|
| Do tego tematu podpięte są artykuły:
| |
| POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH
| | | | |
| 2008-07-02, 17:30
2008-07-02, 17:26 - Elkanah napisał/-a:
Faktycznie, rzucanie granatem wydaje się łatwiejsze...:) |
Gdyby to rzeczywiście było li i jedynie rzucanie granatem, to angielski byłby Ci potrzebny chyba tylko po to, by wielkim głosem wołać FIRE...i F...K, jak poleci nie w tę stronę co trzeba |
| | | | | |
| 2008-07-02, 17:33
A Robercik nasz, jak kobieta, zmiennym jest, znów znów nowe zdjątko...całkiem uhahane:) |
| | | | |
| | | | | |
| 2008-07-02, 17:34
2008-07-02, 17:26 - mamusiajakubaijasia napisał/-a:
I czujesz powołanie do tego , czy tez zgodziłes sie , wiedząc, ze:
primo - i tak juz bedziesz w szpanach armii
secundo - nie miałes innego wyjścia
tertio - w twoim wieku juz trzeba (hihi...synuś:)) |
One - dyrekcja mi to zaproponowała jak przeszedłem lotniczą komisję lekarską
Two - myślałem tydzień
Three - powiedziałem dyrekcji o moich planach i ta zgodziła się, że w przypadku gdy się dostanę to znajdzie kogoś innego
Four - zgodziłem się dlatego, że tego chciałem a nie dlatego że mogę wylądować w armii
Five - jakże miałbym się zgodzić na coś co może mogłoby mnie męczyć przez kilka lat w przypadku pozostania w cywilu |
| | | | | |
| 2008-07-02, 17:35
2008-07-02, 17:33 - mamusiajakubaijasia napisał/-a:
A Robercik nasz, jak kobieta, zmiennym jest, znów znów nowe zdjątko...całkiem uhahane:) |
| | | | | |
| 2008-07-02, 17:38
2008-07-02, 17:34 - Elkanah napisał/-a:
One - dyrekcja mi to zaproponowała jak przeszedłem lotniczą komisję lekarską
Two - myślałem tydzień
Three - powiedziałem dyrekcji o moich planach i ta zgodziła się, że w przypadku gdy się dostanę to znajdzie kogoś innego
Four - zgodziłem się dlatego, że tego chciałem a nie dlatego że mogę wylądować w armii
Five - jakże miałbym się zgodzić na coś co może mogłoby mnie męczyć przez kilka lat w przypadku pozostania w cywilu |
Grzesiu...
Nie sugerowałam nawet , ze Cię zmuszono...natomiast z tonu Twojej wypowiedzi przebijał taki POTĘŻNY entuzjazm , ze przez moment miałam wrazenie, ze po prostu nie miałes wyjścia...za moje mylne wrażenie przepraszam...
Grzesiu:))) |
| | | | | |
| 2008-07-02, 17:48
2008-07-02, 17:38 - mamusiajakubaijasia napisał/-a:
Grzesiu...
Nie sugerowałam nawet , ze Cię zmuszono...natomiast z tonu Twojej wypowiedzi przebijał taki POTĘŻNY entuzjazm , ze przez moment miałam wrazenie, ze po prostu nie miałes wyjścia...za moje mylne wrażenie przepraszam...
Grzesiu:))) |
Spoko...dostałem propozycję i się na nią zgodziłem, biorąc wszelką odpowiedzialność za swoje decyzje :)
Ależ poważnie to zabrzmiało...ech |
| | | | | |
| 2008-07-02, 17:52
2008-07-02, 17:48 - Elkanah napisał/-a:
Spoko...dostałem propozycję i się na nią zgodziłem, biorąc wszelką odpowiedzialność za swoje decyzje :)
Ależ poważnie to zabrzmiało...ech |
Bo to jest poważne...
A Ty wbrew sprawianym pozorom (pewnie sporo osób daje się na to nabrać) jestem poważnym, odpowiedzialnym człowiekiem.
"Ależ poważnie to zabrzmiało...ech" |
| | | | |
| | | | | |
| 2008-07-02, 17:57
2008-07-02, 17:52 - mamusiajakubaijasia napisał/-a:
Bo to jest poważne...
