieję, że wykuruje się przed Bahamami. Parkingu będziemy musieli poszukać, bo informacje na stronie maratonu były "trochę" enigmatyczne.

Po wjeździe do Disney World kierujemy się za samochodami, jadącymi przed nami. Jest ich sporo. Co prawda jakiś pojedynczy skręcił w prawo, ale pozostałe jadą prosto, więc my za nimi. Po kilku minutach jazdy szczęśliwi wjeżdżamy na wielki parking. Stoi już tam kilkaset samochodów. Porządkowi kierują nas na miejsce, jest 3:30, więc jeszcze trochę odpoczniemy... :-)

Wychodzę z samochodu żeby wziąć torbę z bagażnika, wtedy podchodzi do mnie porządkowa z informacją, że jesteśmy na parkingu dla wolontariuszy i obsługi, a parking dla zawodników jest ok. 10 km stąd... Na pytanie, jak tam dojechać, mówi, że najpierw musimy stąd wyjechać (całkiem innym wyjazdem niż wjechaliśmy...), a potem wyjechać z Epcot, zawrócić i kierować się na parking dla zawodników. Świetne :-( Gdybyśmy wiedzieli jak to zrobić, trafilibyśmy za pierwszym razem :-)

Wyjazd z Epcot zajmuje nam około 10 minut, zawracamy i wjeżdżamy jeszcze raz. Jest godzina 3:50. Teraz praktycznie wszystkie samochody przed nami skręcają w prawo (poprzednio był tylko jeden taki). Jedziemy za nimi. Bingo!!! Po paru minutach dojeżdżamy na miejsce. Jest godzina 4:10

Na parkingu mnóstwo ludzi. Jest chłodno, ubieram dodatkową koszulkę, dostaję kopa na szczęście od Grażki i Tomka, i wolno podążam za strumieniem zawodników. Na listę startową maratonu zapisało się około 20 tys. zawodników. Okazało się, że do startu jest niezły kawałek, dojście zajmuje nam ponad pół godziny.

Na miejscu jesteśmy o 4:50. Niestety, ze startem o 5:00 to kompletna ściema - przez ponad 30 minut na scenie przemówienia, wywiady ze znanymi maratończykami, także z legendą biegów maratońskich - Jeffem Galloway’em, potem jeszcze hymn, oczywiście śpiewany solo, odliczanie i upragniony start, z tym, że jeszcze nie dla nas.

Grupy (po ok. 300-500 osób) puszczane są co mniej więcej 2 minuty, każdej towarzyszy pełna iluminacja, jak widać na fotce 18.

My wybiegamy na trasę dopiero o 5:40. Pomimo dodatkowej koszulki w międzyczasie zmarzłem niesamowicie, nie pomogło nawet truchtanie w miejscu. Trasę można podsumować jednym słowem: zjawiskowa. Nawet przed wschodem słońca wspaniała iluminacja budowli powodowała, że biegnący czuł się, jak w nierealnym świecie.

Cała trasa przebiega przez wszystkie ciekawe miejsca WDW, które wyglądają bajkowo i w nocy, i w dzień. Do tego należy dodać mnóstwo kibiców, którzy byli na trasie już od samego początku, oraz maskotki (w sumie chyba koło setki), obecne w kilkudziesięciu miejscach na trasie, z którymi każdy, przynajmniej teoretycznie, mógł sobie zrobić fotkę. Teoretycznie, bo w długich kolejkach trzeba by stać ponad 20 minut, ponadto trzeba mieć swój aparat i kogoś, kto strzeli fotkę, ewentualnie skorzystać z drogich serwisów komercyjnych.

Niepowtarzalny klimat na trasie tylko częściowo oddają fotki 19 i 20. Przy towarzyszącym nam olbrzymim aplauzie kibiców wbiegam na metę. Wspaniały medal z Myszką Miki już na szyi i za chwilę wpadam w objęcia Grażki, która dzielnie "pilnowała" mnie na mecie. Bardzo Ci dziękuję, Kochanie :)))

Podsumowując, WDWM to najbardziej kolorowy i zwariowany maraton, w jakim uczestniczyłem. Ponadto wygląda na to, że w tym roku byłem jedynym zawodnikiem z Polski, który tu startował. Też fajne!

