redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
Głowacz
Maciej Głowacki
Wrocław
WKB PIAST Wrocław, Kb Sobótka

Ostatnio zalogowany
2024-02-08,09:52
Przeczytano: 191 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Jak było w Wałczu? Bojowo, merytorycznie, biegowo
Autor: Maciej Głowacki
Data : 2006-11-24

Po raz pierwszy spotkaliśmy się w Wałczu i z głosów, jakie pojawiły się na stronie można byłoby wywnioskować, że wielu z nas zabrało z uwagi na powiększone odległości od południa Polski. Jednak było nas więcej i to już cieszy niż w poprzednim roku. Oczywiście pamiętam liczniejsze spotkania i z ciekawszym programem, ale na pewno merytoryczność i poziom prezentacji oraz merytorycznych dyskusji był tu zdecydowanie najwyższy. Oczywiście już po podziale w biegowym ruchu te spotkania, które robił w ramach Federacji Klubów Biegacza Janusz Kalinowski miały wielki walor spotkań z takimi gwiazdami jak Monika Pyrek, Krysia Danilczyk, Lidka Chojecka, Paweł Czapiewski czy Artur Partyka, a w Wałczu jakoś zabrakło inicjatywy, by umówić się z naszą kadrą 400-metreowców i ich supertrenerem Józefem Lisowskim. Ale do rzeczy...

Czy można działać bez Marka?

Tak, tak to były pierwsze od lat spotkanie biegowych działaczy (nie licząc tych, gdy Kalinowski poszedł własną drogą) bez Marka Danielaka. Gdy piszę te słowa mam przed oczami artykuł „Rozbiegana Polska” pióra Maćka Petruczenki z 1995 roku. Relacjonował trzeci krajowy zjazd Centralnego Klubu Biegacza odbyty częściowo w Spale, a częściowo w Warszawie, którego zacnymi gośćmi byli senator Jan Mulak, przewodniczący sejmowej Komisji Sportu i Rekreacji Fizycznej Marek Wielgus, wieloletni prezes PZLA Czesław Ząbecki (tej trójki wielkich ludzi królowej sportu już nie ma wśród nas) , przewodniczący UKFiT Stefan Paszczyk oraz duchowy opiekun sportowców ksiądz Mirosław Mikulski. Petro obecność tego grona skomentował słowami: „Niektórzy powiedzieliby w takiej sytuacji: „pełny” komplet..” Wówczas minister Paszczyk zachęcił 96 klubów z CKB do założenia właśnie Polskiego Stowarzyszenia Biegów Długodystansowych i Maratonów wskazując na drogę korzystania z państwowej pomocy finansowej. Na czele CKB stał wówczas Kalinowski, a wiceprezesami byli Danielak i Jerzy Skarżyński.



Rys.1 - uczestnicy Konferencji PSB w Wałczu



Na tym optymistycznym zjeździe przed 11 laty innym ze znamienitych gości był Kazimierz Zimny, który dotarł i obecnie do Wałcza i nie krył żalu z powodu upadku poziomu polskich biegów, a zwłaszcza maratonu. W tym roku tylko dwóch zawodników złamało 2:15 (Rafał Wójcik – 2:14.11 i Maciej Miereczko – 2:14.16), a jedna kobieta 2:30 (Dorota Gruca – 2:29.17). Zresztą co tu dużo mówić pan Kazimierz ze swoimi „życiówkami” sprzed prawie pół wieku dzisiaj byłby samotnym liderem na 3.000 m (7.54,6) i 5.000 m (13.44,6 – tu z przewaga prawie pół minuty!) oraz drugi na 10.000 m (28.46,0).

Marek Danielak ustępując w trakcie roku z funkcji prezesa zrezygnował w ogóle z działalności w PSB i obrady Nadzwyczajnego Walnego Zebrania PSB na początek konferencji powołały do życia nowy zarząd z Henrykiem Paskalem z Piły jako prezesem, Stanisławem Langem (Gdańsk) wiceprezesem, Marią Malinowską (Starogard Gdański) sekretarzem oraz Stanisławem Śmitkowskim (Oleśnica), Małgorzatą Meisner (Krapkowice) i Zbigniewem Rosińskim (Lubliniec). Obrady pokazały, że bez Marka można działać. Choć obniżył się poziom biegania najlepszych to przybywa biegających, dostępniejsze są pieniądze na organizację i przybywa coraz więcej i coraz lepiej organizowanych imprez. Szkoda, że „Złotego Filipidesa” dla 24. edycji – będącego od lat w tym gronie – Maratonu Wrocław nie przyjechał odebrać jego pomysłodawca i organizator czyli właśnie Marek Danielak.

