redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
Przeczytano: 591 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Gorzki smak potu.
Autor: Jacek Karczmitowicz
Data : 2004-10-14

Dobrymi chęciami piekło wybrukowano- mówi przysłowie. Miałem chęci, ochotę podstawy i... nic z tego nie wyszło!!!
Pisząc te słowa zastanawiam się i analizuję, zadając sobie pytanie gdzie popełniłem błąd. Tydzień przed startem rozpoczynając ostatni etap przygotowań, oczekiwanie na nadkompensację, nabawiłem się grypy. Tydzień temu po przebiegnięciu linii mety w Lublińcu byłem w pełni szczęśliwy i pełen optymizmu co do mojej postawy w Poznaniu. Zaraz po ukończeniu biegu w Lublińcu potruchtałem do pokoju aby się wykąpać i przebrać w suche, ciepłe ubranie. Wszystko na nic. Jak przypuszczam grypę dostałem od córki i we wtorek rozpoczęło się 38 stopni i tak do piątku rana. Przyjeżdżając do Poznania w sobotni ranek czułem się rozbity przebytą infekcją jednak pierwsze kroki skierowałem na Maltę. Na makaron było za wcześnie więc zabrałem tylko numer startowy i do domu. Pozostałą część dnia spędziłem na dalszym kurowaniu. Wynik meczu Polaków we Wiedniu zdecydowanie poprawił mój nastrój i podniósł ducha bojowego. W niedzielę obudziłem się dość świeży, jak na całotygodniowe przejścia. Wypiłem herbatę, zjadłem jogurt i batonika, i byłem gotów. Na Malcie zameldowałem się około 8.00. Ubrany w 4 bluzy i zimową czapkę wypatrywałem znajomych.
Siedząc naprzeciw biura zawodów nie słyszałem większych narzekań co do jego pracy w startowy poranek. Na temat pracy szatni, łaźni, przebieralni trudno mi cokolwiek powiedzieć, bo z tych nie skorzystałem w tym roku. Sam bieg, jak to bieg. Mam uwagę, którą powtórzę za ubiegłym rokiem godzina 11.00 jest zdecydowanie za późna! W Berlinie start maratonu może się odbyć o 9.00 a organizatorzy postanowili utrudnić powrót maratończykom z odległych zakątków Polski do domu przed północą, a z drugiej strony zablokować mieszkańcom ćwierć miasta w godzinach, gdy ten ruch uliczny się wzmaga. Chyba jednak nie jest to najlepszy pomysł i wymaga dopracowania. Ja bym sugerował 9.40, żeby zwycięzca wpadał na linię mety około południa. Takie rozwiązanie spowodowałoby zamknięcie biura zawodów w niedzielę i przesunięcie tych sił do pracy na linii startu/mety. A nr startowe można przecież zainteresowanym rozsyłać. Podaję to pod rozwagę.
Start. Minęło 180 sekund i mijam linię mety. Bez tłoczenia się pokonuję pierwsze „wąskie gardło” niestety na wysokości stoku narciarskiego zostaję stłoczony i tak pozostało przez następne 2km. Zabezpieczenie punktów żywnościowych wydaje się dobre, a i zapału obsłudze nie brak. Mi jednak na ul. Warszawskiej zaczyna dokuczać myśl – pożegnanie z planami. Ledwie zblizylem sie do planowanego tempa biegu a juz tętno wzrosło hohoho.
Jednak w dobrym nastroju mijam półmetek wciąż wszak mam szanse poprawić życiówkę o kilka minut. Jednak na Rynku dla mnie ten bieg się skończył. Po mżawce bruk zrobił się niemiłosiernie śliski. Ja dodatkowo poślizgnąłem się na rozdeptanym bananie i okazało się, że 2km pobiegłem w czasie 11 minut. Gdybym był profesjonalistą wsiadłbym do samochodu i odjechał do szatni a tak... przetruchtałem się jeszcze 18km w tempie po 6minut na km. Około 35 km za moimi plecami rozległ się okrzyk radości to jakiś debiutant uznał, że tym razem juz napewno ukończy maraton. Brawo. Resztę trasy pokonałem bez zbytniego zaangażowania się. Dziś pisząc te słowa mam żal i jestem bardzo rozgoryczony, że wynik jaki wydawał się ABSOLUTNIE osiągalny w ciągu tygodnia stał się celem nierealnym. Sport składa się głównie z porażek, taka jest prawda.
O 5 Maratonie Poznańskim można powiedzieć wiele. Moim zdaniem jego największą zaletą jest umiejętność wyciągania wniosków z potknięć. „Mądry Polak po szkodzie” dobre i to. Trasa maratonu jest doskonale zabezpieczona, zaopatrzenie punktów odżywiania ponadstandartowe /napoje energetyczne/ ilość kibiców systematycznie wzrasta i pogoda w tym roku była dla biegaczy jakby łaskawsza. Na mecie czekał medal odmieniony w stosunku do lat ubiegłych. Można toczyć spory, ładny czy brzydki. Mi się podoba, a motyw z rewersu otrzymuje najwyższą ocenę za pomysł, nad wykonaniem można jeszcze popracować.
Negatywy? Moim zdaniem godzina startu. 11.00 to zdecydowanie za późno! Inna sprawa to sama charakterystyka trasy. Biegnąc drugie kółko, już bez emocji odniosłem wrażenie, że w stosunku do ubiegłych lat wzrósł poziom trudności. Ale może to tylko moje odczucie, choć wyniki czołówki potwierdzają moją tezę. Dla czołówki to ewidentny mankament, jednak dla ponad 2000 amatorów biegania to zaleta. Jeszcze długo będziemy się pasjonować losowaniem fiacika.
Mi natomiast pozostaje cała zima na analizę, gdzie popełniłem błąd i jak się ustrzec infekcji w przeddzień maratonu. Nic to, już za 6 miesięcy Dębno'2005.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768