redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
Przeczytano: 264 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Lębork kontra Sar 2:0
Autor: Jarosław Sar
Data : 06-20

Trzymaj młody , trzymaj - dodawał mi otuchy starszy pan na trasie maratonu w Lęborku - patrz kościół, stąd
jeszcze jakieś 3 kilometry. Dasz radę. Dałem radę do 40 kilometra, potem zabujało mną lekko, niewidzialne ręce zacisnęły stalową obręcz na moich skroniach i wiedziałem, że trzeba pomaszerować i doprowadzić się do porządku. Za mało piłem!. Z 13 stopni na starcie zrobiło się około 25 na mecie. Ten starszy pan to Kazimierz Wojtkowiak, rocznik 1926, towarzysz zmagań na ostatnich 15 kilometrach. Zszedł poniżej 4 godzin. Ja tymczasem trochę biegnąc i głównie idąc straciłem na ostatnich 2 kilometrach 7-8 minut. Czas 4:03 z sekundami nie był zły jak na drugi maraton i piąty miesiąc biegania, ale zadra w sercu została. Obiecałem sobie, że za rok nie dam się tak głupio załatwić.

No to minął rok i jesteśmy w Lęborku. GPS w składzie: Mietek Guru-Orzechowski, Marek 210-Jasiński, Roman Docent-Bieganowski, Wojtek Nowak i niżej podpisany. Grupa osłabiona brakiem leczącej kontuzję kolana Danki Orzechowskiej reprezentuje Królewski Klub Biegacza z warszawskiego Ursynowa. Wojtek jest chwilowo na listach
transferowych, trwają rozmowy prezesów. Ostatecznej sumy transferu nikt nie chce zdradzić, Wojtek jak zawsze skromny zachowuje dyskrecję. Wyprzedzam nieco kolejność zdarzeń, ale powiem Wam już teraz. Po Lęborku Wojtek jest jeszcze droższy!.

W internacie przegrałem losowanie o prześcieradło. Pózno przyjechaliśmy i na pięciu dostaliśmy trzy. Na parterze i ulicy odbywa się właśnie wesele. Sporo rytmicznej muzyki, w przerwach interesujace rozmowy przed budynkiem. Póżną nocą, wielokrotne próby wytrzymałościowe silnika samochodu oraz ponawiane testy opon na ich ścieralność.Specjalnie ściągnęliśmy Wojtka z kempingu do naszego pokoju, żeby jako rasowy humanista i łacinnik w zamian za kontakt z tzw.pierwiastkiem politechnicznym tłumaczył nam znaczenie pewnych często powtarzających się w różnych konfiguracjach zwrotów i słów.

Rano po obfitującej w wydarzenia nocy musieliśmy dobrze się rozgrzewać, żeby pobudzić do działania nasze serca i
nogi. Na chwilę przed startem 17 stopni. Po kilku minutach biegu zza chmur nieśmiało wygląda słoneczko. No pięknie. Po życiówce w Dębnie 3:47 i solidnie przepracowanych kolejnych tygodniach zaplanowałem sobie 3:40 -
3;45. Przecież nie odpuszczę z powodu lekkiego ocieplenia klimatu w okolicach Lęborka. Na pierwszych kilometrach brakuje mi świeżości. Rozglądam się dookoła, ale jeżeli ją zgubiłem to znalazcami mogli być państwo
Janiszewscy, Janek Goleń, albo biegnący dobre 200 metrów z przodu Wojtek Nowak. No cóż, wiecie jak to jest, klamka zapadła za póżno na żale, trzeba przebierać nóżkami i mieć nadzieję na ożywcze bioprądy.

Z Wojtkiem wygrałem w Poznaniu i w Dębnie, ale teraz mocno zaczyna. Biegnę swoje 5:15 na km i dochodzę go na 10 - tym. Zamieniamy kilka słów i odrywam się, ale na krótko. Dogania mnie i rwie do przodu. Proszę bardzo, ja mam ustawione tempo, dopadnę cię póżniej. Naprawdę tak kombinowałem. Wzmiankowanej wcześniej świeżości nie mogę odszukać do połowy dystansu, ale wynik zgodny z założeniami 1:52:30. Rok wcześniej podbiegi, których nie brakuje na trasie, nie robiły na mnie specjalnego wrażenia. Tym razem jest inaczej. Nogi sztywne, nie wiem co się dzieje, z piciem w biegu problemy. Na 25 km zaplanowałem isostar. Muszę stanąć, żeby go w siebie wmusić. Luzuję wiązanie butów i próbuję znowu biec, niestety wolniutko. Pomarańczowa koszulka Wojtka znika za zakrętem.

