redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
ania-pl
Ania M

Ostatnio zalogowany
2023-04-27,11:38
Przeczytano: 310/947172 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:9.8/4

Twoja ocena:brak


Mój Ultradebiut
Autor: Ania Magalska
Data : 2013-05-21

Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: biegaczka ze mnie słaba. Trzy zaliczone maratony (życiówka 4:50), cztery połówki (życiówka 2:10). Od zeszłorocznego wrocławskiego maratonu we wrześniu: jesień i zima biegowo - zmarnowane. W styczniu i lutym 15 wizyt na basenie, w marcu i kwietniu siłownia trzy raz w tygodniu oraz w kwietniu sześć (!!!) razy bieganie, raz maksymalnie 14 km.


Foto: www.biegamynaslasku.pl

Z takim "przygotowaniem" zapisałam się na Bieg 12h w Rudzie Śląskiej, który odbył się 27 kwietnia 2013r. I nie była to decyzja chwili: o starcie w tym biegu zamarzyłam już spory czas temu. Tylko jakoś do przygotowań nie potrafiłam się zabrać...

Z nadzieją, że mięśnie wyrobione na siłowni i jako taka kondycja wystarczą, w piątek wieczorem pojechałam z mężem odebrać pakiet startowy. Położyłam dzieci spać, zjadłam kolację, spakowałam torbę i czasu wystarczyło mi tylko na pięć godzin snu (dobre i to)

Zapowiedzi pogodowe zmieniały się jak w kalejdoskopie, ostatecznie stanęło na tym, że mogliśmy się spodziewać około 20 stopni, bez słońca, ale za to z burzą. O 6:30 rano ustawiłam torbę w strefie odpoczynku na wyznaczonym dla mnie krzesełku, zlustrowałam towarzyszy oraz... odpuściłam rozgrzewkę. W końcu, ubrana w krótki rękaw i krótkie spodenki, stanęłam na starcie. I było mi ciepło (a uczucie ciepła o 7 rano mogło oznaczać, że będzie tylko gorzej). Na szczęście, chmury zasłaniały wiosenne słońce.

Cel był jeden: nabiegać limit 80 km, tak aby załapać się na medal. Wersja mniej optymistyczna zakładała, że każdy metr powyżej 42km 197m i tak będzie życiówką, więc w razie czego i to powinno dać mi minimum satysfakcji.
Zaczęło się odliczanie sekund do startu. Serce zabiło jak szalone i... wystartowałam!

Pętla liczyła 1309 m: teoretycznie musiałam pokonać każdą w poniżej 12 minut, aby zaliczyć limit. Pierwsze kółko w 8min, czyli moim typowym tempem. Tak, tak, dla większości to ledwo trucht, ale dla mnie 6 minut na kilometr to po prostu standard. Minęła druga pętla, trzecia. Pamiętając o słowach Oli Niwińskiej, że ona posila się po każdej pętli, regularnie zaglądałam do (świetnie zaopatrzonego!) bufetu.


Foto: www.biegamynaslasku.pl

Przez pierwsze dwie godziny biegło mi się łatwo, tempo trochę spadało, ale czułam się świetnie. Potem pojawił się pierwszy kryzys, zaczęło mnie mdlić, plecy zaczęły boleć, a tu nawet nie było półmaratonu. Postanowiłam się z nim rozprawić na spokojnie: usiadłam na chwilę, żeby dać kręgosłupowi odpocząć, odstawiłam nadmiar wody, zjadłam coś konkretniejszego i ruszyłam dalej.

Humor powoli wracał, siły też, a że przy trasie pojawili się także moich najwierniejsi kibice - mąż i dzieci, kryzys został zażegnany. Połówka wyszła mi w mniej więcej 2h15min, czyli całkiem OK. W tym momencie muszę podkreślić, że mogę czasem mylić się z dokładnymi danymi czy też kolejnością wydarzeń, ale kto to wszystko jest w stanie zapamiętać!?

Biegłam dalej. Tempo okrążenia spadło do ok. 10 minut na pętlę, czasem pod górę przechodziłam marsz, ale ogólnie - biegło mi się dobrze. I tutaj pozwolę sobie na kolejną dygresję, że trasa w Rudzie Śląskiej nie należy do łatwych: ma dwa wzniesienia: jedno dość duże, drugie - na początku w ogóle niezauważalne, a - wraz z kolejnym kilometrami - urastające do wysokości sporej górki ;-)

Na spokojnie udało mi się minąć 20 pętli, czyli 1/3 trasy (mniej więcej 26 czy 27 kilometr). Zaczynało się robić cieplej, czasem przebijało się słońce, więc w ruch poszły gąbki z wodą...

