redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
Przeczytano: 285 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Bieg 24-godzinny Zamość 2000
Autor: Walczewski Michał
Data : 2000-01-01

3-4 czerwca 2000 odbył się w Zamościu Festiwal Biegowy. Po raz czwarty w Polsce wystartować można było w biegu 24-godzinnym. Dodatkowo odbyły się biegi na dystansach półmaratońskim, maratońskim oraz na 100 km. Rozegrano także bieg sztafetowy 24-godzinny, w którym tak jak przed czterech laty miałem przyjemność uczestniczyć. Z bardzo dobrym skutkiem (jak się potem okazało), ale nie uprzedzajmy faktów...

Przygotowania polegające na zebraniu zespołu rozpoczęły się jeszcze w kwietniu. Niestety, po ostatnich przejściach (koniec studiów, rozjechanie się zawodników po kraju i pozakładanie rodzin) klub GRUNWALD 1411 nie był w stanie wystawić samodzielnej sztafety. Musiałem szukać dwóch zawodników spoza klubu. Początkowo wszystko układało się dobrze – mieliśmy posiłkować się zawodnikami z zaprzyjaźnionej METY Lubliniec. Niestety na 2 tygodnie przed startem jeden z komandosów stracił palec i trafił do szpitala a jeden z zawodników GRUNWALDU nie dostał urlopu z pracy... Zadzwoniłem do Warszawy, do naszego starego członka Rafała Jaworskiego z pytaniem czy nie ma ochoty wystartować. Na pięć dni przed startem zdecydował się ! Jedziemy w czwórkę !

Po przyjeździe do Zamościa i dopełnieniu formalności (22:30 w nocy – dobrze że organizatorzy poczekali dodatkową godzinę...) okazuje się, że Mirek Szraucner (zawodnik z METY Lubliniec) musi pilnie wracać w sprawach służbowych do Lublińca. Powinien wrócić do Zamościa na drugi dzień, dopiero koło godziny 22:00, a więc przez 10 godzin będziemy biegli w trójkę.... Wydaje się , że nad sztafetą zbierają się czarne chmury.

Niespodziewanie w sobotę, o godzinie 9 rano (3 godziny do startu) spotykam Mirka Granżula, którego poznałem na maratonie w Dębnie. Błyskawiczna narada, i mamy kompletną 5-cio osobową sztafetę ! Oby tylko wytrzymać pierwsze dziesięć godzin do powrotu Mirka Szraucnera...

O 12:00 na Zamojskim rynku upał i duchota. 27 stopni, prawie 150 zawodników na wspólnym starcie do wszystkich dystansów. Trochę niezadowolenia z decyzji organizatorów nakazującej start w koszulkach sponsora imprezy, ale jakoś da się to znieść. Startuję z moją narzeczoną, która biegnie w półmaratonie. Jest to jej debiut biegowy. Czując się za nią odpowiedzialny (do tej pory biegała najwięcej 10 km ze mną na treningach) biegnę przez 3 okrążenia razem z nią. Tempo wolne, bardzo wolne... Chłopaki patrzą, zgrzytają zębami, ale nic nie mówią. Nasza sztafeta w efekcie jest na ostatnim miejscu, drużyna Florian Chojnice wkłada nam dubla... Po przebiegnięciu połowy półmaratonu aśka każe mi gonić rywali. Obiecuję, że zaraz po zejściu ze zmiany będę jej towarzyszył. Muszę przyznać, że mimo straty jaką zrobiłem, żaden z chłopaków nie miał do mnie pretensji. Mirek Granżul robi 3 okrążenia (9 km) na maksa, następnie Rafał i Darek. W efekcie sytuacja trochę się poprawia. Jesteśmy czwarci z niewielką stratą do trzeciej drużyny. Ja w tym czasie biorę kąpiel i idę na metę półmaratonu. Zanim tam dojdę, spotykam aśkę – okazuje się że dobiegła druga !!! Po pewnym czasie wiadomość: jest pierwsza ! Zawodniczka która dobiegła przed nią została zdyskwalifikowana za brak koszulki sponsora na starcie !!! Z tego powodu wybucha przy uroczystym wręczaniu nagród nieprzyjemna awantura – zdyskwalifikowana zawodniczka mimo że organizatorzy uprzedzali ją na starcie że zostanie ukarana za brak wymaganego stroju nie może pogodzić się z werdyktem komisji sędziowskiej. Moim skromnym zdaniem nie ma racji: doskonale wiedziała o wymogu założenia koszulki, wszyscy inni mogli się podporządkować tylko nie ona. Nie czas tutaj oceniać regulamin – czy organizatorzy mogą wymagać ubierania się w koszulki sponsora czy nie – jedno trzeba stwierdzić: jeżeli w regulaminie będzie pisało iż pierwsze 500 metrów należy biec tyłem, na czworaka lub skacząc na jednej nodze, to należy to zrobić lub zrezygnować ze startu. Regulamin, nawet z wadami, jest po to, by go przestrzegać. Inni też nie chcieli koszulek, ale mimo to w nich wystartowali.