A Ty wbrew sprawianym pozorom (pewnie sporo osób daje się na to nabrać) jestem poważnym, odpowiedzialnym człowiekiem.
"Ależ poważnie to zabrzmiało...ech" |
Już niedługo zobaczymy...spoczek.
Cóż, trzeba się powoli szykować i zwijać na trening...zamierzam sobie dać pożądny wycisk... |
| | | | | |
| 2008-07-02, 18:01
2008-07-02, 17:57 - Elkanah napisał/-a:
Już niedługo zobaczymy...spoczek.
Cóż, trzeba się powoli szykować i zwijać na trening...zamierzam sobie dać pożądny wycisk... |
Daj sobie zatem ten wycisk...ja zaś idę popodtrzymywać ognisko domowe...
A że chwilowo jestesmy tu sami, to i wątek rudawski chwilowo opustoszeje:( |
| | | | | |
| 2008-07-02, 18:26
2008-07-02, 16:36 - mamusiajakubaijasia napisał/-a:
Mirku...
I tak trzymać!!!
( a na marginesie...czy masz przypadkiem słabość do statystyki? Bo ja mam i takie dane zawsze wielce mnie fascynują:) )
NIE USTAWAJMY W PRACOWITYM KLEPANIU(w klawisze)...A WĄTEK NASZ JURAJSKI NIECHAJ NAM ROZKWITA W DALSZYM CIĄGU!!! |
tak, jestem niewolnikem liczb i...... dobrze mi z tym!!!! |
| | | | | |
| 2008-07-02, 18:34
2008-07-02, 18:26 - adamus napisał/-a:
tak, jestem niewolnikem liczb i...... dobrze mi z tym!!!! |
Mirku...
Ależ ja to doskonale rozumiem, bo mam to samo...moja rodzina przestała to juz nawet komentować..no cóż ja poradzę, że dane statystyczne, to dla mnie lektura stokroć bardziej fascynująca od kryminałów...zaś, kiedy wpadnie mi nieopatrznie w łapy rocznik statystyczny, to nie ma już ze mnie absolutnie żadnego pożytku towarzyskiego, czytam, fascynuję się, przezywam dopóki nie skończę....zboczenie takie
Kiedyś...jak będe miała dużo pieniędzy to będe studiowac socjologię (jak nie będę za stara) lub teologię (ale ta fascynuje mnie zdecydowanie mniej)
Wielbiciele liczb i statystyki łączmy się!! |
| | | | | |
| 2008-07-02, 19:45
2008-07-02, 17:06 - Elkanah napisał/-a:
Parę lat temu jak pojechaliśmy z braciakiem na rybki to degustowaliśmy wódeczkę, po godzinie byłem zdegustowany...a rano dziwiłem się ,że tak można złożyć wędkę:)
P.S. Od tego czasu na rybki jeżdżę z piweczkiem...chyba, że prowadzę...ech |
Jak mawiały Starożytne Gumisie:
wędkarstwo jest proste - nalewasz i łykasz! |
| | | | |
| | | | | |
| 2008-07-02, 23:03
Gabrielo, przeczytałem dziś ostatni wpis w Twoim blogu. Przeżyłem kiedyś podobną historię.