Wiceprezes na początek – o pieniądzach

Po owacjach dla nowych władz o konkretach mówili obaj prezesi. Lange wskazał na pojawiające się nowe rozwiązania ustawowe związane z doskonaloną ustawą o pożytku publicznym oraz o partnerstwie publicznym i rosnącej dostępności do grantów. Wskazał jednocześnie, że bieganie jako nośnik marketingowy przegrywa nie tylko z piłką zabierającą 65 proc. sportowego rynku, ale i siatkówka, koszykówką, piłką ręczną, tenisem, żeglarstwem, narciarstwem. Granty są dostępne, ale droga do nich jest długa poczynając od złożenia, przez wykonanie i trwające zazwyczaj ponad pół roku rozliczenie. Bez kredytu ani rusz, a stowarzyszenia na bankowy szans nie mają, choćby z powodu braku majątku. Trzeba zaczynać od porządku w papierach; statutu z poświadczoną za zgodność każdą stroną, aktualnym odpisem z KRS-u, zatwierdzonym bilansem za rok poprzedni, rachunkiem zysków i strat.

Tak czy tak trzeba szukać sponsorów i być do tych poszukiwań dobrze przygotowanym. Namawiać do kojarzenia z marką, utożsamiania jej przez koszulki i inne gadżety oraz sam produkt. Dobrze widać, jak to się skutecznie robi na przykładzie Samsung Running i wyraźnego efektu wzrostu sprzedaży sprzętu audio-video i agd tej marki. Trzeb umieć określać wartość medialną imprezy i szukać dojść do telewizji, radiów i Internetu. Obecność w nich otwiera drogę do sponsorów. Zaś już jakakolwiek forma czterosekundowej obecność na wizji czy fonii w nich jest zaliczana w raporcie zbiorczym emisji dającym możliwość dużych rabatów. Oczywiście nie tylko media, ale telebimy, ekrany, banery, tablice, obecność na bramach startowych, koszulkach, spodenkach, torbach itd. Pewne nadzieje wiążemy – mówił Lange – z rozpoczęciem nadawania przez TV Sport. Pewne, bo obrazując strategię nowego kanału Robert Korzeniowski nawet o stadionowej lekkiej atletyce nie mówił prawie wcale. Wiceprezes PSB zakończył swoje wystąpienie refleksją, że profesjonalizacja managementu nie dotyka niestety ubogich w większość stowarzyszeń sportowych i nasi partnerzy czy rywale w firmach są lepiej od nas przygotowani i trudno ich przekonywać, gdy nasze racje przegrywają z ich wskaźnikami i ukształtowanymi niesportowymi, niebiegowymi zwyczajami i przyzwyczajeniami.

Prezes o biegowej frekwencji i nie tylko

Prezes Paskal podzielił się nami swoimi obserwacjami związanymi z analizą biegów 2006 roku. Jeśli chodzi o Polskie maratony to wszędzie wzrosła frekwencja poza – zdaniem prezesa – Wrocławiem. Nie zgodziłem się z tym, bo na mecie razem startujących 24. Maratonu Wrocław i 6. Półmaratonu Wrocław było w sumie najwięcej w historii, bo 1.427 osób. Wspólny start obu biegów nie wzbudza Paskala entuzjazmu, bo bez odrębnych numerów na starcie właściwie trudno jego zdaniem mówić o uczestnikach półmaratonu. Po prostu mając wybór biec 21 czy 42 km oraz pewność, że tak czy tak dostanie się medal, koszulkę i inne gadżety wiele osób rezygnuje z całego dystansu. Teza dyskusyjna, bo ja sam, jak i bardzo wielu innych osób w tym roku stawaliśmy na starcie od razu z założeniem biegania połówki. Powiem szczerze, że nie spotkałem nikogo kto chcąc biec maraton zrezygnowałby z jego ukończenia po połowie dystansu.