Ale wróćmy na trasę: w odróżnieniu od innych sztafet postanowiliśmy biegać po trzy okrążenia na zmianę. Nasi konkurenci zmieniają się po 1 lub 2 okrążeniach. Doświadczenie wyniesione ze sztafety 24-godzinnej sprzed czterech lat mówi mi jednak, że lepiej robić dłuższe zmiany - dzięki temu zawodnicy pomiędzy kolejnymi wejściami na trasę mają 2-3 godziny odpoczynku.

Upał jest straszny. Niestety muszę przyznać, że okazuję się najsłabszym ogniwem sztafety. O godzinie 18, zaledwie 6 godzin po startcie czuję się fatalnie – mam mdłości i ciężko oddycham. Po każdej kolejnej zmianie padam ciężko na murawę stadionu. Prawdopodobnie upał tak na mnie działa, bo z nogami i ogólną kondycją nie mam większych problemów. W tych pierwszych godzinach tytaniczną robotę robi Mirek Granżul. Przykłada się do każdej zmiany, ściga rywali, wyprowadza (przy wspólnym naszym wysiłku) sztafetę na trzecie miejsce. Każdą zmianę kończy 200 metrowym finiszem po tartanie. Jego sprinterskie popisy przejdą do legendy tego biegu...

Trasa została dobrana idealnie. Okrążenie liczy sobie 3082 metry, i biegnie przez stadion lekkoatletyczny (tu znajduje się strefa zmian, strefa zejść i wejść na trasę, punkty odżywcze). Dalej okrąża stadion, biegnie obok skansenu wojskowego, około 600 metrów podbiegu i najlepsza część – przebiega przez środek rynku ! Tam każdy dostaje porcję oklasków od kibiców i osób postronnych siedzących przy stolikach i ogródkach piwnych. Następnie kilka zakrętów, zbieg w kierunku stadionu i znów tartan. Trasa jest tak kręta, że najdłuższy prosty odcinek ma zaledwie 400 metrów. Łącznie naliczyłem 23 zakręty (w większości 90 stopni !). Dzięki temu bieg nie nuży, cały czas coś się dzieje i nie ma takiej monotonii jaka zwykle towarzyszy na kilometrowych odcinkach prostej drogi.

O 20:00 opadam całkiem z sił. Czuję, że jestem termicznie przegrzany. Z trudem utrzymuję tempo kolegów. Proszę chłopaków o przerwę, od tej chwili będą biec we trzech.... Czekamy przyjazdu Mirka Szraucnera jak zbawienia. Moja regeneracja przeciąga się, chłopaki dzielnie walczą we trzech przeciwko 5-osobowym sztafetom utrzymując trzecią pozycję. Do prowadzącego Floriana Chojnice mamy 3 okrążenia straty, do drugich – Biegusów Kłobuck dwa. Przeciążony Mirek Granżul wygląda nieciekawie, Darek i Rafał też okazują już pierwsze objawy wyczerpania, a tu dopiero jedenasta godzina biegu...

Całe szczęście o 23:00 czuję się już wypoczęty. Zrobiło się ciemno i temperatura znacznie spada. Mimo że Mirka Szraucnera nadal nie ma, postanawiam dać chłopakom odpocząć i wysyłam ich spać. Będę biegł tak długo, aż przyjedzie Szraucner i mnie zmieni. Przez telefon dostaję informacje, że godzinę temu był już w Tarnobrzegu więc lada chwila powinien być...

Biegnę jedno okrążenie w bardzo dobrym czasie, drugie także (udaje mi się przezwyciężyć kryzys) i dostaje wiadomość że Mirek już przyjechał – przebiera się. Trzecie robię na maksa (jedno z najszybszych w całej sztafecie) i w końcu na trasę wybiega nasz piąty zawodnik ! Wiążemy z

nim duże nadzieje – jest świeży, wypoczęty, strata jednak jest duża – 4 okrążenia do Florianów, ponad 2 do Biegusów. Mirek od razu robi siedem okrążeń. My w tym czasie bierzemy masaże, prysznice, słodko śpimy, regenerujemy się. Kiedy o 1:30 Szraucner schodzi z trasy czujemy się wszyscy jak nowo narodzeni. Okazuje się jednak, że nocny ziąb zakonserwował także naszych rywali – Mirek mimo że był wypoczętny nadrobił raptem niecałe okrążenie. Ale od tej pory wprowadzamy zmiany co dwa okrążenia. To, oraz niska temperatura pozwalają nam kręcić coraz lepsze czasy. Powoli dochodzimy drugą sztafetę...

