redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
benek
Piotr Bętkowski
Warszawa
CITY TRAIL Team
MaratonyPolskie.PL TEAM

Ostatnio zalogowany
2024-03-28,11:56
Przeczytano: 394/93034 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:9.6/17

Twoja ocena:brak


Wywiad: Kenijczycy w Polsce
Autor: Piotr Bętkowski
Data : 2009-04-22

Gdy przypatrzymy się wynikom największych Polskich biegów, na większości z nich na czołowych pozycjach znajdziemy zawodników z Kenii. Na pewno wielu z nas zastanawiało się co robią Ci zawodnicy w Polsce - tak daleko od czarnego lądu, i co ich tu przygnało. Wbrew pozorom biegacze z Kenii nie są robotami i nie zawsze wygrywają. Są to zwykli chłopacy widzący w bieganiu w Polsce szansę na „lepsze jutro”… Przy okazji Maratonu w Dębnie udało mi się spędzić z nimi w hotelu dwa dni. Poniżej przedstawiam krótką relację z rozmów z nimi.

Mathewa, Wilfreda i Richarda poznałem podczas sobotniego śniadania, na dzień przed maratonem. Zaczepiają mnie grzecznie gdy rozmawiam z Radosławem Dudyczem o planach na niedzielny maraton (jak się okazało nazajutrz - z Mistrzem Polski 2009)


Rys.1 - Wyczerpany Richard na mecie Maratonu w Dębnie


Radek zagaduje ich o plany na niedzielny start. Mathew, najbardziej rozmowny z całej trójki, bez zastanowienia odpowiada, że chce nabiegać 2:09. Radek kwituje to stwierdzenie „You are crazy” [jesteś szalony], po czym idzie na trening. Chłopacy zachęceni krótką rozmową postanawiają przysiąść się do mojego śniadania.

„Naprawdę chcecie jutro nabiegać 2:09?” - zagaduje nieśmiało Mathewa.

„Zeszłego roku wygrałem Poznański Maraton i zrobiłem rekord trasy. Chce nabiegać 2:09 aby dostać się na biegi w Holandii” - chwali się Mathew.

„Jaka jest Twoja życiówka?” - pytam z jeszcze większym zaciekawieniem, gdyż wiem, że w Poznaniu pobiegł w okolicach 2:13

„2:13” - odpowiada z zadowoleniem, a mi przez głowę przechodzą różne myśli, począwszy od tej, że jest szalony, aż po tą, że jest niesamowicie mocny i dalej ciągnę temat zagadując współtowarzyszy o ich rekordy życiowe. Wilfred również chce nabiegać 2:09, Richard odpowiada skromniej i chce nabiegać „tylko” 2:13…

Mathew zaznacza, że kontaktował się z dyrektorem biegu aby przygotowano dla nich pacmakerów na 2:09 i ze smutkiem zaznacza, że takich nie będzie. Pierwsze wrażenia po rozmowie z chłopakami są jak najbardziej pozytywne. Odczuwam, że brakuje im kontaktu z ludźmi i cieszę się, że mogę z nimi porozmawiać.


Rys.2 - Zwycięzca Maratonu w Dębnie - Mathew Kosgei


„Mówicie bardzo dobrze po angielsku. Gdzie się go nauczyliście?”. Znowu Mathew zabiera głos jako pierwszy: To nasz język narodowy - współtowarzysze mu wtórują. Dziwię się temu, ale zagaduje dalej: to czemu między sobą rozmawiacie w innym języku? Teraz to ich dopiero rozbawiłem. Odpowiadają, iż w Kenii jest około 24 oficjalnych języków, którymi można się posługiwać. W niektórych regionach język angielski jest nieznany i dlatego posługujemy się miedzy sobą suahili - językiem znanym w całej Kenii.

