redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
GrandF
Panfil Łukasz
LKS Maraton Turek

Ostatnio zalogowany
2024-03-25,17:25
Przeczytano: 411/1353647 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:9.5/2

Twoja ocena:brak


Dziennikarskie faux pas
Autor: Łukasz Panfil
Data : 2016-05-20

Fach dziennikarski jest profesją niezwykle odpowiedzialną. Przekazywanie informacji poprzez wszystkie platformy mediów ma olbrzymi wpływ na świadomość i samopoczucie odbiorców. Na największe ryzyko popełnienia błędu narażeni są niewątpliwie korespondenci relacjonujący wydarzenia na żywo. W przypadku spikera prowadzącego imprezę sportową właściwie nie ma miejsca na pomyłki. Nie można nic wyciąć, skasować klawiszem „backspace” ewentualnych bzdur czy cofnąć wypowiedzianych słów. Jedyną możliwością jest zminimalizowanie błędu, poprzez w miarę możliwości zgrabne zapakowanie go w żart. Można oczywiście przemilczeć i udawać, że nic się nie stało, że odbiorcy w niewytłumaczalny sposób ulegli masowemu przesłyszeniu.



Jako spiker imprez masowych nie jestem wyjątkiem. Bywam złotousty. Nawet w perfekcyjnych, wydawałoby się wystąpieniach popełniam zapewne błędy, których albo sam nie słyszę, albo rejestruje je nieznaczny procent tych, do których się zwracam. Szczególnym testem przekazywania informacji są imprezy cykliczne, rozgrywane na zasadzie grand prix. Od połowy listopada do końca marca miałem niewątpliwy zaszczyt komentowania około 40 biegów z cyklu City Trail z Nationale Nederlanden. Zdawałoby się, że ciągły, „citytrailowy” rytm stanowi duże ułatwienie w kontekście właściwego prowadzenia imprezy głosem. Bo wiadomo co trzeba mówić, bo systematyczny trening w każdej dziedzinie czyni mistrza, bo przekaz niektórych informacji jest niezmienny i następuje automatycznie.

Owszem, informacje regulaminowe i technicznie brzmią jeśli nie identycznie to bardzo podobnie. Ale jednym z problemów jest właśnie popadanie w rutynę, w której kleszczach paradoksalnie najprościej popełnić błąd. Kolejnym, znacznie trudniejszym czynnikiem jest odgrywanie wciąż tej samej płyty z repertuarem pozainformacyjnym. Zapewne część uczestników City Trail zna moje stałe punkty programu. Przekazywanie wciąż nowych ciekawostek, sześciokrotnie, przez pół roku w jednej i tej samej lokalizacji nie jest łatwe. W tym wymyślaniu na citytrailowej karuzeli można czasami dostać zawrotów głowy i palnąć jakieś głupstwo mniejszego lub większego kalibru. Dziękując uczestnikom biegu w Katowicach za przybycie stwierdziłem, że podziwiam każdego zawodnika, bo przecież zamiast biegać w minus dwudziestostopniowym mrozie mógł sobie siedzieć wygodnie przed kanapą na telewizorze. We Wrocławiu zamiast przepraszać zawodników za awarię nagłośnienia przepraszałem za awarię ogłoszenia. Takie drobne przejęzyczenie, czy też przestawienie szyku w zdaniu jest jednak wybaczalne.

Tych potknięć z reguły nie rejestruję. O tym, że coś jest nie tak orientuję się w momencie kiedy moje oko obejmuje zasięgiem biuro zawodów, bufet, czy depozyt, w których to obszarach nie widzę nagle moich przyjaciół z organizacyjnego zespołu. A nie widzę ich dlatego, że zgięci są wpół, bo ich narządy słuchowe właśnie odebrały jakieś bliżej niezrozumiałe informacje z mojej strony. Mam nawet korektora w postaci Piotrka „Owoca” Myślaka, który z wielką uwagą słucha, perfekcyjnie rejestruje, a następnie z nieskrywaną przyjemnością składa mi raport z popełnionych przeze mnie błędów.

