redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
impactor
Marek Strze¶niewski
Piaseczno
PGR Skajzgiry

Ostatnio zalogowany
2023-05-26,22:28
Przeczytano: 395/207437 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/5

Twoja ocena:brak


Chicago blues
Autor: Marek Strześniewski
Data : 2010-12-21

Wbrew tytułowi nie będzie to recenzja ostatniej płyty znanego bluesmena, ani rys historyczny o migracji czarnych muzyków z delty Missisipi na północ Stanów. Rzecz dotyczy uczucia rozczarowania i smutku, jakie niektórzy z nas mogą mieć jeśli mijający sezon był niezbyt udany. A najważniejsze, to jak wyjść silniejszym z takiego dołka.

Rok 2010 zaczął się dla mnie już w ostatnich dniach listopada 2009. Właśnie wróciłem z 40 - jubileuszowego Maratonu w Nowym Jorku. Wróciłem z moc z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony mnóstwo pozytywnych wrażeń – poziom organizacyjny, zainteresowanie mediów, życzliwość nowojorczyków przed, po a szczególnie w czasie biegu; z drugiej strony – NIE POBIŁEM ŻYCIÓWKI!!! (3:59, Berlin 2008).

(Szczegóły można znaleźć w publikowanym obok artykule Romka Maciaszczyka – zgadzam się z jego spostrzeżeniami. Dodam tylko od siebie, że moje dotarcie na start było dodatkowo utrudnione przez grupę około 50 niesfornych Włochów, którzy zamiast wylądować w swojej sekcji (zielonej) to zabarykadowali przejście do naszej (pomarańczowej) i zamiast na początku 15 tys. kontyngentu (grupa B) wystartowałem na końcu).





Pogoda była wyśmienita, tłum dopingował, miało być 3:45 a wyszło 4:02. Nikomu, kto biega dłużej niż rok nie muszę wyjaśniać, co się czuje, kiedy przez 16 tygodni przygotowujesz się do głównego biegu sezonu i na mecie okazuje się, że nie złamałeś swojego rekordu, który ma już dwa lata. A przecież plan treningowy był dokładnie rozpisany i zrealizowany, po drodze pękła życiówka w półmaratonie (1:46, Łowicz), a na mecie - już wiecie...

2010 miał być dużo lepszy!
Głównym startem miał być 33 Maraton w Chicago, następny na mojej liście 5MajorsMarathons. Trasa płaska i szybka – miejsce idealne na rozwijanie dużych szybkości. Start w centrum bez dowożenia autobusami lub promami (czego bardzo nie lubię), październik – czyli nie za gorąco, a to kolejna rzecz, która negatywnie wpływa na moje wyniki. Przy wadze 91 kg chłodzenie ma duże znaczenie. Poza tym jesienią jak wszyscy wiemy, nawet nasza kadra piłkarska gra lepiej!

Ponieważ koniec 2009 roku zbył dla mnie również końcem drugiego pełnego sezonu biegowego (w sumie 2,5 roku biegania) zacząłem się zastanawiać, jak urozmaicić swoje życie sportowca amatora (fachowo: zdywersyfikować stymulus treningowy). Na skutek zbiegu okoliczności, kilku rozmów i paru lektur wybór padł na triathlon. Rozumowanie było następujące – bieg mam przyzwoity, na rowerze kiedyś się nawet ścigałem (kto pamięta legendę polskich szos rower marki „Huragan”?), trzeba tylko oswoić pływanie. Żabę mam mocną, ale żeby zaistnieć i nie robić widowiska, to trzeba – kombinowałem – opanować kraul. A mój był raczej taki wakacyjny – skok do wody, 30 sekund energicznej młócki na bezdechu i... na plecki. Drogą kupna nabyłem czepek, okularki i zapisałem się na lekcję kraula.





Żeby nie zaniedbać biegania zaplanowałem na początek marca półmaraton w Wiązownej, potem półmaraton w Berlinie, kwiecień – turystyczno/sportowy wypad do Nicei na półmaraton, czerwcowy triathlon w Suszu no i potem pełna koncentracja na treningu do Chicago. Czyli - rok 2010 został zaplanowany, program treningowy rozpisany z uwzględnieniem lipcowego obozu biegowego w Szklarskiej Porębie, a także starty zagraniczne i nowa dyscyplina triathlon w celu uniknięcia rutyny. Zaczynamy.

Rozczarowanie nr 1: po pierwszym tygodniu na basenie mój prawy bark odmówił współpracy. Na to ja w rewanżu odmówiłem mu prawa do bólu, w ruch poszły maści ludzkie i końskie, ketanole i co tam jeszcze było w arsenale. Po trzech tygodniach sprawa się wyjaśniła – w ogóle już nie mogłem ruszać ręką. Seria wizyt u specjalistów, jakieś zdjęcia i pomiary i wszystko było jasne. Miałem skumulowane stare kontuzje (tenis, narty, energiczne pozdrawianie przejeżdżających dygnitarzy w czasach komuny), naderwane mięśnie rotatorów, zapalenie kaletki i kilka innych drobiazgów. Kariera triathlonisty i ironmena już na starcie legła w gruzach. Potrzebna była operacja.