„Który raz jesteście w Polsce?” - pytam by ich rozkręcić i oczywiście Mathew zabiera głoś pierwszy. „Jestem już czwarty raz. Startowałem w biegu w Gdańsku, dwa razy w Cracovia Maratonie, w Poznaniu i teraz w Dębnie”. No to niezłe doświadczenie, myślę sobie. Richard: „Ja jestem pierwszy raz” - wyjaśnia lekko zawstydzony, siedząc w restauracji w zimowej, puchowej kurtce. Wilfred: „Ja jestem drugi raz. Wygrałem Maraton we Wrocławiu” - chwali się, a ja dopowiadam, że ze słabym czasem. Na to Wilfred: ”Wystarczył na wygranie”

Tym razem Mathew przejmuje inicjatywę: „Wiesz może, czy biegnie jutro trzzzzooos?” - zastanawiam się chwile po czy odpowiadam, że nie rozumiem. „No czy wiesz może, czy biegnie Henryk Trzost”? Aaaaaaaaaa „Henryk Szost?” - jak ja głupi mogłem nie wiedzieć, że o niego chodzi. „Tak, tak” - odpowiadam, ciesząc się, że zrozumiałem, po czym ja wyjaśniam, że Szost biega teraz bieżnie, a oni nie ukrywają zadowolenia.

Pytam się na ile przyjechali, bo tradycją od kilku lat w Polsce jest, że przyjeżdżają w marcu, a wracają w listopadzie. Tym razem przyjechali tylko na 5 dni na zaproszenie dyrektora Maratonu Dębno. Zagaduje „Podoba Wam się w Polsce?”. „Jest bardzo fajnie” - odpowiadają po polsku. „Skąd znasz Polski?” - pytam zaciekawiony. „Znam tylko kilka słów: przepraszam, jutro będzie dobrze, dziękuje, ładna dziewczyna, nie ma za co, jak ma być i nazwy jedzenia. W Polsce mieliśmy problem z dogadaniem się po angielsku więc szybko nauczyliśmy się podstawowych zwrotów. W Polsce jest dużo lepiej niż w Kenii. To dużo bogatszy kraj. No i są ładne dziewczyny.

„A jak jedzenie w Polsce?” – nurtuję dalej temat. „Bardzo podobne do naszego. Jemy ryż, kurczaka, kasze”. Odpowiada im też strefa czasowa. Gdy wyjechali do USA to mieli jak się okazuje problemy z przystosowaniem do innej strefy czasowej.


Rys.3 - Wilfred na trasie Maratonu we Wrocławiu w 2008 rok


Zaczynam więc od razu nowy temat i pytam Mathew: „Co robiłeś w USA?”. „Biegałem. Tam zarabia się większe pieniądze niż w Polsce. Oszukał mnie menager. Policzył pieniądze za hotele i wyżywienie, które opłacali organizatorzy i dał tylko małą część zarobionych pieniędzy. Jak się nie ma dobrego menagera, i dobrego wyniku, to nie ma szans na wyjazd do USA lub Holandii. Jutro zrobię dobry czas i to będzie mój ostatni start w Polsce. Przeniosę się do Holandii. Zająłem 5 miejsce w Maratonie Dallas.” - opowiada z przejęciem, i tak jakby trochę marzy.

„Zarabiacie niezłe pieniądze na maratonach. Co z nimi robicie?” – pytam. „Utrzymujemy rodziny w Kenii. Ja mam 4 siostry i 4 braci. Moim obowiązkiem jest dbać o nich” - wyjaśnia tym razem Richard. „Jesteście bogaci w Kenii?”. „Mależymy raczej do klasy średniej” - odpowiada, mało przekonywująco Mathew.

„Macie trenera? Plany treningowe?” - zaczynam temat, który im bardziej pasuje. „Trenujemy według własnego doświadczenia. Nie mamy trenerów. Patrzymy na najlepszych biegaczy, zapamiętujemy i robimy podobne treningi” - wyjaśnia, a ja nie mogę uwierzyć. „Jak to? Nie macie trenerów?”. „Nie. My wiemy jak się biega. Wychodzimy 3 razy na trening dziennie” (nawet w dniu maratonu biegali przed śniadaniem rozruch). „Robimy ok. 200 km tygodniowo. U nas wszyscy biegają” - opowiada z przejęciem.

