redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
adam_er
Adam Rzędzicki
Police
niezrzeszony

Ostatnio zalogowany
2024-01-20,11:28
Przeczytano: 837/115822 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:8.2/10

Twoja ocena:brak


Zima na Kanarach, czyli Gran Canaria Marathon
Autor: Adam Rzędzicki
Data : 2011-02-09

Po grudniowym niewypale z wyjazdem na Pisa Marathon zasłużyliśmy na odstresowanie ;). W styczniu do wyboru był Dubai i Gran Canaria. Ponieważ w Emiratach byliśmy wcześniej na urlopie, zdecydowaliśmy, że maraton u Arabów może trochę poczekać i wybraliśmy Gran Canarię. Wybór okazał się ze wszech miar słuszny, bo pogoda wspaniale dopisała i w pełni mogliśmy się poświęcić naszej ulubionej dyscyplinie – zwiedzaniu. Dodatkowym, cudownym aspektem wyjazdu był fakt, iż udało się to w pełnym, rodzinnym składzie, co przy obowiązkach zawodowych (i nie tylko…) naszych dzieci nie jest sprawą łatwą.

Przelot z Berlina via Madryt przebiegł bez zakłóceń, z Madrytu lecieliśmy już w pełnym 6-osobowym składzie (dzieci doleciały z Wiednia). Na Aeropuerto de Gran Canaria, położonym ok. 20 km od Las Palmas, wylądowaliśmy w czwartek po południu.


Las Palmas, widziana z samolotu. Czerwone kółko to miejsce naszego hotelu :)


Na lotnisku wynajęliśmy samochód (6-osobowy van), zapakowaliśmy bagaże i pojechaliśmy do hotelu. Jeszcze krótki wypad na kolację i zasłużony odpoczynek po całym dniu podróży.

Islas Canarias...

...to archipelag górzystych wysp pochodzenia wulkanicznego położonych na Oceanie Atlantyckim na północny zachód od wybrzeży Afryki. Wyspy te należą do Hiszpanii. Nazwa wysp pochodzi od łacińskiego słowa canis (pies), ponieważ na wyspach grasowały duże stada dzikich psów (co opisywał już Pliniusz). Nazwa ptaka „kanarek” pochodzi właśnie od nazwy archipelagu, nie zaś na odwrót. Mieszkańcy wyspy określają siebie jako Kanaryjczycy (Canario), choć między sobą rozróżniają jeszcze drobniejsze "nacje".

Klimat wysp jest oceaniczno-subtropikalny, z umiarkowanymi temperaturami, rzadkimi i nieregularnymi opadami, zależnymi od wyspy i jej strefy. Średnie temperatury wynoszą tu 18°C zimą i 24° latem. Średnioroczna suma opadów to 250 milimetrów. Temperatura wody w oceanie waha się od 18 zimą do 22°C latem. W czasie naszego pobytu było to 19-20 stopni, a więc więcej, niż w Bałtyku w środku ciepłego lata...

Południowa Gran Canaria (cz. I)
Na piątek zaplanowaliśmy zwiedzanie południowej części wyspy. Samo Las Palmas zostawiliśmy na sobotę, bo i tak trzeba będzie odebrać pakiety startowe, ponadto chcieliśmy mieć trochę spokojniejszy dzień przed niedzielnym biegiem. Pogoda – tutejszy standard – piękne słoneczko i około 20°C (a jest jeszcze dość wcześnie…). Jadąc autostradą GC1 podziwiamy wspaniałe widoki. Pod koniec stycznia i w lutym, po listopadowych i grudniowych opadach cała roślinność – palmy, olbrzymie ilości kaktusów i sukulentów – jest bajecznie zielona i kolorowa, bo właśnie teraz kwitnie już mnóstwo roślin.

Zjeżdżamy do Playa del Inglés – przykładu, jak można zmienić skaliste, wulkaniczne nieużytki w tętniący życiem, czynny przez cały rok kompleks wczasowy, nie ustępujący kurortom na Teneryfie, Majorce, czy Costa Brava.


Playa del Ingles – widok na zatokę i ocean.


