redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
Przeczytano: 274 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Szlachetna rywalizacja w Moryniu ad 2002.
Autor: Jacek Karczmitowicz
Data : 2002-08-08

O biegu w Moryniu pomyślałem na długo przed jego rozpoczęciem. Przemawiało za wiele okoliczności: a to akurat tam spędzany urlop, a to znana mi skądinąd trasa oraz okolice. Na 10 dni przed planowanym biegiem wraz z grupą przyjaciół byłem na biwaku w Gądnie tj. akurat po drugiej stronie jeziora. Korzystając z takiej okazji rankami, gdy towarzystwo spało, wymykałem się na przebieżki akuratnie wokoło jeziora. Czasy jakie tam dusiłem, nastrajały mnie raczej optymistycznie, mając jednak w bliższej perspektywie zmagania z Puckiem. Tym niemniej, po pokonaniu trasy w Pucku, naładowany energią niczym akumulator od malucha, zgłosiłem siebie i żonę do tego biegu. Przy zgłoszeniu poinformowano mnie, że bieg odbędzie się nie o 11.00 jak podano w internecie i kalendarzu a o 15.00. Nawet lepiej, był to nasz ostatni dzień urlopu i miło było pospać „do dna”;-))
W sobotnie południe więc wsiedliśmy na rowery, zabierając ze sobą plecaczek z ciuchami do biegania i ręcznikiem i w drogę z Kostrzyna do Morynia. Na miejsce dotarliśmy w dobrym nastroju, jednak sami organizatorzy ostudzili naszą euforię przesuwając start o dalsze 2h czyli 17.00. No i sprawa zaczęła się komplikować. Bo wracać mieliśmy zamiar pociągiem. Tym niemniej tak ofiarowany nam czas, wykorzystaliśmy na pluskanie się w wodach jeziora. Tu muszę zaznaczyć, że woda z drugiej strony jest zdecydowanie czystsza!
Po powrocie na rynek zaskoczyły nas tłumy biegaczy, różnych nacji. Sami zaś organizatorzy zdawali się być zaskoczonymi popularnością biegu. Frekwencja wzrosła w stosunku do ubiegłego roku o ponad 100%! Warunki jakie zapewniono dla biegaczy w Domu Kultury były dobre, niestety nie dla takiego tłumu biegaczy. Sukces czasami przytłacza i tak chyba było i tym razem. Trasę w stosunku do ubiegłego roku również zmieniono. W zamian za bieg z możliwością podziwiania malowniczych uroków jeziora Morzycko, zafundowano biegaczom karkołomne 3 rundy wokoło murów obronnych Morynia. Ach czego tam nie było: zbiegi, zbiegi z zakrętami o 150 stopni, podbiegi po różnych nawierzchniach, bieg przełajowy /miejscami nawet cross/ oraz to co tygrysy lubią najbardziej bieg po rozgrzanej patelni;-((
Organizatorzy podali, że dystans w stosunku do ubiegłego roku nieznacznie się zwiększył /w ub.r było 11,5km/ czyli wynosi 12km /mi się wydaje, że to raczej niemożliwe/.
Start. Początkowo biegnę bardzo lekko ale widzę, że żona jest w dobrych rękach /czyli pana Mariana Parusińskiego/ i powoli zaczynam rozkręcać się do swojego rytmu. Idzie mi to dość opornie. Sam nie wiem czym to jest spowodowane ale czuję, że mam duże rezerwy jednak nie mogę przyspieszyć. Po pokonaniu pierwszego km zaczynam wyprzedzać pierwszych zawodników. Tak przebiegłem za 3km i wyprzedzam, chyba brata zawodnika z pierwszego kilometra. Aby wam oszczędzić opisów to powiem, że tego zawodnika wyprzedziłem jeszcze 4 razy. Jeden z jego skrótów tak mnie ....., bo ja jeszcze musiałem w biec na rynek, obiec go i zbiec z podbiegu a ten ..... sobie o przepraszam idiota w pomarańczowej koszulce mu podniósł taśmę i fiu 800m przewagi. Ja naliczyłem takich śmigaczy czworo. Moja żona nie liczyła co się na tyłach działo ale jest pewna, że przez 1,5 okrążenia biegła w odległości wzrokowej za biegaczem i już go na rynku dochodziła o on... sobie skończył bieg! Interpretację togo zdarzenia pozostawiam czytelnikom.