Rys.2 - sala konferencyjna



Fakty są takie, że Poznań z 2.211 uczestnikami na mecie zbliżył się do rekordu Polski warszawskiego Maratonu Pokoju z 1980 roku (2.295) i wyprzedził Warszawę, która pod wodzą dwukrotnie w Wałczu wyróżnionego Marka Troniny uzyskała 6. wynik w historii – 1.847. Lepsze były tylko trzy pierwsze maratony (1979-1981) oraz piąty i szósty (1983-84). Na uznanie zasługuje dojście do takiego wyniku po zorganizowanym po wariacku przez samych biegaczy maratonie w 2002 roku, wyłącznie po to, aby nie zaprzestać pięknej tradycji, ale tylko z 309 uczestnikami na mecie. I tak złośliwymi komentarzami jak ten 29 października tegoż roku Pawła Wiśniewskiego pt. „Drenaż mózgów”. Dużo epitetów i bezlitosnej satyry późniejszego rzecznika PZLA Pawła Wiśniewskiego. Słowa Pawła: „... Maraton Warszawski odbył się po raz ostatni, raz jeszcze ośmieszając... siebie i tych wszystkich, którym bliskie jest bieganie” nie okazały się prorocze, ale ośmieszające autora. Tegoroczny Maraton warszawski odbył się w ramach Warszawskiego Festiwalu Biegowego z udziałem w ciągu trzech dni około 5.000 osób. Tronina oprócz Certyfikatu Złoty Bieg odebrał Filipisesa „Honorowy Organizator” jako reanimator i dyrektor Maratonu Warszawskiego. Czy również ukłon od Wiśniewskiego?

Na trzeciej pozycji znalazł się 5. Cracovia Maraton z 1.024 osobami na mecie. Wrocław z 846 (a w 2004 i 2005 miał odpowiednio 953 i 923, a z półmaratonami 1.280 i 1.366) był czwarty przed Dębnem - 434. Cała ta piątka dostała Certfikaty „Złoty Bieg 2006”, a w gronie wyróżnionych biegów znalazły się maratony w Jelczu Laskowicach (13. – 106), Toruniu (powinien być na liście Paskala 6. z 339 osobami na mecie, ale odbył się – jak nam prezes przekazał za Tadeuszem Dziekońskim – na zmienionej i już nie w pełni atestowanej trasie), Bełchatowie (11. –133) i Pucku (powinien być 11. – 180 osób). Z kolei tytuły Kameralnej Imprezy zdobył Cross Maraton „Przez Piekło do Nieba” w Sielpii (powinien być 13. – 112), a Specjalnego Filipidesa za Formułę Nocnej Imprezy zdobył 1. Nocny Maraton Świętojański (należałoby mu się 10. miejsce – 204).

Maratonowa turystyka raczej eksportowa

Przy stopniowo rosnącej frekwencji w polskich maratonach prezes zwrócił uwagę, że mimo skromnej liczby mieszkańców naszego kraju biegających maratony znacznie więcej polskich maratończyków i maratonek startuje zagranicami i to najbliższymi niż bezpośrednich sąsiadów u nas. Przykładowo w gronie 100 narodowości w maratonie berlińskim byliśmy na 7, miejscu z 214 osobami (182 mężczyzn + 32 kobiety). Na 26.670 było 6.100 przyjezdnych. W Polsce w Krakowie było tylko 15 Niemców, 8 Słowaków i 3 Czechów, w Warszawie 21 Niemców, 5 Słowaków i 5 Czechów, a w Poznaniu 11 Niemców, 9 Czechów i 2 Słowaków. Nasi południowi sąsiedzi wydają się być o wiele bardziej gościnni, bo w Koszycach na 498 uczestników było 117 Węgrów, 114 Polaków i tylko 97 Czechów.

W Pradze przy ponad 4-tysięcznej frekwencji ponad 50 proc. stanowili obcokrajowcy, bo Czechów było tylko 1.412, prawie po 400 Włochów i Anglików, powyżej 250 Niemców i Francuzów. 50 naszych rodaków to mniej niż Belgia (75), Finlandia (70) i Holandia czy Węgry(po 62). Jeździmy zagranicę, choć tam warunki są gorsze od tych w kraju, gdzie – zdaniem Paskala – organizatorzy coraz bardziej rozpieszczają coraz wybredniejszych biegaczy. Wybredniejszych i coraz mniej zdecydowanych, bo jeśli w Poznaniu zapisało się ponad 3.000 osób, a w Warszawie 2.500 czyli znacznie więcej niż ukończyło – to jest to sytuacja nie w porządku. Wielu w ogóle nie zgłasza się do biura, część zadowala się upominkami bez stawania w ogóle na starcie. Tak czy tak traci impreza i organizator, a setki pozostających medali są wyrzuconym w błotem marnotrawstwem jak nie pieniędzy to idei.

