redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
Przeczytano: 398/435098 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/6

Twoja ocena:brak


Jak dobrze mieć marzenia !!
Autor: Lidia Walczak
Data : 2011-11-11

Trzeba mieć marzenia i świetnie, kiedy można je zrealizować. Od dawna marzyłam aby wyjechać w Alpy i spędzić w masywie najwyższej góry Europy Mont Blanc choć kilka dni. Miałam na myśli wyjazd turystyczny, a tymczasem udało mi się zrealizować swoje marzenia w bardziej ambitnej formie.

Wszystko zaczęło się w 2009 r. kiedy wraz z mężem i grupą przyjaciół ukończyłam jeden z ultra biegów wokół Mont Blanc – CCC, 98 km, 5600 m przewyższenia. Potem był rok 2010 i kolejny bieg w Alpach - 78 km w biegu Swiss Alpine Davos Marathon. Oba te biegi utwierdziły mnie w postanowieniu, że muszę, aby mieć pełną satysfakcję, zamknąć pętlę wokół Mont Blanc i zmierzyć się z ultra trudnym dystansem TDS (Sur les traces des Ducs de Savoie) – 110 km, 7100 przewyższenia.

O punkty kwalifikacyjne nie musiałam się martwić, po zaliczeniu CCC i Davos miałam wystarczającą ilość, należało tylko nie przeoczyć terminu zapisu. Już w grudniu 2010 r. i tylko przez kilka dni trwał okres zapisów na trasy The North Face Ultra-Trail du Mont-Blanc. Moje referencje:

3 pt(s) : 2009 - THE NORTH FACE ULTRA-TRAIL DU MONT-BLANC - CCC (COURMAYEUR - CHAMPEX - CHAMONIX ) (96km) : 25:36:26 General classification=1216

2 pt(s) : 2010 - SWISS ALPINE MARATHON (DAVOS) (78km) : 11:33 General classification=182

Sprawiły one, że bez problemu znalazłam się na liście startowej TDS. Także Leszek i dwaj Mariusze (Błachowiak i Wilk) zakwalifikowali się na bieg wokół Mont Blanc. Od tej pory mogliśmy rozpocząć wspólne przygotowania do biegu. Sezon zimowy 2010/2011 spędziliśmy bardzo aktywnie na nartach biegowych: tydzień w Dolomitach i biegi na trasie Marcialongi, udział w biegach II Cyklu SNS (Salomon Nordic Sunday 2010/2011), XXXV Bieg Piastów. Jak dopisywała pogoda tzn. była wystarczająca pokrywa śniegu, biegaliśmy codziennie na zrobionych przez siebie trasach biegowych w pobliskim lesie.

Płynnie przeszliśmy z "biegówek w buty biegowe" - 21 marca udziałem w finale SNS zakończyliśmy sezon narciarski, a 10 kwietnia startem w Maratonie Paryskim rozpoczęliśmy sezon biegowy. Po miesiącu kolejny maraton, tym razem w stolicy Czech Pradze. Chcąc przygotować organizm do długiego i trudnego biegu wybraliśmy się w czerwcu do Szwajcarii, aby w strugach deszczu pokonać 100 km w biegu Biel – Bienne.

Lipiec upłynął pod znakiem biegów górskich, najpierw trudny, ale bardzo piękny, Maraton Gór Stołowych, potem bieg na Śnieżkę i Bieg na Śnieżnik. W pierwszej połowie sierpnia - dwa aktywne biegowe weekendy w Karkonoszach, z camelbakiem i kijkami wbiegaliśmy z Leszkiem na Śnieżkę codziennie z innej strony. Czuliśmy się dobrze, forma wzrastała, a więc wszystko zgodnie z planem. Dzień startu – 25 sierpień był coraz bliższy.

