redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
Przeczytano: 251 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Zamosc - odnalazłem Raj biegacza
Autor: Michał Walczewski
Data : 2002-09-11

Pochwały pod adresem 4-etapowego Biegu Pokoju w Zamościu docierały do mnie od dawna. Pozytywne opinie pojawiały się zarówno w serwisie jak i podczas rozmów z zawodnikami na różnych imprezach biegowych. W tym roku postanowiłem zweryfikować te pogłoski osobiście. Odważyłem się wystartować i pokonać stukilometrową trasę rozbitą na cztery jednodniowe etapy (35, 20, 30 i 15 km). Oto moje skromne przemyślenia...

OSiR Zamość jest idealnym miejscem do rozegrania biegu wieloetapowego, idealnym, i kto wie czy nie jedynym możliwym w kraju. W odróżnieniu od „normalnego” biegu organizacja tego typu imprezy stwarza organizatorom wiele dodatkowych kłopotów – rzeszę zawodników należy przenocować przez kilka dni, nakarmić, wymasować. Trzeba ich wozić na start (‘bo nogi bolą...’), pilnować żeby zdążyli wszędzie na odpowiednią godzinę (‘bo się zagapiłem...’), drukować natychmiast wyniki (‘bo nie wiem czy jestem przed kolegą czy za nim...’), cierpliwie wszystko tłumaczyć, rozstrzygać, powtarzać i poprawiać. A na koniec dnia zadbać, aby wieczorem biegacz się nie nudził. I tak przez cztery ciężkie dni...
Ze wszystkich tych zadań organizatorzy wywiązali się doskonale. Piękny ośrodek gwarantował warunki bytowe a zabytkowe miasto dostarczało wieczornych atrakcji (stadion wraz z budynkami hotelowymi znajduje się w odległości zaledwie kilkuset metrów od Rynku). Doświadczona kadra z Dyrektorem Tadeuszem Lizutem na czele stanęła na wysokości zadania – sprawy organizacyjne były dla zawodników tylko tłem, dzięki czemu mogliśmy się koncentrować wyłącznie na rywalizacji, regeneracji i wypoczynku. Gdyż tak naprawdę, to wszyscy będąc gośćmi Zamościa czuliśmy się tutaj niczym wczasowicze. Spanie do 9 rano, śniadanie niemal do łóżka, w południe smaczny i lekki obiad, wyjazd na etap podstawionymi autokarami, bieg, na mecie piwo i mini-festyn, powrót ponownie autobusami pod sam hotel, obfita kolacja... czego chcieć więcej ? Jeżeli do tego dodam, że wszystkie wieczory spędzaliśmy na Rynku popijając piwo i przyglądając się spacerującym dziewczynom, integrując się ze środowiskiem i zawierając nowe przyjaźnie, to chyba nie muszę już więcej ani słowem zachęcać Was do udziału w tej imprezie w przyszłym roku...
Właśnie nietypowa formuła Biegu Pokoju jest jego największym plusem i stanowi o jego niezwykłej atrakcyjności – kilkudniowy pobyt na zawodach wyraźnie kontrastuje z monotonią biegowego, niedzielnego życia. Jadąc na ‘normalne’ zawody przeżywamy chwilę emocji, po której szybko wracamy do codziennego życia. W Zamościu walka rozpoczęta na pierwszym etapie nie kończy się na linii mety – tutaj naszego rywala spotykamy wieczorem, a na drugi dzień na kolejnym etapie. Obaj mamy natychmiastową szansę na rewanż. Rywalizacja osiąga moim zdaniem niespotykany nigdzie indziej poziom! Zwłaszcza, że szanse są wyrównane – swoje dystanse mają długodystansowcy (35 i 30 km) jak i „sprinterzy” (20 i 15 km). Klasyfikacja drużynowa dopełnia obrazu walki na trasie. Nie sprawdziły się natomiast moje obawy związane ze stopniem trudności biegu – okazało się, że przebiec 100 km w cztery dni nie jest wcale aż tak trudno. Trenowałem w tym sezonie niezwykle mało, w wakacje przebiegłem łącznie nie więcej niż 300 km, a jednak pilnując starannie tempa udało mi się bez większych kłopotów przetrwać szczęśliwie trzy etapy (w czwartym nie uczestniczyłem ze względu na wyjazd na półmaraton do Piły). Myślę, że każdy kto po przebiegnięciu maratonu ma jeszcze siłę chodzić, jest w stanie pokonać także Zamojską Setkę. I koniecznie musi tego spróbować!
Nie mogę nie wspomnieć o wspaniałej atmosferze jaka panuje wokół biegu. Trasa poszczególnych odcinków prowadzi przez niezliczone wioski, lasy i łąki. Dzikie tereny zadowolą każdego miłośnika przyrody a drzewa ochronią zmęczonego biegacza przed słońcem. W wioskach, które sprawiają miejscami wrażenie jakby czas o nich zapomniał (słomiane strzechy, drewniane studnie, konie pociągowe na polach...) spotykamy się z gorącym dopingiem i pomocą – wiadra z wodą czy butelki pełne lodowatej wody prosto ze strumienia tylko czekają aby podnieść je do ust i ochłodzić rozgrzane ciało... A na mecie każdego odcinka czeka na nas zgraja dzieciaków, które z krzykiem biegną z nami ostatnie metry... Zresztą atmosfera na mecie stanowi klasę sama dla siebie. Można ją porównywać tylko z Dębnem - wprawdzie tutaj ludzi jest mniej, ale za to ich zainteresowanie biegiem, entuzjazm i zapał w kibicowaniu jest iście europejski!
Muszę pochwalić organizatorów za jeszcze jedną sprawę – ich zrozumienie duszy amatora. Nie uświadczycie w Zamościu dzielenia zawodników na dobrych i słabych, nie ma VIP’ów na których się chucha i dmucha, zapominając tymczasem o zawodnikach – wszyscy są traktowani równo. Nikt nikogo nie popędza na trasie, nie krytykuje, nie każe się wycofać. Jestem pod wrażeniem postawy Głównego Sędziego imprezy – Pana Lucjana Ksykiewicza. Ten starszy już wiekiem Pan nie dosyć że bez problemu radził sobie z roztargnionymi biegaczami, to jeszcze potrafił wszystkich dyscyplinować nie groźbą dyskwalifikacji (co się często zdarza na innych imprezach), ale swoją własną inwencją i zapobiegliwością. Dzięki temu wzbudzał wśród biegaczy posłuch i respekt, jednocześnie nie powodując zbędnych konfliktów i napięć. Więcej takich sędziów na trasach nam potrzeba.
Czas na podsumowanie – Etapowy Bieg Pokoju w Zamościu to niezwykła, pełna uroku impreza, o niespotykanej nigdzie indziej formule. Start i ukończenie biegu to jak pielgrzymka do Częstochowy czy podróż do Mekki. Nigdzie tak jak tu nie odpoczniecie od codziennego życia, nigdzie nie zasmakujecie tyle przygody, rywalizacji i zabawy. Nigdzie nie będą Was tak bolały nogi, ale i nie będziecie czuli tyle dumy z pokonania kolejnego etapu...
Gdyby Zamość odbywał się co dwa miesiące, to startowałbym w nim za każdym razem. Połknąłem bakcyla głęboko, chyba nawet głębiej niż bieganie „zwykłych” maratonów.
Zapewniam Was - jeżeli raz zbierzecie się na odwagę i wystartujecie w Zamościu, to będziecie wracać tutaj co rok.
Ja tak zrobię – to już postanowione.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768