Czy będziemy wręczać Korony Maratonów Polskich?

Po prezesie z propozycją przyznawania Korony Maratonów Polski biegaczkom i biegaczom, którzy ukończą 4 największe polskie maratony (Poznań, Warszawę, Kraków i Wrocław) wystąpił p. Wiesław Maczek z Krakowa. Nie liczyłby się czas, bo chodziło mu o zachęcenie takim trofeum jak największej liczby biegaczy do budowania frekwencji największych krajowych imprez. Podzieliłem się zdaniem, że równolegle do takiej nagrody w podobny sposób honorować można również najlepszych uczestników tej złotej maratońskiej czwórki lub trójki. Dlatego trójki, bo nie da rady przebiec szybko i zdrowo całej czwórki, gdy odstęp czasowy między Wrocławiem a Krakowem jest dwutygodniowy, a Warszawą i Poznaniem o dwa tygodnie dłuższy. Sugerowałem więc osiągnięcie klubowego kolegi z WKB PIAST Roberta Jędrusińskiego z 2005 roku czyli przebiegnięcie maratonów we Wrocławiu, Warszawie i Poznaniu w łącznym czasie 8:24.30 uznać za prekursorskie do tej superkorony.



Rys.3 - Złote Biegi 2006 - Maniacka Dziesiątka



Pierwszy wieczór konferencji zakończyła uroczysta kolacja połączona z integrowaniem się naszej biegowej wspólnoty. Miałem szczęście siedzieć niedaleko Marka Jasińskiego komandosa z Lublińca ze stażem jak najbardziej irackim, który okazał się niezawodny logistycznie i prawdziwym mistrzem dobrego i mocnego czasem do bólu dowcipu.
Katorżnicze łzy na bieżni

Drugi dzień z bliżej nieznanych powodów większość rozpoczęła nie od rannego pobieganie, ale od śniadania. Zrobiłem to zupełnie świadomie, bo w programie był o 12.15 bieg na 1.000 metrów. To miała być prawdziwa próba przez mękę, ale nie wszyscy byli tego chyba świadomi. Po śniadaniu Michał Walczewski przedstawił nam czym obok prowadzenia www.maratonówpolskich zajmuje się ITL MEDIA GROUP. Ruszył więc już serwis www.eurocalendar.info, który podobnie jak maratony publikuje za darmo newsy, kalendarzowe zapowiedzi i wyniki imprez sportowych, ale dotyczące właściwie całego sportu, no może z wyjątkiem piłki nożnej, jeśli dobrze zrozumiałem. Bezpłatnie można również w pewnych granicach umieszczać i bez granic pobierać zdjęcia ze sportowych imprez.

Wszystko ujęte w czytelnym zapisie encyklopedii z zakładkami formalnymi. Kolejna inicjatywa to ISS – Internetowa Społeczność Sportowa czyli konsolidacja środowiska poprzez fora dyskusyjne, blogi, wewnętrzną pocztę elektroniczną, dzienniki treningowe i „Młodego Dziennikarza Sportowego”. I na koniec prezentacja i zachęta do imprezy, na którą Michał stawia, choć już w niej uczestniczył , w rocznicę cudu nad Wisłą w Lublińcu-Kokotce trzeba pokonać 7 km przez polder, strumień, jezioro, rowy melioracyjne i moczary leśne. Zabiera to najlepszym prawie jedną godzinę i 7 minut. W tym roku startowało 130 osób w zeszłym roku w 5 biegach uczestniczyć będzie po 200 osób i z każdego po 30 trafi do finału.

