redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO
  Dyscyplina  
  Status  Wątek aktywny ogólnodostępny
  Wątek założył  biegowaamatorszczyzna (2015-08-29)
  Ostatnio komentował  biegowaamatorszczyzna (2015-08-29)
  Aktywnosc  Komentowano 1 razy, czytano 216 razy
  Lokalizacja
 Poznań

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH



biegowaama...
Paweł Kempinski

Ostatnio zalogowany
2018-07-17
07:24

 2015-08-29, 17:27
 Relacja z Biegu po Zdrowie
LINK: http://biegaczamator.blog.pl/2015/08/29/relacja-z-biegu-po-zdrowie/
Robercie później poznany, nie zapomniałem dodać, gdyż nie był to pełny parkrun, ale lekkie wprowadzenie do biegowego późniejszego boju Na Cytadeli, zgodnie z planem byłem parę minut przed 8. Przez chwilę się zastanawiałem, po czym zapłonęła we mnie żądza machnięcia sobie parkrun, czyli klasycznej 5 w wersji free. Ruszyłem nawet i coś w okolicach kilometra zrobiłem, po czym uznałem, że jednak nie, po co się przemęczać i spokojnie wróciłem do strefy startu. Po chwili pierwsi znajomi zaczęli się pojawiać, przybyła także Ania, no ale czekaliśmy na Małgosie. Zając jej upodobania i częste przyjazdy na ostatni dzwonek czekaliśmy spokojnie. Grupa poszła na start, a Małgosi nie było. Oczywiście klasycznie nie zabrałem telefonu, więc zadzwonić nie mogłem. Ania stwierdziła, że skoczymy po jej samochód, ale powiedziałem, że zejdę zobaczyć. I kiedy byłem już na schodach mignął mi przed oczami parkujący samochód Małgosi. Szybko wróciłem po Anię i razem poszliśmy tam, skąd mieliśmy wyruszyć razem. Po krótkim przywitaniu pojechaliśmy do strefy startu, zbiórki itp. Itd. czyli jak kto woli i komu pasuje.

Kiedy dojechaliśmy do bazy wpadliśmy w klasyczny wojskowy dryl i porządek. Po bokach drogi stali żołnierze pokazujący gdzie jechać i zaparkować. Wszystko zgodnie z zasadami i obowiązującym regulaminem. Cały czas po opieką i dyskretną zapewne kontrolą. Bo kto widział by cywil bez przeszkód pałętał się po bazie wojskowej. Kiedy zaparkowaliśmy udaliśmy się do biura zawodów. Po drodze nie mogłem się powstrzymać, by nie zasalutować pięknym paniom w żołnierskich mundurach, które miałem zaszczyt spotkać na drodze. Wkroczyliśmy do wielkiej hali gimnastycznej, gdzie odbywało się wydawanie pakietów. Normalnie wyglądało to tak, że przy jednym stoliczku odbierało się torbę z numerem startowym i agrafkami podpisując odpowiedni dokument, a przy następnym odbierało koszulki. Kiedy podszedłem i powiedziałem, że mają na mnie czekać pakiety dla grupy z parkrun, siedzący przy stoliku żołnierz tylko odwrócił się do tyłu i z jego ust rozległ się donośny krzyk : „ paaaakiety dla blogera!!!!” Po chwili z tyłu rozległ się równie donośny głos: „ są pakiety dla blogera”. No i faktycznie po chwili podszedł kolejny żołnierz niosąc worek, w której znajdowały się zamówione przez nas pakiety. Oprócz pakietów otrzymałem karty upoważniające do odbioru numerów startowych i chipów. Byłem pod wielkim wrażeniem. Co prawda koszulki były w rozmiarach M i XL, czyli dla Wiesława jego „s” nie widziałem, ale chyba po odbiorze nie był zbyt podcięty, gdyż nie zgłaszał obiekcji.

