redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
morito
Jacek Karczmitowicz
zgierz
Tygodnik Zgierski

Ostatnio zalogowany
---
Przeczytano: 209/51925 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/5

Twoja ocena:brak


Mountain Marathon - Ustroń
Autor: Jacek Karczmitowicz
Data : 2009-07-07

Dlaczego biegam? Co jest ważniejsze: góry czy bieganie? Biegam dla gór czy wspinam się dla biegania? Wybaczcie nie znam odpowiedzi na te pytanie. Dużo trenuję w górach, a minionej zimy nawet bardzo dużo, jednak starty w polskich górach stanowią dla mnie rzadkość.

Dość powiedzieć, że rozgrywany w ramach MOUNTAIN MARATHON 2009 Bieg na Czantorię był najniższym i z najmniejszą sumą przewyższeń biegiem górskim w jakim brałem udział w minionej dekadzie;-) Zdarzały się biegi których start był umiejscowiony znacznie powyżej poziomu Czantorii. Dla mojej żony to był debiut w biegu górskim na tak niewielkich wysokościach.

Do Czantorii mam stosunek sentymentalny. Po prostu mając 6 albo 7 lat wlazłem na Czantorię i tak rozpoczęła się moja górska przygoda. Potem na Czantorię wchodziłem, wbiegałem wjeżdżałem na rowerze oraz z niej zjeżdżałem. Bardzo lubię sobie potrenować na zboczach Czantorii i gdy do mnie dotarł sygnał o planowanym projekcie MOUNTAIN MARATHON 2009 od razu zajął wysoką pozycję na „liście mojego pożądania”. Jeszcze dobrze nie rozpoczęto zapisów a ja już opłatę wniosłem za siebie i żonę. Potem było już gorzej.




Dwa tygodnie poprzedzające imprezę mieliśmy z żoną i córką spędzić w Wiśle. Niestety nazajutrz po powrocie z Maratonu w Lęborku, będąc już spakowanym z powodów rodzinnych musieliśmy z wyjazdu zrezygnować. Tydzień przed imprezą okazało się, że w biegu będzie mogło wystartować jedno z nas. Albo ja, albo żona, ktoś musiałby zostać z córką. Pięć dni przed imprezą zastrzał w palcu u nogi zdecydował za mnie. Chirurg zdejmując część paznokcia tylko to potwierdził. Z córką zostaje ja.

Wyruszając w piątek do Ustronia z przyzwyczajenia zabrałem strój do biegania. W sobotę rano okazało się, że palec boli ale tylko trochę a stopa mieści się w bucie! No tak ale nie mieliśmy z kim zostawić córki. Na szczęście na starcie spotkałem Edka Dudka i tak od słowa do słowa okazało się, że jego żona wybiera się z wnukami do Ustrońskiego Parku Niespodzianek i może zabrać naszą córkę ze sobą na czas biegu. Na rozgrzewkę nie miałem już czasu. Zabrałem tylko pas z bidonem Vitargo /dzień zapowiadał się gorący a ja jakoś nie miałem ochoty na bicie rekordów szybkości/ i ruszyłem na trasę. Pogoda jak dla mnie była super. Może trochę za gorąco ale trasa wiodła ocienionymi szlakami.

W sumie biegłem razem z żoną. Jednak jej słońce w tym dniu wybitnie nie służyło i w początkowej fazie biegu męczyła się niemiłosiernie. Już w pewnym momencie zwątpiłem czy przypadkiem nie zrobiła zwrotu w tył i nie wróciła na START. Jednak oglądając się w tył w końcu, gdzieś zaczęła mi majaczyć jej sylwetka. Więc wszystko było ok. Dobiegając do Schroniska pod Czantorią lekko zgłupiałem. Nie wiem dlaczego ale wydawało mi się przed biegiem, że droga do tego miejsca jest dłuższa i trudniejsza. Nie wiem dlaczego?

Drogę znam dość dobrze i nie wiem dlaczego coś mi się pomieszało. Efekt był taki, że na Czantorię wbiegłem ponad 20 minut szybciej niż zakładałem w wariancie „hurraoptymistycznym”. Moja żona dobiegła 7 minut po mnie czyli również szybciej niż zakładała. Zbieg z Czantorii do Schroniska zrobiłem ekspresem, na pałę. Potem rozpoczęły się schody. Zbieg do ul. Akacjowej był dla mnie najtrudniejszym odcinkiem. W górach specjalnie nie lubię zbiegać, jednak jest pewien stopień nachylenia terenu, który wybitnie mi „nie leży”. Ten odcinek do takich należy.

