redakcja | kontakt | prenumerata | reklama | Jestes niezalogowany  |  ZALOGUJ  

AKTUALNOSCI
ARTYKUŁY
BLOGI
ENCYKLOPEDIA
FORUM
GALERIA
KALENDARZ
KONKURSY
LINKI
RANKING
SYLWETKI
WYNIKI
ZDJĘCIA
15 wrzesnia 2017, 21:34, 1759/161152
Admin
Michał
Walczewski
PZLA: projekt z licencjami dla biegaczy i organizatorów wiecznie żywy




      

Pamiętacie ogromne dyskusje oraz zamieszanie w świecie biegów ulicznych po tym, jak jesienią 2014 roku podczas Konferencji Polskiego Stowarzyszenia Biegów przedstawiciele PZLA ujawnili plany certyfikowania biegów ulicznych oraz wydawania licencji biegaczom? Burza, która wybuchła wtedy w obronie "wolnego biegania" zahaczyła o największe media w Polsce. Zdawało się wtedy, że po fali krytyki pomysł został zmieciony z rynku...

Materiały z tamtej konferencji znajdziecie TUTAJ

Nic bardziej mylnego. Tak zwana specjalna komisja PZLA (choć tak naprawdę wciąż nie wiadomo kto za tym "konceptem" stoi - pod koniec 2014 były Prezes PZLA Jerzy Skucha na fali krytyki oficjalnie zaprzeczył, że jest to projekt PZLA i oświadczył, że tworzy go zewnętrzna firma), kontynuuje pomysł by na biegach zarobić wydając licencje. Projekt polegający na tym by - moim zdaniem do tego właśnie się on sprowadza - wstawić się sprytnie pomiędzy organizatorów, sponsorów a biegaczy, i jako pośrednik odcinać kupony od czyjejś już wykonanej pracy.

PZLA, jak dał odczuć Michał Bernardelli, przedstawiciel projektu na Forum podczas 8 PKO Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój, czuje wewnętrzną potrzebę ulepszenia biegów w Polsce. Owo ulepszenie polegać będzie na certyfikowaniu i atestowaniu biegów. Krótko mówiąc, na podzieleniu organizatorów na lepszych i gorszych - na tych, którzy ów magiczny certyfikat mają, i tych, którzy go nie mają.

Na czym polega projekt poza szumnymi zapowiedziami "regulacji" i "uporządkowania bałaganu"? W wielkim skrócie na tym, że certyfikowany bieg będzie musiał korzystać we wszystkich elementach z certyfikowanych usług certyfikowanych firm - co ma zapewnić "profesjonalizm i jakość". Skąd firmy świadczące usługi organizatorom (np. pomiarem czasu, atestacją tras, wydrukiem numerów startowych czy dostarczaniem sędziów PZLA na podwieczorek) będą miały taki certyfikat? Tego się z wykładu nie dowiemy, więc musimy domyślić się sami. Zgaduję, że ktoś "doświadczony" zajmie się certyfikacją, egzaminami, opłatami rocznymi, kontrolami i audytami - i nie wierzę, że za darmo. Jak powiedział w rozmowie ze mną w kuluarach jeden z organizatorów - czemu obecnie atest trasy kosztuje 1500 pln, skoro mógłby kosztować 3500? Zamiast rozmawiać z Tadeuszem Dziekońskim za 1500 złotych, można będzie atest uzyskać u pośrednika. Za 3500.

Ogólnie ciekawe jest także kreowanie pieniędzy w projekcie. Otóż, nic to wszystko nie będzie kosztowało - tak obiecuje prelegent projektu. "Organizatorzy mają problemy więc je PZLA rozwiąże" - dostarczy sędziów, dostarczy systemy pomiaru czasu, dostarczy atestatorów, biegaczy, pierożki, kubeczki, numery startowe i barierki. Cuda Panie, jednym słowem. PZLA odkrywczo także przekonuje, że w dzisiejszych czasach wyniki biegów mogłyby już od razu po zawodach być udostępniane, a nie po pół roku. Cuda do kwadratu, zaraz się dowiemy, że komputery pod strzechy trafiły. Rozmawiałem z przedstawicielem jednej z firm specjalizującej się w pomiarze czasu - skomentował: "Ciekawe co by powiedzieli, jakby się dowiedzieli że wyniki od lat są on-line na zawodach biegowych".