Rozczarowanie nr 2: kontynuowałem bieganie – na szczęście do tego nie był mi potrzebny wiatrakowy ruch prawego ramienia. W nagrodę za przepracowaną sumiennie wiosnę miałem pojechać na półmaraton do Nicei. Niestety, nie skonsultowałem swoich planów z wulkanem Eyjafjallajokull (mogłem opuścić kilka liter w nazwie), który sobie erupnął i sparaliżował ruch lotniczy nad Europą. Resztę kwietnia i pół maja poświęciłem na odkręcanie nie udanej wyprawy i wyrywanie hotelom i liniom lotniczym mojej kasy.

Rozczarowanie nr 3: W połowie lipca pojechałem na obóz biegowy do Szklarskiej. Ostatni raz na obozie sportowym byłem w połowie lat 70-tych z kadrą zapaśników w stylu klasycznym, kiedy to większość czasu poświęcaliśmy na adorowaniu dziewczęcej kadry Mazowsza w siatkówce, którą zakwaterowano w tym samym ośrodku. Jedyne walki sparingowe, jakie toczyliśmy były na potańcówkach pod wpływem win owocowych. Rozczarowanie nr 3 nie polegało na tym, że nie było w hotelu Bornit młodzieżowej kadry siatkarek – były inne piękne panie - ale na tym, że trzeciego dnia ćwicząc interwały na drodze Pod Reglami i zwichnąłem sobie staw skokowy. Ale jakie to było piękne zwichnięcie – kostkę miałem wielkości kolana i koloru dojrzałej węgierki. Mimo znakomitej kadry trenerskiej resztę obozu spędziłem w basenie udając żabkę.





Rozczarowanie nr 4: mamy środek lata, a ja nie mogę biegać, nie mogę ćwiczyć kraula. Został mi rower i malownicze drogi Mazowsza. Wiosną kupiłem sobie szosówkę z jakiegoś kosmicznego materiału i szukałem okazji na sprawdzenie klasy tego sprzętu w warunkach startowych. Znalazłem triathlon na krótszym dystansie – 1 km pływanie - to mogę zrobić żabką, pomyślałem, 25 km rower – tu się odkuję i 10 km bieg – to mogę zrobić nawet bez treningu. Start miał być w pierwszej połowie sierpnia, czyli zdążę ze stawem skokowym. Znowu w ruch poszły maści oraz tabletki w przeróżnych kolorach. Zadzwoniłem do organizatora w sprawie noclegu i przy okazji dowiedziałem się, że trasa rowerowa w większości biegnie po leśnych duktach i rower typu MTB będzie zdecydowanie lepszy. Czyli co, nie przetestuję kosmicznej szosówki? Odcinek rowerowy triathlonu zaliczyłem na wygrzebanym w garażu starym Fisherze ważącym około 30 kg z oponami tak grubymi, że nie mogłem ich wcisnąć w stojaki w strefie zmian

Rozczarowanie nr 5: Od połowy sierpnia realizowałem program treningowy na Chicago. Problemy zdrowotne wyparowały - szykowałem się na magiczną datę 10.10.10. Pamiętając o kłopotach związanych ze startem w NY tym razem:

a) na czas lotu założyłem strój kompresyjny
b) wybrałem hotel w pobliżu startu
c) wykupiłem bilet do „hospitality tent” – duży namiot, w którym serwowano śniadanie przed i lunch po biegu, gdzie można było zostawić rzeczy. W Nowym Jorku było mi bardzo smutno, kiedy leżałem o 6 rano w trawie, na łeb siąpił deszcz, do startu prawie 4 godziny a obok w ogrzanym namiociku ktoś popija kawkę i zagryza rogalikiem z dżemem. Uznałem, że taki komfort jest wart kilku dolarów.
d) na starcie ustawiłem się w mojej grupie, a nawet trochę lepiej





Tydzień przed biegiem temperatura w Chicago wynosiła 15 stopni C, tydzień po biegu temperatura wynosiła 15 stopni C, w weekend biegu temperatura wyniosła ... 28 stopni C. Zaraz po starcie i między wysokimi budynkami centrum biegło się komfortowo – ci, co potrafią skończyć w 2:30 mieli fajnie. My po dwóch godzinach wybiegliśmy na otwartą przestrzeń i po dalszych 30 minutach wiedziałem, że z rekordu nici. Ludzie zaczęli padać jak stonka po azotoksie, wokół karetki na sygnale, mnie odcięło prąd. Organizm skoncentrował się na chłodzeniu a nie na bieganiu. Na metę doczłapałem w 4:13, czyli jeszcze wolniej niż rok wcześniej w Nowym Jorku!! Porażka!!

