redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
majorek
Bartosz Majorczyk
Karczewo

Ostatnio zalogowany
2024-03-05,21:48
Przeczytano: 420/351367 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:9.9/18

Twoja ocena:brak


Moja prawdziwa historia biegania
Autor: Bartosz Majorczyk
Data : 2012-07-18

Na wstępie dodam, że do opisania mojej krótkiej kariery biegacza zachęcił mnie mój wyjazd do Jarosławca na Bieg po Plaży z Grodziskim Klubem Biegacza! Mam teraz energię i natchnienie. Zapraszam do czytania... warto :-)

Wszystko zaczęło się w latach szkoły podstawowej. Marzyłem, żeby zdobywać medale i wygrywać biegi przełajowe gminne i powiatowe. Biegałem więc po polnych drogach i łąkach … zdobywając coraz mocniejszą kondycję. Początki zawsze bywają ciężkie i tym razem też tak było. Zawsze mnie łapała kolka, ale nigdy trenując mając może 11 lat nie zatrzymywałem się, tylko zaciskałem zęby i gnałem do przodu, a kolka ustępowała.

Potem tata zapisał mnie do Dyskoboli. Trenowałem piłkę nożna, a gdy miałem dzień od treningu wolny to zazwyczaj biegałem. Tyle by w skrócie. W piłce mi nie wyszło - brak szybkości i charakteru. Postanowiłem przerzucić się na bieganie i oddać się całkowicie tej pasji. Mając 16 lat ukończyłem swój pierwszy półmaraton. Była to 2 edycja Słowaka w Grodzisku Wielkopolskim.

Rok wcześniej bieg ukończyła moja siostra Olga i to stało się przyczyną, że dnia 15 czerwca 2008 roku wystartowałem w połówce kończąc ją z czasem 1:29:56. Po prostu wystartowałem, biegłem, biegłem… typowy nowicjusz. Oczywiście trenowałem kondycję. Patrząc dzisiaj na ten wynik wielu animatorów biegania stara się o ten wynik przez lata ciężkiego trenowania… Mi to przyszło łatwo, ponieważ nie miałem pojęcia nic o bieganiu 21 km. Satysfakcja ogromna, kit z tym że przez tydzień nie mogłem chodzić, wszystko bolało.

Postanowiłem na dobre zakotwiczyć w bieganiu. Pierwszy symboliczny medal. Jako ciekawostka miałem numer 507 - mój pierwszy, bo pierwszy bieg. Postanowiłem kolekcjonować medale i numery startowe. Niestety mój pierwszy numer startowy został zniszczony przez głupotę. W końcu kiedyś byłem głupi i młody, a teraz jestem elokwentny i stary :D

Gdy wróciłem do domu chciałem go wyprasować, bo był zniszczony… Pewnie domyślacie co się stało- spaliłem go ;) Powiedziałem sobie, że od tej pory będę kończyć wszystkie „Słowaki”! W 3 edycji nie wystartowałem… wprowadzono pełnoletniość. Czekałem na start już po mojej osiemnastce na karku w 2010 w Słowaku. Już się orientowałem co i jak mniej więcej w bieganiu, ale nadal byłem amatorem pod względem wiedzy. Plusem było to, że miałem już buty do biegania - moje pierwsze ASICSy.

Czas połówki 1:24:11 – szok - 3 miejsce w kategorii. Od tej pory zaczęło się na dobre. Biegałem bez jakiejkolwiek kontroli czasu - nie miałem pulsometru, zawsze zastanawiałem się na co innym zegarki :D Zacząłem trzaskać starty. Rozpiskę treningową miałem od Marka Małeckiego. Wstąpiłem w szeregi GKB. Starty od czerwca do końca roku: Słowak, Oborniki (1 miejsce w kat), Jarosławiec (1 miejsce), Opalenica (1), Kobylin (2), Świdnica (3), Piła MP - mocna obsada i nowa życiówka na 21 km - 1:19:04

Zwycięstwo Piotrka Humerskiego nade mną, i jego radość bezcenna !! Pamiętam to jak dziś, naszą rozmowę na 3 km: mówię do Humiego „co Ty tu robisz”? Zgrzał mnie na 30 sekund. Zbąszyń katorga na trasie… załamka 1:23:32, Turew - bieg bez historii, Poznań tak samo, Kościan też (śmiech^^) Oborniki tak samo serio.