Aby zaaklimatyzować się w Alpach i turystycznie spędzić kilka dni na alpejskich szlakach, wyruszyliśmy w pięcioosobowej grupie (Mariusz Błachowiak z żona Beatą, Mariusz Wilk i my Walczaki) 20 sierpnia do Les Houches, miejscowości oddalonej o 8 km od Chamonix. Rezerwując kilka tygodni wcześniej przez Interhome apartament celowo wybraliśmy Les Houches na miejsce noclegowe, przez tę miejscowość poprowadzi trasa TDS.

Jednego dnia wybraliśmy się na całodzienną wycieczkę w rejon schroniska Nid d’ Aigle (2380 m) i dalej granią w stronę Refuge de Tete Rousse (3167 m), następnego dnia wjechaliśmy kolejką linową z Chamonix na szczyt Aiguille du Midi (3842 m n.p.m.), aby nacieszyć się wspaniałymi widokami ośnieżonych alpejskich szczytów i lodowców rejonu Mont Blanc.

W środę, w przeddzień startu, udaliśmy się do Centrum Zawodów w Chamonix. Dwie godziny spędziliśmy w długiej kolejce, aby przejść przez kilka stanowisk: pobranie numerów startowych, wpłata kaucji 20 euro, szczegółowe sprawdzenie wyposażenia plecaka: camelbak, 2 czołówki, zapasowe baterie, czapka letnia i zimowa, rękawiczki, długie spodnie, kurtka nieprzewiewana i nieprzemakalna, ciepła bluza, bandaż elastyczny, folia termiczna, kubek, gwizdek, telefon komórkowy, dokument tożsamości oraz zapas żywności np. batony energetyczne.

Przy kolejnym stoisku otrzymaliśmy opaskę identyfikacyjną na przegub ręki, (zostaniemy z niej uwolnieni dopiero na mecie), plombę na plecak i ekologiczny worek na odpady na trasie. Na końcu odebraliśmy pamiątkową koszulkę z napisem THE NORTH FACE ULTRA-TRAIL DU MONT-BLANC 2011 i przekrojem wszystkich tras.

Po załatwieniu formalności odwiedziliśmy liczne stoiska z odzieżą biegową, akcesoriami i pamiątkami. Wszędzie czuć było atmosferę międzynarodowego biegowego święta. Pogoda była wspaniała – bardzo ciepło, słonecznie, idealna widoczność, dostojny Mont Blanc górował nad miastem, ośnieżone szczyty iskrzyły się w słońcu. Wróciliśmy do Les Houches w dobrych nastrojach. Czekał nas jeszcze miły koleżeński wieczór w towarzystwie kolegów: Edzia Dudka, Jacka Łabudzkiego i Zbyszka Malinowskiego, którzy w oczekiwaniu na swój start w UTMB zamieszkali u nas. Ich przyjazd ucieszył nas, rozluźnił atmosferę, przy lampce wina omawialiśmy strategię naszych startów.

Wreszcie nadszedł czas przygotowania się do ultra biegu; ubiór, ekwipunek – wszystko przemyślane w najdrobniejszych szczegółach, my z Leszkiem bogatsi o doświadczenia ze startu w CCC służyliśmy radami. Jak zwykle przed takim wyzwaniem noc była ciężka, sen krótki i nerwowy.

Wreszcie nastał dzień 25 sierpnia, najważniejszy dzień w kalendarzu biegowym na 2011 rok. Pobudka o godz. 5, lekkie śniadanie i o 6:30 wyjazd . Koledzy z UTMB towarzyszą nam, Edziu robi fotki, Jacek odwozi nas do Chamonix, dalej autobusem jedziemy tunelem pod Mont Blanc do Courmayeur – miejsca startu. Po włoskiej stronie inne widoki. Na Brocherel Place z każdą chwilą przybywa biegaczy, 1200 osób - taki jest limit na TDS. Dokładnie 2 lata wcześniej stałam w tym samym miejscu i oczekiwałam na start CCC. Samopoczucie podobne, z jednej strony radość, duma, ciekawość, z drugiej – niepewność i obawa. Mając doświadczenie z trasy CCC wiem, że nie będzie łatwo. Optymizm jednak dochodzi do głosu - przecież CCC ukończyłam w dobrej kondycji i w tym roku jestem dobrze przygotowana. Musi się udać, damy radę ! Tłum coraz liczniejszy i głośniejszy a w nim my – czterej leszczyniacy: Mariusz Błachowiak, Mariusz Wilk, Leszek i ja.