Maraton udało mi się zamknąć w mniej więcej 5h20 min. Słabo z punktu widzenia każdego biegacza, ale - w moim mniemaniu - całkiem nieźle. Dlatego że... czułam się jeszcze dość dobrze, stopy dopiero zaczynały lekko boleć, a tempo biegu wskazywało, że powinnam zmieścić się w limicie.

Niestety, nie jestem w stanie odtworzyć przebiegu kolejnych kilometrów. Zmęczenie chyba zrobiło swoje, percepcja się obniżyła i pewnie przez to nie pamiętam wszystkiego dokładnie. Wiem, że mogę podsumować, iż druga połowa dystansu wydała mi się łatwiejsza od pierwszej. Mimo ciepła i zmęczenia biegłam jak maszyna: cały czas trucht, spacer pod górkę, regularne jedzenie i picie. Bez większych kryzysów. Bez większego zastanowienia, tylko spokojny krok za krokiem - do celu!

Mniej więcej 4 godziny przez końcem czasu, został mi do pokonania półmaraton i wtedy uświadomiłam sobie, że - najprawdopodobniej - udało się!

Ostatecznie stanęło na 84 km i 361 metrach, bo ambicja nie pozwoliła mi zatrzymać się od razu po osiągnięciu limitu (choć kusiło mnie bardzo!). Co ciekawe, udało mi się także zdobyć brązowy medal Mistrzostw Śląska, ale o tym za chwilę.


Foto: www.biegamynaslasku.pl

Teraz jeszcze garść dygresji:

1. Wielkie gratulacje należą się organizatorowi, panu Augustowi Jakubikowi: bieg został przygotowany perfekcyjnie. Wszystko zapięte na ostatni guzik, wszystko z myślą o wygodzie biegaczy. Idealnie!

2. Jestem szczerze zaskoczona miła atmosferą biegu. Gdy w innych startach przybiegam na końcu stawki, zdaje mi się czasem odczuć lekceważenie ze strony innych biegaczy. (Na marginesie, przypominają mi się tutaj forumowe dyskusje czy maratończykiem nazwać kogoś, kto nie przebiegł całego dystansu, a po części - tylko przeszedł... ale nie czas teraz na rozwijanie tego tematu). W czasie rudzkiego ultramaratonu wiele razy dane mi było odczuć życzliwość innych biegaczy, często słyszałam "Dasz radę" i jak najbardziej szczere "Powodzenia". Koleżanki i Koledzy, dziękuję!

3. Udało mi się stanąć na podium razem z Olą Niwińską i Agnieszką Mizerą. Otwarcie mówię, że to był fuks, bo w Mistrzostwach Śląska kobiet startowały (razem ze mną) tylko cztery panie, więc wystarczyło mi tylko wyprzedzić jedną... a do wymienionych tutaj ultramaratońskich sław nie śmiem się nawet porównywać. Niemniej jednak medal jest, i jest to mój ogromny sukces! A podium w takim towarzystwie to naprawdę duże przeżycie!

4. Pogoda. Nie była dobra, ale też nie była zła. Owszem, było ciepło, ale w większości pochmurnie. Współbiegacze narzekali, dla mnie - było znośnie.

5. Ubranie na bieg - jest OK. Dzięki plastrom udało mi się zapobiec większym obtarciom skóry. Zdecydowanie muszę jednak zainwestować w dobrze amortyzowane buty (urzekła mnie ostatnio reklama Adidas boost i chyba się na nie skuszę)

6. Pierwsze godziny i dni po biegu. Spodziewałam się, że będzie gorzej, szczególnie, gdy kolega biegacz doradził mi, że mam na noc wziąć dwa apapy, a potem i tak będę wyć z bólu. Z bólu nie wyłam, nóg nie czułam, walczyłam w gorączką, a dzień po - każdy krok sprawiał mi ból… A zakwasy trzymały mnie cztery czy pięć dni. Ale jest to do przeżycia.

7. Mogłoby się wydawać, że 12 godzin to dużo czasu. Otóż, wcale tak nie jest. Każdy spacer przy punkcie odżywczym, każda wizyta w niebieskim domeczku to cenne minuty, których później może zabraknąć. Nawet moje słabe ;-) tempo trzeba kontrolować, bo czas ucieka.