Toruń Elegancko - 12 miejsce w OPEN na 1328 Mikołajów. Wyjazd nie zapomniany z Humim. Temperatura -10 stopni celsjusza, śnieg po kostki. Piękne widoki zimowe, mój czas 1;21;44. Humer nabiegał antyrekord - mieliśmy niezły ubaw… Odwet za Piłę !!! ;)

Trzebnica - Bieg Sylwestrowy - 1 miejsce.

2011 rok Mogilno WOŚP - pierwsze moje zwycięstwo w biegu na 10 km, radość była, ale nie było obsady :-) W 2011 natrzaskałem dużo startów, więc opisze tylko te, które zapadły mi w pamięci.

Gniezno - pierwsza atestowana dycha - 33:45 przy mocnym wietrze i 2 miejsce w kategorii. EUFORIA. Kruszwica - Inowrocław jeszcze większa radość - życiówka na atestowanej trasie 21km - 1:14:33. Cały bieg z Master Piernikiem i najlepszymi Paniami. Pozdrawiam…


Janowiec Wlkp. – 10 km w 33:20. Dwa tygodnie prze V edycją Słowaka 4 miejsce w OPEN i niedosyt. Słowak 21km - time 1:14:55 - liczyłem na nową życiówkę, nie wyszło. Ale w kategorii 1 miejsce.

Jarosławiec - po raz drugi 2 miejsce w kategorii. 15 km, w tym 8 po plaży. Cel przed biegiem - złamać 1 godzinę. Udało się - kończę z czasem 56:07

Sztafeta Cottbus - Zielona Góra, 100 km - 5 miejsce na około 70 dla GKB. Czas mojej ekipy 6h 31 minut 8 sekund…. Pokonałem 4 odcinki o łącznej długości 34 km. Masakra. Jednym słowem najdłuższy dystans w ciągu jednego dnia. Pierwsze dwie zmiany pikuś, ale na kolejnych łydki zaczęły odczuwać asfalt. Temperatura lekko 35. Tydzień nie żyje, umieram, ale oczywiście – było warto!

Warszawa - Nocny bieg Powstania Warszawskiego. Niezła historia, nowa życiówka na 10 km – na atestowanej trasie 32:45. Dzień wcześniej sztafeta na Głębokim - wszyscy pytali po co ty tam jedziesz? Urwałem! Nie ma to jak wypad do stolicy i zrobić sobie zdjęcie w dresie na tle Zamku Królewskiego … 6 miejsce w Open !!

A teraz historia prawdziwa - bieg nocny, start o 21 godzinie. Beautifull race!! Pociąg powrotny do Poznania o 22:40 z Centralnego :D Udało się, zdążyłem, ale nie miałem pojęcia, że tak mi dobrze poszło - szybkie rozbieganie, prysznic, i wiksa na PKP. W pociągu dowiaduję się od Kempesa, że byłem szósty, a że miałem regulamin w pamięci mówię jaka szkoda – nagroda.

Na szczęście organizator przysłał pocztą :D Potem miałem żal, bo mogłem mieć zdjęcie z najlepszymi maratończykami Polski: Draczyński, Kaczmarek, Ochal i Dobrowolski - sama przyjemność i sama śmietanka. A w tym ja, człowiek „szarak”, który robi coś ponad normę! Wyżej wymienieni biegają maraton od 2:10 do 2;15. Uczestników około 4 tysięcy - coś pięknego !!!

Usti nad Laba – Czechy. To jeszcze lepszy weekend z Kempesem i jego tatą Piotrem. Świetny kierowca, humerem i ja. Piękny bieg… nowa życiówka - atest 21 km i 1:13:27 15. W open przegrałem z 3 kobietami (ostro zaszalały) . Do 15 km biegłem z Lucią Kimiani. A potem walka o jak najlepszy wynik. Elegancka pamiątka - zdjęcie z mety! Wspaniałe uczucie, piękny medal, świetnie spędzony czas, na pełnej integracji. Pierwszy Kenijczyk Limo prawie złamał 1 h !! Czaicie?