Mieszkańcy miasteczka wiwatują, słychać dźwięki hymnów Francji i Włoch, krajów przez które pobiegniemy. Wreszcie odliczanie, wystrzał i startujemy. Przed nami trasa TDS (Sur les traces des Ducs de Savoie) tzn. Śladami Książąt Savoy, trasa technicznie bardziej wymagająca niż UTMB i CCC, 110 km o łącznym przewyższeniu 7100 m, liczne odcinki na wysokości powyżej 2500 m; do tego warunki pogodowe, które mogą być bardzo trudne (noc, wiatr, zimno, deszcz lub śnieg). Wszystko to wymaga bardzo dobrej kondycji fizycznej i odpowiedniego wyposażenia, które właśnie z tych powodów było tak skrupulatnie sprawdzane przed startem.

Główne trudności, które nas czekają to: Col de la Youlaz (2.661 m), Col du Petit Saint-Bernard (2.188 m), Le Passeur de Pralognan (2.567 m), Col de la Gitte (2.322 m), Col de Tricot (2.120 m)

Biegniemy ulicami Courmayeur, przy gromkich oklaskach mijamy "Maison Vieille", opuszczamy miasteczko i od razu od wys. 1220 m, na której leży Courmayeur, rozpoczyna się podbieg na 1956 m do Col Checrouit. Tu pierwszy postój, niewiele osób z niego korzysta, większość w pośpiechu opuszcza punkt, aby zająć dobre miejsce w kolejce, która już się tworzy. Ścieżka staje się wąska, kręta i coraz bardziej pionowa. Tak będzie niestety aż do Col de la Youlaz (2661m), są odcinki, gdzie stoimy w miejscu, nawet po kilkanaście minut.

Wreszcie po 3 godz. i 6 min. osiągamy pierwsze najtrudniejsze przewyższenie, to dopiero 11 km. Straciliśmy sporo czasu na tym etapie. Nie możemy za bardzo przyspieszyć bo czeka nas ostre zejście 1200 m do doliny Youlaz i dalej na przełęcz La Thuile. Tutaj jest pierwszy punkt pomiaru czasu i stoisko z napojami. Biegnę z Leszkiem, Mariusze przed nami. Od tego momentu mocno przyspieszamy, cały czas biegniemy mimo wznoszenia się terenu, wyprzedzamy wiele osób. Pogoda idealna, lazur na niebie i ciepło, podziwiamy malowniczą dolinę Aosty. Z łatwością pokonujemy wzniesienie 700 m i osiągamy Col du Petit Saint-Bernard (2188m), 30 km za nami, uzupełniamy wodę w camelbaku i biegniemy dalej.

Z żalem opuszczamy przepiękną dolinę Aosty by rozpocząć 15 km podróż w Haute Tarentaise, jednej z sześciu prowincji Savoie. Pokonujemy długie zbiegi (łacznie 1375 m), mijamy serdecznie oklaskiwani osady Saint-Germain i Séez by po 9 godz. i 9 min. zameldować się w Bourg Saint-Maurice. Tu znajduje się drugi punkt kontrolny i bogato zaopatrzony bufet; korzystamy z niego z ochotą bo odczuwamy pierwsze zmęczenie, głód i pragnienie . Czas mamy dobry - 1,5 godz. do limitu, możemy więc pozwolić sobie na krótki pierwszy odpoczynek.

Decydując się na dalszy etap, co jest rzeczą oczywistą, musimy poddać się kontroli, miłe wolontariuszki sprawdzają nam zawartość plecaków, zaznaczają na swojej liście, że wychodzimy dalej i mamy odpowiedni ekwipunek, chodzi głównie o ciepłą i nieprzemakalną odzież na czekającą nas noc. Opuszczamy gościnne miasto oklaskiwani przez kibiców. Biegniemy w kilkunastoosobowej grupie i jesteśmy na czele, od razu rozpoczyna się ostre podejście.