Trzydzieści lat temu włóczyłem się wraz z Mirką i Ryszardem po bułgarskiej Rile. To był ostatni dzień naszej wspólnej wędrówki. Poprzedniego dnia zaliczyliśmy ostatni ze szczytów, które postanowiliśmy zdobyć; następnego dnia Mirka i Ryszard wracali do Polski, ja jechałem jeszcze w Pirin, aby wleźć na Wichren. Ostatni dzień w Rile postanowiliśmy uczcić wypijając flaszkę wina. Przed południem zeszliśmy w doliny do pobliskiego miasteczka. Ponieważ do osady prawie pod samym szczytem góry, na której mieściło się nasze schronisko docierał autobus postanowiliśmy wrócić ostatnim, który tego dnia kursował. Z tego też powodu nie zabraliśmy ze sobą ani map, ani latarek, ani kurtek-poszliśmy tak jak staliśmy jedyny wyjątek robiąc dla worka na śpiwór, w którym postanowiliśmy przynieść nasze zakupy. Pochodziliśmy trochę po miasteczku; Mirka i Ryszard kupili pamiątki dla swoich bliskich; zjedliśmy ‘’kebabczeta’’; kupiliśmy flaszeczkę wina, potem drugą coby nam nie zabrakło;
Potem dokupiliśmy jeszcze na wszelki wypadek dwie flaszeczki szampana. Czas mijał szybko, przyszła pora aby pójść na polanę, z której odjeżdżał autobus. Kiedy tam doszliśmy zobaczyliśmy już tylko w oddali tył odjeżdżającego autobusu. Z wolna zapadał wieczór, a my z nietęgimi minami odczytywaliśmy bukwy na rozkładzie jazdy upewniając się, że to aby na pewno był ostatni. Potem prawie na siebie nie patrząc ruszyliśmy z kopyta. Wiedzieliśmy już, że ciemna noc zastanie nas na szlaku zupełnie do takiej wędrówki nie przygotowanych. Na domiar złego, gdzieś-jeszcze w oddali- zaczęła pomrukiwać burza. A my jeszcze mamy ze sobą ten idiotyczny worek na śpiwór wypełniony w przeważającej części flaszkami z winem. Jak wygodny do niesienia jest ten pakunek nie muszę Wam chyba opisywać. Zaraz za miasteczkiem mijamy karczmę, z której wytaczają się mocno wstawieni miejscowi. koniecznie chcą się z nami napić wina z otwartej flaszki, którą wynieśli z karczmy- nie chcą słuchać żadnych tłumaczeń. Pijemy po łyku i śpiewamy razem z nimi-‘’tak lubem weczera’’. Lubimy, pewno, że lubimy takie wieczory, ale teraz to my już musimy. Wreszcie im się wyrywamy. Zasuwamy ostro chcąc jak największą część szlaku pokonać przed zapadnięciem nocy. Przez chwilę dyskutujemy co zrobić z naszym winnym jarzmem. Pierwsza propozycja –usiąść i wypić-odpada z wiadomych względów. Druga zostawić i udawać, że nic się nie stało-też odpada, też z wiadomych względów (ech, duszo słowiańska!!!). Worek niesiemy na zmianę z Ryszardem. Mirkę z tego wyłączyliśmy bo już widać, że wydarzenia ostatnich godzin nadwątliły nieco jej formę psychiczną. Na godzinę przed północą dogania nas burza. Szczęśliwie dla nas przetacza się po sąsiednich szczytach, od których jesteśmy oddzieleni szeroką doliną. Widok jest wspaniały i straszny. Mirka w coraz gorszym stanie psychicznym.
Stało się też w końcu to, czego spodziewałem się już dawno- zgubiliśmy szlak. Idziemy wąską górską ścieżką i zaczynamy się przewracać o własne sznurowadła. Jak dojść do tego cholernego schroniska???!!! Oddaję Ryszardowi worek i zostaję z tyłu ‘’na siusiu’’. Parę metrów ode mnie szemrze strumyk. BINGOOO! Koło schroniska przepływał strumyczek. Krzyczę na Mirkę i Ryszarda, aby wracali. Idziemy w górę trzymając się możliwie blisko strumienia. Nie jest to łatwe. Brzegi porastają zarośla i niskie drzewa. Mirka teraz ma już klasyczne objawy załamania nerwowego-siada na kamieniu, zaczyna płakać i mówi, że ona tu zostaje-nigdzie dalej już nie idzie. W ogóle nie chce z nami rozmawiać. Odczekuję chwilę.Jedyną radą wydaje mi się spoliczkować ją, aby poprzez wstrząs wyrwać ją zaklętego kręgu niemocy; postanawiam jednak spróbować mniej drastycznych środków. Kładę rękę na jej ramieniu,
Coś tam klecę o zwyczajach ludzi gór, o tym że nigdy jej samej nie zostawimy, że razem wyszliśmy, razem wrócimy. Chyba jestem mało przekonujący. Ryszard w tym czasie uszedł kilkadziesiąt metrów do przodu. Za chwilę słyszę jak zaczyna wyć-SCHRONISKOOOO!!!!!