Ale warto było się pocić, skasował za ten wynik pokaźna sumkę - o ile się nie mylę 4 tysiące euro. A nam zostało na osłodę czeskie piwo i podziw urody kobiet naszych sąsiadów. Na bieg pojechaliśmy, bo wygraliśmy konkurs na maratonachpolskich.pl - za free pakiet !! Doping Czechów bezcenny – hop, hop, hop :D To był mój drugi start za granicami Polski.



Rakoniewice - jeszcze wieksza fiesta !! Warto trenować, warto się pocić – życiówka z atestem - 10 km 32;35 8 i 1 miejsce w kategorii. VIVA LA VIDA!

I nagle zaczęło się wszystko psuć. Za sprawą małej kuleczki na kręgosłupie – torbiel. Przyczyna największej mojej porażki… Nie raz jeszcze słyszę, że jestem nadal wielki, ale to Wy jesteście Wielcy, To Wy możecie biegać bez bólu, ja nie! Taka mała różnica. Okropny ból w okolicy lędźwiowej pleców. Nie mogłem leżeć, ubrać się, zawiązać buta, zero chęci do wszystkiego. Załamka. Dolina. Pierwsza diagnoza – korzonki. Jednak bolało, bolało, i jeszcze raz, i boli do dzisiaj !!!

Około 10 razy nastawianie kręgów, które nic nie dawało, chociaż ból był mniejszy. Trenowałem z bólem, chciałem za wszelką cenę utrzymać to, co osiągnąłem - formę marzeń. Niestety w końcu postanowiłem, że trzeba by coś zrobić i jeden lekarz powiedział, że musi to być coś poważnego. Polecił zrobić rezonans magnetyczny tego odcinka kręgosłupa. Rezonans wykonałem w marcu 2012r. TORBIEL, która patrzy jak mnie zniszczyć !!!

„Bo prawda jest tylko jedna - bieganie to nie wszystko, ale bez biegania nie da się żyć”

Byłem u 4 neurochirurgów. Praktycznie ludzie, którzy nie maja serca dla pacjentów. Każdy z nich stanowczo stwierdził: koniec, THE END, daj sobie Pan spokój, nie musi Pan biegać. Stwierdzili to po 5 minutach rozmowy. Lekarz jest od tego, po to, by wyleczyć, a nie dobić pacjenta… Teraz wiem, że dla większości liczy się tylko kasa. Ale cóż, żyjemy w Polsce.

Nie będę opowiadać moich reakcji i zachowania. Można się domyśleć. Potrafiłem przez tydzień po każdej wizycie żyć - ciężko to nazwać - błąkając się i popuszczając łezki !! Do dzisiaj mam tak nie raz, jak sobie przypomnę czym było dla mnie bieganie. Wielokrotnie się poddałem, ale ciągle mam nadzieje, że uda się i zacznę znowu biegać. A mam coś do udowodnienia !!!!

Piotrek Łaczyński opowiedział mi historię Lance Armstronga, który miał raka jąder. A jak wiemy po chorobie nowotworowej wygrał pod rząd największy kolarski wyścig Tour de France 7 razy. SZACUNEK !! Teraz sobie myślę, że może żeby coś osiągnąć w życiu, musi być bol, cierpienie, a potem dopiero sukcesy?
DONT GIVE UP !!!! NEVER


Teraz, gdy potrzebuję największej pomocy i wsparcia, odstąpili ode mnie ludzie, którym zaufałem jak dziecko. Nie stać ich na pięć minut zwykłej rozmowy. Tak już jest w życiu, że pomoże Ci ktoś, co byś się nie spodziewał w ogóle. Boli mnie to, że nie ma wsparcia dla młodych sportowców. Polska, kraj 40 milionów, a w Londynie jak będzie 10 medali, to sukces. Dla mnie porażka i żal, nie ma u Nas wyszkolenia następców, jesteśmy zacofani, wszędzie musisz mieć znajomości. Ale co mam się dziwić, skoro jak osiągałem wyniki, to nikt się nie zainteresował, taka jest brutalna prawda.