„Kto jest lepszy. Kenijczycy czy Etiopczycy?” - zaczynam drażliwy temat starając się utrzymać tezę, że moim zdaniem Etiopczycy. „Oczywiście, że Kenijczycy” – odpowiada oburzony. „Ale to Etiopia zdobywa więcej medali na Igrzyskach Olimpijskich” – zauważam… „Tak, ale to Kenijczycy są lepsi. Zawsze na największych maratonach na świecie zajmujemy prawie wszystkie miejsca w czołówce. Kenijczycy są też pacemakerami dla Hailego Gebreselasie. Jak ich potrzebuje to dzwoni tylko po Kenijczyków.”. Poddaję się, bo nie dam rady ich przegadać.

„Znacie jakiś polskich biegaczy?” - zmieniam temat dla rozluźnienia sytuacji. „Tak, Szosta i Ochala.” - odpowiadają szybko. „Tylko ich?” - pytam zdziwiony. „Oni są naprawdę mocni”.


Rys.4 - Wilfred na trasie Maratonu we Wrocławiu w 2008 rok


„Jaka jest wasza taktyka podczas biegu?” - wracam do tematów startowych. Odpowiedź mocno mną musze przyznać wstrząsa: „Zacząć szybko i szybko skończyć. Musisz biec szybko od samego początku. To jest powód sukcesu.” - wyjaśniają, mocno gestykulując. „Nie boicie się przeżyć śmierci na 35 km?” - pytam z niedowierzaniem. „Nie. Wtedy się wygrywa” - wtóruje Richard. „Ale wiecie przecież, że większość rekordowych biegów rozgrywana była z wolniejszą pierwszą połówką, i szybszą drugą” - dopytuję. „Nie masz racji, trzeba szybko zacząć i szybko skończyć”. Chłopaki nie dają się przekonać do innej taktyki. Życzę powodzenia i wracam do pokoju.

Po południu podchodzi do mnie Richard i zagaduje bardzo nieśmiało: „Mam 4 siostry i 4 braci. Nie powodzi mi się dobrze. Jakbyś znalazł jakiegoś sponsora to napisz do mnie dam ci namiary na siebie” - wyjaśnia uciszając głos. Taka sama sytuacja zdarza się gdy spotykam osobno Wilfrieda i Mathewa. Każdy z nich walczy o pieniądze dla siebie i rodziny, a są to bardzo prości i przyjaźnie nastawieni ludzie. Dla nich wszystko jest proste. Biec szybko i wygrać, treningi bez trenera itp. Nie przeszkadza im to, że są 5 ligą biegaczy z Kenii. Liczą na sukces i sławę. Gdy dowiedzieli się, że pracuje dla MaratonówPolskich.PL zaczęli prosić o pomoc w znalezieniu sponsora w Polsce.

Po maratonie.

Mathew wygrał. To jedyne co można stwierdzić po całym spotkaniu z nimi. Zrobił czas gorszy od planowanego o 6 minut. To może świadczyć o tym jak bardzo w siebie wierzą i jak słabo znają swoje możliwości, ale może to też ich taktyka? Może rozpowiadanie planów na 2:09 ma zachęcić organizatorów do zapraszania ich do siebie?

Wilfried mimo słabego początku (połówka 1:09) zdołał się zebrać ale jego czas odbiega od planowanego o 11 minut (2:20:19)



Rys.5 - Wilfred i Mathew na mecie Maratonu w Dębnie.



