redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
  WIZYTÓWKA  GALERIA [41]  PRZYJAC. [95]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kasjer
Pamiętnik internetowy
miałem szczęście...

Grzegorz Perlik
Urodzony: 1955-11-18
Miejsce zamieszkania: Bydgoszcz
113 / 129


2017-06-25

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
półmaraton na dystansie 1 km (czytano: 1187 razy)

 

półmaraton na dystansie 1 km

Co w niej jest, że tak bardzo chciałem ją zdobyć? 4 próby i nic. Broniła się. Zawsze atmosfera zbyt gorąca, by zrobić ostatni krok. Nie dawałem rady, a ona nie pomagała. Ciągle taka sama, nieustępliwa. Drażniło to moją biegowo-męską dumę, więc co roku podejmowałem próby zdobycia jej.

Co w niej jest? Ani piękna, ani interesująca. Ale sam fakt, że jest jednocześnie irytował mnie i mobilizował. Chciałem ją zdobyć ją. Taką miałem idee fix.

Aż wreszcie wczoraj, w piątej próbie zdobyłem ją!

Unisławską górkę

Półmaraton w Unisławiu to jakby dwa biegi w jednym. Pierwsze 20 km nie różni się niczym szczególnym od wielu biegów w Polsce. W miarę płasko. Na 9 km jest coś, na co żaden biegacz nie będzie narzekał – prawie kilometrowy zbieg. Potem znowu płasko.

Aż do 19 km. Pod jego koniec zaczyna się prawie kilometrowy podbieg. Początkowo niezbyt ostro, jednak im wyżej tym bardziej stromo. Przewyższenie ok. 40m i to na ostatnim praktycznie kilometrze półmaratonu.

Nie sądzę, by wśród startujących był ktoś, kto już przed startem nie myślał o tym ostatnim kilometrze, nazywanym pieszczotliwe unisławska górką.

Cechą półmaratonu w Unisławiu jest też to, że zwykle odbywa się on w większym lub mniejszym upale. I to właśnie ten upał powodował, że zwykle dobiegałem do mety w czasie powyżej 2 godz, a na górce maszerowałem.

Wczoraj w Unisławiu było ok. 15 stopni i niebo zachmurzone. Niby idealnie, ale czuło się jakąś duszność.

Plan była taki, by po pierwsze w piątej już próbie podbiec całą górkę, a po drugie zmieścić się w 2 godz.

Ruszamy. Tempo w okolicach 5:25, Staram się zwalniać, ale nie za bardzo mi to wychodzi. Na drugim kilometrze zaczynam biec w tempie między 5:25 a 5:30 i tak pokonuje kolejne kilometry. Tętno utrzymuje się w granicach 140. Wszystko pod kontrolą, wszystko dla unisławskiej górki.

Kilometry mijają spokojnie. Czasem biegnę sam, czasem w grupce, co ma o tyle znaczenie, że wieje dokuczliwy wiatr i w grupce staram się trochę schować przed nim. W Szymbornie, ok 8 km, jest okazja potwierdzić, że słabo pokonuję zbiegi, za to szybko podbiegi. Właśnie w Szymbornie jest zbieg, który potem przechodzi w niemal identyczny podbieg. Do zbiegu biegnę w grupce. Na zbiegu tracę dystans, jakieś 10 m. Zbieg się kończy, zaczynamy podbieg, a ja końcu tego podbiegu lekko wyprzedzam grupkę.

Na 10 km długi, kilometrowy, mocny zbieg. Grupka mi ucieka, ale nie gonię jej. Biegnie się lżej, tętno spada. Jest tak jak chciałem.

Do górki zostało 10 km.

Dalej płasko, zakręt w lewo, zakręt w prawo. Nie walczę o tempo, staram się biec spokojnie, ale ta duszność jednak mi przeszkadza. Czuje dziwne zmęczenie.

A przecież górka tuż, tuż.

Na 18 km widzę biegnącego w moją stronę Roberta. On zakończył już odbywający się równolegle bieg na 10 km. Ma dla mnie wodę, ale ja jak zwykle biegnę ze swoją butelką. Ale lekko wzrusza taki gest. I dodaje sił.

Górko, dzisiaj będziesz moja!

Dobiegamy do górki. Półmaraton unisławski już się zakończył. To co pobiegłem do tej pory, te 19 km jest bez znaczenia. Teraz jest górka. Ta esencja unisławskiego biegu. Creme de la creme. Schowana w lesie, gdzieś w oddali skrywająca za zakrętem swój dalszy odcinek. Jeszcze ostatni punkt z wodą i izotonikiem. Robert proponuje, że poda mi izotonik, ale nie chcę. Już walczę. Skracam krok, staram się znaleźć odpowiedni rytm. Zapomnieć, że tam wyżej, jest jeszcze bardziej stromo. Stromo tak, że przy zmęczeniu ten odcinek wydaje się być pionową ścianą.

Robert biegnie obok mnie. Już nic nie mówi, ale jego obecność pomaga. Dobiegamy do zakrętu i końca lasu. Przede mną jeszcze jeden zakręt w lewo i ten najmocniejszy odcinek. Po jednej i drugiej stronie szosy kilku kibiców mocno dopinguje. Dyszę mocno, nogi cierpią, ale jeśli nie dziś to kiedy?! Jeszcze 30, 20, 10, 5 metrów i koniec!

Zdobyłem unisławska górkę!

Jestem tak zmęczony, że myślę o zrobieniu paru kroków, ale szkoda byłoby zaliczyć marsz. Więc z ogromnym wysiłkiem, ale biegnę. Serce powoli uspokaja się i już trochę szybciej pokonuję ostatnie 200 m do mety.

Czas 1:56:50 też mnie satysfakcjonuje. Mój najlepszy czas w Unisławiu.

Zdobyłem już unisławską górkę, ale będę na nią wracał. Czy jeszcze kiedyś podbiegnę ją od początku do końca? Nie wiem. Będę wracał dopóty, dopóki będę miał siłę zmieścić się w limicie czasu.

A kiedy już będę wiedział, że biegnę (czy idę) pod górkę ostatni raz, to wiem, że i tam sobie pomyślę, że

miałem szczęście


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


andbo (2017-06-26,10:17): Pięknie! Życie biegacza składa się z takich właśnie małych/dużych sukcesów. Gratuluję!
Fidelio (2017-06-27,23:42): Dalim radę! :) Dzięki za fajny opis tej górki, była istną wisienką na torcie!
birdie (2017-08-09,00:19): Brawo Grzes ! Teraz ja musze sie w koncu z nia rozprawic. Ile mozna ? :)








Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768