Idziemy Paseo Costa Canaria – uroczą promenadą, biegnącą wzdłuż pięknej, złocistej plaży, ciągnącej się parę kilometrów aż do wydmy Dunas de Maspalomas, którą obraliśmy za następny cel dzisiejszej eskapady. Na niebie tylko kilka małych chmurek, termometr wyświetla 28°, większość turystów spaceruje w strojach plażowych, my również pozbywamy się części ubioru.


Playa del Ingles – na promenadzie.


Dochodzimy do Dunas de Maspalomas, imponujących, surrealistycznych, ruchomych wydm, jakby żywcem przeniesionych tu wprost z Sahary, przez znawców ocenianych jako jedna z największych atrakcji krajobrazowych Gran Canarii. Obieramy najwyższą, pozbywamy się klapek i brniemy kilkaset metrów w gorącym piasku. Wysiłek opłacił się. Co prawda wieje, jak „w kieleckim”, w zębach chrzęści wszędobylski piasek, ale widoki są niesamowite.


Dunas de Maspalomas.


Pstrykamy całą serię fotek i bojąc się o uszkodzenie sprzętu sypiącym piaskiem, wracamy na promenadę. Jest już trochę po południu, więc czas na konkretny posiłek, bo na słodkie batoniki wszyscy od dawna patrzą z obrzydzeniem ;)
Szukamy knajpki przy plaży, polecanej nam wcześniej przez miejscowych, jako godnej uwagi. Okazuje się, że 2-daniowe, pełne menu to koszt tylko 7 €. Zamawiamy zupę rybną, wielki talerz sałatek i rybę z rusztu, doskonale przyprawioną, z wyśmienitymi ziemniaczanymi kulkami i warzywami. Do tego napoje. Miejscowe piwo, podawane w oszronionych kuflach, jest delikatne, ale doskonałe w smaku.

Niestety, czas wracać do Las Palmas. Nasze dziewczyny robią ostatnie (dzisiaj… ;) ) zakupy i po godzinie jazdy jesteśmy w hotelu. Jeszcze tylko spacer po naszej dzielnicy, odwiedzenie La playa de las Canteras, najdłuższej na Gran Canarii i mającej opinię jednej z najpiękniejszych miejskich plaż na świecie (krótki filmik z plaży jest TUTAJ) oddalonej o 3 minuty drogi od naszego hotelu i spacer po Paseo de las Canteras – ponad 3-kilometrowym bulwarze przy plaży. Pracowity dzień kończy wspólna kolacja, połączona z degustacją miejscowego wina. Po tej (dość obfitej...) degustacji sen przychodzi natychmiast ;).

Las Palmas

Dziś sobota, a więc mamy w planie Las Palmas i biuro maratonu. Las Palmas jest dość rozległe, co sprawia, że wydaje się większe, niż jest w rzeczywistości - np. starówka oddalona jest od nowoczesnego centrum o ponad 5 km. Zaczynamy od Veguety – najstarszej dzielnicy miasta. Tu znajduje się większość historycznych i kulturowych zabytków. Idąc labiryntem brukowanych uliczek dochodzimy do Plaza de Santa Ana – głównego placu Veguety z katedrą o tej samej nazwie.


Plaza de Santa Ana.


Imponująca, neoklasycystyczna fasada tego największego na Wyspach Kanaryjskich kościoła góruje nad dzielnicą i miastem.


Catedral de Santa Ana.


Wjeżdżamy windą na platformę widokową, część ekipy idzie pieszo. Dalej, na wieżę, prowadzą kręte schody. Roztacza się stąd wspaniały widok na całe miasto.


Na wieży katedry Santa Ana.


Schodzimy i pytamy się o Casa de Colón – jeden z najstarszych domów w Las Palmas, który powinien znajdować się w pobliżu. Colón to hiszpańska pisownia nazwiska Kolumba. Wg źródeł historycznych Kolumb najprawdopodobniej zatrzymał się w mieście w roku 1492, podczas pierwszego rejsu do Nowego Świata i niemal na pewno nocował właśnie tu, bo był to jeden z pierwszych budynków, wzniesionych w Las Palmas po podboju wyspy przez Hiszpanów i jednocześnie siedziba gubernatora wyspy. Po wskazówkach miejscowej señory ;) trafiamy bez problemu. Casa de Colón to jeden z najpiękniejszych przykładów tradycyjnej architektury kanaryjskiej. Masywne drzwi prowadzą na dziedziniec, na którym balkony z ciemnego drewna otaczają renesansowe patio. W samym budynku obecnie mieści się muzeum, poświęcone Kolumbowi.