Richard, najsłabszy z nich, biegł cały czas z czołówką, połówka 1:06 (przy planach 2:13) nie napawała optymizmem. Skończył w tragicznym stylu na 2:22. Chyba zaczął „planowo”, czyli szybko i na 35 km natknął się na maratońską ścianę…

Bohaterowie tej opowieści pochodzą z miasta Iten i dumnie zaznaczają, że to tam wychowała się znana biegaczka Lohrna Kiplagat, biegająca teraz pod flagą Holandii. Są z plemienia Kalenjin, z najbardziej znanej prowincji Rift Valley.

1. Mathew Kosgei - zwycięzca Cracovia Maratonu 2006, 2007 oraz rekordu trasy Poznańskiego Maratonu. Rekord życiowy: 2:13:45.

2. Richard Kiptaniu - pierwszy raz w Polsce. Bez sukcesów. Rekord życiowy: 2:17:13.

3. Wilfred Cheserek - zwycięzca Wrocław Maratonu w 2008 roku. Rekord życiowy: 2:16:20.

Na zakończenie: w weekend 18-19 kwietnia 2009 startujący w Polsce zawodnicy z Kenii wygrali biegi w Częstochowie, Katowicach oraz oczywiście w Dębnie…



Komentarze czytelników - 21podyskutuj o tym 
 

kokrobite

Autor: kokrobite, 2009-04-22, 15:39 napisał/-a:
Brawo dla autora, bardzo ciekawy artykuł. To naturalne, że ludzie z biednego kraju ciągle mówią o pieniądzach. Podczas kilku pobytów w Czarnej Afryce często byłem zaczepiany i pytany, skąd jestem, ile zarabia się w moim kraju, czy mogę załatwić pracę, ile kosztuje bilet na samolot... Przypominały mi się czasy PRL-u, gdy wielu Polaków o podobne sprawy pytało przybyszy z mitycznego, bogatego Zachodu.

 

KarolG

Autor: KarolG, 2009-04-22, 17:59 napisał/-a:
LINK: http://en.wikipedia.org/wiki/Kalenjin_pe

Świetny artykuł, z tym że w Kenii ciężko spotkać Kalenji.
Kenijskie plemię to Kalenjin (w Polsce czasem używa się też pisowni Kalendżin). Pozostałe większe plemiona to Kikuyu, Luhya, Luo, Kamba, Kisii, Meru, ale spotkać można też azjatów, arabów czy europejczyków - istny tygiel kulturowy.
Przy okazji pamiętajmy, że Kenijczycy w Polsce to nie tylko biegacze. Sporą społeczność tworzą studenci. Niektórzy zostają tu na dłużej. Piszą doktoraty, nauczają angielskiego, prowadzą firmy, organizują wycieczki do Kenii. Przy bliższym poznaniu często okazują się przesympatyczni.
PS Na zdjęciu Mathew Kosgei finiszuje na poznańskim maratonie 2008.

 

benek

Autor: benek, 2009-04-22, 18:18 napisał/-a:
Oczywiście masz racje, że plemie nazywa się Kalenjin. Tak też napisałem w oryginale ale Admin myśląc że popełniłem bład poprawił na Kalenji (nazwa marki Decathlonu) :]
dzwoniłem do niego 2 h temu żeby poprawił.

 

Admin

Autor: Admin, 2009-04-22, 19:11 napisał/-a:
Poprawiłem moją niefortunną poprawkę, więc zrobiłem poprawkę poprawki :-) Na usprawiedliwienie mam tylko to, że redagowałem Benka tekst o godzinie 3 w nocy, i głowe miałem już na poziomie blatu od stołu. Dzięki wszak za czujność :-)

 

