redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
Głowacz
Maciej Głowacki
Wrocław
WKB PIAST Wrocław, Kb Sobótka

Ostatnio zalogowany
2024-02-08,09:52
Przeczytano: 323 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:8/1

Twoja ocena:brak


Pogromca Polaków wygrał 8. KGHM Polish Indoors
Autor: Maciej Głowacki
Data : 2007-02-12

Stało się tak, jak się stać musiało. Po raz kolejny, już ósmy, polskie marzenia o wygraniu wrocławskiego Halowego Międzynarodowego Zawodowego Turnieju Tenisowego Mężczyzn Challenger ATP (w tym roku turniej nazywa sie KGHM Dialog Polish Indoors 2007) zakończyły się zanim doszło do finału.

Piszę oczywiście o singlu, bo wszyscy mamy w pamięci ubiegłoroczne zwycięstwo naszego debla nr 1 czyli Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego nad czeskim duetem Lukas Dlouhy i Pavel Snobel 3:6, 6:1 i 12:10. Wtedy też finał w singlu był bardzo blisko, bo Łukasz Kubot po wygraniu pierwszego seta 6:4 i prowadzeniu w drugim z Czechem Tomasem Zibem jednak odda ł ten półfinał przegrywając kolejne sety do trzech i czterech.



Rys.1 - Pożegnanie Kubota z turniejem



Pogromcą Polaków okazał się Austriak Werner Eschauer mający ranking ATP 142, a więc gorszy od Kubota (118), ale lepszy od Michała Przysiężnego (203). Kubot rozstawiony w turnieju z numerem 5 uległ w środę Austriakowi 6:7 (5) i 5:7. Przysiężny grający z dziką kartą pokonał w pierwszej rundzie kwalifikanta Szwajcara Jeana-Claude'a Scherrera 7:6 (5), 6:7 (5) i 6:3. Wydawało się, że poradzi sobie także z Austriakiem. Nic z tego.

Miałem wrażenie, że w ogóle nie wyszedł na kort z myślą i determinacją wygrania tego pojedynku. Na konferencji prasowej odpowiedział na tak sformułowane moje pytanie, że on po prostu tak gra. I byłaby zgoda na to, gdyby nie fakt, że im piłka była grana w trudniejszej sytuacji meczowej, tym mu gorzej wychodziła. Michał sam przyznał, że nie by w stanie wytrzymać dłużej niż na 3-4 uderzenia żadnej wymiany, bo nie jest w dobrej formie.

Gdy to powtórzyłem po konferencji dyrektorowi turnieju Marcinowi Chmielewskiemu ten się żachnął. Przecież on jest w formie, pokazał to przed turniejem i w pierwszej rundzie. Odporności na meczowy stres i woli walki zabrakło już w meczu drugiej rundy. Jak zauważył jeden z kolegów dziennikarzy, gdyby Przysiężny miał tyle woli walki i ochoty do zwycięskiego grania co Kubot, a ten z kolei tyle talentu co Michał to nie martwilibyśmy się o tylko takie sukcesy, tylko w takim turnieju.

Kubot przegrał obydwa sety do 3, bo popisywał się kapitalnymi zagraniami na przemian z wyjątkowymi knotami. Miał kilka szans, gemboli na przełamanie rywala i nic z tego, a sam oddał swoje łatwo i po meczu.

Szansą na honorowe wyjście z tego turnieju pozostawał Kubot, który w deblu z Rikiem de Voestem z RPA po wygraniu w 1/8 z Grekami Konstantionsem Economidisem i Roko Karanusicem 6:1, 7:6 (2) w ¼ otrzymali walkowera od Czechów Tomasa Cakla i Jiri Vanka. W półfinale ich rywalem był duet słowacko-szwajcarskim Michal Mertinak i wspomniany już Scherrer, którzy wcześniej pokonali Czechów Kamila Capkovica i Lukasa Lacko 6:3 i 6:2. W drugiej parze zagra rywalem duetu austriacko-czeski Jordan Kerr i David Skoch (pokonali wcześniej Polaków Dawida Olejniczaka i Pawła Syrewicza 6:2, 6:3) była kolejna czeska para Lukas Rosol i Jan Vacek, którzy po ciężkim boju w ¼ byli lepsi od polsko-niemieckiego debla Tomasz Bednarek i Frank Moser 2:6, 7:6 (2) i 10:6, a wcześniej Polaków Marcina Gawrona i Michała Walkowa 6:2, 6:2.



Rys.2 - Lukas Rosol i Jan Vacek - zwyciezcy debla



Wszyscy walczyli nie tylko o punkty ATP, ale wcale niezłą, jak na rangę i poziom turnieju kasę. Na zwycięzcę singla czeka 15.300 euro, a na deblistów 6.300 euro.