Casa de Colón.


Kierujemy się do drugiej historyczna dzielnicy miasta – Triany. Przez jej centrum przebiega wybrukowana, piesza promenada handlowa - Calle de Triana – tu jutro będzie przebiegała trasa maratonu i biegów towarzyszących.
Czas na biuro maratonu, które mieści się w Centro Insular de Deportes, oczywiście na świeżym powietrzu, bardzo blisko jutrzejszego startu i mety, położonego przy Plaza de la Feria. Pobieramy pakiety startowe i rezygnujemy z pasta party (standardowy makaron z sosem), bo za cenę 5 €, którą trzeba zapłacić „u chińczyka” dostaniemy i więcej, i smaczniej, np. posiłek „no limits” (można zjeść wszystkiego tyle, ile się zdoła, a wybór jest super – kilkanaście różnych potraw) to koszt 8 €. Dzisiaj wracamy do hotelu troszkę wcześniej, bo trzeba odpocząć i przygotować się do jutrzejszego startu :-)))

Maraton

Wstajemy, szybkie śniadanko i jedziemy na start. Ponieważ nie chciało nam się ruszyć d... wcześnie i na miejscu byliśmy pół godziny przed startem, o zaparkowaniu w uliczkach obok startu można zapomnieć. Parkujemy w garażu podziemnym i idziemy na start.


Na starcie Gran Canaria Marathon 2011, od lewej: autor, Gosia, Grażka, Tomek, Piotr, z tyłu Gracjan.


Wspólna „godzina zero” dla wszystkich powoduje, że mamy tu spory tłok. W trzech biegach (maraton, „połówka” i 10 km) startuje łącznie ponad 1800 zawodników. W samym maratonie wystartowało (i skończyło bieg) 337 osób. Gorąca, latynoska muzyka, ogromny doping licznie zgromadzonych widzów, tradycyjne odliczanie, strzał startera i jesteśmy na trasie. Po dwóch kilometrach oddzielają się biegnący na 10 km, pozostali biegną razem, z tym, że „połówka” ma jedną, a my dwie pętle. Włączyłem mój prywatny „tempomat” ;) i zająłem się obserwacją trasy. Jak w większości maratonów w cieplejszym klimacie najczęściej z boku plaża, nad nami palmy, ogólnie nuda...;))).

Część pętli biegnie przez najciekawsze miejsca miasta, między innymi przez Plaza de Santa Ana i Calle de Triana, opisywane wcześniej. Około 4 i 25 kilometra przebiegamy bardzo blisko naszego hotelu. Wirtualną podróż, bardzo dobrze odzwierciedlającą walory trasy maratonu można odbyć TUTAJ

Przede mną widzę zawodnika z napisami w języku niemieckim na koszulce. Franz przyjechał z Nürnberg, ma 47 lat i jest to drugi jego maraton. Przez jakiś czas wymieniamy ogólne uwagi o biegu i o nas, ale mój zasób niemieckich słów kończy się szybko ;), więc poważniejsza rozmowa się nie klei. Życzę mu przyjemnego biegu i rozstajemy się.

Na pierwszej pętli, na Paseo de las Canteras spotykam najpierw Agę i Roberta, którzy w międzyczasie leżą sobie spokojnie na plaży (takim to dobrze…), a kilkanaście minut później Ilonkę i Paulę. Piotr i Tomek, podobnie jak ja, biegną maraton, a one „obstawiają” trasę. Serdecznie się pozdrawiamy, trzaskają mi kilka fotek i życzą powodzenia. Do zobaczenia na mecie!

Trochę po połowie trasy doganiam biegacza, którego wszyscy na trasie gorąco pozdrawiają. Kibice na chodnikach, kierowcy samochodów, rowerzyści, wolontariusze na trasie. Zastanawiam się, kto to, może jakaś super „szycha” z Las Palmas...;-) Przedstawiamy się, Garcia ma 52 lata. Pytam się, czy mieszka w Las Palmas i skąd zna tylu ludzi. Mówi, że mieszka gdzieś na wyspie, a tych wszystkich ludzi to nie tyle on zna, co oni jego ;). A znajomość jego osoby przez setki ludzi na trasie wynika z faktu, że jest lekarzem, specjalistą od pierwszej pomocy i od ponad 20 lat jeździ karetką, pomagając ludziom na całej wyspie.