Krzysiek_biega

Autor: Krzysiek_biega, 2009-04-22, 19:42 napisał/-a:
Chciałbym przy okazji nieco skomentować zdjęcie iż on biega jeszcze starą techniką, obecnie z punktu obiektywu ciężko jest komukolwiek zrobić zdjęcie tak by zobaczyć palce od spodu. Kiedyś też taką uważałem za słuszną - odkąd definitywnie Kenijczycy zdominowali większość biegów to i mnie się technika poprawiła. W ten sposób podczas biegania w grupie często dochodzi do tzw nakładek. Ale jak sam wspomniał nie ma trenera i sądzę nie nagrywa największych maratonów by poprzez pauzę chociaż móc podglądnąć najlepszych.
Co do wyjazdu do Holandii, nie wiem o jakich on o biegach mówi, ale mam statystykę ile można było zarobić kiedyś, a ile teraz w maratonie np w Rotterdamie z wynikiem 2:09 - i obecnie z takim wynikiem więcej zarobi u nas.

 

Autor: lupus, 2009-04-23, 09:15 napisał/-a:
Bardzo spodomał mi się ten artykuł...!!

 

Martix

Autor: Martix, 2009-04-24, 13:06 napisał/-a:
Dobry artykuł ukazujący prawdziwą rzeczywistość i choć niezależny to w pewnym sensie uzupełniający inny artykuł który ukazał się ze dwa lata temu w BIEGANIU a o którym już gdzieś w pewnym wątku wspomniałem.Benek dobrze przedstawił realia biegaczy z Czarnego Lądu prowadząc z nimi wywiad,to może przełamać pewne stereotypy jakie mogą występować u niektórych biegaczy odnoszące się nie tyle do celu pobytu Kenijczyków w Polsce ale wogle ich kariery biegowej.U wielu z nas może panować wyobrażnia,że czarny biegacz przyjeżdża jak gwiazda POPU na dany maraton by "zbić kasę".Jest tylko jedna cecha wspólna między obydwoma-talent ale na pewno nie cel.Pierwszy robi to z sytuacji życiowej-biedy a drugi z chęci zysku.To że wielu z nich zarabia na biegach duże pieniądze przez które się bogaci to na pewno dla wielu z nich jest niespodzianką i loterią.Loterią gdyż jak w dużym czołowym maratonie startuje po 20 Kenijczyków i ostro rywalizują to niewiadomo kto odbierze "palmę zwycięstwa" i przez to wysokie pieniądze!
Ja osobiście z podziwem patrzę na tych ludzi bo potrafią wykorzystać swój talent ciężko pracujac na zwycięstwo.Wiem,że jest im prościej osiągać super wyniki gdyż wynika to z ich innej,lepszej fizjologii organizmu oraz budowy ciała,głównie mięsni nóg.
Jeszcze jest jedna ciekawa refleksja odnośnie treningów Kenijczyków przebywających u nas w Polsce.Otóż ci Kenijczycy co stale przebywają u nas nie osiągną takich wyników jak ich ziomkowie w Kenii w słynnym Iten,i tu nie chodzi o sugerowaną "2 ligę" lecz różnicę w terenie.Otóż stale przebywają oni tam na dużej wysokości na płaskowyżu gdzie jest dobre,rozrzedzone powietrze zapewniające wysoki poziom krwinek czerwonych we krwi co przekłada się na wyniki.

 

Tusik

Autor: Tusik, 2009-04-24, 13:08 napisał/-a:
Wreszcie ktoś przełamał się z Limanowej! (nasze piękne miasteczko) i zaczął pisać. ;-) Pozdrawiam Mariusz. :-)

 

Zulus

Autor: Zulus, 2009-04-26, 10:54 napisał/-a:
Zawsze pozdrawiam ich w kiswahili-uwielbiam to zdziwienie w oczach,ale zawsze odpowiadają.Szkoda,że moja znajomość języka kończy się na kilkunastu zwrotach grzecznościowych :-(

 

Paweł II Yazomb

Autor: PawełJ, 2009-04-26, 11:16 napisał/-a:
Swietny artykuł. Brawo Benek!!! Przeczytalem wszystko jednym tchem. Nawet woda w czajniku nie zdołała sie zagotowac:)) No i podziekowania dla Admina;)

 




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768