Pierwsze okrążenie pokonałem w 16 minut. Widząc, że się rozkręcam biegłem dalej swoim tempem. Na zbiegu z rynku dobiegł do mnie starszy zawodnik, znany mi z widzenia ale nazwiska nie znam, i tak razem bawiliśmy się, że na zbiegach i prostych on mnie dochodził a niekiedy wyprzedzał, ja natomiast wszystko nadrabiałem z nawiązką na podbiegach. Drugie kółko i czas lekko ponad 32 minuty. Widzę, że mam szansę na wykonanie planu max czyli bieg w okolicy 48 minut, co na tej trasie wydawało mi się raczej niemożliwe. Na prostej mój kompan jednak znacznie przyspieszył a mi się aż tak nie spieszyło. Tu muszę przyznać ze skruchą, że zwyczajnie nie miałem takiej szybkości jak on i na tym odcinku mimo moich starań odskoczył mi na ponad 100m! Potem zaczął się odcinek górkowo- crossowy. Tu mi szło coraz lepiej /może nabrałem wprawy w pokonywaniu tych w wiraży/. Na tyle dobrze, że na ostatnim podbiegu miałem do straty z 25m, które zresztą nadrobiłem. Na tym podbiegu wyprzedziliśmy bodaj 6 zawodników. Niestety /dla mojego rywale jednak stety;-)/ rynek był płaski i rywal odskoczył mi na 10m i taką przewagę utrzymał do mety. Ja na ostatniej prostej wyprzedziłem jeszcze jednego zawodnika. Czas na mecie 47:06 uznałbym za rewelacyjny tyle tylko, że zastanawiam się jaki pokonałem dystans?
Żona moja dobiegła w towarzystwie policjanta na motorze z czasem 1:07.
Ogólnie bieg można by uznać za bardzo dobry, gdyby nie oszukiwanie miejscowych zawodników przy biernej postawie a czasami wręcza aprobacie czy współudziale samych organizatorów. Być może lokalni biegacze zostali zmuszenie do udziału? Nie wiem jednak za zwyczajne łajdactwo uznaję naocznie stwierdzony fakt, że organizator /baran w pomarańczowej koszulce trzymający taśmę na podbiegu do rynku/ uniósł taśmę przed biegaczem z Morynia aby ten nie musiał się schylać skracając sobie dystans.
Organizatorzy zorganizowaliście bieg międzynarodowy. Udział brali biegacze ze wschodu i zachodu. Jak wy możecie spojrzeć teraz w oczy osiadującym się w Moryniu Niemcom, którzy biegli w tym biegu? Znów Polacy jawią się jako oszuści i złodzieje! Mi osobiście taka opinia o mieszkańcach i władzach Morynia wisi jak kilo kitu na agrafce. Ale tworząc taki klimat wokoło rywalizacji na zawodach sportowych w Polsce, wystawiacie mi jako zawodnikowi taką opinię. Wstydźcie się!!!
Może powinniście rozpropagować ideę biegania, nie dla oszustów, ale jako szlachetną formę rywalizacji z samym sobą, za swoimi słabościami? Może warto aby Morynianie dowiedzieli się, że ważniejsze od zwycięstwa jest samo uczestnictwo. Pełne uczestnictwo i szlachetna rywalizacja. A nie oszukańcza gonitwa hochsztaplerów i łajdaków! Bo takich w tym biegu było przynajmniej o kilku za dużo i to zarówno wśród biegnących jak i organizujących ten bieg.
Jacek „morito” Karczmitowicz
Redaktor www.maratonypolskie.pl
Ps. ci, którzy oszukiwali to nie biegacze, tyle chciałbym sprostować.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768