PZLA zaproponuje i usystematyzuje: kształt regulaminów, a nawet zapłaci za to prawnikom, by odciążyć organizatorów od tworzenia własnych :-) Chciałbym, żeby jeszcze PZLA za organizatorów ustalało ile ma być kabin ToyToy. Mało tego, PZLA zbuduje portal w którym organizatorzy będą się mogli za darmo reklamować. No cóż, to już zazdroszczę. Ja głupi amator portal budowałem 15 lat, a tu fachowcy zbudują go w miesiąc. Chyba ustawą przepchniętą w Sejmie w środku nocy. I kolejny cud, kolejna darmoszka - PZLA udostępni wszystkim którzy będą mieli certyfikat - swój system zapisów. Środowisko biegów ulicznych w Polsce od 10 lat czeka, by w końcu ktoś umożliwił zapisy elektroniczne. Ile można przecież papierowo się zapisywać, wysyłając zgłoszenia Pocztą Polską!

Cudów - wianków nie ma końca. Otóż wg planu każdy biegacz który zapisze się do jakiegokolwiek certyfikowanego biegu automatycznie dostanie konto w systemie PZLA, i będzie miał lepsze życie. No bo jak to biegać bez konta w PZLA? I zgadnijcie... tak, dobrze, za darmo! Pytanie tylko jak długo, bo startując np. we Włoszech za utworzenie takiego konta musiałem poza opłatą startową zapłacić kilka miesięcy temu 10 Euro. Całe szczęście jak zapewniono mnie w Biurze Zawodów - DOŻYWOTNIO. A kiedyś też było za darmo.

Na świecie standardy biegów się zmieniają, i jak twierdzi PZLA, organizatorzy w Polsce za tym nie nadążają. Dlatego też to PZLA będzie ich wdrażać i uczyć, co się na świecie dzieje. Niech zgadnę - pewnie na specjalnych szkoleniach, i pewnie za darmo. Manna z nieba normalnie...

Przepraszam, wcale jednak za darmo to tak do końca nie będzie. PZLA nie ma ochoty - i tu zacytuję literacko: szarpać się z każdym ze 100 tysięcy biegaczy osobno, dlatego też to organizator będzie płacił składkę od liczby uczestników. Tę składkę może zaś sobie wciągnąć w opłatę startową - jak chce. Pójdzie ona na doszkalanie sędziów, na utrzymanie portalu, na biegi... Czarnoksiężnik z Krainy Oz lepiej by tego nie wyczarował.

Nie będę się jednak "pastwił" nad koncepcją, która podobno już dawno poza fazę projektu wyszła. Własną opinię wyróbcie sobie z naszego zapisu video prezentacji. Przepraszamy za słabą jakość nagrania, ale robiliśmy ją w trybie nieco awaryjnym, jedyną kamerą która jeszcze była wolna podczas biegów w Krynicy. Gdybyśmy mieli certyfikat firmy robiącej obsługę medialną biegów, to pewnie kamery byśmy mieli wystarczającą ilość, ale certyfikatu nie mamy, więc i jakość usługi słaba :-(

Michał Bernardelli poprosił o Wasze, biegaczy, pomysły, które bardzo chętnie wdroży. Cóż, możecie je zamieszczać na naszym choćby portalu. Trzy lata temu nasi czytelnicy mieli wiele do powiedzenia. I pewnie tym razem nie będzie inaczej. Swoją drogą, jak to się stało Panie Michale, że dał się Pan na taką minę wsadzić? Bo przecież to chyba nie Pana projekt?

Komentarze czytelników - 36podyskutuj o tym 
 

Jajacek58

Autor: Jajacek58, 2017-09-17, 10:33 napisał/-a:
Szkoda wielu słów. Widać wyraźnie, że ktoś chce na masowych biegać zgarnąć kasę. Może powołamy instytucję, która wystawi licencję dla PZLA na wystawianie licencji dla biegaczy ?

 

Autor: Ryszard N, 2017-09-17, 10:56 napisał/-a:
Heniu, i zgadzam się z tym co piszesz i mam małą wątpliwość. Jest coś takiego jak ranga imprezy i wartość wyniku. Idąc dalej, łatwo zauważysz, że mistrzowie Polski a bardziej ich wyniki, znacząco odstają od aktualnego poziomu biegania w Polsce. Gdybyśmy patrzyli na to według logiki mistrz równa się najlepszy, to żylibyśmy w świecie nie kończącej się frustracji. Myślę, że musimy tu przyjąć zasadę, "nieobecni nie mają racji" bo pomimo, że Ci biegacze byli na tych zawodach, uczestniczyli w nich, ba osiągneli znaczący lepszy rezultat to jednak w rozumieniu mistrzostw byli nie obecni. Rozumiem Twoją drogę myślenia ale jest w niej pewna pułapka. Wartościując wynik, odnosząc do innych, również tych których nie było, wszystko można zakwestionować.
Abstrahując od tej imprezy, kiedyś napisałeś, że imprez jest wiele i z moimi wynikami też mogę kiedyś stanąć na podium. Otóż moja logika w tej materii jest w stosunku do takich biegaczy jak ja okrutna. Otóż uważam, że z wynikiem 48-50 min na 10 km, w wieku 60 lat, stawanie na podium jest zwykłym obciachem. Mam też świadomość, że można tu zastosować logikę,...nieobecnych nie bierzemy pod uwagę,...