Pochodzę z małej gminy, praktycznie zero zainteresowania, a wszyscy wiedzieli, że trenuje jak hardkor. Dziwię się, po co na przykład u nas jest komisja sportowa? Pewnie zajmuje się korupcją i dopingiem, może w końcu złapią jakiegoś Ukraińca! Organizują zawody - ciągle na tym samym poziomie, na odwał, byle by było, nie ma nawet programu minutowego. Zazwyczaj gdy jest ciepło w niedzielę o 14, bo jak to stwierdzili - musi być po obiedzie. Jak można uprawiać sport po schabowym?

Jestem pewien, że ta komisja nie musiałaby istnieć, ale utworzyli ją tylko po to, by czerpać kolejne korzyści. Kasa do podziału. Życie nie jest po to by brać… życie jest po to, żeby coś z samego siebie dać! Na miły Bóg, raz nawet wystartowałem w zawodach organizowanych przez nich. Wygrałem na lajcie, nie żebym miał jakieś pretensje, ale w nagrodę dostałem… piłkę do nogi. Nie była napompowana. Jak przyjechałem do domu, szybko ją napompowałem - powietrze uszło tak szybko, jak nadmuchałem. A najlepsze jest to, że na niej widnieje napis Russia, i w jest barwach Rosji. Do dzisiaj ją mam! Szacuneczek dla Leśnych dziadków.

Ilu jest w Polsce sportowców, których nie chcą wspierać i mówią im, że nie pomogą, bo nie rokują? Nie wiem czy to prawda, ale tak miało być z Agnieszką Radwańską – teraz, gdy jest na szczycie ustawiona do końca życia, odezwały się władze od tenisa, żeby promowała swoim wizerunkiem i wspierała… Jak można teraz prosić - zależy im tylko na jej kasie!!!

Mam nadzieję, że Agnieszka będzie wspierać sportowców, ale nie z nimi. Nie piszę tego po to, żeby mieć jakieś korzyści finansowe. Wiem, że będą następni, i chciałbym żeby oni mieli więcej szczęścia niż ja! A potem będziemy się cieszyć z ich sukcesów, i nas rozsławią na świat.

To by było tyle. Kontuzji jest nadal do dnia dzisiejszego, a mamy 12 lipiec 2012 i od 5 października przeżyłem może 2 tygodnie bez bólu, kłucia w plecach. Teraz startuje w biegach, ale nie trenuję. Podam przykład: do lutego robiłem jeszcze np. jazdę na rowerku stacjonarnym, a od niego kompletnie nic. DÓŁ. Byłem w Jarosławcu po raz trzeci, nabiegałem 1:03, 15 km w tym 8 po plaży. Jak to nazwać? TALENT HARDKOR?


A teraz jak wyglądało moje trenowanie: waliłem ostro treningi. Nie istniała dla mnie zła pogoda. Czy to minus 15 czy plus 30, po ciężkiej pracy zazwyczaj nie ma lekko. O godzinie 22 z czołówką kończąc o północy trening. Bieganie było dla mnie najważniejsze, nie istniało nic innego. Zaniedbałem wiele ważnych spraw. Nie opuszczałem treningów, jak już to tylko gdy porządnie naciągnąłem mięsień.

Teraz wiem, że jakbym dostał drugie życie od losu, to wykorzystałbym tą szansę, ale wiem że bieganie teraz by nie było już dla mnie najważniejsze - tylko WAŻNE !!! Dużo zmieniło się przez kontuzje, z czego się ciesze - cierpiało ogólnie życie towarzyskie. Nie samym bieganiem człowiek żyje – taka nauczka dla innych zakręconych. Mam wspaniałe wspomnienia, ale szkoda że skończyło to się w niecałe 2 lata. Wiem, że będę biegał nadal, ale chciałbym coś osiągnąć. Mam gdzieś opinie ludzi bez serca - będę biegał chociaż dla medali i satysfakcji.

A na koniec powiem tak - kto przeczyta do końca, jest wielki. I szacunek za zmarnowany czas! Chciałbym, żeby ta relacja dała może nadzieję na walkę, i podniesienie rękawicy. Brakuję mi tego luzu i swobody. Brakuje mi wolności i błąkania się po moich szlakach oraz długich rozmyślań. To by było na tyle. Pozdro Major !!