Kiedy wszystko zostało już odebrane, rozdzielone ( po przyjeździe naszej parkrun ekipy), poszliśmy w kierunku strefy startu. Co prawda nie było zaplanowanych autobusów, ale to było ta niedaleko, że może nawet dobrze. Kiedy dotarliśmy do bramki startu, to pierwsze co nam się rzuciło w oczy, to stojące po obu stronach bramki dwa F16. Można było podejść, dotknąć, zrobić sobie zdjęcie. Super odczucie. Muszę przyznać, że wydawało mi się, że są to większe samoloty, gdyż były takie, ze tak skrobnę filigranowe, ale dzięki temu można było faktycznie i dotknąć i się sfotografować.
( zdjęcie na blogu)
Wrażenie niesamowite. Kiedy tak się kręciliśmy dookoła samolotów niczym elektrony dookoła jądra komórki, witałem się z kolejnymi znajomymi parkrunerami, którzy dzisiaj bezpośrednio na bieg przybyli. A było nas trochę. Po chwili zapadło polecenie udania się na start. Wszyscy karnie ustawiliśmy się tam gdzie prowadzący nakazał. Nie było nawet myśli, by można po swojemu. Byliśmy w jednostce wojskowej pod baczną opieką armii i nikt nie wpadł na pomysł, by wolną amerykankę uskutecznić. Widać było, że prowadzący i ustawiający nas do startu znał się na rzeczy. W końcu musztra to dla nich chleb powszedni, a tu mieli przed sobą gromadę fikających biegaczy, których raz dwa w karne szeregi przerobili. Kolejne niesamowite wrażenie. Nikt nie łaził, nie odłączał się, wszyscy niemal na baczność czekali na sygnał startu.

No i kiedy nadbiegła ta chwila wystąpił osobiście dowódca bazy, który na start oddał strzał z pistoletu. Nie chcę się powtarzać, więc tylko napiszę, że odczucie i wiadomo w czym rzecz. No i ruszamy, każdy klasycznie w swoim rytmie i biegowym ogniu. Początkowo biegliśmy po asfalcie, by po chwili wbiec na pas startowy. Wielu z nas zapewne marzyło, że zaraz oderwie się od ziemi i poleci. Wyobrażacie sobie? Biec po pasie startowym? Nie chcę znowu powtarzać co do odczucia, ale wiadomo o co biega. Cała grupa bardzo szybko rozciągnęła się w karny dwuszereg, by po chwili zacząć się dzielić na grupy, grupki i solistów przed siebie pędzących. Trasa do biegu praktycznie idealna. Szybka, przyczepna, w samych superlatywach można opisywać. Co prawda słońce trochę nas hamowało, gdyż ostro przypiekało, no ale to jego słoneczne prawo. W końcu mamy lato i trafiła się prawdziwa, letnia pogoda.

Początkowo przez pewien odcinek biegłem z Robertem później poznanym, ale jego dzisiejsze tempo było dla mnie nie do utrzymania. On liczył na czas w granicach 50 minut, jak tak do 55. Po pięciu minutach wpadła mi do głowy wizja, czy nie spróbować może metodą Gallowaya. I tak mnie to natchnęło, że po kolejnych 5 minutach, czyli na początku 10 minuty biegu przeszedłem na szybki marsz. To nawet nie był marsz, gdyż nie wiele wolniej szedłem niż biegłem. Co prawda minął mnie jeden pan z niepokojem patrząc, czy wszystko, po czym jeszcze kilka osób, ale to wszyscy, którym się udało. Kiedy minęło równe 45 sekund znowu przeszedłem do biegu. Jak pierwszych minąłem grupkę, która mnie ostania wyprzedziła po czym bardzo zdziwionego pana, który przedtem z niepokojem na mnie zerkał. No i tak biegłem kolejne 5 minut, kiedy znowu wszedłem w tryb chodzony, ale ostry chodzony. I znowu mnie minął pan poprzednio mijany z jeszcze większym niepokojem na mnie zerkający. No, ale 45 sekund minęło szybko i znowu popędziłem przed siebie. I znowu minąłem pana, który się tylko spytał: „ o co tutaj chodzi”. Więc mu odpowiedziałem, że testuję Gallowaya. Nie wiem czy pan wiedział, o co biega, bo ja np. 3 tygodnie wstecz bym nie wiedział, ale z pewnością w domu zerknie w czym rzecz. I tak się biegająco bujałem już praktycznie do mety.