Nagle z oddali słychać odgłosy burzy, czyżby pogoda miała załamać się? Natychmiastowa mobilizacja, przyspieszamy kroku. Po kilkudziesięciu minutach podbieg zmienia się w zbieg i niespodziewanie znajdujemy się na drodze asfaltowej. W międzyczasie zapadł już zmrok, zakładamy czołówki, odblaskowe słupki wskazują trasę dalej asfaltem, który ciągnie się serpentynami w górę.

Doganiamy grupki biegaczy przed nami, dziwimy się, że już sporo kilometrów biegniemy drogą jezdną, czyżbyśmy pomylili trasę? Nie jesteśmy sami, pocieszamy się. Nareszcie trasa skręca z drogi pionowo w górę, wspinamy się po wąskich i krętych ścieżkach wśród wysokich traw by po kilkudziesięciu minutach niespodziewanie znów znaleźć się na drodze asfaltowej. Można przyspieszyć, znów biegniemy naście kilometrów (trudno powiedzieć ile, w nocy odległości są względne), by wreszcie po 5 godzinach zobaczyć w oddali więcej światła.

Dobiegamy do namiotów i ze zdziwieniem stwierdzamy, że jesteśmy w Cormet de Roselend (1967 m). Dopiero tutaj wyjaśnia się zagadka z trasą, okazało się, że po opuszczeniu Saint-Maurice nie usłyszeliśmy nadchodzącego sms-a z informacją od organizatora, że z uwagi na niebezpieczeństwo burzy i obawę o obsuniecie się szlaku zmieniono trasę – zamiast wejścia bezpośrednio na Passeur de Pralognan (2567m) wytyczono obejście i w efekcie wydłużono trasę o 10 km, mamy więc do pokonania 120 km zamiast 110.

W Cormet de Roselend (71 km) jest trzeci punkt pomiaru czasu, tutaj limit wyznaczono na godz. 1:30, my zameldowaliśmy się o 23:13, a więc nieźle, możemy a właściwie musimy trochę odpocząć, tylko nie ma gdzie, namiot pęka w szwach, gwar i tłok przy stołach z żywnością. Leszek zdobywa 2 miseczki gorącego rosołu z makaronem, och jaki smaczny , nareszcie coś ciepłego. Ktoś ustępuje mi miejsce siedzące, uśmiecham się życzliwie i dziękuję. Musimy zjeść i ubrać się cieplej, zakładamy wszystko co mamy, bo zrobiło się zimno i wietrznie.

Wychodzimy w ciemną noc, księżyc i gwiazdy schowane za chmurami, raz po raz gdzieś w oddali słychać grzmoty. Na razie deszcz i burza nas omijają. Przed nami chyba najgorszy odcinek trasy, bardzo ciemna noc, momentami mglisto i kolejne dwa wyzwania, musimy się wspiąć na Col de la Sauce (2307 m), zejść do wioski Gitte (1665 m) by znów wspiąć się do wysokości 2322 m, Col de Gitte (79 km). Ten odcinek trasy wspominam jako mozolenie się niemal po omacku po stromych i kamienistych ścieżkach, przeskakiwanie przez strumyki, w jednym niestety skąpałam się, na szczęście wiatr szybko mnie osuszył.

Dalszy odcinek też, delikatnie mówiąc, jest bardzo nieprzyjemny. Prawdziwi górscy biegacze z czołówki biegu z pewnością podziwiali tutaj niezwykłą panoramę Mont-Blanc, Aiguilles Rouges, Fiz i Aravis. My z Leszkiem kluczymy gdzieś po okropnych kamieniach, odcinek idziemy wąską ścieżką przy urwisku, oświetlamy lampką a w dole głęboki kanion, szkoda że jest noc i nic nie widać.