Jest dziesięć minut po północy. Przychodzi ‘’domakin’’ i z tego co mówi rozumiem, że miał czekać do pierwszej i potem chciał zawiadomić służby ratownicze. Odkorkowuję wino, każdemu daję do ręki szklankę. Mirki ręka trzęsie się jak w ataku epilepsji. Wyjmuję szklankę z jej ręki nalewam do pełna i podaję jej mówiąc – jak uronisz kroplę to wracasz tam do lasu. Przez chwilę patrzy na mnie przerażona, ale widzi,że się śmieję. Nie uroniła. Kładziemy się spać.
Ta historia teraz też mnie bardzo bawi…
|
| | | | | |
| 2008-07-02, 23:10
2008-07-02, 23:03 - jerzymatuszewski napisał/-a:
Gabrielo, przeczytałem dziś ostatni wpis w Twoim blogu. Przeżyłem kiedyś podobną historię.
Trzydzieści lat temu włóczyłem się wraz z Mirką i Ryszardem po bułgarskiej Rile. To był ostatni dzień naszej wspólnej wędrówki. Poprzedniego dnia zaliczyliśmy ostatni ze szczytów, które postanowiliśmy zdobyć; następnego dnia Mirka i Ryszard wracali do Polski, ja jechałem jeszcze w Pirin, aby wleźć na Wichren. Ostatni dzień w Rile postanowiliśmy uczcić wypijając flaszkę wina. Przed południem zeszliśmy w doliny do pobliskiego miasteczka. Ponieważ do osady prawie pod samym szczytem góry, na której mieściło się nasze schronisko docierał autobus postanowiliśmy wrócić ostatnim, który tego dnia kursował. Z tego też powodu nie zabraliśmy ze sobą ani map, ani latarek, ani kurtek-poszliśmy tak jak staliśmy jedyny wyjątek robiąc dla worka na śpiwór, w którym postanowiliśmy przynieść nasze zakupy. Pochodziliśmy trochę po miasteczku; Mirka i Ryszard kupili pamiątki dla swoich bliskich; zjedliśmy ‘’kebabczeta’’; kupiliśmy flaszeczkę wina, potem drugą coby nam nie zabrakło;
Potem dokupiliśmy jeszcze na wszelki wypadek dwie flaszeczki szampana. Czas mijał szybko, przyszła pora aby pójść na polanę, z której odjeżdżał autobus. Kiedy tam doszliśmy zobaczyliśmy już tylko w oddali tył odjeżdżającego autobusu. Z wolna zapadał wieczór, a my z nietęgimi minami odczytywaliśmy bukwy na rozkładzie jazdy upewniając się, że to aby na pewno był ostatni. Potem prawie na siebie nie patrząc ruszyliśmy z kopyta. Wiedzieliśmy już, że ciemna noc zastanie nas na szlaku zupełnie do takiej wędrówki nie przygotowanych. Na domiar złego, gdzieś-jeszcze w oddali- zaczęła pomrukiwać burza. A my jeszcze mamy ze sobą ten idiotyczny worek na śpiwór wypełniony w przeważającej części flaszkami z winem. Jak wygodny do niesienia jest ten pakunek nie muszę Wam chyba opisywać. Zaraz za miasteczkiem mijamy karczmę, z której wytaczają się mocno wstawieni miejscowi. koniecznie chcą się z nami napić wina z otwartej flaszki, którą wynieśli z karczmy- nie chcą słuchać żadnych tłumaczeń. Pijemy po łyku i śpiewamy razem z nimi-‘’tak lubem weczera’’. Lubimy, pewno, że lubimy takie wieczory, ale teraz to my już musimy. Wreszcie im się wyrywamy. Zasuwamy ostro chcąc jak największą część szlaku pokonać przed zapadnięciem nocy. Przez chwilę dyskutujemy co zrobić z naszym winnym jarzmem. Pierwsza propozycja –usiąść i wypić-odpada z wiadomych względów. Druga zostawić i udawać, że nic się nie stało-też odpada, też z wiadomych względów (ech, duszo słowiańska!!!). Worek niesiemy na zmianę z Ryszardem. Mirkę z tego wyłączyliśmy bo już widać, że wydarzenia ostatnich godzin nadwątliły nieco jej formę psychiczną. Na godzinę przed północą dogania nas burza. Szczęśliwie dla nas przetacza się po sąsiednich szczytach, od których jesteśmy oddzieleni szeroką doliną. Widok jest wspaniały i straszny. Mirka w coraz gorszym stanie psychicznym.