Ponadto specjalizuje się raczej w biegach górskich, stąd to „lajtowe” tempo dzisiaj. Okazuje się, że obaj biegliśmy w Liechtenstein Alpin Marathon dwa lata temu (skończył prawie godzinę przede mną). Przez kilkanaście kilometrów biegniemy wspólnie.

Na 39 kilometrze widzę z przodu Tomka, który zwolnił na końcówce. Dobiegam do niego i razem kończymy ten ciekawy maraton. Część naszej grupy biegła krótszy dystans, więc na mecie mamy full fotoserwis (dzięki, Gracy za cierpliwość…).


Medal Gran Canaria Marathon 2011.


Teraz tylko szybciutko do hotelu, prysznic i „biegiem” na plażę do reszty towarzystwa :). Później jeszcze fura smacznego żarcia u chińczyka i zasłużony odpoczynek. Wyniki maratonu i miejsca Polaków wcześniej podał Krzysztof, więc nie ma sensu ich tutaj powtarzać.

Południe wyspy (cz. 2)

Na dziś mieliśmy zaplanowaną Teneryfę, ale okazało się, że samochodem z wypożyczalni nie wjedziemy na prom :(((. Jakieś tam lokalne przepisy, rzeczywiście, nie sprawdziliśmy tego wcześniej... A więc plan B: „poprawka” - jedziemy jeszcze raz na południe. Odwiedzimy ciekawe miejsca, w których jeszcze nie byliśmy i popływamy sobie statkiem.

Pierwszy etap: Puerto Rico. Usytuowane na południowo-zachodnim wybrzeżu Gran Canarii miasteczko jest jednym z najbardziej znanych kurortów wypoczynkowych na wyspie. Położone w dolinie pomiędzy wysokimi górami jest doskonale osłonięte od wiatru, co gwarantuje dobrą pogodę przez cały rok. I wszystko się zgadza. Ani jednej chmurki, tylko trochę nas chłodzi oceaniczna bryza.


Puerto Rico de Gran Canaria.


Kierujemy się do portu, z zamiarem popłynięcia do Puerto de Mogán, polecanego w przewodnikach. Okazuje się, że katamaran właśnie wypłynął, następny będzie za godzinę. Spacerujemy w pobliżu. Na okolicznych stokach aż gęsto od domów letniskowych, pensjonatów, gdzieniegdzie widać pojedyncze, większe rezydencje. Wszystkie w obowiązującym tu powszechnie białym kolorze. Wracamy do portu. Część naszej grupy zajęła już dobre miejsca na górnym pokładzie. Katamaran ma dno w części przeszklone, ale widok jest raczej w dół, nie na boki, więc nawet przy karmieniu ryb w drodze powrotnej nie dało się zrobić z tego miejsca ciekawych fotek.

Wypływamy z portu. Mimo, że to 2-kadłubowiec, nieźle kołysze, nie da się stać na pokładzie „bez trzymanki”. Załoga rozdaje lizaczki z czymś przeciwko chorobie lokomocyjnej. Widoki przepiękne.


Płyniemy do Puerto de Mogán.


Podróż do Puerto de Mogán trwa około 50 minut. Cumujemy w niewielkim, przytulnym porcie. Puerto de Mogán, zwany „Małą Wenecją”, to jedna z najbardziej malowniczych miejscowości wypoczynkowych na wyspie.


W Puerto de Mogán.


Pomimo, że widzimy sporo turystów, jest cicho. Nawet nacje, standardowo robiące najwięcej hałasu (oczywiście wiecie, o kim mówię…;) ), nie dają się we znaki.


W Puerto de Mogán.