PS. Zawsze podczas biegu myślałem, jaką zrobić celebrację na zakończenie. Pozytywne myślenie! Bieganie to najpiękniejsza rzecz jaka w życiu mnie spotkała. 100% szczerości. Spytany o największy sukces? Miejmy nadzieję, że jeszcze przede mną!!

WIEM też, że za dużo bym już nie osiągnął, bo nie biegałem bieżni. Ale myślę, że mogłem być znanym szarakiem ulicznym! Na pewno ukończę kiedyś maraton, a miałem inny cel - nabiegać mocny wynik. Nigdy na wszystkich startach nie przeszedłem do maszerowania, i nigdy, chociaż miałem momenty, że czułem jak odjeżdżam, nigdy nie zszedłbym z trasy. NIE MA LIPY !

Miłość… wrócę… oddam wszystko…



Komentarze czytelników - 51podyskutuj o tym 
 

Magda

Autor: Magda, 2012-07-20, 15:54 napisał/-a:
gdybym nie zrobiła byków nie miałbyś isę już do czego przyczepić :)

kiedyś przekręciłam imię organizatora po którym wszyscy jeździli, chociaż wtedy akurat nikt się nie zorientował-wszyscy pisali je z błędem
do dzisiaj to wspominamy w pewnych kręgach :D



recepty wypisują lekarze, nie personel niższego szczebla, to nawet tak młode osoby jak ty wiedzą

i wiesz, mam też dobrą opinię o urzędach, mundurowych i skarbówce, a jakoś w nich nie pracowałam

 

Hung

Autor: Hung, 2012-07-20, 19:13 napisał/-a:
Chyba przestanę biegać, bo od ciebie mam więcej medali.
Właśnie pisałem, że to, iż jest w Polsce źle nie znaczy, że mam wyjechać. To, że mnie zona wkurza nie oznacza, że zaraz z nią wezmę rozwód. Było i jest wielu krzykaczy, którzy uciekli z Polski i wrócili po przemianach, lecz tez im nie pasowało, a teraz siedząc za granicą pyszczą co trzeba w kraju rodzinnym naprawić. Wolę siedzieć tu i krzyczeć, że mi się coś nie podoba. Mam prawo, bo pracuję i płacę podatki na darmozjadów polityków. Nie o utyskiwanie tu chodzi a o prawo wyrażania swego niezadowolenia. Nie muszę wyjeżdżać, by wiedzieć, że gdzieś jest lepiej, bo teraz to nie tajemnica. A ile kto zarabia, ile płaci za żarcie, ile czeka na mieszkanie, ile płaci za buty biegowe i czym się go leczy gdy ma raka w Polsce i w innych krajach, to chyba każdy bez problemu zauważa.
Zawsze będzie ktoś mniej zaradny. Gdyby wszyscy radzili sobie super, to nie byłoby ZUS-ów KRUS-ów NFZ-etów i innych bzdetów, bo każdy sam dałby radę a Państwo by leżało i piło piwo.
Każdemu zależy na jakiejś sprawie, a to że przestaje walczyć nie znaczy, że mu przestało zależeć albo, że jest Cienkim Bolkiem. Nieraz brakuje po prostu sił. Tak jak w długim biegu, chcesz dobiec ale moce opadły.

 

Autor: Ryszard N, 2012-07-20, 21:04 napisał/-a:
No, cóż młodzieńcz, rozumiem Twój problem. Trochę jesteś rozgoryczony ponad miarę, ale usprawiedliwiają Cię Twoje ponad przeciętne wyniki. O swoim problemie napisałeś dosyć ogólnie, zastanawiam się czy postawiono Ci właściwą diagnozę. Mam jednak słabą wiarę w to, że w wymiarze Państwowej Służby Zdrowia uporasz się łatwo z problemem. Państwowa Medycyna bazuje na teorii, że albo pacjent sam wyzdrowieje, albo nie wyzdrowieje, ale zmęczy się czekaniem i pójdzie prywatnie do kolegów po fachu. Idąc do nich prywatnie pamiętaj jednak, że to są te same krzywe ryje na które założyli chwilowo, proste maski. Na dłuższą metę taka maskarada jest nie możliwa więc musisz być przygotowany, że "prywaciarzowi" mogą puścić nerwy.
Prywatnie, to też spory wydatek a Ty pewnie nie pracujesz.
Gratuluje świetnych wyników.