Patrzyliśmy na to z pewnym rozbawieniem, ale myślę że pół godziny później, gdy małej grupce najmocniejszych dziennych i nocnych dyskutantów przyszło stanąć do biegu nie na 1.000 m, ale na 1.200 metrów to zrozumieliśmy, że w Lublińcu nie będzie łatwo. Bieg był przy okazji prezentacją firmy Super Sport Bogdana Sądela, która chce w szerszym stopniu zastąpić tradycyjne chipy na but tzw. DAG-ami czyli chipami wpuszczonymi w postaci żyłki w numer startowy każdego zawodnika, których fale odbiera brama, przez którą trzeba przebiegać. W naszym biegu się to sprawdziło. Dostaliśmy wydruki z czasami każdego okrążenia, ale chyba z nerwów prędkość w kilometrach na godzinę zaniżono nam, tak jakbyśmy przebiegli kilometr, a nie 1.200 metrów. Do walki z Andrzejem Krzyścinem bez żądnego szacunku ruszyli Jarosław Bienicki z Rzeźnika i Piotr Suchemia z Gdyni. Finiszowali tak mocno, że musiałem się bronić przed dublem, ale dzięki temu ograłem komandosa Jasińskiego i oddaliłem się od jedynej kobiety w gronie biegnących Małgosi Leśniewicz z Gdańska, nie mówiąc już o dalszych uczestnikach biegu. Biegło nas tylko 17 osób, oglądało drugie tyle, a reszta?! Skoro tak to wygląda w gronie organizatorów imprez biegowych...



Rys.4 - Złote Biegi 2006 - OSiR Gniezno



Jak się robi Maraton w Poznaniu...

... opowiedział nam po obiedzie dyrektor tej imprezy Janusz Rajewski. Była to historia ciekawa pokazująca, że łatwiej się to robi, jak się ma biegających prezydentów, ale walka jest spora, by w kilka lat zdobyć miano największego maratonu w Polsce i być już tak blisko bezwzględnego rekordu kraju. Opowiadał bardzo fachowo, jak podchodzili przygotowani logistycznie do przedsięwzięcia z roku na rok większego i wymagającego coraz lepszego przygotowania czyli QR - quick response (szybka reakcja), LCR (efektywna obsługa klienta) i JinT - just in time (dostawa na czas). Brzmiało to jak operacja z pogranicza wielkich kampanii militarnych i wojen gwiezdnych, gdy Rajewski mówił o „kryteriach wpływających na modelowanie systemu zurbanizowanego w szczególnych warunkach”. Chodziło o to, że „podsystem komunikacyjny w trakcie trwania maratonu zmienia swoją dotychczasową organizację, co powoduje mnogość wszelkich utrudnień”.

Chodziło o reorganizacje komunikacji autobusowej i tramwajowej, wstrzymywanie ruchu tramwajów przy przecinaniu trasy maratonu, zmianami w trasach linii autobusowych, objazdami i dodatkowymi liniami. Dla wrocławianina nie robi to jednak wrażenia. Naszemu Miastu czyli Petersburgowi i Amsterdamowi oraz Wenecji (tylko te miasta mają od nas więcej mostów ) nad Odrą, Oławą, Bystrzyca, Widawą i Ślęzą nie licząc pomniejszych potoków drogowcy odebrali w 2006 roku w ogóle prawo do jakiejkolwiek normalnej komunikacji rozpoczynając dziesięć wielkich inwestycji w centrum na raz. I jakoś sobie ludzie radzą i nie narzekają, ale jak Maraton Wrocław trochę tylko ruch komplikuje co roku – to ci sami dzisiaj spokojni obywatele dostawali wtedy amoku. Oglądałem maraton w Poznaniu jako uważny widz i mnie się podobało prawie wszystko, poza tymi szaleńcami na rolkach, bo zwłaszcza przy zjeździe do mety wiało grozą.
Dyskusje wywołał Piotrek Woźniak wypowiadając się przeciw uczestniczeniu rolkarzy w maratonie. Rajewski bronił jednak tej rosnącej z roku na rok grupy, która maraton ubarwia.