Doczłapuję do Andrzeja Parysa. Pyta czy wiem po co się tak męczymy. Chciałbym mu odpowiedzieć, że powiem mu przy piwie na mecie, ale to jeszcze jakieś 15 kilometrów, a przede mną kolejny podbieg po nieosłoniętym, parzącym asfalcie. Zbiegamy razem, trochę przyspieszam. Widzę, że cie niesie, a ja muszę powoli - żegna mnie
Andrzej - do zobaczenia na mecie. Mimo, że poruszam się bardzo wolno wyprzedza mnie niewielu. Janek Goleń, małżeństwo Janiszewskich, Jacek Domański i jeszcze kilka niezidentyfikowanych osób. To daje do myślenia, ale dopiero teraz, w domu.

Wreszcie docieram do 35 kilometra korzystając po drodze z kilku dodatkowych punktów nawadniania. Wyprzedzają mnie Darek Prądzyński, Małgorzata Kołodziejczak i chyba Tadek Latoszewski. Darek jest wesoły chce ze mną pogadać. Fatalnie trafił. Ja, największy gaduła na naszej ulicy maratończyków ( ciągle nazywa się ul. St. Kazury, ale chcemy wystąpić o zmianę na ul. Maratończyków, lub na ul. Bohaterów Przemian Tłuszczowych 40-tego Kilometra ) odpowiadam zdecydownie, lecz krótko : aha, hmm, yyyaa. Cała trójka odjeżdża mi na 200 metrów. Staram się nie tracic dystansu, potem trochę odrabiam i przy wodopoju na 40-tym jestem tuż za nimi. Piję na chodzonego, trochę za długo. Znowu mi uciekają na 150 m , ale tym razem wiem, że mogę gonić, czapka jest na swoim miejscu i pracuje. Darek jest poza zasięgiem, ale na 300 metrów przed metą wyprzedzam Tadeusza, a potem Małgosię. Na mecie 4:11:15, czyli druga połówka 26 minut wolniej. Zgroza.

Jak spojrzę w oczy Mietkowi Guru-Orzechowskiemu?. Czy będę mógł nadal pełnić zaszczytną funkcję kierownika GPS?. Mimo, iż targa mną niepokój wypijam spokojnie kolejny litr wody. Łącznie piąty. W trakcie oczekiwania na masaż dowiaduję się, że termometry pokazują w cieniu 26 stopni. W internacie klękam przed resztą GPS i proszę o wybaczenie. Są istotne powody. Roman Docent-Bieganowski uzyskał 3:12:59, życiówkę i to w jakich warunkach!. Pobiegł odważnie i naukowo ( Roman i dr Żołądż - ten od Małysza - bywają u siebie ). Marek 210-Jasiński 3:17:55 ,
Mietek Guru-Orzechowski 3:27:36 obaj rekordy trasy, Wojtek Nowak 3:59:34, dołożył mi 11 minut.

Po kąpieli wracamy na rynek. Po kiełbaskach, lub czymkolwiek innym do jedzenia pozostało prawdopodobnie wspomnienie. Talony na piwo możemy zamienić na niezmieniającą się przez godzinę informację, że piwo będzie za 10 minut. Nasz pociąg ma jednak ustaloną dokładnie godzinę odjazdu, więc odbieramy zdjęcia i pędzimy na dworzec. Talony spróbujemy wykorzystać za rok, bo przecież do trzech razy sztuka.

Jarek Sar

P.S. Mietek Guru - Orzechowski i reszta GPS wybaczyła mi nie licujące z piastowaną godnością załamanie formy na trasie i pozostawiła warunkowo na stanowisku kierowniczym. Mam wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów w trakcie biegu i przygotowań do niego, oraz rozprawić się z trasą w Lęborku w 2002 roku. A jak sądzicie?. O czym ja też myślę od niedzieli?.
W pociągu relacji Lębork - Gdynia spotkałem Mirelę Zięcinę (drugie miejsce 2:56:19) i pogratulowałem jej znakomitego wyniku. Czyli jednak jakiś sukces odniosłem.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768