Ale udało mi się go spokojnie i bez przygód pokonać. NA dodatek nikt mnie na tym odcinku nie wyprzedził co stanowi ewenement. Z reguły na takich odcinkach wyprzedzany bywam hurtowo. Jednak już na dole dobiegł do mnie jakiś biegacz i spytał mnie „co kryzys” ja mu odpowiedziałem, że czekam na żonę. On na to, że „ona jest kilkaset metrów za mną”. Przekładając to na posiadaną wiedzę o mojej żonie wiedziałem, że biegła tuż a nim. Tak też było.

Lekko zdziwiony odprowadził nas wzrokiem gdy truchcikiem rozpoczęliśmy wspinaczkę ul. Akacjową do polany Goryczkowej. Pokonanie dalszej trasy obyło się bez przeszkód. Na może to, że w końcówce zbiegu do mety przypomniał mi o sobie palec z zastrzałem. Szkoda troszkę, że zbyt późno zorientowaliśmy się, że mamy szansę na złamanie 3h na tej trasie, do której podeszliśmy ze zbyt dużą ostrożnością. Potem już widząc, że szansa jednak się oddala resztę trasy pokonaliśmy spokojnym truchtem. Na mecie czekał na nas ... spiker. I już.

Oceniając tą imprezę muszę zaznaczyć, że jest to bardzo droga impreza biegowa. Generalnie w krajach alpejskich za takie wpisowe można wybierać w biegach jak w ulęgałkach. Przy czym w ramach wpisowego /20-30euro płaconego w dniu startu/ można oczekiwać czegoś więcej niż woda na punktach odżywiania, bawełniana koszulka, napój energetyczny na mecie (!!!) i ciepły posiłek.

Faktem jest, że rzadkością w biegach górskich są medale jednak pamiątkowa koszulka z tkaniny oddychającej lub techniczna czapka lub chusta BUFF lub inny bajerancki i praktyczny gadżet jest normą. Podobnie z zaopatrzeniem punktów odżywiania na trasie. Są zaopatrzone w wodę, jednak z reguły po minięciu półmetka na punktach pojawia się Coca Cola lub jakiś napój energetyczny. Znaczenie tych napojów na trasie potwierdzi każdy, kto miał przyjemność ich skosztować na trudnej górskiej trasie.

Może specjaliści od zdrowego i sportowego żywienia zanegują ich stosowanie. Jednak faktem jest, że stawiają na nogi i to jest wówczas najważniejsze. Wręczanie puszki Red Bulla na mecie to jakieś nieporozumienie. Gdyby taki termosik stał na ul. Akacjowej miałby posmak ambrozji. Na mecie spowodował, że wieczorem jakoś zasnąć nie mogłem /żona też;-)/.

Innym elementem, który jest stałym elementem biegu górskiego to opublikowanie profilu trasy. Tu go zdecydowanie zabrakło. Szkoda.
Generalnie biegi górskie są zdecydowanie tańsze od wielkich biegów ulicznych. Niestety w Polsce tendencja jest odwrotna. W przypływie złośliwości obliczyłem, że gdyby zastosowano podobny stosunek głównej nagrody do wpisowego w maratonie poznańskim to wpisowe wynosiłoby 4000zł. W regulaminie organizatorzy coś wspominają o popularyzacji i promocji biegów górskich.

Jednak przy takim poziomie opłat startowych frekwencja będzie daleka od oczekiwań. I tu mogę tylko zacytować przysłowie ludowe „chytry dwa razy traci”. Przy obecnej frekwencji trudno będzie zebrać z wpisowego na nagrody dla najlepszych. Ale to już nie mój problem.

Celowo wybrałem ten bieg uznając go za najciekawszy z całej rywalizacji w MOUNTAIN MARATHON 2009. Pozostałe trasy w moim przekonaniu nie są już tak ciekawe i nie przewiduję w nich uczestnictwa. Sam bieg w Ustroniu był super imprezą i miłą formą na spędzenie sobotniego południa i popołudnia w sportowej atmosferze. Jednak w tej formule bardzo drogą.



INFORMACJA POSIADA MULTI-FORUM
POROZMAWIAJ
Biegi górskie

Bieg na Radziejowa - Piwniczna Zdrój, 22.8.2009

2
2009-09-02
Biegi górskie

Snieżka Run 1602 - Karpacz, 18.7.2009

45
2009-07-20
Biegi górskie

Mountain Marathon 2009

18
2009-07-16
Biegi górskie

Bieg na Czantorię - Ustroń, 4.7.2009

7
2009-07-03





Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768