Po maratonie relaks. Znajdujemy w końcu trochę czasu, żeby odwiedzić outlety w Orlando, na co Grażka nie może się już doczekać, bo od początku naszego pobytu w Stanach nie było nawet 5-ciu minut na zakupy, podobnie jak na wygrzewanie się na plaży. Dziś może uda się to nadrobić przynajmniej to pierwsze, bo na plażę już za późna pora...

Południowa Floryda

Dziś "zielona noc" w Orlando. Rano wyjeżdżamy na południe. Do celu podróży – Key West – mamy około 400 mil w jedną stronę, ponadto po drodze chcemy odwiedzić Palm Beach, Miami i Miami Beach. Pobudka o 7-mej, krótkie pakowanie i w drogę.

Po drodze mijamy całe kilometry sadów pomarańczowych z już dojrzałymi owocami za 2-3 tygodnie zbiór. Była tablica, że potrzebują pracowników :-)

Do Palm Beach dojeżdżamy trochę przed południem. Spacerujemy po promenadzie, idziemy na plażę. Super słoneczko, około 25 stopni, chciałoby się "uwalić" tu do wieczora, ale przecież to dopiero pierwszy etap drogi...

Międzystanowa 95-ka, którą jedziemy prawie od początku, nie sprawia żadnych problemów i po 15-tej wjeżdżamy do Miami.

Miami

Miami to najdalej wysunięte na południe duże miasto w kontynentalnych USA.

To kąpielisko i ośrodek wypoczynkowy o światowej sławie. Jako ciekawostkę można dodać, iż jest to największy port statków wycieczkowych na świecie. Spacerujemy po centrum, dochodzimy do Ocean Drive, potem wracamy i jedziemy na plażę w Miami Beach.

MB jest reklamowane jako jeden z największych rajów tropikalnych kraju, słynie dzięki fantastycznie usianej palmami linii brzegowej, ekscentrycznej architekturze oraz barwnym lokalom. Tu również nie widać, że przecież to środek zimy :-)

Niestety, musimy jechać dalej, następny etap to Key Biscane. KB to wyspa, położona na południe od Miami Beach z Baggs Cape Florida State Park – jeden z dwóch parków narodowych w tym regionie.

Przejeżdżamy przez park i idziemy spacerkiem aż do cypla z latarnią morską. Wracając zatrzymujemy się na historycznej Rickenbacker Causeway, skąd roztacza się wspaniały, spotykany na wielu ilustracjach i folderach, widok przez zatokę na centrum Miami.

Czas na posiłek i odpoczynek w motelu przed jutrzejszą dalszą podróżą. 160 mil z Miami do Key West zajęło nam prawie 4 godziny. Dwie trzecie trasy to wiadukty i mosty, z najsłynniejszym Seven Mile Bridge na czele. Ma długość ponad 11 km i łączy wyspy Marathon i Bahia Honda Key.

Key West uznawany jest za najbardziej wysunięty na południe punkt kontynentalnych Stanów Zjednoczonych. Według legendy, na wyspie ciąży indiańska klątwa, zgodnie z którą kto raz znajdzie się na wyspie, do końca życia będzie chciał na nią powrócić.

Do największych atrakcji turystycznych wyspy należą obelisk symbolizujący najdalej na południe wysunięty punkt Stanów Zjednoczonych, dom – muzeum Ernesta Hemingway’a, Shipwreck Hi-storeum (Muzeum Historyczne Katastrof Morskich) i Key West Aquarium. Obelisk - Southernmost Point – obrazuje najdalej na południe wysunięty punkt Stanów Zjednoczonych. Stąd na Kubę jest tylko (aż...) 90 mil.

Ernest Hemingway jest jedną z najbardziej znanych postaci, związanych z Key West.

Tu spędził swoje najbardziej twórcze lata, pisząc takie dzieła, jak "Śmierć po południu" i "Komu bije dzwon". Pamięć o nim jest trwale obecna na wyspie i stanowi impuls do organizowania do-rocznych uroczystości - Hemingway Days.

Jednym z ulubionych miejsc Hemingway’a na wyspie był Blue Heaven, wtedy dom publiczny (obecnie kawiarnia), do którego chodził na mecze bokserskie (sic!)

Spacerując po Key West natrafiliśmy również na polski akcent. Właścicielem galerii "Zbyszek Gallery" jest Polak, artysta malarz – Zbigniew Kozioł.