W nocy mieliśmy prostą taktykę. Jeden biegnie, jeden czuwa szykując się do zmiany, trzech śpi. Schodzący ze zmiany budzi kolejnego, a sam po masażu idzie spać. Dzięki temu przez noc każdy z nas łapie 3-4 godziny spokojnego snu.

Tymczasem na trasie idzie nam coraz lepiej. Mamy okrążenie straty do Biegusów. Dziesięć minut, osiem, cztery... Obraz tego pościgu jest nieco zatarty gdyż najważniejsze momenty przesypiamy i tylko od czasu do czasu Mirek Granżul, który dzielnie prawie cały czas kontroluje na stadionie walkę, podaje nam informacje. O czwartej rano wychodzimy na drugie miejsce ! Na kolejnej zmianie Mirek Szraucner mocno przyciska, i już mamy 10 minut przewagi ! Do szóstej rano mamy półtora okrążenia zapasu nad Biegusami, ale strata do Florianów Chojnice wynosi nadal 3-4 okrążenia. Chłopaki są po prostu poza naszym zasięgiem.... Mimo, że wydaje się, iż sztafeta Biegusów opadła z sił, na sześć godzin przed końcem zawodów przypuszczają mocny atak. Odrabiają dubla, idą ostro do przodu. Trochę nas to zatyka – myśleliśmy już, że spokojnie dobiegniemy na drugim miejscu a tu niespodzianka. W krytycznej chwili mają do nas tylko 1200 metrów straty... Nasza odpowiedź może być tylko jedna – koniec ze spaniem, stan alarmowy ! Od tej chwili, aż do wyjaśnienia sytuacji wszyscy zawodnicy sztafety Grunwaldu mają być cały czas na stadionie. Mamy jeszcze jednego asa w rękawie – biegaliśmy do tej pory po dwa okrążenia. Rywale słabnąc tracą tempo, my natomiast możemy zamiast zwalniać - skracać biegany dystans. Zamiast 6 kilometrów zaczynamy zmieniać się co 3 (czyli co okrążenie). Dzięki temu, mimo że jesteśmy już zmęczeni, bez większego problemu utrzymujemy wysokie tempo a nawet lekko przyśpieszamy... Po dwóch godzinach, o ósmej rano Biegusy rezygnują z pościgu. Z powrotem mamy okrążenie przewagi. Momentem, który ostatecznie odbiera im chęć do walki jest zmiana, na której obok ich najsilniejszego zawodnika biegnie Mirek Szraucner. Twardo trzyma się rywala, wytrzymuje narzucone tempo i pokazuje, że nawet na niego Grunwald ma sposób. Ja poprawiam, robię kolejne 500 metrów przewagi.

Ostatnie 4 godziny biegu to była fachowa, ciężka robota. Mimo że mocno "siedzimy" na drugim miejscu, to musimy trzymać tempo. Do Floriana mamy nadal 3 okrążenia straty więc walka nie ma sensu, nad Biegusami przewaga utrzymuje się do samego końca. Temperatura sięga 29 stopni, i jest naprawdę ciężko. Trzeba wytrzymać...

Końcowe pół godziny na stadionie, to głównie popisy sprinterskie Mirka Granżula. Mimo 24 godzin biegu, zmęczenia i niewyspania ten facet ostatnie finiszowe 400 metrów robi w 1 minutę 10 sekund ! Cały stadion w szoku, kamery podążają za jego sylwetką przez ostatnie minuty zawodów. Jesteśmy drudzy !

Na zakończenie chciałbym polecić wszystkim drużynom start w tego typu sztafecie. Emocje są wielkie, atmosfera wspaniała. Rywalizacja obfituje w ciekawe momenty i wydziela dużo adrenaliny. Co najważniejsze – nie trzeba być stosunkowo silnym zespołem żeby móc powalczyć. Życiówki zawodników naszej sztafety w maratonie to Jaworski 2:59, Granżul 3:00, Szraucner 3:02, Walczewski 3:26, Buczek 3:27. Przebiegliśmy 315 kilometrów w średnim tempie 4:40 na kilometr. A zabawy była kupa....



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768