redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
morito
Jacek Karczmitowicz
zgierz
Tygodnik Zgierski

Ostatnio zalogowany
---
Przeczytano: 384/14610 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:7.8/4

Twoja ocena:brak


A w Krakowie... na Floriańskiej padał deszcz
Autor: Jacek Karczmitowicz
Data : 2007-05-14

Lubię Kraków. Jakbym go nie lubił to bym tu nie przyjeżdżał. To był mój 6 maraton krakowski i debiut mojej żony na tej trasie. Jak co roku organizatorzy coś pomajstrowali przy trasie co miało przyspieszyć trasę. Hm chyba nie do końca wyszło. W sumie trasa bez większych trudności, ale w Krakowie ciężko się biega i każdy kto nastawia się tu na rekordowe osiągnięcia musi się liczyć z ryzykiem "ściany". Nie wiem czym jest to spowodowane, być może to specyficzny mikroklimat? Nie wiem. Mi się w Krakowie ciężko biega, co nie zmienia faktu, że robię to z przyjemnością.



Rys.1 - deszczowa pogoda dla czołówki...



Maraton krakowski najlepiej, z wszystkich biegów rozgrywanych w Polsce, przyciąga gości z zagranicy. Wiadomo KRAKÓW. Można zaliczyć dobry maraton, w pięknym mieście i jeszcze pozwiedzać. Ja w tym roku właśnie tak postąpiłem. Sobota mimo niesprzyjającej aury, dla mnie była wybitnie turystyczna. A wszystko skończyło się tak, że musiałem 4-letnią córkę do hotelu nieść "na barana" taki ją dopadł kryzys.

Sam maraton był zorganizowany doskonale. Jeśli wcześniej powątpiewałem w racjonalność pokonywania dwóch kółek, na zakończenie po Błoniach, bije się w pierś, tu wszystko zostało zorganizowane doskonale. Mi osobiście jednak brakowało tych podbiegów na mosty. Ale to mój punkt widzenia i zdaje sobie sprawę, że nie każdemu to musi odpowiadać. I tu mógłbym zakończyć opis moich zmagań ale.... No właśnie. Przyjechałem na maraton z żoną a ona przyjechała po życiówkę! To poważne zadanie. Wielu z czytających zna ten stan przed startem, ten potok myśli, jak pobiec, jak zacząć i jak zakończyć, żeby poprawić swój rekord, choćby o kilka sekund. Niestety, albo stety moja żona nie czytuje moich opisów, więc jej myśli biegły innym torem. I to jak bardzo! Idąc na start ulicą Floriańską w jednym ze sklepów moja żona upatrzyła sobie buty i już przez całą drogę żyła tymi butami. Żeby to były buty do biegania, ale nie. Jakieś włoskie pantofelki. Czy wyobrażacie sobie przed maratonem myśleć o czymś innym niż maraton? A tu mi nadaje żona moja tylko o butach, do czego będą pasowały, a do czego nie i czy lepsze będą brązowe czy niebieskie. Ja się zastanawiam co zrobić, bo w hotelu zostawiłem torbę z przygotowanymi napojami na punkty, a miłość mojego życia oczyma wyobraźni ubiera się w suknie i jeszcze nie kupione buty!!!



Rys.2 - ...i dla amatorów



I tak mnie rozbroiła, że zdecydowałem się biec z nią. Sam nie czułem się na siłach do ataków na życiówkę, sobotnie zwiedzanie odczuwałem w kościach, i do tego brak moich sekretnych napojów skłonił mnie do spokojnego biegu z żoną.

Po starcie szybko udało się nam ustabilizować szybkość na 5:30min/km a nawet troszkę wolniej. Żona marudziła, że za wolno ale celem biegu był czas poniżej 4h i tego się trzymałem. Niestety trasa biegu przebiegała po Floriańskiej i ... temat bucików wrócił. Był z nami gdzieś do Nowej Huty. Półmetek przebiegamy, gdy stoper wskazuje 1:57:57. Czyli zgodnie z planem. Po 25 km lekko przyspieszamy i temat bucików pozostaje gdzieś za nami. Na podbiegu od Wisły w kierunku Błoni czuje zbliżające się skurcze, ale jeszcze prowadzę żonę zasłaniając ją od wiatru. Gdy wbiegamy na Błonie ona zaczyna finisz, a ja już spokojnie truchtam po 6 minut do mety.



Rys.3 - na Fliroiańskiej pada deszcz...



Jak się okazała moja żona znalazła sobie innego peacemarkera i to młodszego. Finisz miała piorunujący i czas na mecie 3:52:12 jak na warunki krakowskie uznać należy za doskonały. A ja jakieś 100m przed metą miałem taki skurcz całej nogi, że stałem w miejscu ok 2-3 minut i dopiero po tym czasie doczłapałem się na metę witany przez żonę w skowronkach. Jak się okazało 2 połówkę maratonu moja żona pokonała w czasie ponad 3 minuty szybszym niż pierwszą. I to była recepta na rekord w tym dniu. Przygotowywała się do tego biegu pieczołowicie przez całą zimę czy mogłem jej odmówić tych butów? I nie odmówiłem. W poniedziałek udaliśmy się do sklepu po te buty – pamiątkę 6 maratonu w Krakowie.



Rys.4 - meta juz blisko



Bieganie kobiet to coś innego niż męskie bieganie. Trening kobiet również musi być inny niż męski ale o tym innym razem.

Maraton Krakowski przeszedł do historii. W mojej kolekcji wisi kolejny 6 już krakowski medal. Poprzednie moje opisy miały wspólny tytuł “W Krakowie zawsze świeci słońce” tym razem słoneczka nie było wcale. Pogoda była doskonała do biegania, nawet wiatr podporządkował się maratończykom i wiał "od Nowej Huty" czyli pomagał w drugiej połowie dystansu. Maraton w Krakowie to moim zdaniem doskonałość. I nie daje żadnych, prawie żadnych powodów do narzekania. Prawie.



Rys.5 - radość końca - zaraz odpoczynek :-)



Jednym ze sponsorów maratonu krakowskiego była Coca-Cola. I tu nasuwają mi się takie filozoficzne rozmyślania, dlaczego w Polsce na biegach tak ostentacyjnie nie serwuje się tego napoju. Wielu biegaczy po opiciu się serwowanymi napojami węglowodanowymi ma dolegliwości żołądkowe. Łyk "odrdzewiacza" uczyniłby cuda. Zwróciłem na to uwagę, bo jak wspomniałem moje napoje spokojnie na mnie czekały w hotelowym zaciszu. Ale tych ostatnich zdań proszę nie brać jako sprawy obniżającej w jakikolwiek sposób notę za maraton w Krakowie.

Ta jest doskonała i oby tak dalej.
Jacek "morito" Karczmitowicz

Zgierz 11.05.2007r.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768