redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
Przeczytano: 224 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


IX Półmaraton Świętokrzyski w Bukowej
Autor: Jan Goleń
Data : 2001-06-15

Bukowa jest niewielką miejscowością na kielecczyźnie w okolicach Małogoszczy. Znajduje się tam spory zakład Lhoist Bukowa (zdaje się z branży cementowej lub pokrewnej), który sponsorował organizowany już po raz dziewiąty Półmaraton Świętokrzyski. W tym roku miał on miejsce 26 maja (sobota) i został rozegrany na nowej trasie Bukowa-Gruszczyn-Krasocin-Mieczyn-Występy-Bukowa.


Pomysł wyprawy tym razem rzucił Tadzio Andrzejewski na Grand Prix Woli. Z początku miałem do tego projektu stosunek dość sceptyczny, jako że tego samego dnia organizowano maraton Chełmno-Toruń, a wstępnie chęć wspólnego ze mną wyjazdu do Torunia zadeklarował Tomek Kowalczyk wraz z żoną Kasią. Po jakimś czasie Tomek stwierdził, że nie jest jeszcze dość rozbiegany na udział w maratonie (Kasia ze względu na długo leczone kontuzje i tak miała biec tylko w organizowanej podobno przy okazji maratonu toruńskiego dyszce) i stwierdził, że na razie lepszym rozwiązaniem byłby udział w Półmaratonie Świętokrzyskim. Do pomysłu zapalił się też Bohdan Czacharowski, który podobnie jak Tadzio brał już udział w tej imprezie. Obaj mieli o niej i o jej głównym organizatorze Włodzimierzu Zawalskim bardzo dobrą opinię. Tak więc załogę do samochodu mielibyśmy już kompletną: ja, Tadzio, Bohdan, Kasia i Tomek.


Do wyboru miałem więc samotny wyjazd do Torunia lub wyprawę w dobrej kompanii na podbój Gór Świętokrzyskich. Wybrałem to drugie. Skontaktowałem się też listownie i telefonicznie z Włodzimierzem Zawalskim, by zwerbować imprezę do Pucharu Maratonów Polskich i uzyskałem pozytywną odpowiedź. Na kilka dni przed wyjazdem zmienił się skład wyprawy. Z powodów rodzinnych zrezygnowała Kasia Kowalczyk a ze zdrowotnych Bohdan Czacharowski. Przyłączył się na ich miejsce Grześ Witkowski i ruszyliśmy w sobotę rano do odległej o ponad dwieście kilometrów od Warszawy Bukowej.


Po czterogodzinnej jeździe, urozmaiconej przez pogrywającego na organkach Tadzia, około 14.00 zameldowaliśmy się najpierw w Zakładowym Domu Kultury, gdzie przy udziale bardzo atrakcyjnej i wydekoltowanej młodej organizatorki (gdybym miał aparat fotograficzny, to byłaby mocna kandydatura do Miss Maratonów) dopełniliśmy formalności zgłoszeniowych i udaliśmy się na pobliski stadion sportowy. Spotkaliśmy tam znajomych, m.in. Darka Wieczorka, Martę Mikołajczyk i Jana Toborka, któremu chciałbym poświęcić kilka słów.


Nazwisko to już od dawna obijało mi się o uszy przy różnych imprezach warszawskich, ale osobiście poznałem go przez Mariusza Macugowskiego na opisywanej już przeze mnie strzeleckiej imprezie dla biegaczy w Warszawie na Marymonckiej. Zgłosiłem go, jako reprezentanta TKKF “Old Boys” Bukowa, do Pucharu, a on zachęcał mnie do udziału w organizowanym m.in. przez jego klub półmaratonie. Janek mieszka we Włoszczowie (niedaleko Bukowej), jest byłym pracownikiem Ursusa i regularnie przybywa na warszawskie imprezy biegowe, przede wszystkim w Lesie Kabackim, pokonując ponad dwustukilometrowy dystans na... rowerze. Zajmuje mu to dwa dni, nocuje pod gołym niebem w od dawna upatrzonym zagajniku, zabezpieczając się od licznych ostatnio komarów kawałkiem firanki. Przybywszy do Lasu Kabackiego osiąga znacznie lepsze ode mnie wyniki, mimo że liczy sobie przynajmniej dwadziścia lat więcej. Krótko mówiąc – kawał twardziela, a przy tym skromny i sympatyczny.


Nadchodzi godzina startu: 15.30 (tu chciałbym organizatorom zwrócić uwagę, że jest to zbyt późno, szczególnie dla osób, które zamierzają po imprezie tego samego dnia pokonać kilkaset kilometrów drogi powrotnej do domu). Minutę po starcie dwóch wózkarzy (tak mało ze względu na konkurencyjne imprezy, przede wszystkim Toruń) na trasę wyrusza licząca sobie ponad 140 osób grupa biegaczy, w tym zaledwie pięć pań. Opuszczamy Bukową, której mieszkańcy dość biernie kibicują, i kierujemy się w stronę Gruszczyna.

Formuje się, jak zwykle, kilkuosobowa grupa, w której oprócz mnie, Grzesia Witkowskiego i Tomka Kowalczyka, biegnie dwóch reprezentantów drugiego kieleckiego LO w biało-czerwonych koszulkach oraz Adam Wonko z Tomaszowa Mazowieckiego.