...a jak się w Poznaniu nie powinno robić

Spytałem dlaczego dopiero przed samym startem lipcowego maratonu podczas poznańskich mistrzostw Europy weteranów zmieniono trasę z tej poznańskiego maratonu na tą wokół Malty. Rajewski wytłumaczył to przekonująco. Rozmiar weterańskiego maratonu przerósł organizatorów, a podczepienie się do sprawdzonej trasy przez centrum miasto groziło w przypadku – bardzo prawdopodobnego – niepowodzenia zdecydowanymi i skutecznymi protestami przeciwko październikowej imprezie. Obserwując kłopoty jakie mieli organizatorzy, sędziowie, a w efekcie zawodnicy i widzowie wokół Malty zgadzam się z tą decyzją. O rozmiarze chaosu przy poznańskim maratonie niech świadczy fakt, że do tej pory nie zwrócono złotego medalu w klasyfikacji drużynowej maratonu naszemu klubowemu koledze, wspomnianemu już Jędrusińskiemu. W kategorii 35-44 lat zamiast niego na podium stanął Jarosław Wilma, chociaż uzyskał czas o ponad 5 minut gorszy!!!

Górski Sport także na wodzie

Po Rajewskim zaprezentowały się Jerzy Górski ze swoim „Górskim Sportem”. Ten świetny sportowiec, były mistrz świata w podwójnym triathlonie, laureat nagrody za wybitne osiągnięcia dla polskiego sportu, wyróżniony przez Przegląd Sportowy i UKFiT tytułem Olimpionika został trenerem, założył Centrum Sportowe „Głogowski Triathlon”, a od 14 lat organizuje imprezy triathlonowe, biegowe , kolarskie i inne. W bardzo poglądowy i robiący wrażenie sposób zaprezentował naprawdę profesjonalne zaplecze do organizacji od A do Z wielkich imprez. To dobry biznes, ale i zawsze ręka wyciągnięta do organizujących imprezy i mających problemy.

Po prezentacji Górskiego spotkaliśmy się na pływalni. Tak jak pod naciskiem organizatorów skrócono bieg z 5 do 1,2 km tak tutaj dystans z 200 metrów do 50. Było nas mniej niż na bieżni, a do wygrania były trzy koszulki lekkoatletycznego memoriału Żylewicza od dyrektora Lechii Gdańsk, a naszego wiceprezesa PSB Staszka Langego. Kto płynął wolniej, ale ładnie i stylowo – jak ja – też mógł zostać nagrodzony ta koszulką Wszyscy dopłynęli, a wody się nie przestraszyli i pokazali klasę pokazali organizatorzy Maratonu w Jelczu-Laskowicach dyrektor Aleksander Mitek i wiceburmistrz Marek Szponar.

Memoriał może później, ale się pościgamy z komandosami i maniakami

Przy okazji wspomnę, że obaj przyjęli do wiadomości moje i internautów argumenty, że warto dla lepszego uczczenia Basi i wymyślonego przez nią maratonu, aby impreza będąc br. jej Memoriałem zmieniła termin. Jeśli nowe władze w Jelczu-Laskowicach nie będą przeciw; to może już w 2008 roku imprez zmieni termin na listopadowy. Gwarantowałem, że te kilkaset osób, które temu rok przyjechało z całej Polski na pogrzeb zmarłej 24 listopada 2005 r Basi, pośpiewało jej, pomodliło się i podeklamowało, co roku docierać może w takiej ilości i z wielkim entuzjazmem na ten maraton w listopadowym terminie, niekolidującym z innymi wielkimi biegami. Obaj panowie wiedzą, że taki większy maraton trudniej będzie udźwignąć, ale obiecałem, że POMOŻEMY.

Wcześniej, bo już w pierwszej połowie 2007 r., Mitek będący w Miłoszycach dyrektorem położonej na trasie maratonu szkoły im. Polskich Maratończyków chce zorganizować sztafetę swoich dzieci na maratońskim dystansie. Zdeklarowałem, że możemy taka sztafetę jako WKB PIAST też wystawić. Olkowi się to spodobało, a chęć towarzyszenia i rywalizowania wyrazili także Marek Wiśniewski z WKB Lublińca i Arti Kujawiński z KB Maniac Poznań. Dojdzie więc do braterskiego pojedynku trzech największych i najsilniejszych klubów w Polsce.