Przed nami długi sznurek lampek, wije się raz w górę, raz w dół. W oddali pojawia się więcej światła ale zanim tam dotrzemy minie jeszcze sporo czasu. W końcu po ponad 20 godzinach biegu docieramy do Col du Joly (90 km), kolejny punkt kontrolny, organizator ustalił limit na godz. 7:15, my jesteśmy tutaj o 5:59, a więc nasz zapas czasu przez noc zmalał o połowę.

Zaczyna się rozjaśniać, kiedy po krótkim odpoczynku, kubeczku pepsi coli i batoniku energetycznym opuszczamy namiot. Wstaje piękny słoneczny dzień. Możemy już ciepłe rzeczy schować do plecaków. Teraz czeka nas bardzo stromy zbieg krętą, szutrową ścieżką do Notre Dame de la George i dalej do Les Contamines.

Po raz pierwszy moje kolana buntują się przy ostrym zbiegu, w końcu mają prawo, to już 99 km. Zdecydowanie wolę podejścia, podbiegi niż zbiegi. Ogólnie czujemy się dobrze, lekkie znużenie po nocy i ciężkie nogi to chyba normalne. W Les Contamines jemy na śniadanie rosołek, kawałek sera żółtego i czekoladkę, popijamy mocną kawą i dalej w drogę. Przed nami ostatnie wyzwanie - Col de Tricot, wspinamy się w górę, mijamy schronisko du Truc by ujrzeć kolejny długi wielobarwny sznurek biegaczy przed sobą, jeden za drugim wspinamy się bardzo wolno na grań. Wreszcie osiągamy wysokość 2120 m.

Słońce przygrzewa coraz mocniej i chce się pić, dobrze, że mamy wodę w camelbaku, na Col de Tricot nie ma punktu z napojami. Pozostaje nam tylko zbieg piękną doliną do nosa lodowca Bionnassay, przebiegamy wąską kładką nad rwącym, pełnym wód lodowca, strumieniem, mijamy stację i restaurację Bellevue i dalej w dół zbiegamy do Les Houches, miejsca naszej bazy noclegowej. Czujemy się jak "w domu", koledzy z UTMB czekają na nas i nie dowierzają, że tak dobrze wyglądamy 8 km przed metą.

Pamiątkowe fotki, małe piwko i już spokojnym marszem pokonujemy ostatni etap naszej ekstremalnej trasy. Idziemy w trójkę, Mariusz Wilk w Les Houches poczekał na nas. Chamonix coraz bliżej, nasze serca wypełnia radość, w niepamięć idą wszystkie trudne momenty. Na ulicach miasta mnóstwo ludzi, kibicują gorąco, 300 m przed metą Beata podaje nam polską flagę. Z uśmiechem na ustach, triumfalnie, przy gromkich oklaskach wbiegamy na metę.

Zamiast medalu otrzymujemy już drugą kamizelkę z napisem Finischer, tym razem nie CCC tylko TDS, piękna, od razu ją zakładamy. Jesteśmy bardzo, bardzo szczęśliwi. Cała nasza czwórka ukończyła ultra bieg: Mariusz Błachowiak z czasem 27:37 na 442 miejscu, Mariusz Wilk z czasem 30:13 na 640 miejscu i ja z Leszkiem, też w czasie 30:13, na 641 miejscu (na 1200 startujących, w kat. V2F jestem 16). Leszkowi bardzo dziękuję za wspólny bieg, to jego zasługa, że daliśmy radę. Beata jest z nas bardzo dumna, gratulacjom i zdjęciom nie było końca.

Jak dobrze mieć marzenia ...
Lidka Walczak

PS. Minęły już dwa miesiące od Ultra-Trail du Mont-Blanc, temat musiał "się uleżeć". Wspomnienia odżyły, pisząc powyższą relację po raz drugi przeżyłam moją przygodę. Uświadomiłam sobie (może nieskromnie :-), że obecnie jestem jedyną Polką, która w dwóch biegach CCC i TDS obiegła cały masyw Mont Blanc.