A teraz czas na podsumowanie całego 2010 roku:
1. Ukończyłem kolejny wielki maraton świata plus kilka innych inspirujących biegów (półmaraton i 25K w Berlinie)
2. Zaliczyłem pierwszy triathlon i nie byłem w nim ostatni
3. Poznałem całą masę nowych ludzi, którzy podobnie jak ja nie uważają przebiegnięcia w sobotę rano 25 km za oznakę szaleństwa
4. Między innymi dzięki mojemu wsparciu (motywacja, sugestie treningowe, etc) Renatka Kalińska wróciła do biegania wygrywając Koral Maraton w Krynicy oraz Bieg Powstania Warszawskiego, a także kilka razy wskakując na pudło w innych biegach.
5. Zafundowałem sobie operację plastyczną – co prawda tylko barku, ale przez kilka dni moja stercząca na temblaku ręka budziła zainteresowanie i współczucie, co zawsze jest mile widziane. Przy okazji dowiedziałem się ilu moich znajomych ma rozregulowane barki

Doszedłem szybko do wniosku, że jeśli bieganie traktujesz się jako sposób na życie, to zawsze będzie kolejny maraton, kolejne zawody i kolejna szansa na sprawdzenie się. Chyba nie muszę dodawać, że rozpocząłem planowanie 2011. Mam tam Ironmena 70.3 w Wiesbaden oraz maraton w Amsterdamie - tam się rozprawię z moją „życiówką”. Za rok dam Wam znać, jak wyszło.



Komentarze czytelników - 8podyskutuj o tym 
 

witas

Autor: witas, 2010-12-21, 11:47 napisał/-a:
Głowa do góry. Ten rok będzie lepszy.
Szkoda, że nie zaplanowałeś życiówki w Poznaniu, bo tutaj już od kilku lat są idealne warunki pogodowe do bicia rekordu.
W tym roku wielu biegaczy dotknął startowy pech: odwołane maraton w Dębnie, Festiwal Biegowy w Krynicy (odbyły się jesienią) oraz majowa masakra maratońska, skrócony maraton karkonoski oraz UTMB.

 

Mufat

Autor: Mufat, 2010-12-21, 12:34 napisał/-a:
Najważniejsze, abyś wciąż odczuwał radość i frajdę z biegania ! Dopóki tak będzie, kolejne "życiówki" przyjdą same. Prędzej czy później, a najczęściej wtedy, kiedy nie będziesz się tego zupełnie spodziewać. Mam nadzieję, że w swoim kalendarzu na 2011 rok, uwzględnisz triatlon w Wińcu... W każdym razie, wygląda na to, że znów (po Nowym Jorku) weźmiemy udział w tym samym biegu - ja też zaplanowałem start w maratonie w Amsterdamie !

 

Kedar Letre

Autor: kertel, 2010-12-21, 12:47 napisał/-a:
Jest takie oklepane powiedzenie, że : co nas nie zabije, to nas wzmocni".

Może i oklepane, ale jakże prawdziwe.

Czytając Twoją opowieść o "niepowodzeniach" czy jak je nazwałeś - rozczarowaniach zauważyłem jak bardzo podobne jest życie - nas - biegających.

Co rusz jakieś rozczarowania, niepowodzenia, załamania.....

... z tym, że ja bym tego tak nie rozpatrywał.

Uważam ,że to są tylko zdobyte nowe i jakże przydatne w przyszłości DOŚWIADCZENIA, które umiejętnie wykorzystując już niebawem złamiesz 3.59( i to znacznie), pokonasz w wyśmienitym tempie triathlon etc., etc.... czego z całego serca Ci życzę.

Zrób to już w przyszłym roku i...opisz to, bo oprócz talentu biegowego posiadasz jeszcze pisarski.

 

Maria

Autor: Maria, 2010-12-21, 18:08 napisał/-a:
Ty pędź jak najszybciej do redakcji czasopism sportowych! Dawno już nie czytałam tak ekscytującego tekstu o sportowych i poza sportowych aspektach biegania;)))To lepsze od niejednego reportażu sportowego, nazwijmy to "fachowców"
Oj trzeba Cię śledzić;)Pozdr.

 

elefantus

Autor: elefantus, 2010-12-22, 08:48 napisał/-a:
"Wulkan erupnął" - rozwaliłeś mnie tym zdaniem. Zgadzam się z Marią: świetnie się czyta Twój tekst. No i dla początkującego fajnie jest zobaczyć, że biegowe rozterki dotykają każdego. Ale już za niedługo zaczyna się nowy sezon...

 

Mongetout

Autor: Mongetout, 2010-12-23, 02:17 napisał/-a:
Niezle napisany text,gratuluje.

 

witoldo

Autor: witoldo, 2010-12-23, 11:35 napisał/-a:
Moje plany tegoroczne też legły w gruzach po tym jak po obozie w szklarskiej wypadł mi dysk, jego mać...
Tym niemniej 2011 musi być lepszy. Niech drżą wszystkie życiówki i inne rekordy. Wszystkim najlepszego na nadchodzące Święta!

 

Wojtek_Tri

Autor: Wojtek_Tri, 2010-12-24, 21:36 napisał/-a:
Marek, jesteś niesamowity. Gratulacje za wolę walki, a i za ciekawy tekst również. Pozdrawiam i do zobaczenia na 70,3 w Borównie.

 




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768