To może być godny następca cara tyczki - przerwany marsz młodego Bubki

To byłby turniej Siergieja Bubki, gdyby nie przegrał w ćwierćfinale KGHM Dialog Polish Indoors Wrocław nie przegrał on z Czechem Janem Mertlem 4:6, 6:7 (5). Przegrał pechowo, bo z minuty na minutę grał lepiej i jestem przekonany, że gdyby tie-breaku przy stanie 5:6 podcięta przez niego piłka zmieściła się w korcie to zarówno set, mecz, jak i cały turniej byłby w jego zasięgu. Próbowałem go o tym przekonać zaraz po meczu, ale był zbyt naładowany wściekłością, aby dało się z nim normalnie rozmawiać.

Synowi legendarnego Siergieja Bubki seniora (cesarza tyczki, kilkudziesięciokrotnego rekordzisty świata o tyczce, wielokrotnego mistrza świata. Mistrzostw Europy, jak również mistrz olimpijskiego z Seulu'88) nagle przerwał się bajkowy zaiste turniej. Ten mający stosunkowo niski ranking (364) 19-latek po pokonaniu w eliminacjach Polaka Marka Pokrywki, Słowaka Paola Cervenaka i Serba Nenada Zimonjica w pierwszej rundzie nie zwolnił tempa pokonując notowanego o blisko 200 numerów (167) Słowaka Michala Mertinaka. To sprawiło. że wszyscy zaczęli mu się coraz bardziej przyglądać.



Rys.4 - Siergiej Bubka - syn słynnego tyczkarza S.Bubki



Gdy zobaczyłem go z bliska i w akcji pierwszy raz nie miałem wątpliwości, że nie tylko jest bardzo podobny do ojca, ale ma wiele z jego talentów. Przypomnijmy młodszym Czytelnikom, że stary Bubka doprowadził rekord świata w skoku o tyczce z pułapu 5,85 do 6,14!!! Jego możliwości szybkościowe, siłowe, przy znakomitej sprawności i olbrzymiej wytrzymałości tempowej były takie, że gdyby zdecydował się na przygodę z 10-bojem to i tutaj byłby niepokonany, a on byłby pierwszym, który przekroczył magiczną w tamtych latach barierę 9.000 punktów. Zwycięstwo w drugiej rundzie wrocławskiego turnieju w przeddzień 20 urodzin przypadających na 10 lutego kontynuowałoby tę bajkę i sam sobie tego życzył, zdając jednak sprawę – po wygranej pierwszej rundzie – że do tego jeszcze daleka droga. Uważam jednak, że co ma wisieć nie utonie. Przynajmniej wobec kilkunastu osób w trakcie tej jego w efekcie przegranej gry deklarowałem, że jeśli nie wygra tego turnieju – to za 2 lata będzie walczył o zwycięstwo w Flushing Meadow. Trochę żartowałem, ale nikt się jakoś nie chciał ze mną założyć, że tak się nie stanie.

Młody Bubka gra na poważnie w tenisa od wieku 7 lat, gdy jego rodzina przeniosła się do Monako, bo wcześniej na Ukrainie nie miał ku temu – jak przyznaje – warunków. Zakochał się w tenisie, a do lekkiej go nikt nie popychał. Przyznaje, że skoczył o tyczce 2,50 m, ale nie ma się co śmiać; od tej wysokości każdy tyczkarz zaczyna. Ma świetnego trenera, ojczyma i również swego czasu trenera Andrieja Miedwiediewa, najlepszego ukraińskiego tenisisty. Raz na dwa, trzy miesiące ćwiczy z byłym trenerem ojca i na jego planach trochę lekkiej atletyki. Więcej mu jednak stary pomaga jeśli chodzi o psychikę i to rzeczywiście widać na korcie. To prawdziwy walczak, który nawet podczas tego turnieju kilka razy wychodził z sytuacji dla większości graczy beznadziejnych. Z ojce kontakt bezpośredni ma rzadki, zwłaszcza, gdy ten zaangażował się jako prezydent Ukraińskiego Komitetu Olimpijskiego w przyznanie Ukrainie i Polsce organizacji Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w 2012 roku.



Rys.5 - Siergiej Bubka w akcji



To jednak nie jest już turniej Bubki. Czy będzie Austriaka Wernera Eschauera? – zastanawiałem się po jego zwycięstwach nad Polakami, najpierw Łukaszem Kubotem, a potem Michałem Przysiężnym, ale mało kto dawał pogromcy Polaków szanse na dalsze zwycięstwa. Tymczasem po dwóch tie-breakach (drugim do 11!) wyeliminował Chorwata Roko Karanusica, notowanego o 27 numerów niżej (169 a 142). W półfinale czekał na niego zwycięzca Bubki Czech Jan Mertl (232). W drugiej parze półfinałowej Czech Tomas Zib (139), który pokonał Brytyjczyka Alexa Bogdanovica (141) 6:4, 6:4 miał zagrać z jedynym rozstawionym (nr 4), który dotarł do ¼ i półfinału Grekiem Kostantinosem Economidisem (113). Dotarł do niego po ciężkim boju pokonał kwalifikanta Czecha Bohdana Ulihracha 5:7, 7:6 (4) i 7:6 (5).