Komentarze czytelników - 15podyskutuj o tym 
 

dario_7

Autor: dario_7, 2011-11-16, 12:22 napisał/-a:
Wspaniała przygoda. Nigdy nie byłem w Alpach, ale po takim opisie czuję, że szybko bym je polubił :) Wielkie Gratulacje! To jest ogromny wyczyn i niewiele osób potrafi tego dokonać ;)

 

kokrobite

Autor: kokrobite, 2011-11-16, 17:11 napisał/-a:
Podróż, góry, bieganie... To jest to!
No ale przede wszystkim: gratuluję! :-)

 

72MARIO

Autor: 72MARIO, 2011-11-16, 21:06 napisał/-a:
Moje gratulacje. Z tego, że ktoś ma marzenia i ma wewnętrzną siłę by je realizować, automatycznie staje się idolem . Idolem godnym naśladowania i czerpania najlepszych wzorców. Tym powinniśmy się karmić. Temu Tobie dziękuje . Jeszcze raz moje gratulacje

 

jaro71

Autor: jaro71, 2011-11-17, 20:53 napisał/-a:
Dziękuję za ten artykuł, który pozwolił mi w podjęciu ostatecznej decyzji spełnienia moich "marzeń" startu na dystansie CCC w 2012. Z niecierpliwością z kolegami czekamy na zapisy na 2012 rok.
Do zabaczenia na trasach SNS.

 

wojtek kasiński

Autor: wojtek kasiński, 2011-11-17, 22:14 napisał/-a:
Brawo Lidka,
zgrabnie połączyłaś część literacką z częścią praktyczną,logistyczną tak zaniedbywaną przez autorów podobnych relacji.Jestem pod wrażeniem poezji i precyzji artykułu.I pod wrażeniem pracy jaką włożyliście z Leszkiem by przygotować się do tego biegu.
W 2012 chcę biegać CCC i już wydrukowałem twój artykuł jako instruktaż.Pozdrawiam Ciebie i Leszka,Wojtek

 

szydlak70

Autor: szydlak, 2011-11-17, 23:12 napisał/-a:
Dla mnie to wszystko jest niesamowite, ja na ogół męczę się strasznie podchodząc do wyciągu z nartami ;). Niewyobrażalny wysiłek. Gratulacje i najwyższy szacunek.

 

Andrzej eF

Autor: Andrzej eF, 2011-11-18, 18:33 napisał/-a:
Byłem na szczycie Mt. Blanc rok temu, bo też realizowałem swoje marzenie o 50 urodzinach. W tym roku na urodziny ukonczyłem swój pierwszy maraton w Poznaniu i przebiegłem całą trasę. Bieg wokół Mt. Blanc jest moim kolejnym marzeniem a ten artykuł tylko mnie w tym upewnia :O)
Szacunek wielki chcę okazać autorce.

 

Krissmaan

Autor: Krissmaan, 2011-11-19, 01:06 napisał/-a:
Nie jestem zazdrosnym człowiekiem ale czytając Pani artykuł i oglądając zdjęcia po prostu zazdroszczę. To co Pani opisuje to dla mnie inny świat odległa galaktyka. Coś tak wymagającego a zarazem pięknego. to niewiarygodne jak wspaniałe przygody można przeżywać dzięki bieganiu. A wszystko zaczyna się o założenia butów i wyjściu z domu i stawianiu niby mało znaczących kroków. Marzenia - niewyobrażalna siła.

 

Piotr Kalisz / Sternik

Autor: Piotr Kalisz / Sternik, 2011-11-20, 19:25 napisał/-a:
plombę na plecak ??????????

o co ot chodzi z tą plombą?


gratki wyczynu , b, ciekawa relacja

 

Yoda

Autor: Yoda, 2011-11-20, 20:34 napisał/-a:
To taki dowód, że byłeś na odprawie, że pomyślnie zweryfikowali jego zawartość. Dostajesz też plombę na nadgarstek, aby w nocy przed startem nie podmienić zawodnika.

 



Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768