Trudniejsze do przełknięcia zarówno dla mnie jak i dla słuchaczy są błędy merytoryczne. Na którymś z bydgoskich City Trail podszedł do mnie mierniczy naszych tras, Andrzej Kowalczyk. „Tego się po Tobie nie spodziewałem” - powiedział. Cóż ja mu takiego zrobiłem? Andrzej nie trzymając mnie długo w niepewności kontynuował: „Swietłana Fieofanowa rekordzistką świata w skoku wzwyż…”. Niemożliwe. Tak gigantycznej bzdury powiedzieć nie mogłem. A jednak. Piotr „Benek” Bętkowski potwierdził, mówiąc i cierpiąc równocześnie na wspomnianą wcześniej chorobę zgięcia wpół. Chcąc bliżej zrozumieć co miałem na myśli mówiąc, że emerytowana rosyjska specjalistka od skoku o tyczce trudni się również skokiem wzwyż, w dodatku na poziomie rekordu świata zapytał:

„Powiedz mi, co w tym zdaniu było prawdą? Swietłana Fieofanowa nie skacze wzwyż. Tym bardziej nie jest rekordzistką świata w tej konkurencji. Jeżeli chciałeś powiedzieć, że Fieofanowa jest rekordzistką świata w skoku o tyczce no to cóż… To też nieprawda”

Wypowiadając tą nie nadającą się do przyklejenia gdziekolwiek bzdurę, chciałem przekazać słuchaczom, że na pobliskim stadionie „Zawiszy” Bydgoszcz swoją karierę rozpoczynała Jelena Isinbajewa – rekordzistka świata w skoku o tyczce. Najbardziej przerażający jest fakt, że w ogóle nie byłem świadom przekazywanych słów, ani w trakcie, ani później.

Jedynym usprawiedliwieniem jakie znajduję w takiej sytuacji są słowa legendarnego spikera Romka Toboły, który kiedyś mi powiedział:

„Podczas imprezy biegowej jesteś jakby na froncie. Choćby organizator zaplanował wszystko aptekarsko, ułożył sztywny scenariusz, to jest sport. Tu sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie i musisz być na to przygotowany”

No i na tym froncie niestety popełnia się błędy.



Zupełnie inna sytuacja dotyczy dziennikarza piszącego. Tak jak w tej chwili mnie. Siedzę sobie wygodnie w pojeździe należącym do floty PKS Słupsk i piszę. Co jakiś czas uruchamiam „backspace”, co jakiś czas robię pauzę na przemyślenia dalszej konstrukcji tekstu, a w dłuższych odstępach czasowych czytam wszystko od początku śledząc, czy nie trafiła mi się po drodze jakaś Fieofanowa. Inna sprawa, że jadę na front i jutro będę poruszał się głosem w gąszczu lekkoatletycznych konkurencji mitingu w Postominie. Ale dziś piszę.

Piszącemu pomyłki merytoryczne zdarzać się nie powinny. Ale i w tej materii o doskonałość niełatwo.

Największą frajdę sprawia mi pisanie tekstów o charakterze historycznym. Odkopywanie dawno zapomnianych faktów z przebogatej, ponad stuletniej księgi Królowej Sportu. Przypominanie o zawodnikach którzy przed laty byli idolami, rozpoznawalnymi wizytówkami lekkiej atletyki, a na dźwięk ich nazwisk reagował pierwszy z brzegu przechodzień z ulicy. W tych wykopaliskach niezbędne są oczywiście przeróżne źródła – niezastąpione publikacje Komisji Statystycznej PZLA, czy też czasopisma z interesującego mnie okresu. Stos tych ostatnich przekazał mi blisko 20 lat temu mój Tata, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny, bo stanowią niewyczerpalne zasoby informacji. Na tysiącach stron gazet z drugiego półwiecza XX wieku można zaleźć relacje zawodów, wyniki, poradniki szkoleniowe i przeróżnego rodzaju ciekawostki.

Można sobie na przykład prześledzić najciemniejszy rozdział polskiej Królowej, przypadający na drugą połowę lat osiemdziesiątych. Redaktorzy związani lekką nie kryli swojego zaniepokojenia stanem ich umiłowanej dyscypliny sportu. Nie robili dobrej miny do złej gry. Otwarcie, czasami nawet zbyt ostro poddawali krytyce ówczesną sytuację. W przeddzień Igrzysk Olimpijskich w Seulu miesięcznik „Lekkoatletyka” zamieścił długi artykuł odnoszący się do szans polskich zawodników na XXIV odsłonie najważniejszej imprezy sportowej świata. „Równia pochyła” – tytuł, w który idealnie wpisywała się nasza spadająca w dół z coraz większą prędkością Królowa.