Nie było go akurat na miejscu, więc tylko zostawiliśmy pozdrowienia z Polski na karteczce :-)

Powrót do źródeł

Na tym kończy się nasz pobyt w tym magicznym miejscu. Dzisiaj czeka nas jeszcze długa droga powrotna, chcemy dojechać jak najbliżej Orlando, bo jutro musimy być już na miejscu a planujemy dłuższą drogę, wzdłuż Zatoki Meksykańskiej. Mamy trochę mało czasu (pojutrze wylatujemy na Bahamy), ale może po drodze uda się nam jeszcze zobaczyć coś ciekawego.

Na nocleg zatrzymujemy się w motelu w Miami, na jutro zostanie nam jeszcze ponad 350 mil, a więc co najmniej 6 godzin samej jazdy. A przecież trzeba się będzie jeszcze parę razy zatrzymać... Będzie co robić, ale damy radę :-)

Wyjeżdżamy o 8-mej i kierujemy się na międzystanową autostradę 75, którą zamierzamy dojechać aż do zatoki Tampa. Dojeżdżamy do terenów Everglades – parku narodowego w południowej części Florydy. Jest to największy obszar dzikiej przyrody subtropikalnej, zachowany w Stanach Zjednoczonych.

To trzeci co do wielkości park narodowy w kontynentalnej części USA. Stanowi największy las namorzynowy na północnej półkuli i jest jednym z najważniejszych miejsc rozrodu tropikalnych ptaków brodzących i mnóstwa gatunków zwierząt, z aligatorami i krokodylami na czele. Rocznie odwiedza go ponad milion turystów.

Niestety, o tej porze roku poziom wód w tym regionie zdecydowanie się obniża, więc zwierzęta gromadzą się w środkowej części parku, gdzie woda jest głębsza. Dlatego z autostrady nic specjalnie nie zobaczymy, a na kilkugodzinną wycieczkę łodzią z przewodnikiem nie mamy czasu :-)

Robię tylko fotki z samochodu. W pewnym momencie o mało nie rozjeżdżamy sporego jak duży talerz żółwia, który nie spiesząc się, przechodził w poprzek autostrady.

Wstępne plany zakładały, że zahaczymy jeszcze o Tampę, ale na to piękne miejsce nie ma sensu przeznaczać mniej, niż 3-4 godziny, a my, niestety, straciliśmy trochę czasu, więc ten temat zostawimy na następny raz.

Gdy dojeżdżamy do Orlando, jest jeszcze widno. Ponieważ przejeżdżamy obok Starego Miasta, wykorzystujemy ten fakt i zatrzymujemy się, żeby zobaczyć jeszcze tę ciekawą, historyczną atrakcję.

Przechodzimy na historyczną ulicę Kościelną (Church Street), która łącznie z Orange Street stanowi najciekawszy turystycznie i historycznie obszar Starego Miasta w Orlando. "Najstarsze" co krok sąsiaduje tu z "najnowszym".

Na Church Street Station wita nas zabytkowa lokomotywa. Ta stacja była początkiem trasy kolejowej, łączącej Orlando z Key West, zbudowanej do 1912 roku, a zniszczonej przez potężny huragan w roku 1935. Nigdy jej już nie odbudowano, a na jej miejscu zbudowano autostradę, która obecnie łączy kontynent z Key West.

Pijemy kawę w kafejce i jedziemy do hotelu na ostatnią noc w Orlando. Sentymentalnie lądujemy w "naszym" Travelodge, i z uwagi na "lojalność" dostajemy 20$ zniżki. Jeszcze ogromna pizza na obiadokolację i zapadamy w objęcia Orfeusza :-)

Samolot do Nassau - stolicy Wysp Bahama mamy dopiero o 13:30, więc nie musimy się spieszyć. Jedziemy na lotnisko, oddajemy samochód w wypożyczalni i, mając prawie 3 godziny do odlotu, lądujemy w poczekalni.

Już myślałem, że nie będę wyciągał aparatu foto, ale okazało się, że chyba nie mam wyjścia... Wg najnowszych badań Amerykanie są najgrubszym narodem świata. Śmieciowe jedzenie i kompletny brak ruchu brutalnie robią swoje. Ta 4-osobowa rodzinka, która siadła obok nas na lotnisku w Orlando, waży łącznie kilkaset kilogramów. Przyjrzyjcie się mamusi... Grażka wygląda przy nich jak anorektyczka !!