8. Plany na przyszłość. Bieg 24-godzinny w październiku. Bo czuję, że... to się da zrobić!!! Oraz 100km na 12h w przyszłym roku, bo - po analizie międzyczasów - mam gdzie nadrobić straty. Spacery na ostatnich pętlach można spokojnie wyeliminować!

9. Na koniec (pozwolę sobie po angielsku: last but not least) dziękuję całej mojej rodzinie, która wielokrotnie kibicowała mi w trakcie biegu.

I jak to wszystko podsumować? SPRÓBUJCIE SAMI! To nie jest takie trudne :-)



Komentarze czytelników - 11podyskutuj o tym 
 

Autor: wost79, 2013-05-22, 06:47 napisał/-a:
Gratulacje. Świetna relacja! Masz rację, że to nie jest takie trudne. Parafrazując klasyka: "bieganie jest w głowie, a nie w nogach"
Ja w tym roku chciałem zmierzyć się ze sztafetą 12h w Kopalni Soli w Bochni (marzec) ale nie udało się zebrać ekipy. Ostrzę sobie zęby za rok :-)

 

złoty

Autor: złoty, 2013-05-22, 07:44 napisał/-a:
Super relacja. Pamiętam Ciebie z tego Biegu. To były bardzo fajne chwile ... Mam nadzieje, że również za rok sie spotkamy na tym ultra ale i na innych. Serdecznie pozdrawiam !

 

tak

Autor: tak, 2013-05-22, 08:17 napisał/-a:
Piękna historia :) Gratulacje!

Też marzę o swoim ultra, ale wciąż wydaje mi się że jestem za młody. W Rudzie Śląskiej byłbym najmłodszy w stawce.

 

rotka

Autor: rotka, 2013-05-22, 20:45 napisał/-a:
Gratulacje Aniu. Jak czytałam Twoją relację to czułam jak ładują się moje akumulatory :) Dobrze napisana relacja, bez zadęcia, przez co niezwykle wiarygodna, dla każdej osoby, której gdzieś tam z tyłu głowy chodzi pomysł na uczestnictwo w ultramaratonie

 

fan10

Autor: fan10, 2013-05-22, 21:18 napisał/-a:
hehe....ta kobieca skromność.Jesli ustrzeliłaś limit bez przygotowania to co będzie jak przepracujesz odpowiednio okres przygotowawczy
Gratuluje, widziałem jak walczyłaś a i wiele słyszałem o Tobie dobrego przed startem ale to na razie cicho-sza.
Poznaliśmy sie po biegu w drodze do hali...no i do zobaczenia na trasie Trzech Stawów tam limit dla kobiet 120km....cóż to za dystans....hehe
pozdrawiam

 

sugar32

Autor: sugar32, 2013-05-23, 10:00 napisał/-a:
Aniu wielkie gratulacje !!!! Czytając Twoją relacje uwierzyłam ,że możemy osiągnąć dużo więcej niż nam się zdaje.Mnie też kręcą długie dystanse i walka z samym sobą.Dzięki twojej relacji zakiełkowała we mnie myśl o tym ,żeby tez spróbować :) Jeszcze raz gratuluje i powodzenia na drogach biegowych :) Kto wie może kiedyś się spotkamy :)

 

perseverance

Autor: Gannicus, 2013-05-23, 13:24 napisał/-a:
Super relacja. :) Gratuluję i zazdroszczę debiutu! ;)

 

ania-pl

Autor: ania-pl, 2013-05-24, 20:41 napisał/-a:
Dzięki za miłe słowa i do zobaczenia na biegowych trasach :-)

 

ania-pl

Autor: ania-pl, 2013-05-24, 20:49 napisał/-a:
Trzy Stawy już wpisałam do kalendarza choć wątpię, że uda mi się jakoś bardziej do nich przygotować. Jeśli obejdzie się bez kontuzji, odcisków, otarć itp. to 120km jest do zrobienia. Szczerze mówiąc to już się nie umiem doczekać :-)

A! 8 czerwca biegam tam na koronie - może uda się jakaś życiówkę w maratonie wykręcić.

Do zobaczenia w październiku!

 

HenrykM

Autor: HenrykM, 2013-06-05, 23:19 napisał/-a:
Dobrze,że przeczytałem Twój "DEBIUT".Szczerze podzieliłaś się przeżyciami na trasie... W piątek o g.18 startuję w 147 Ultra Szczecin Kołobrzeg i tacy "nawiedzeni" dodają mi siły.Bardzo serdecznie dziękuję i ....... powodzenia na trasach... !!! Heniek z Marianowa

 




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768