 

Nagor

Autor: Nagor, 2017-09-17, 14:03 napisał/-a:
Dlatego myślę, że licencjonowanie ma na celu uregulowanie statusu "szarej strefy", czyli takich ni to amatorów, ni zawodowców. Cała reszta to będą tylko dostarczyciele kapitału : )

Rozmawiałem wielokrotnie z ludźmi związanymi z PZLA i wiem, o co im chodzi z licencjami i pilnowaniem standardów. Weźmy tegoroczny Orlen. Dziewczyna, która ma z tego biegu 5. czas w Polsce, przebiegła praktycznie cały dystans z własnymi zającami, którzy dodatkowo podawali jej napoje. W świetle przepisów i na każdym poważniejszym biegu na Zachodzie zostałaby zdyskwalifikowana. U nas sędziowie takich rzeczy nie pilnują i okazuje się, że będąc amatorem, można być w polskiej czołówce i nie podlegać żadnej weryfikacji.

Tylko najśmieszniejsze jest to, że odbywa się to na biegu w centrum Warszawy, z najlepszą obsadą sędziowską w Polsce, z działaczami PZLA pełniącymi w nim ważne funkcje, czyli na imprezie najmocniej jak można związanej z PZLA. PZLA nie jest w stanie upilnować nawet własnych imprez, a chce narzucać obowiązki innym. To jest w tym wszystkim najgłupsze.

Aha - portal biegowy PZLA (reprezentacja biegowa) już od dawna istnieje, ale ani nie ma autorów, ani czytelników ; ) To musi boleć.

 

Autor: Ryszard N, 2017-09-17, 15:13 napisał/-a:
Tylko tu, mieszają się pewne byty. Jeżeli zatrzymamy się nad Panią, która ma piąty czas to są przepisy które w tej materii można doprecyzować. W nijaki sposób nie ma to związku z licencjonowaniu.masowych biegów. O kim mówisz gdy piszesz o zewnętrznej pomocy? Dodatkowe napoje, dodatkowe posiłki, sygnał GPS, pacemaker,... rozumiem, że w momencie wprowadzenia takich restrykcji, zniknęły by punkty z napojami, odżywianiem,....oraz wiele biegów. Powód był by prosty, nie było by chętnych lub tak mało, że imprezy stały by się deficytowe.
Myślę, że z pozycji masy biegowej, dyskusja jest o niczym. Są biegi bez atestach trasy, będą biegi bez licencji. No, chyba że ktoś wprowadzi obowiązek obligatoryjny posiadania licencji na wszystkie biegi.

 

Admin

Autor: Admin, 2017-09-17, 21:06 napisał/-a:
We Włoszech po okresie wprowadzania pięknych ulepszeń w systemie, który miał służyć ochronie zdrowia i walce z przypadkami śmierci na trasach biegów obecnie nie wystartujesz w żadnym biegu nie tylko bez badań zdrowotnych (certyfikat medyczny co rok) ale i bez zarejestrowania się w systemie ichniejszego nie wiadomo kogo. Ta rejestracja kosztuje 10 euro. Więc nie zakazują, po prostu nie odbierzesz numeru startowego bez legitymacji - nawet jeżeli jesteś OBCOKRAJOWCEM. Ponieważ "nasi" ulepszacze chętnie powołują się na przykłady zagraniczne jak to pięknie zrobiono, nie widzę podstaw by wierzyć im, że u nas też za 2-3 lata będzie to bezpłatne. Najpierw się opanuje rynek wymyśloną marchewką, a potem wprowadzi za tę niepotrzebną nikomu marchewkę opłaty.

W skrócie mój odbiór pakietu w lutym w półmaratonie w Neapolu wyglądał tak:

- Dzieńdybry, chciałaby moja odebrać numer startowy

- Dokument poproszę

- Proszę.

- Licencję

- Nie mam.

- Prosze udać się do stanowiska z licencjami.

... tup tup tup...

- Dzień dybry, chciałbym wyrobić licencję.

- 10 euro

- Oto banknot

... klik klik klik tuk tuk tuk...

- Oto Pana numer licencji proszę nie zgubić bo będzie Pan musiał od nowa wyrobić.

- A jak zgubię?

- Proszę nie zgubić.

- A mogę dostać jakiś papier z licencją?

- Wyślemy na emaila.

Tup tup tup

- Dziędobyr chciałbym odebrać pakiet startowy

- Licencję poproszę

- Mam taki numer 9978462

- Już wprowadzamy do systemu, proszę potwierdzić

- 9978462

- Proszę, oto pakiet

- Daswidania.