Redaktor pisał o faktycznym stanie posiadania. Porównywał go z rokiem 1979 kiedy przed Moskwą nasza lekkoatletyczna armia lśniła blaskiem doskonałego poziomu, a jej żołnierze byli uzbrojeni po zęby w najwyższą dyspozycję. Upatrując szans na wysokie miejsca w olimpijskim boju wspomniani zostali m.in. tyczkarze Marian Kolasa i Mirosław Chmara, rekordzistka Polski w biegach na 100 i 200m, Ewa Kasprzyk i specjalista od biegu na 3000m z przeszkodami. Zdjęcie tego ostatniego zdobi znaczną część strony pośród obszernego tekstu. Zdjęcie jest podpisane treścią:



„Bronisław Malinowski nieczęsto biega 3000m z przeszkodami, ale właśnie w tej konkurencji liczymy na jego dobrą pozycję w Seulu”

Fotografia pod którą ów podpis się znajduje przedstawia bohatera treści. Wielkiego Bronisława Malinowskiego. Problem w tym, że czasopismo pochodzi z sierpnia 1988 roku, a Malinowski zginął we… wrześniu 1981! Próbowałem na wszelkie sposoby zrozumieć. Wytłumaczyć. Jak można popełnić taki błąd? Nie przesądzam kto zawinił. Grafik nie decyduje o treści podpisów pod zdjęciami. Korektor nie ingeruje w merytoryczną wymowę tekstu. Autor? Tego raczej się nie dowiemy. Można jedynie się domyślać, że chodziło tutaj o osobę z niemal identycznym rekordem życiowym na przeszkodach i dokładnie tymi samymi inicjałami – Bogusława Mamińskiego. Był on wówczas od kilku sezonów czołowym przeszkodowcem świata. Z sukcesami na koncie i perspektywą znalezienia się w seulskim finale. Wybaczyć można ewentualnie jedno potknięcie – albo treść pod zdjęciem Mamińskiego sugerująca iż patrzymy na Malinowskiego, albo Mamiński wyglądający w ocenie redakcji jak Malinowski.

Pomyłka jest tak niewiarygodna, że obejrzałem i przeczytałem czasopismo z każdej możliwej strony w nadziei, że uda mi się trafić jakikolwiek ślad usprawiedliwiający… nawet trudno sklasyfikować co usprawiedliwiający. Uchybienie? Błąd? Nietakt? Trudno mi znaleźć w słowniku terminologię tłumaczącą popełnioną „gafę”.

Nie mam pojęcia jakim echem odbił się przed 28 laty ten fatalny, redakcyjny błąd. W obecnych czasach informacja byłaby pewnie błyskawicznie przekazana i poddana bezlitosnej ocenie internautów. Ciekaw jestem reakcji mojego najbliższego otoczenia na podobną sytuację. Gdybym odszedł z tego świata, a po kilku latach na przykład w 20-tym sezonie CityTrail Piotr Książkiewicz zamieściłby informację na stronie internetowej: „najbliższy bieg w Lublinie komentował będzie Łukasz Panfil”…

Jedynym pozytywnym aspektem w tej czarnej historii jest fakt, jak mocno postać Malinowskiego była zakorzeniona w umysłach w kilka lat po jego śmierci. W części porównawczej wspomnianego tekstu, gdzie redaktor dokonuje analizy stanu polskiej lekkiej atletyki z roku 1980 i 1988 Malinowski jest wymieniony jako „niezapomniany”.

I to jest fakt niezaprzeczalny.



Komentarze czytelników - 5podyskutuj o tym 
 

kasjer

Autor: kasjer, 2016-05-20, 09:18 napisał/-a:
Myślę, ze takie faux pas ubarwiają dziennikarstwo. To najlepsze dziennikarstwo, takie jak w Twoim wydaniu. Faux pas przestaje być faux pas jeśli tekst składa się z samych bzdur. Tobie to nie grozi :) Pozdrawiam

 

Jarek Jagieła

Autor: Jarek Jagieła, 2016-05-20, 10:41 napisał/-a:
Nie popełnia faux pas kto nic nie robi. A, że wiedza jaką ma Łukasz jest przebogata, mogliśmy docenić w naszej Bydzi na City Trail.
Poza tym, ja lubię takie teksty, lekkie, ciekawe, utkane z innego, niesztampowego materiału.
Tak trzymać.

 

Łukasz Kurek

Autor: Łukasz Kurek, 2016-05-21, 09:32 napisał/-a:
Trzeba być najpierw dziennikarzem

 

Else

Autor: Else, 2016-06-24, 11:07 napisał/-a:
Kwestia wprawy, każdy popełnia błędy, a na początku to się często zdarza ;)

 

kubiq

Autor: kubiq, 2016-06-25, 12:04 napisał/-a:
Wpadki zdarzają się najlepszym, w końcu nie są to faux pas popełnione z zamierzeniem.

 




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768