Stało się też w końcu to, czego spodziewałem się już dawno- zgubiliśmy szlak. Idziemy wąską górską ścieżką i zaczynamy się przewracać o własne sznurowadła. Jak dojść do tego cholernego schroniska???!!! Oddaję Ryszardowi worek i zostaję z tyłu ‘’na siusiu’’. Parę metrów ode mnie szemrze strumyk. BINGOOO! Koło schroniska przepływał strumyczek. Krzyczę na Mirkę i Ryszarda, aby wracali. Idziemy w górę trzymając się możliwie blisko strumienia. Nie jest to łatwe. Brzegi porastają zarośla i niskie drzewa. Mirka teraz ma już klasyczne objawy załamania nerwowego-siada na kamieniu, zaczyna płakać i mówi, że ona tu zostaje-nigdzie dalej już nie idzie. W ogóle nie chce z nami rozmawiać. Odczekuję chwilę.Jedyną radą wydaje mi się spoliczkować ją, aby poprzez wstrząs wyrwać ją zaklętego kręgu niemocy; postanawiam jednak spróbować mniej drastycznych środków. Kładę rękę na jej ramieniu,
Coś tam klecę o zwyczajach ludzi gór, o tym że nigdy jej samej nie zostawimy, że razem wyszliśmy, razem wrócimy. Chyba jestem mało przekonujący. Ryszard w tym czasie uszedł kilkadziesiąt metrów do przodu. Za chwilę słyszę jak zaczyna wyć-SCHRONISKOOOO!!!!!
Jest dziesięć minut po północy. Przychodzi ‘’domakin’’ i z tego co mówi rozumiem, że miał czekać do pierwszej i potem chciał zawiadomić służby ratownicze. Odkorkowuję wino, każdemu daję do ręki szklankę. Mirki ręka trzęsie się jak w ataku epilepsji. Wyjmuję szklankę z jej ręki nalewam do pełna i podaję jej mówiąc – jak uronisz kroplę to wracasz tam do lasu. Przez chwilę patrzy na mnie przerażona, ale widzi,że się śmieję. Nie uroniła. Kładziemy się spać.
Ta historia teraz też mnie bardzo bawi…
|
Piękna historia...mam nadzieję, że też kiedyś taką przeżyję z całym tym dramatyzmem...dla takich chwil warto żyć...ech |
| | | | | |
| 2008-07-02, 23:31 Śnieżka 2007 / 2008
2008-07-02, 23:10 - Elkanah napisał/-a:
Piękna historia...mam nadzieję, że też kiedyś taką przeżyję z całym tym dramatyzmem...dla takich chwil warto żyć...ech |
LINK: http://www.sportmoimzyciem.zafriko.pl | Witajcie przyjaciele! Ja w zeszłym roku udałem się do Karpacza choć nigdzie wcześniej nie wbiegałem na szczyty górskie. Energia tak mnie rozpierała że dzień przed biegiem choć to niedozwolone, wykonałem kilkanaście kółek na Karpaczańskim stadionie miejskim. Następnego dnia ukazałem się już w mundurze. Jakież było zdziwienie ludzi którzy jeszcze nie znali GREG-a że zamierza tak osiągnąć piękny szczyt Śnieżki. Ale w towarzystwie Janka Uciechowskiego (kolejarza) było mi raźniej. Start honorowy do rynku był wspaniały ale ostry dał mi tyle popalić że starciłem energię w kilka sekund! ale jakoś biegłem i to było wspaniałe. Z jednej i drugiej strony kibicowali mi mieszkańcy Karpacza za co im do dzisiaj Dziękuję. Straż Graniczna była wręcz w szoku że mimo ciężkiego plecaka który był