- Bye bye

O badaniach zapomniano i się mój certyfikat medyczny co to latałem do lekarza okazał zbyteczny. Ale licencji dopilnowali. Podczas innego wyjazdu zagranicznego rozmawialiśmy z włoskim dziennikarzem biegowym jak to było u nich z wprowadzeniem obowiązkowych badań. Powiedział, że w ciągu roku ubyło 1/3 uczestników biegów. U nich to jakieś 500 tysięcy osób mniej na listach startowych.

 

Admin

Autor: Admin, 2017-09-17, 21:10 napisał/-a:
Nie dam się :-) Mój dzienniczek treningowy moją niepodległością :-)

 

Nagor

Autor: Nagor, 2017-09-18, 04:43 napisał/-a:
Punkty ustawione przez organizatora to nie jest pomoc z zewnątrz. Z nich można korzystać, ale nie można brać napoju od osoby trzeciej oraz korzystać z nich poza punktami. Czyli jeśli żona poda napój na trasie, to jest to podstawa do dyskwalifikacji. Takich reguł jest więcej. I wbrew pozorom na dużych międzynarodowych imprezach przestrzega się ich mocno, elita jest bardzo kontrolowana. To dotyczy też np reklamy na koszulce - zbyt duża jest podstawą do niedopuszczenia do biegu, ewentualnie zakleja się taśmą. Na bieżni sprawdza się wkręty w kolcach, czy nie są za długie. Bieg w słuchawkach odpada.

Przepisy oczywiście mają swoje luki i czasami są absurdalne. Natomiast to, co chcę wykazać, to wizja, jak PZLA wpada we własne sidła. Teoretycznie licencjonowanie ma na celu przestrzeganie przepisów i ujednolicenie zasad rozgrywania biegów, ale uczestników jest tak wielu, a przepisy tak szczegółowe, że w praktyce to jest niemożliwe. Czyli ten system i tak byłby fikcją.

Licencje istnieją też w Hiszpanii, gdzie startowałem, do opłaty dolicza się te 5 czy 10 euro, nie pamiętam dokładnie. To jest licencja jednorazowa, na jeden start! A z drugiej strony start na bieżni w Portugalii nie wymagał żadnych formalności. Rozwiązania są różne.

 

Jarek42

Autor: Jarek42, 2017-09-18, 07:18 napisał/-a:
A ja nie mam nic do ukrycia. Na blogu wszystko wypisuję. Może komuś się przyda - jak trenować, czy jak nie trenować. Sam nie wiem. Przynajmniej moi konkurenci nie muszą się dopytywać w jakiej jestem formie. To dla nich też zresztą ułatwienie.
Zresztą czas wszystko weryfikuje.

Odnośnie licencji - jak będzie, to będzie jeszcze jeden podatek.

 

Przemek_H

Autor: Przemek_H, 2017-09-18, 10:42 napisał/-a:
Swoją drogą to bieganie bez peacemakera to jakiś absurd i fikcja.
Wyobrażacie sobie duży bieg w Polsce, półmaraton/maraton, bez "baloników"?
Zawody IAAF na bieżni bez peacemakera?
A przecież w największych maratonach na świecie elita biega w otoczeniu swoich pobratymców, którzy są nieoficjalną osłoną od wiatru i pełnią funkcję "zającowania".

 

Nagor

Autor: Nagor, 2017-09-18, 15:31 napisał/-a:
To jest właśnie jeden z absurdów. Instytucja "zająca" nie ma umocowania w przepisach. Działa to na tej zasadzie, że "zając" startuje razem z wszystkimi jako formalnie pełnoprawny uczestnik biegu. Nie jest dopuszczalne wejście zająca na bieg w trakcie biegu (a tak odbywał się choćby atak na 2 godziny w maratonie na wiosnę) i nie jest dopuszczalne stosowanie męskich "zająców" dla kobiet. Było inaczej, bo choćby rekord 2:15:25 Pauli Radcliffe jest zyskany z "zającem". Teraz liczą się już tylko wyniki w biegach "women only".

W żadnym biegu mistrzowskim nie ma "zająców", to praktyka stosowana tylko na mityngach. Co ciekawe, stosowana często w Polsce metoda, że elita ma swoich opiekunów na rowerach, którzy podają napoje, kwalifikuje się do natychmiastowej dyskwalifikacji w świetle przepisów.

Materia nie jest ściśle unormowana i każdy kombinuje jak może. Tym bardziej więc nie widzę, jak należałoby to kontrolować. Ale "zające" z balonikami na pewno by przetrwali, bo biegną cały dystans jako pełnoprawni uczestnicy.

 




Serwis internetowy EUROCALENDAR.INFO
post@eurocalendar.info, tel.kom.: 0512362174
Zalecana rozdzielczosc: 1024x768