Puerto de Mogán jest trochę podobny do Port Grimaud koło Saint Tropez nie bez racji zwanego Wenecją Francji, jednak podobieństwa dotyczą raczej charakteru miejscowości, niż jej wielkości i rozmachu. Nasza fotka z tej drugiej miejscowości (dla porównania) jest TUTAJ

Pomału pora wracać, ostatni statek mamy za pół godziny. W powrotnej drodze, około mili od Puerto Rico, zatrzymujemy się i załoga robi „szoł” dla turystów, rzucając do wody przygotowane jedzenia dla ryb. Rzeczywiście, natychmiast pojawiają się ich duże ilości, niektóre ponad pół metrowe, ale tylko w miejscu, gdzie rzucono karmę, tak więc, przez szklane dno znów nic ciekawego nie widać, a ponieważ te przy karmie poruszają się jak błyskawice, o „foceniu” można zapomnieć.

Zawijamy do portu, robimy ostatnie zakupy upominkowe, jedziemy do „naszej” knajpki w Playa del Inglés na obiadokolację i wracamy do domu.

Dzień ostatni

Niestety, wszystko, co dobre, szybko się kończy. Jutro musimy wracać do smutnej, polskiej rzeczywistości. Pocieszające jest tylko to, że jeszcze w lutym będziemy na Cyprze, przy okazji maratonu w Limassol. Dziś chcemy dotrzeć do trzech miejsc w północno-zachodniej części wyspy. Pierwszym celem jest Puerto de las Nieves ze słynną skałą Dedo de Dios (Palec Boży).


Dedo de Dios – jego górna część to już historia...


Po półgodzinnej jeździe autostradą GC2 jesteśmy na miejscu. Chodzimy po porcie, rozglądamy się na wszystkie strony, nawet lornetka nie pomaga, Palca jak nie ma, tak nie ma... W końcu lokalizujemy. Okazuje się, że kilka lat temu potężna wichura „skróciła” go o najciekawszą jego część ;), został tylko nieciekawy kikut… Oczywiście w poradnikach o tym nie piszą (przynajmniej w naszym…), pokazując formację w całkowicie nieaktualnej formie. A ciekawi turyści przyjeżdżają… I przecież w końcu o to chodzi ;).

Jedziemy do Jardin Canario – największego ogrodu botanicznego Hiszpanii, z ponad pięcioma setkami endemitów. Spora ich część (szczególnie kaktusy i niektóre dzikie kwiaty) nie występuje nigdzie indziej na świecie. Parkujemy i wchodzimy przez dolną bramę. Chodzimy po ogrodzie ponad 2 godziny. Podziwiamy wspaniałe kaktusy, niesamowite palmy, smocze drzewa i prześliczne kwiaty.


W Jardin Canario.


Dla pokazania chociaż części tego, co tu widzimy, trzeba by wykorzystać przynajmniej 100 fotek :).


W Jardin Canario.


Wracamy do samochodu, bo czeka nas jeszcze ostatni punkt programu – Cenobio de Valerón. Ten zespół jaskiń w podziurawionej jak plaster miodu skalnej ścianie jest najlepiej zachowaną pamiątką po Guanczach – pierwotnych mieszkańcach Gran Canarii i stanowi jeden z najlepszych przykładów ich umiejętności w zakresie obróbki kamienia.


W Cenobio de Valorón.


Na miejsce prowadzi kręta, wąska serpentyna. Parkujemy na malutkim placyku u podnóża i wchodzimy stromymi schodkami do góry.


W Cenobio de Valorón.


Jaskinie są rzeczywiście imponujące, ponadto z góry roztacza się wspaniały widok na pobliski, górski krajobraz.


Typowa, kanaryjska, górska serpentyna.


Na powrót do Las Palmas wybieramy inną drogę, żeby jeszcze, chociaż trochę, móc rozkoszować się niesamowitymi krajobrazami.


Piękne widoki na autostradzie GC2, z przodu, w najdalszej perspektywie, Las Palmas.


I tak jeszcze jeden maratoński wyjazd przeszedł do historii. Po wyspie przejechaliśmy prawie 600 km, mimo to nie zdążyliśmy zobaczyć wszystkich ciekawych rzeczy. Na to trzeba by poświęcić minimum 2 tygodnie. Jutro rano podróż powrotna. Resztę zobaczymy następnym razem ;)


Hasta la vista, Canaria, na pewno jeszcze tu wrócimy ;)


Trochę info...
1.
Pogoda na GC w drugiej połowie stycznia jest wspaniała. Prawie cały czas świeci słonko, tylko od czasu do czasu pojawiają się niewielkie chmurki a wieczorami lub w nocy może pokropić deszcz. Zimowe opady praktycznie kończą się na przełomie stycznia i lutego. Temperatura w nocy wynosi około 20 stopni, w dzień w słońcu może znacznie przekraczać 30.