Co prawda na 20 minucie znowu zapomniałem, ale trudno jeszcze zapewne nie raz się zdarzy. No, ale od 25 minuty równo co 5 minut wchodziłem w rytm ostrego chodu. No i czułem, że szedłem nie wiele wolniej niż biegłem. Nie raz mi się zdarzało idąc wyprzedzać osoby biegnące. Pożerałem kolejne kilometry pieszcząc moje oczy cudnymi widokami, które od czasu do czasu obok mnie przebiegały. Niektóre ja wyprzedzałem, a inne mnie. Ot klasyczny biegowy kogel mogel. Na 5 kilometrze jeszcze mieliśmy wodopój. Po obu stronach trasy stali żołnierze podając nam kubeczki z wodą. Czyli wszystko zgodnie z obowiązującymi zasadami. Tak od 7 kilometra zauważyłem, że powoli, ale zaczynam przyśpieszać. Muszę przyznać, ze 5 i 6 kilometr zrobiłem z fatalnym czasem ponad 6 minut na każdy z tych odcinków, ale potem faktycznie poczułem nadanie wewnętrznego powera. Kiedy ujrzałem 9 kilometr ostatni raz zmieniłem biegowy rytm, a po 45 sekundach ruszyłem przed siebie. Nawet udało mi się kilka osób wyprzedzić. No i już widać bramę stadionu, wbiegam na bieżnię i widzę przed sobą bramkę mety. Rośnie mi w oczach. Co prawda na ostatnich metrach wyprzedziło mnie jeszcze dwóch panów, ale uznałem że czas brutto na poziomie poniżej 53 minut, jak na test nowej metody nie jest zły.

Potem jeszcze medal z wyciętym w środku F16. Muszę przyznać, ze jeden z najładniejszych w mojej kolekcji, na którą składa się grubo ponad 20 różnego typu i rodzaju metalowych, mosiądzowych czy innych błyskotek i innych takich stanowiących ozdobnik szyjny pobiegowy. Jeszcze tylko poczekałem na Anie i Małgosię i mogliśmy się udać do strefy konsumpcyjnej.
Spotkaliśmy jeszcze przy stole Roberta później poznanego z synem, Marka oraz kilku innych parkrunerów. Była to iście rodzinna parkrun biesiada . Dostaliśmy żurek z wkładką, kawałek czegoś bardziej niż mniej słodkiego, wodę i po spożyciu mogliśmy udać się do samochodu. Na miejscu zostali jeszcze mąż Małgosi z synem, gdyż planowali udział w biegach dziecięcych, a my udaliśmy się do domów.. Tak w skrócie podsumowując. Wiadomo, że jak to już kiedyś mi jeden organizator napisał, że jestem upierdliwy i czepialski, gdyż muszę się doczepić do wszystkiego. Owszem tak jest, ale dzisiaj chociaż bardzo chcę nie mogę się doczepić do niczego. Bez wątpienia ścisła czołówka moich biegów. Chociaż można się przyczepić do pogody, no ale na to orgowie nie mieli wpływu. Co do strony organizacyjnej, napiszę tylko tak: pakiet za 20 PLN, a w nim koszulka, medal jedyny w swoim rodzaju, ozdobnik na rękę, wyżerka oraz możliwość „pomacania” F16. Czego można wymagać więcej? Oj namieszał ten bieg w mojej czołówce imprez biegowych. Nawet bardzo namieszał. Z pewnością będę wypatrywał w przyszłym roku. I krótko w 4 słowach: ze szczerego serca polecam. Kto biegł wie o czym skrobię, kto nie biegł, niech żałuje. A z parkrun grupka godna była, gdyż jak Robert później poznany przesłał:: Robert, Maciej, Ania, Małgosia, Wiesław, Dominik, Adrian, Marta ,Przemysław, Marek, Jan , jeszcze ten z brodą, ale ja go jeszcze nie kojarzę, chyba Bogdan z co najmniej jednym dzieckiem, Damian F., ale on był na Parkrunie dwa raz no i oczywiście biegacza amatora skromna osoba. Czyli parurkrunerzy nie zawiedli i myślę, że sam bieg nikogo nie zawiódł gdyż impreza była godna. ( link do zdjęć w komentarzu na blogu).


  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (8 wpisów)


DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH





Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768