Zwróćcie uwagę, każdy ma swoją ulubioną puszeczkę, wszyscy taką samą :). Potem przyszła kolej na "smakołyki" - olbrzymią torbę chipsów, którą również solidarnie opróżnili...

Zapowiadają nasz samolot, więc czas na nas. Relację z drugiej części wyjazdu oraz informacje praktyczne dla ewentualnych chętnych do powtórzenia imprezy zamieszczę w drugiej części, bo teraz i tak wyszło tego "dużo za dużo" :-)

Koniec części I



Komentarze czytelników - 16podyskutuj o tym 
 

Krzysiek_biega

Autor: Krzysiek_biega, 2012-02-06, 11:22 napisał/-a:
Jak zwykle Adaś odwalił kupe dobrej roboty robiąc taką fotorelację dla nas. Nie jeden z nas czytając teraz takie sprawozdanie może zmienić nastawienie i podejście do zaliczania maratonów i robienia życiówek. Pasja i zwiedzanie to jest znakomite motto jakie możemy sami sobie sprawić. Czekamy oczywiście na drugą część i na kolejne sprawozdania:)

 

sugar32

Autor: sugar32, 2012-02-06, 15:05 napisał/-a:
Super relacja i fajne zdjęcia -zazdroszczę (ale w pozytywnym słowa znaczeniu)

 

SlazElk

Autor: SlazElk, 2012-02-10, 14:47 napisał/-a:
Gratuluję niezapomnianych wrażeń i udanego startu w uznanym maratonie w czasie kiedy w Polsce nawet nie mozna pobiegać na nartach biegowych bo przynajmniej w centralnej Polsce śniegu jest jak na lekarstwo.

 

firearrow

Autor: firearrow, 2012-02-19, 19:58 napisał/-a:
Adamie, życzę sobie żebyś pisał ! Pisał i publikował...bo podróżować i biegać to na pewno będziesz.
Dziękuję za opis tej przygody i ściskam :)

 

Autor: Ryszard N, 2012-02-20, 07:34 napisał/-a:
Adamie, powoli staram się iść Twoją drogą ale zaczynam od Europy. Dzięki za inspirującą relację.

 

adam_er

Autor: adam_er, 2012-02-20, 10:20 napisał/-a:
Super, Rysiu, bardzo się cieszę :)
i jestem pewny, że nas, tzn. tych "nienormalnych" biegaczy, którzy u nas "tylko przeszkadzają" tym "normalnym" na trasie maratonu, będzie z każdym dniem więcej, oczywiście z ewidentną korzyścią dla zdrowia tych pierwszych... ;)
Życzę zdrówka i cieplutko pozdrawiam :)))

 

PiterSport

Autor: PiterSport, 2012-02-20, 17:05 napisał/-a:
Kiedyś mówiłem żonie, że chciał bym, aby tak właśnie wyglądało nasze życie.
Jeździć po kraju, europie, świecie. Biegać i zwiedzać. I to właśnie terminy biegów będą nam mówić co i kiedy odwiedzić.
Nie mam zamiaru na starość siedzieć w przychodni z butelką moczu jak większość naszych rodaków.
Może się zgłoszę po parę porad, jak będę mógł zawrócić Ci głowę oczywiście?
Pozdrawiam i do zobaczenie gdzieś tam ...
Piter

 

adam_er

Autor: adam_er, 2012-02-20, 18:50 napisał/-a:
Zawsze możesz, Piter :)
Jeśli tylko potrafię, postaram się pomóc :)
I do zobaczenia "gdzieś tam..." ;)
Pozdrawiam

 

lechu8827

Autor: lechu8827, 2012-02-26, 19:51 napisał/-a:
Super relacja no i gratulacje ukonczenia maraton
Zgadzam sie przy srednich dochodach mozna gdzies wyjechac polaczyc wyjazd z zwiedzaniem a nawet z startami
Sam tak planuje wyjazdu Pozdrawaim cieplo powodzenia

 

Autor: Romekkkk, 2020-07-12, 16:40 napisał/-a:
LINK: https://www.bocubo.com/wypozyczalnia-sam

bardzo ciekawie, lecz jednak następnym razem będę doradzać Wam korzystać właśnie tym serwem po dzierżawie samochodów
Tu i wybór jest lepszy i cena jest przyjemna))

 



Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768