 

Junak

Autor: Junak, 2012-07-20, 22:27 napisał/-a:
Ale historia..Wierzę w jej szybkie i pomyślne zakończenie i tego Ci własnie życzę. Pozdrawiam.

 

majorek

Autor: majorek, 2012-07-20, 23:39 napisał/-a:
idealny komentarz do sytuacji.. strzelił jak w pysk Pozdro ! :)

 

PW

Autor: PW, 2012-07-22, 20:56 napisał/-a:
Tak sobie czytam, Bartku i mysle ze nie dostrzegasz pozytywnych stron Twojej sytuacji... moze do brzmiec dziwnie... Majac pare lat wiecej nauczylem sie ze w zyciu czesto najwieksze porazki prowadza nas do najwiekszych sukcesow, a zycie ciagle uczy nas pokory, na rozne na ogol bardzo bolesne sposoby. Osiagnales wyniki imponujace dla 99,99% ludzi na swiecie, wiec moze podejmujac walke z choroba warto dostrzec tez inne aspekty zycia. Wierze ze kazdy z nas ma swoja misje na Ziemi, ale na ogol jest ona zupelnie inna niz nasze marzenia. Z zyczeniami zdrowia i sukcesow rowniez poza sportowych P.

 

smolny

Autor: smolny, 2012-07-23, 13:35 napisał/-a:
Bartek trzymaj sie mocno i nie poddawaj sie!! Jestes jeszcze mlody i wierze, ze jaszcze mase rekordow masz do pobicia :)

Co do Magdy... to Ci co ja znaja dluzej, wiedza, ze jest internetowym trolem, zasmiecajacym kazdy, nawet ten watek.

 

infomsp1

Autor: infomsp1, 2012-07-27, 10:22 napisał/-a:
Widzę, że jednak 90% wątków na forach musi zawierać osobiste wycieczki na temat inteligencji i różnych brakach w wykształceniu.
@Bartoszu
Wróciłem po raz kolejny do tego artykułu, bo zrobił na mnie spore wrażenie. Oczywiście przykro mi z powodu historii, która Cię dotknęła. To co mnie jednak urzekło to dojrzałość, z jaką podchodzisz do problemu. Pan Michał napisał: "Dlatego tak ważne jest, by sport nie był całym życiem, by robić coś jeszcze poza nim." Moim zdaniem to dotyczy nie tylko sportu, ale wielu innych rzeczy, którymi możemy się zająć w życiu. Często ludzie do takiego przekonania dorastają całe życie albo wcale. Z tego co piszesz wynika mi, że Ty dostrzegłeś to już teraz. A skoro tak ... to ta historia będzie miała na pewno ciąg dalszy, choć nie koniecznie taki, jakim go sobie teraz wyobrażamy. :)
@Magdo
Co byłoby w sytuacji, gdyby rodziny Agnieszki Radwańskiej nie było stać na sfinansowanie jej treningów? Państwo na pewno by jej nie zastąpiło. Może by wyjechała albo została nauczycielką wychowania fizycznego ... i do kogo wtedy by się mogli podczepiać tzw. "działacze sportowi"? ;)

 

Kempes

Autor: Kempes, 2013-04-12, 11:44 napisał/-a:
I powróciłeś! 4. miejsce OPEN z biegiem natury mówi samo za siebie! Powróciłeś jak Lance Armstrong (mimo że brał to i tak jest dla mnie wzorem człowieka, który się nie poddał i osiągnął sukces) i teraz możesz pisać historię dalej :)

 

adam.hofman

Autor: adam.hofman, 2013-05-14, 14:58 napisał/-a:
Wielki szacunek dla Ciebie. Przeczytałem i jestem pod wrazeniem siły charakeru. Pozdrawiam Adam Hofman i życzę sukcesów. Ludzie tacy jak Ty się nie poddają, tylko łamią przeciwności losu jak gałązki

 




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768