Trasa łagodnie zaczyna się wznosić – to początek pierwszego długiego, prawie dwukilometrowego podbiegu zapowiadanego przez organizatorów. Mijamy pasącą krowy w polu babcię, która na moje “Dzień dobry!” odpowiedziała: “Wszystkich was, panowie, mocno całuję!”. Miałem wrażenie, że wtedy grupa nieco przyspieszyła. Zieleniejące młodym zbożem pagórki po bokach zastępują zabudowania Gruszczyna, a stromizna rośnie. Wreszcie w środku wsi osiągamy kulminację i spostrzegamy, a raczej słyszymy dziarsko rżnącą “Taniec z szablami” Chaczaturiana dwuosobową orkiestrę (skrzypce i akordeon). Od razu dostajemy więcej pary. Teraz trasa to naprzemienne dość łagodne zbiegi i podbiegi. Czuję się nieźle, więc razem z Waldkiem Opitkiem odrywamy się od grupy i przez jakiś czas idziemy nieco ostrzej.


W pewnym momencie słyszę z tyłu znajome dźwięki – to dwuosobowa orkiestra, którą jak się po biegu dowiedzieliśmy stanowili Gienadij i Konstantin z Ukrainy, wyprzedzała nas na pace dżipa. Ubrani na czarno muzykanci jakby żywcem wyjęci z “Undergroundu” Kusturicy. Ale klimaty, warto tu było przyjechać choćby po to! Orkiestra mijała nas na dżipie jeszcze kilkakrotnie w czasie biegu, a każde jej pojawienie się dodawało mi pary w nogach.


Trochę bezludzia i wbiegamy na teren gminnego Krasocina, w którego centrum obok punktu odświeżania wita nas już znacznie liczniejsza orkiestra dęta. Waldek ucieka mi do przodu, za to dogania mnie Tomek Kowalczyk i odtąd już prawie do końca biegniemy razem. Z czasem dołączył też do nas Adam Wonko. Okolica urozmaicona: trochę lasu, trochę roli, teren pagórkowaty. Po jakimś czasie docieramy do płaskiego obniżenia, pokrytego bujną, kwitnącą na żółto jaskrami i odurzająco pachnącą łąką. Jest słonecznie, ale nie upalnie, trochę wieje. W kolejnej wsi, Mieczynie, od czasu do czasu mijamy grupy ludzi, którzy dopiero na moje “Brawo dla publiczności!” ożywiają się i zagrzewają do biegu. Staramy się z Tomkiem trochę z nimi dowcipkować, co uatrakcyjnia nasz pochód.


W okolicach osiemnastego kilometra, koło drugiego punktu odświeżania, patrzę na zegarek. Krótka kalkulacja: trzy kilometry po pięć minut i będzie czas ok. 1:42:00. Jest szansa poprawić życiówkę. Odrywam się od Adama i Tomka i wyprzedzam jeszcze kilku biegaczy, którzy wcześniej nas łyknęli. Przed Bukową przebiegam w ostrym tempie wieś Występy (występowała tylko ukraińska miniorkiestra i kilku aktywniejszych kibiców) i w Bukowej wpadam na ostatnią prostą prowadzącą na stadion. Sto metrów przed metą słyszę za mną zbliżający się szybko głośny tupot – to Tomek na finiszu tak przygalopował, że nie miałem z nim najmniejszych szans. Wpadłem na metę na środku stadionu pięć sekund po nim z czasem 1:41:36. A więc moja ostrołęcka życiówka ostała się tylko dwa tygodnie. Duże solidne medale wiesza na szyjach kończących bieg piękność z zapisów wraz z towarzyszką.


Zaraz po biegu wybieramy się z Tomkiem pod prysznic,

który okazuje się lodowaty. Nieco rozczarowani kończymy ablucje, kiedy nieco później przybyły na metę Tadzio Andrzejewski oznajmia nam, że on miał wodę całkiem ciepłą, wystarczyło trochę podregulować instalację, co uczynił Janek Huruk. Przebieramy się, konsumujemy kiełbaski i piwo (ja jako kierowca w śladowych ilościach), słuchamy naprzemiennych występów Gieny i Kostii oraz strażacko-dziewczęcej orkiestry dętej z Oleszna. Chmury komarów są nie do wytrzymania. Następuje dekoracja a po niej brakuje zapowiadanego w regulaminie losowania upominków wśród wszystkich uczestników biegu. Wreszcie około 19.30, kiedy już zmierzcha, wyruszamy w drogę powrotną, by dotrzeć do Warszawy około północy.


Półmaraton Świętokrzyski w Bukowej okazał się imprezą o niepowtarzalnym klimacie. Chyba pierwszy raz uczestniczyłem w biegu organizowanym na wsi, a przy tym całkiem profesjonalnie poprowadzonym. Olbrzymia w tym zasługa czuwającego nad całością Włodka Zawalskiego, który obiecał mi dostarczenie wyników półmaratonu w formie elektronicznej do naszego serwisu w ciągu kilku dni. Przyjąłem też “rzutem na taśmę” zgłoszenie jednego biegu i trzech zawodników do Pucharu z Tomaszowa Mazowieckiego. A następnego dnia planujemy z Tomkiem i Grzesiem udział w “Mazowieckiej Piętnastce” w Mińsku Mazowieckim.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768