2. Ceny poza sezonem nie są wygórowane. Za 2-kę (3 gwiazdki, atrakcyjne położenie, ale bez wyżywienia), za 7 noclegów trzeba zapłacić około 200 euro, co daje ok. 15 € za osobo/dzień. Oczywiście trzeba znaleźć taki hotel i odpowiednio wcześnie dokonać rezerwacji.

3. Ceny lotu (w obie strony) zaczynają się od 600-700 PLN. Nam bardzo wygodnie jest lecieć z Berlina, ale polskie lotniska również oferują atrakcyjne promocje, jak np. środowe promocje LOT-u.

4. Praktycznie w większości miejsc na GC można się porozumieć po angielsku (i – oczywiście – po hiszpańsku...;) ), język niemiecki jest zdecydowanie mniej popularny.

5. Jeśli chodzi o transport na GC, można wybrać komunikację autobusową, taksówki, lub wynająć samochód. Zdecydowanie polecam to trzecie. Za tydzień wynajmu (nowiutki Opel Zafira, 1600 km przebiegu) zapłaciliśmy 285 €. Przy 6 osobach wychodzi niecałe 7 € za osobę za dzień). Samochód można wynająć wcześniej przez Internet (troszkę taniej), lub po przyjeździe na lotnisko. Korzystać należy raczej z renomowanych wypożyczalni i koniecznie pamiętać o pełnym ubezpieczeniu, pozwalającym nie martwić się żadnymi „przygodami” w trakcie eksploatacji. Pełne ubezpieczanie nie obejmuje tylko zgubienia kluczyków i zatankowania nieprawidłowym paliwem (np. diesla – benzyną), reszta nas nie obchodzi. Paliwo na GC jest stosunkowo tanie, np. cena oleju napędowego to 85 centów, 95-ka kosztuje ok. 1 €. Wynika to ze stosunkowo niskiej akcyzy na paliwo. My za prawie 600 km jazdy zatankowaliśmy „aż” za 35 €... Czy podobnie nie mogło by być u nas w kraju? W takiej sytuacji zdecydowanie nie opłaca się brać taksówki z lotniska do miasta (w zależności od pory dnia jest to koszt 35-50 € w jedną stronę).

6. Przejazd autobusem z lotniska do Las Palmas kosztuje 2,20 euro (linia 60) i 3,60 (linia 66). Po LP jeździ się żółtymi autobusami firmy "Guaguas Municipales" (http://www.guaguas.com/). Jeden przejazd kosztuje 1,20 €. Karnet na 10 przejazdów "Bono-Guagua" to 6,50 €. Wchodzi się przednimi drzwiami, kupuje bilet u kierowcy, wysiada drzwiami końcowymi. Pełny rozkład autobusów w Las Palmas można zobaczyć TU

7. Największa linia, kursująca pomiędzy miastami to Global. Tu najlepiej jest kupić kartę "Tarjeta Insular", która kosztuje 15 €. Przy wchodzeniu do autobusu wsuwa się ją do czytnika mówiąc kierowcy, dokąd chcemy jechać. On wystukuje kod w swoim terminalu i z karty zostaje ściągnięta oplata za przejazd zmniejszając jej saldo. Cena pojedynczych przejazdów zależy od wybranej trasy.

8. Spora ilość tańszych hoteli nie oferuje wyżywienia poza sezonem, jednak przy bardzo dużych możliwościach zjedzenia czegoś „na mieście” nie powinno to stanowić problemu. Każdy znajdzie coś na swoją kieszeń, o czym pisałem już wcześniej.

9. Atrakcji turystycznych na archipelagu jest tak dużo, że nie ma możliwości ich wszystkich opisać. Zresztą każdy lubi coś innego, jeden będzie się całymi dniami wygrzewał na plaży a drugi będzie 3 godziny jechał górskimi serpentynami, żeby zobaczyć krater wygasłego wulkanu albo śnieg w najwyższych partiach gór. Wszyscy znajdą tu coś dla siebie.