Ósmy turniej KGH Polish Indoors toczy się nadal przy trybunach Hali Ludowej wypełnionych najwyżej kilkuset osobami, ale są transmisje z Polsacie Sport (świetnie komentuje Tomaszewski junior czyli Tomasz), a niedzielne finały także w TV4. Ważne, że mimo politycznych zmian nadal wrocławski turniej utrzymał rangę jednego z najlepiej płatnych challengerów (czyli jak na ten typ turnieju maksymalną – 150.000 dolarów). Piąć się w górę (kiedy trzeba dużo więcej pieniędzy, ale i mogą przyjeżdżać czołowi gracze świata) będzie trudno, bo brakuje po prostu wolnych treminów. Szkoda, że obecny turniej nie potwierdził ubiegłorocznego marszu w górę polskiego tenisa, ale mimo wszystko było na co popatrzeć.

Jak sobie poradził Eschauer ?

Werner Eschauer po pokonaniu Kubota i Przysiężnego stał się od razu nie tylko moim faworytem do zwycięstwa w całym turnieju. W końcu, jak co roku i zawsze podczas turniejów Polsce marzymy o maksymalnie dużym polskim akcencie. Tym bardziej, gdy w sobotę odpadł ostatni pozostający w turnieju Polak, czyli grający w deblu z Afrykanererem Rickiem De Voestem Łukasz Kubot.. Pożegnanie Polaka z turniejem nie wypadło zbyt okazale, bo z rozstawionym z numerem trzecim czesko-szwajcarskim duetem Michal Mertinak – Jean -Claude-Scherrer przegrali :1:6 i 5:7 nie imponując ani poziomem gry, ani koncentracją. Kubot bardzo chciał, ale nic obu nie wychodziło i w pamięci widzów mogły pozostać tylko jego nerwowe zachowania; przekręcenie czapki na głowie sędziego liniowego czy dwie palby piłeczką pod sufit hali.



Rys.3 - Konferencja - zwycięzca singla Werner Eschauer



Finał singla poprzedziła ostateczna rozgrywka debla. Zwycięzcy Kubota i De Voesta grali ze sobą drugi raz. Poprzednio osiągnęli w podobnym challengerze w Paryżu finał. Lukas Rosol i Jan Vacek imponujący wzrostem (obaj mierzą prawie po 2 metry) pokazali, że nie tylko w tym są lepsi. Po walce, bo po dwusetowym boju – 7:5 i 7:6 (4) – byli bardzo szczęśliwi. Rosol po przegranym meczu w eliminacjach singla już się pakował do wyjazdu z Wrocławia, a okazało się, że najlepsze przed nim.

W finale singla, choć sympatia widowni była po stronie pogromcy Polaków to wiele wskazywało na ciężki i wyrównany bój. Choćby prawie remisowy ranking: Ziba 139 do 142 Eschauera. Również wiek; Czech ma 31 lat, a Austriak 33. Zwycięzca naszych asów pokazał waleczność i nieustępliwość, ale przez turniej do finału dotarł bez straty seta, natomiast Zib trzy z czterech pojedynków wygrał w trzech setach i to dwukrotnie przegrywając pierwszego seta. Tym razem miało być inaczej. W dziennikarskim konkursie postawiłem na zwycięstwo Austriaka po dwóch tie-breakach i jak się okazało tylko dwóch kolegów dziennikarzy życzyło mu podobnie i dzięki temu wygraliśmy po puszce piłeczek. Tym razem Zib wygrał pierwszego seta i przełamał rywala w drugim, ale to nie wystarczyło. Eschauer mimo, że starszy był jednak szybszy i nie tylko konsekwentniej waleczny, ale i precyzyjniej realizujący swój plan. Polegający na wymuszaniu u przeciwnika zagrań nieprzygotowanych. Wymagało to grania trudnych piłek pod nogi czy zmuszających do odpowiedzi po forsownych podbiegach. Przyniosło to sukces.

Na konferencji prasowej po meczu spytałem zwycięzcę czy myśli o taki marszu po zwycięstwie w rankingu, jak choćby w 2002 roku wykonał Włoch Davide Sanguinetti, który dobrze wypadł w dwóch kolejnych turniejach i znalazł się w jego pierwszej dziesiątce. On na to odpowiedział, że chce utrzymać dobra passę i awansować do pierwszej setki, a później piąć się dalej. Czy starczy czasu? - delikatnie sprowokowałem. On na to z uśmiechem, że chce jeszcze pograć z 10 lat. Tego Panu życzę - zakończyłem nasz dialog.

I tak się zakończył turniej, któremu tradycyjnie towarzyszyła rywalizacja dolnośląskiej młodzieży. Szkoda, że choć pooglądała dużo dobrego tenisa; to tak mało w polskim wykonaniu.

Maciej Głowacki



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768