Sobotni program oficjalny zakończyła prezentacja Champion Chip Polska Macieja Kwiatkowskiego i Marka Hanaczewskiego z Torunia. Działają na polskim rynku od 12 lat i ostatnio obsłużyli w Polsce 70 imprez, w tym rekordowy Run Warsaw. Tłumaczyli pewne niuansy, związane m. in. z chipami jednorazowymi , kosztami chipów i generalnie całym tym rynkiem i brak pytań świadczył, że chipy zadomowiły się już na naszym rynku i w sytuacji, gdy wzorem Europy Poznań wprowadza już tylko częściowo zwrotną kaucję lepiej i unikając nerwów oraz kolejek zaopatrzyć się we własnego chipa.

Po sobotniej kolacji był wreszcie czas na pozwiedzanie ośrodka i Wałcza. Trzeba przyznać, że delegacja która wyruszyła do miasta pod wodzą komandosa Jasińskiego składała się tylko z trzech osób i obaj z Markiem towarzyszyliśmy członkini zarządu PSB , dyrektorowi Krapkowickiego Biegu Ulicznego Małgosi Meisner. Komandosi to jednak mają nosa. Marek zaprowadził nas do British Pubu Bankowego Studio Jack i rzeczywiście elegancki fragment brytyjskiego lwa zagościł w Wałczu. Bawiliśmy się świetnie, prawie do rana, w końcu pod opieką komandosa.

Niedziela pod znakiem Filipidesa

Ostatni dzień to już królestwo Michała Walczewskiego. Uroczystość rozdania certyfikatów „Złoty Bieg” to sympatyczny sposób podsumowania sezonu i choć niektórych organizatorów zabrakło – to znalazły się osoby z ich miast, współorganizatorzy czy stali uczestnicy biegów, które te nagrody odebrały. Zabrakło niestety Tadzia Dziekońskiego, który miał nam przybliżyć nowości związane z atestacją tras. Nie dotarł także zaproszony przez Piotra Woźniaka dziennikarz „Gazety Wyborczej”, organizator akcji „Polska biega”. Rozmawialiśmy o niej wcześniej i nie sposób pochwalić inicjatywy, w ramach której 22 października w ramach pierwszego biegu „Jesień” dystans od 3 do 6 km pokonało w całej Polsce wedle szacunków „Wyborczej” i radia RMF FM około 40.000 osób. Różnie było z poziomem organizacji tych biegów, bo choć cieszy, że 162 gminy zarejestrowały się do udziału w akcji – to jednak czasu na organizację i promocję było mało, a nie wszyscy mieli w tym jakikolwiek doświadczenie. Organizatorzy biegów spod egidy PSB zgłosili w każdym razie chęć pomocy w organizacji następnych biegów: Zima, Wiosna i Lato.



Rys.5 - Złote Biegi 2006 - Prezes PSB Henryk Paskal



Konferencję zakończyła dyskusja nad nowym Kalendarzem Imprez Biegowych 2007. Wychodzi co roku w nakładzie 5.000 egzemplarzy, a więc większym niż liczba biegaczy w kraju, a jednak do wszystkich nie trafia. Powinien się pojawić na pierwszym w tym roku imprezach, może już podczas 5. Zimowego Biegu Trzech Jezior w Trzemesznie 17 lutego, a na pewno podczas 12. Crossu między Mostami we Wrocławiu 3 marca oraz 3. Biegu „Maniacka Dziesiątka” w Poznaniu 17 marca. Kto wysyła do PSB kopertę ze znaczkiem zwrotnym dostanie kalendarz najszybciej.

Gdzie spotkamy się za rok?

Swoją propozycję zgłosił Kraków, optowano za Spałą i Cetniewem. Trzeba przyznać, że koszt konferencji dla członka PSB, któremu nikt nie zwraca pieniędzy jest spory. Te 300 zł (nieczłonkowie płacili 360 zł) za trzy dni pobytu, z dobrym jedzeniem, bankietem, basenem, obradami i upominkiem Asicsa to nie był wyrzucony pieniądz, ale dodatkowo przy konieczności ponoszenia przecież przez wielu kosztów dojazdu to jednak jest jakiś grosz. Zarząd obiecał szukać tanich i dobrych organizatorów takich spotkań, bo one przecież te ośrodki i miejscowości promują. Mówił o tym zaproszony na obrady burmistrz Zdzisław Tuderek, także organizujący z kierownikiem Mikłaszewiczem w Wałczu bieg. Czekamy więc na propozycje ugoszczenia przyszłorocznej konferencji organizatorów imprez biegowych PSB.

Maciej Głowacki



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768