10. Pozostałe sprawy i ewentualne pytania bardzo proszę na priv, postaram się pomóc ;)

11. Na koniec, dla zainteresowanych, kilka filmików z archipelagu, myślę, ciekawych:

http://www.youtube.com/watch?v=g90GEOnlPPc&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=ARnqNp2kZK8

http://www.youtube.com/watch?v=b-OoQ3OfMGo

http://www.youtube.com/watch?v=qJ8Y1LYiOJM&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=lnVeekfEg-8

http://www.youtube.com/watch?v=C2-CzuaTTVI&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=m31R61pDUi8

http://www.youtube.com/watch?v=ReF_zoxV_7k&NR=1

http://www.youtube.com/watch?v=r7xw12wV2mA

http://www.youtube.com/watch?v=h6uEuMhL9nQ

http://www.youtube.com/watch?v=qxH5Q6l65bE



Komentarze czytelników - 11podyskutuj o tym 
 

Hoffi

Autor: Hoffi, 2011-02-09, 11:04 napisał/-a:
Dziękuję za ciekawą, rzeczową i barwną relację. Gran Canaria jawi mi się jako naprawdę atrakcyjny maraton, który warto odwiedzić. Wskazówki na pewno wykorzystam.

Pozdrawiam i powodzenia na Cyprze, po którym proszę o podobną garść wspomnień i informacji.

Hoffi

 

henry

Autor: henry, 2011-02-09, 11:18 napisał/-a:
Duże dzięki za wyczerpującą relację. Myślę, że inni też mogliby zamieszczać takie sprawozdania z zagranicznych imprez, wszystkim nam są one pomocne. Napewno kiedyś tam zawitam.

 

Magda

Autor: Magda, 2011-02-09, 14:31 napisał/-a:
Myślałam o tym maratonie, i chyba się skuszę w przyszłym roku. Zamiast na narty- doświetlić się nad ciepłym morzem....ech.....

 

dario_7

Autor: dario_7, 2011-02-09, 16:17 napisał/-a:
"Niestety, czas wracać do Las Palmas" - oj, chciałbym też tak sobie westchnąć ;)

Świetny tekst, sporo ciekawych informacji i... nie ma co mówić, narobił mi wielkiego "smaka" na podobną przygodę :)))

No i te zdjęcia!!! Ależ się rozmarzyłem... :D

 

Admin

Autor: Admin, 2011-02-09, 17:12 napisał/-a:
A do tego jak ciepło :-)

 

Krzysiek_biega

Autor: Krzysiek_biega, 2011-02-10, 08:22 napisał/-a:
Adam jak na podróżnika przystało, udostępnił nam szereg niezbędnych informacji, z których warto skorzystać. Wielkie dzięki:)

 

jusmar

Autor: jusmar, 2011-02-10, 08:53 napisał/-a:
Super artykuł. Już wiem jak będzie, mam nadzieję, wyglądać moja relacja z Rzymu :) Gratulacje także za ukończone zawody.

 

witas

Autor: witas, 2011-02-10, 18:03 napisał/-a:
Adam jest w polskim "100 marathon club", więc ukończenie maratonu to, w jego przypadku, formalność.
W grudniu Piza, w styczniu Kanary, potem Cypr ...
Skąd ludzie mają tyle wolnego czasu?
Szczerze zazdroszczę i podziwiam.

 

sarenka68

Autor: sarenka68, 2011-02-11, 23:51 napisał/-a:
Adaś wspaniały artykuł !! :) Oczywiście wróciły wspomnienia z zeszłorocznego maratonu, mojego pierwszego w życiu na tej cudownej wyspie. W tym roku nie daliśmy rady pojechać, ale za rok może dwa znów wrócimy w to bajeczne miejsce.
Może nabiorę odwagi i napiszę relację z wyprawy do Szkocji, w końcu udało mi się przebiec tam maraton dokładnie w dniu moich maratońskich urodzin. Pozdrawiam

 

Jurek63

Autor: Jurek63, 2011-02-14, 19:34 napisał/-a:
Super relacja i ekstra zdjęcia. Bardzo przydatne info dla wszystkich jadących pierwszy raz.

 




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768