tylko moim pomysłem dawałem radę biec! Wiem, trochę nadłożyłem trasy ale biegłem pytając się ludzi na trasie. Wszyscy pomagali mi tak mocno że generalnie mógłbym nie mieć wody na trasie bo po co? Pojawił się odcinek gdzie SG musiała mnie opuścić ze względu na trudne warunki. Wtedy pojawiła się walka z samym sobą. Jak sobie przypomnę te widoki z góry :-) Po 1,5 godziny pojawiłem się u stóp Śnieżki. Wszyscy bili mi brawo ponieważ wygrałem z samym sobą w ogromnej spiekocie, w mundurze, z 10 KG plecakiem. Powrót był jeszcze lepszy ponieważ gdzie nie wszedłem by coś zjeść wszystko było na koszt firmy bo jak mawiali, byłem tym wyjątkowym człowiekiem. Na ulicy ludzie wytykali mnie palcem mówiąc z dumą, tacy ludzie to chluba Polskiego Narodu. Wracałem autobusem i miałem przygotowane pieniązki na powrót. Przedemną stał młody człowiek który powiedział kierowcy że jest uczniem Wyższej Szkoły Oficerskiej i należy mu się darmowy przejazd. Kierowca powiedział że według przepisów tak nie jest i patrząc na mnie powiedział, tamten człowiek jest w mundurze i On pojedzie za darmo a ty zapłacisz. I nic nie zapłaciłem z Karpacza do Wrocławia. Dziękuję także temu kierowcy do dziś. Wspominam bardzo dobrze ten bieg. Bardzo lubię szybko wzrastający wysiłek fizyczny i niejedno z was drodzy przyjaciele już to zauważyło na maratonach. Dlatego jadę walczyć i teraz. Nie z innymi tylko z własnymi słabościami co mnie bardzo buduje i wzmacnia. Pozdrawiam was serdecznie ! :-) |
| | | | | |
| 2008-07-02, 23:53 konkretna osoba.
2008-07-02, 16:41 - mamusiajakubaijasia napisał/-a:
Siostra, czy to są typy Twoich ulubionych filmów, czy tytuły opisujące konkretną osobę?
Bo jeżeli dotyczące konkretnej ososby , to za wyjątkiem "Prawa Bronxu" pasuje mi tu tylko Marysia:) |
to sa tytuly opisujace konkretna osobe.
Prawo BRONKSU- pasuje do innej osoby.
jeszcze sa. Mis,Sens zycia,Love story, Moulin rouge,Blues brothers,Grejs, Indjana Jones,Gladjator,Waleczne serce,Amelja,Czekolada,Prosta chistorja,Pulp fiction,Leon zawodowiec,Milczenie owiec. Gwiezdne wojny,Wladca pierscieni. |
| | | | | |
| 2008-07-03, 01:04
No i dzień dobry Wszystkim...a ktoś mi zarzucał, że taki śpioch jestem....choć po tych nocnych klepaniach wstanę pewnie po 10-ej...ech |
| | | | |
| | | | | |
| 2008-07-03, 05:33
"Kto rano wstajuje,pośród pięknych pań się loguje"-taki leśmianowski wierszyk przyszedł mi do głowy,gdy patrzę na pasek zdjęć. |
| | | | | |
| 2008-07-03, 05:56
2008-07-03, 05:33 - Zulus napisał/-a:
"Kto rano wstajuje,pośród pięknych pań się loguje"-taki leśmianowski wierszyk przyszedł mi do głowy,gdy patrzę na pasek zdjęć. |
| | | | | |
| 2008-07-03, 06:25
Dzień Dobry Kochani....wstał juz nowy dzień:)
Pozwółcie, że ucałuję Wasz zaspane (a może nawet jeszcze pozostające w głębokim uśpieniu) pysie:)
MIŁEGO DNIA :))) |
|
|
|
| |